Szifer - 2011-05-28 17:35:27

1.Pierwszy wybór.





- Gdzie ja jestem? – Rozejrzał się po polanie otoczonej grubymi wysokimi dębami. Przed nim stał kamienny stół, na którym leżał miecz. Nie był to zwykły miecz. Jego rękojeść była opleciona skórą. Była na tyle długa, że można było trzymać ją w obu dłoniach. Na końcu rękojeści była wyrzeźbiona postać smoka z podniesionymi skrzydłami. Z otwartej paszczy smoka wzniesionej do góry wychodziło obusieczne ostrze o smukłym kształcie. Wyglądał na wykuty przez elfy, ale widać było na nim typowe elementy dla wielu innych ras. Na początku klingi z jednej strony był wyryty napis, który był uderzająco podobny do języka krasnoludzkiego. Z drugiej strony był napis w języku przypominającym język gnomów, które również były mistrzami w wyrabianiu broni. Powyżej obu napisów do czubka klingi poprowadzony był płomień. Kiedy słońce padło na kamienny stół wydawało się, że płomień na klindze mieni się błękitnawym blaskiem, lecz zaraz ponownie gasł. Młody Sigion, który chciał podnieść miecz, nie mógł się poruszyć. Próbował wyciągnąć rękę, po dzieło wykonane z tak wielką starannością i zapewne z pomocą magii, ale nie był w stanie nawet kiwnąć palcem. Coś go paraliżowało…
- Jeszcze nie jesteś gotowy. – usłyszał głos zza pleców – Lecz wiedz, że wrócisz tu jeszcze nie raz, a kiedy będziesz już wstanie ująć… – tu usłyszał nazwę, jakiej nie był w stanie zapamiętać – będziesz musiał dokonać wielu wyborów, od których będzie zależało, czy będziesz mógł go zatrzymać, czy stracisz go razem ze swoim życiem… Wybór będzie należał do ciebie, a teraz obudź się. Zdaje się, że dziś jest wielki dzień. Wstawaj. Wstawaj. Wstawaj…


***


- Wstawaj! Wstawaj! – Egon, starszy brat Sigiona potrząsał nim próbując go obudzić – Wstawaj! Dziś masz swoje czternaste urodziny. To właśnie dzisiaj musisz wybrać swój cech. Jeśli przegapisz ten dzień nigdy nie staniesz się wielkim wojownikiem! No dalej, wstawaj!
Sigion powoli zaczął wygrzebywać się ze swojej pościeli. Usiadł na skraju łóżka, przetarł kułakami oczy i rozejrzał się po swoim pokoju, po raz ostatni być może. Dookoła widział to co zwykle, o dziwo nic się nie zmieniło, mimo, że ten dzień był tak ważny. Widział ściany swojego pokoju, wykonane z równo ociosanych bali, lekko otwarta okiennica, z której padał blask wschodzącego słońca. Blask padał prosto na małą komodę, w której Sigion trzymał swoje ubrania, zawsze starannie ułożone, przez jego matkę.
    Razem z rodziną, Sigion mieszkał w niewielkim miasteczku, nieopodal granicy ich kraju, Gaestred. Ich miasteczko nosiło nazwę Lastvill. Nazwę wioski nadano ze względu na jej położenie. Była najdalej wysuniętym punktem Gaestred na południe, dlatego nazywano je „ostatnim”. Poza tym miasteczko miało swoją tradycję i historię. W przeszłości podczas wojny to właśnie wojownicy z tej miejscowości brali czynny udział w najważniejszych i ostatniej, decydującej bitwie. To dzięki nim, Gaestred pozostało królestwem i nie zniknęło z mapy świata. Panujący wtedy król, w zamian za zasługi wojowników odciążył Lastvill z części podatków. Wielu późniejszych władców chciało zmienić tą sytuację, ale za bardzo bali się buntu najsilniejszych wojowników w państwie. Siła wojowników z „ostatniej” przeszła nawet do legend, ale ich siła pochodzi z realnego źródła. Ich siłę stanowi tradycja, którą utrzymują od zamierzchłych czasów.
    Tradycja głosi, że każdy mężczyzna do czternastego roku życia powinien uczęszczać do szkół. Nie wolno mu do tego czasu używać żadnych broni. Dopiero kiedy ukończy czternaście lat, opuszcza swój rodzinny dom i zamieszkuje ze swoim nowym nauczycielem. Ma prawo wybrać cech w jakim będzie go szkolił nauczyciel, a wybór olbrzymi. Miasteczko Lastvill jest z dwóch stron otoczone górami, które stanowią naturalną granicę państwa. Z jednej strony otacza je las, przez który wiedzie jedyny szlak handlowy łączący miasteczko z resztą kraju. Z czwartej strony Lastvill jest otoczone rzeką wypływającą z gór, dzięki czemu gleby wokół miasta są bardzo żyzne. Młodzian, który ukończy czternaście wiosen może więc przebierać w cechach, jakimi zajmują się nauczyciele miasta. Może zostać kowalem, górnikiem, rybakiem lub drwalem. Każdy z zawodów uczy go czegoś innego, a wszystkie rozwijają w nim siłę i zręczność. Osoba, która skończy szkolenie na drwala, jest bardzo zrównoważona psychicznie i ponad wszystko szanuje naturę. Jeśli ktoś wybierze szkolenie górnika, to zdobywa szacunek do ziemi. Bez górników nie prosperowałyby miejscowe kuźnie, które stale muszą być zaopatrywane w węgiel i rudy żelaza. Trening rybaka uczy cierpliwości i miłości do wody. Ostatni cech, kowalstwo uczy jak można wyrobić sobie broń w skrajnych warunkach, jak poznać, czy dana broń jest rzeczywiście arcydziełem sztuki kowalskiej, czy jest niewyważonym pogrzebaczem, ale również uczy władania ogniem w taki sposób, aby ogień pomagał w pracy.
    Każdy z czterech treningów ma zalety i wady. Czasami zdarzają się osoby, które biorą udział w dwóch lub więcej treningach, lecz nie wszyscy są do tego zdolni. Podczas treningów młodzi adepci dostają wynagrodzenie ( bo w końcu oprócz treningu odwalają przecież ciężką robotę ), ale większa jej część przekazywana jest dla gildii i nauczycieli władania bronią, ponieważ w przerwach adepci muszą nadal ćwiczyć. Więc trening wygląda mniej więcej w następujący sposób. Mistrzowie cechów rozwijają tężyznę fizyczną młodzianów, mistrzowie gildii rozwijają ich pojęcie o ich sile wewnętrznej i wykorzystywaniu jej, a mistrzowie broni uczą ich bronią władać.
    Zazwyczaj trening trwa od dwóch do sześciu lat i to właśnie ci, którzy trenują dwa lata, najczęściej wybierają kolejne zawody, które chcą ćwiczyć. Na koniec treningu każdy wychowanek, musi dzięki wiedzy zdobytej przez te kilka lat wytworzyć dla siebie broń, a do dyspozycji ma pieniądze, które zarobił. Drwale zazwyczaj wybierają topory, górnicy ciężkie młoty, rybacy włócznie i łuki, a kowale miecze. Jednak bez różnicy jaki cech reprezentuje adept, uczy się walczyć każdą bronią.
    Sigion wstał i zajrzał do komody, szukając ubrań. Zobaczył, że tutaj też było tak jak zwykle, ale jednak coś się nie zgadzało. Odchylając kawałek lnianej koszuli Sigion zobaczył ukrytą pod nią kościaną rękojeść. Ostrożnie położył nóż na dłoniach.
- Wszystkiego najlepszego. – powiedział Egon, który zdążył już wrócić do pokoju swojego brata – Sam go zrobiłem. Pamiętasz jak Ci opowiadałem, że w ostatnim tygodniu znalazłem martwą sarnę? To z jej poroża. Uczę się już dwa lata, więc myślę, że ten kozik nie jest najgorszej klasy. Zanim Ci go dałem wypróbowałem go. Jest na tyle lekki, że można nim rzucać, ale na tyle długi i ostry, że w ostateczności możesz poderżnąć nim komuś gardło. – tu się uśmiechnął pokazując białe zęby, ale natychmiast przybrał poważną minę – Ale pamiętaj, tylko w ostateczności! Wiesz jak karane są morderstwa, a dzisiaj wiele osób będzie próbowało zajść cię od tyłu, chociażby po to, żeby cię wystraszyć, a potem złożyć życzenia. Nie wyskakuj na nich od razu z nożem! Z resztą, i tak przecież jeszcze nie umiesz się nim posługiwać. – Po raz kolejny się uśmiechnął, tym razem bardzo szczerze. Uścisnął młodszego brata i powiedział – Powodzenia! Mam nadzieję, że dobrze wybierzesz. Tego wyboru nie będziesz mógł zmienić. A teraz ubierz się i chodź do sieni. Rodzice już czekają.
    Egon wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Sigion położył kozik na komodzie i zaczął się ubierać. Założył brązowe lniane spodnie, i jasnobrązową lnianą koszulę, pod którą leżało jego znalezisko. Spodnie obwinął grubym skórzanym pasem, za który włożył kozik. Przez cały czas zastanawiał się nad cechem i nad tym, kim będzie jego nauczyciel. Zawsze fascynowało go kowalstwo, ale strasznie kochał wodę, a przecież nie da się w żaden sposób połączyć tych upodobań… A poza tym bał się trochę wstąpić do cechu kowalskiego, gdyż była bardzo wielka szansa, że jego nauczycielem zostanie jeden z najstraszniejszych, a zarazem najsilniejszych kowali w mieście, Gretos. Podobno trening u niego był koszmarem, przynajmniej wszyscy, którzy u niego ćwiczyli tak mówili. Najzdolniejsi zostawali u niego po cztery lata, ponieważ mówił, że wcześniej nie dadzą rady upolować nawet szaraka. Sigion widział tylko jednego wojownika, który u niego ćwiczył. Trenował pięć lat i mówił, jak wszyscy zresztą, że to był koszmar. Ale później przyszły wiadomości, jak zwykle razem z handlarzami, że tego samego wojownika zaatakowało ośmiu bandytów. Podobno powalił ich nie wyciągając miecz z pochwy, a zrobił to tak szybko, że bandyci nie wiedzieli kiedy zostali przywiązani do drzew. Tak ich znaleźli handlarze i oczywiście pomogli. Ci od razu chcieli napaść na łatwowiernych handlarzy, ale kiedy zobaczyli go wyłaniającego się na skraju lasu uciekli co sił w nogach. Handlarze chcieli się jakoś odwdzięczyć, ale jego już nie było.
- Więc może Gretos, mimo surowości potrafi wyszkolić na najlepszego wojownika? Słyszałem, że inni jego uczniowie mogą pochwalić się podobnymi wyczynami… Nie wiem. Wierzę, że kiedy będę musiał wybrać, wybiorę dobrze. Przecież Egon na mnie liczy. Nie zawiodę go!
    Tak myśląc Sigion skończył wkładać buty i wszedł do sieni, która zarazem była jadalnią. Stał w niej stół, ściany, tak jak w jego pokoju były wykonane z równo ociosanych bali. Brat jego ojca, jako drwal wykonał świetną robotę szukając materiałów na budowę tego domu. A poza tym Egon był jego ulubionym bratankiem, w końcu też został drwalem, więc nie mógł mieszkać byle gdzie.
Rodzice Sigiona stali przy stole patrząc na niego czule. Jego ojciec , Galad, był znanym wojownikiem-kowalem, jednym z najlepszych, ale był za młody, żeby móc szkolić innych wojowników. Wrócił do domu, ze swoich misji, aby pożegnać syna. Wyjątkowo nie był ubrany w lekką płytową zbroję, jak zazwyczaj a jedynie w skórę. Widać jednak było, że był wprawionym wojownikiem, a poza tym, przez jego plecy przewieszony był długi półtoraroczny miecz, z prostą rękojeścią, owiniętą skórą. Matka, Monica, stała obejmując w pasie swojego męża, tak jak on ją. Była ubrana w prostą lnianą sukienkę. W jej oczach widać było troskę o syna, ale i dumę. Podeszła do niego i mocno go uścisnęła, ze jej oczu trysnęły łzy. Zaraz po tym jak go puściła podszedł do niego ojciec i mocno uścisnął mu dłoń, prawie ją miażdżąc. Sigion, lekko jęknął, ale zrobił tęgą minę i powstrzymał się od rozmasowania dłoni.
- Odprowadzimy cię na plac – powiedział ojciec – i zobaczymy jaki los dla siebie zgotujesz. – Mówiąc to uśmiechnął się szczerze, ale zaraz dodał. – Bez względu na to, jaki cech wybierzesz, jesteś naszym synem, a my będziemy z Ciebie dumni… Ale trzymaj się z dala od górników… Nie chcę, żebyś wyglądał jak kocmołuch. – To mówiąc zaśmiał się w głos i wyszedł na zewnątrz. Jego żona odprowadziła go wzrokiem, po czym sprostowała – Ojciec tylko żartuje. Nie bierz na poważnie wszystkiego co mówi, wiesz jaki on jest… Choć nie bywa często w domu, ale wiem, że go kochasz, tak jak i my kochamy ciebie. A teraz idź do niego, ja zaraz dojdę. Egon wyszedł już wcześniej. Widzę, że dał ci prezent. My też coś dla ciebie mamy, ale jeszcze nie teraz. Teraz musisz się usamodzielnić, a my ci pomożemy, kiedy skończysz już trening. Chodźmy już! – To mówiąc otworzyła drzwi na zewnątrz i oboje wyszli z domu.


***


    Dzień był bezchmurny. Słońce świeciło bardzo mocno, ale nie było bardzo gorąco. Zaczynała się dopiero wiosna, a, że był jeszcze ranek, powietrze nie zdążyło się jeszcze nagrzać. Na placu był tłum ludzi, głównie kobiet z małymi dziećmi. Jedyni wojownicy, w mieście, to ci, którzy dzień i noc pilnowali bramy i oczywiście mistrzowie cechów. Poza tym byli tu również rolnicy, którzy przeprowadzili się tu, ponieważ chcieli, żeby chociaż jedno z ich dzieci było wojownikiem. Odbywało się to na zasadzie wymiany. Ludność „ostatniej”, poza kobietami, była wojownikami. Kobiety, które chciały też mogły być szkolone, ale nie było wielu chętnych, choć od każdej reguły są wyjątki. Kobiety, w czasie, kiedy ich mężowie wojowali, zajmowały się polami. Każda miała jego mały skrawek przy domostwie i wykorzystywała go wedle uznania. O żywność nie było tu trudno, gdyż z powodu bliskości rzeki ziemie były żyzne. To właśnie przyciągnęło rolników. Część kobiet oddała im swoje ziemie, a oni stawali się częścią rodziny. Za otrzymane pole musieli dostarczać część dla kobiet, a resztę ( nie było tego mało ) zatrzymywali dla siebie. Każdy był z tego zadowolony.
    Na placu, pokrytym kamieniem ( podarunek górników dla miasta ) ustawiony był dzwon ( który z kolei był podarunkiem kowali ). Kiedy w niego uderzono przestano rozmawiać. Z tłumu do przodu wyszedł przywódca miasta. Burmistrz byłoby złym określeniem na męża potężnej postury, z oburęcznym mieczem przytroczonym do pasa, w grubej płytowej zbroi. Średniej długości czarne włosy spływały mu na plecy, a brodę miał zaplecioną w warkocz. Kiedy odezwał się, jego głos rozniósł się po całym placu, a pewnie i jeszcze dalej.
- Zebraliśmy się tutaj – zaczął -, aby kolejny z nas, Sigion syn Galada, wybrał swój cech i tym samym rozpoczął swoje szkolenie. Wystąp Sigionie. – Młodzieniec zrobił krok do przodu. Czarne włosy kaskadą opadały mu na czoło i barki. Miał oliwkową cerę. Brązowe oczy patrzyły prosto na przywódcę, a twarz wyrażała powagę. – Teraz musisz odpowiedzieć na kilka moich pytań. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłeś pierwszą broń? – Sigion był pewien, że padnie to pytanie i był na nie gotowy – Mój ojciec jest wojownikiem. Jako, że był przy moim porodzie, mimo, że tego nie pamiętam, jestem pewien, że właśnie wtedy widziałem jego miecz. Poza tym sam go o to pytałem, a on potwierdził, że nigdy nie rozstaje się ze swoją bronią. – Przywódca spojrzał na Galada, a ten skinął lekko głową.
– Dobrze więc. A czy miałeś już styczność z jakąkolwiek bronią?
– Tak.
– A czy wiesz, że do dzisiaj nie powinieneś mieć takowego kontaktu?
- Wiem, a pierwszy kontakt miałem właśnie dzisiaj, z bronią, którą mam za pasem. Z tym oto kozikiem, tu wyjął go, a później ponownie schował.
- Dobrze więc. Teraz mam do ciebie ostatnie, najważniejsze pytanie. Jaki cech chcesz reprezentować. Chcesz być rybakiem, który włada wodami, górnikiem, który rozmawia z ziemią, drwalem, który zna każde drzewo, czy kowalem, który rozkazuje ogniu? – Sigion spojrzał na ojca, który tak jak cały tłum przyglądał mu się teraz uważnie. Przypomniał sobie sen, w którym ujrzał klingę z dziwnymi runami i płomieniem… Płomień.
- Chcę zostać kowalem! Mam to za sobą. Mój pierwszy świadomy wybór, od którego zależy moje życie… - Ojciec uśmiechnął się i razem z innymi zaczął klaskać.
- Tak więc zdecydowałeś – powiedział wódz – będziesz podążał drogą ognia. Teraz nie ma już odwrotu. Teraz udaj się do kuźni na końcu miasta. Tam czeka na ciebie twój nauczyciel. A wiedz, że tym nauczycielem jest mistrz Gretos, nasz najlepszy kowal. Od dzisiaj jesteś jego uczniem, a tego wyboru zmienić nie możesz. – To mówiąc odszedł, a cały tłum rozszedł się. Sigion słysząc ostatnią wiadomość ledwo mógł oddychać. – A więc przypieczętowałem swój los…

Szifer - 2011-05-28 17:36:34

Za chwilę wstawię drugi rozdział, jestem w trakcie pisania trzeciego

Szifer - 2011-05-28 17:37:56

2. Mistrz.


- Sigionie! Sigionie! – Egon przekrzykiwał tłum, który jeszcze nie zdążył się rozejść i przepychał się w stronę brata. – Sigionie! -  W końcu dopchał się do brata, który nadal nie mógł dojść do siebie. – Zostałeś kowalem! Tak jak ojciec. Będziesz wielkim wojownikiem. Wiesz skąd to wiem?? Bo spotkałem raz twojego nowego nauczyciela. Będziesz wiedział o co mi chodzi, jak go zobaczysz. Nie zazdroszczę ci, że na niego trafiłeś. Zazdrościć ci będę jak już skończysz trening. Ja kończę już niedługo. Jak widzisz, udało mi się zrobić w dwa lata, ale myślę, że ty nie skończysz szybciej jak za cztery. Nie, żebym w ciebie nie wierzył, ale myślę, że i ty słyszałeś o Gretosie.
- Pocieszaj go jeszcze trochę, to na pewno utrzyma się na nogach. – Powiedział ojciec, który poczekał, aż rozejdzie się tłum i dopiero podszedł. – Widzisz, Gretos jest jednym z najlepszych wojowników jakiego znam.
- Znasz go tato?? – Zapytał zdumiony Sigion.
- Tak. Całkiem dobrze… Tak się składa, że w przeszłości trenowaliśmy u jednego mistrza w tym samym czasie.
- CO?! Jak to w ogóle możliwe? Jak to się stało? – Zapytali razem bracia.
- Urodziliśmy się jednego dnia. Kiedy mieliśmy dokonywać wyboru, obaj postanowiliśmy być kowalami, a w tamtym dniu tylko jeden mistrz pozostał bez ucznia… Tak więc obaj trenowaliśmy razem, u najbardziej wymagającego człowieka jakiego znałem. Z tego co słyszałem Gretos uczy w ten sam sposób, a jeśli wierzyć plotkom to nawet w jeszcze bardziej wymagający. Ale za to spójrz na mnie. Wiesz jak jestem silny. Uświadomiłem ci to chodźmy dziś rano, Sigionie, kiedy uścisnąłem ci dłoń. – Sigion przypomniał sobie natychmiast, gdyż na dłoni zostało kilka siniaków – Wiedz, że Gretos jest ode mnie silniejszy. Myślę, że podczas naszego treningu on wykonywał dodatkowe roboty, dlatego jest tak silny. Jeśli będziesz miał okazję rób tak jak on, a może go przerośniesz. Wiedz, że każda rzecz, jaką Gretos będzie kazał ci wykonać ma na celu wzmocnienie twojego ciała, więc nie wymyślaj i nie mów, że czegoś nie dasz rady zrobić. W takich sytuacjach będziesz mógł się przekonać o jego sile, a wierz mi, nie chcesz tego. Co do dodatkowych robót, można na tym nieźle zarobić. Jeśli chcesz mieć tak dobry kawałek żelaza, jak ja mam na plecach, to będziesz musiał mieć dużo pieniędzy. U Gretosa musiałbyś pracować sześć lat i to przy pełnym zarobku, a nie przy takim jaki będziesz otrzymywał. A teraz idź już. Im dłużej będziesz zwlekał tym bardziej będziesz się bał i tym bardziej Gretos będzie się irytował, a tego też nie chcesz, wierz mi.
- Dobrze tato… Ale… Teraz nie jestem już pewien czy dam radę… A co jeśli cię zawiodę?
- Nie zawiedziesz. Jesteś moim synem. A teraz mam dla ciebie jedną radę. Słuchaj wszystkiego co mówi Gretos, a źle na tym nie wyjdziesz.
- Dobrze tato. Nie zawiodę cię. Nie mogę.  Żegnajcie. – Sigion uścisnął ojca, matkę i brata, po czym ruszył w dół miasta.
    Idąc widział po drodze sklepy, które prowadzili różni mieszkańcy wioski. Widział sklepy z żywnością, piekarnie, kuźnie, oraz warsztaty. Ludzie chodzili po brukowanych uliczkach miasteczka. Widać było kilka koni i oczywiście strażników pilnujących porządku w mieście. Każdy z nich był odziany w lekką zbroję płytową, oksydowaną na czarno ( znak rozpoznawczy strażników miejskich ), oraz po kilka broni przytroczonych do pasa i pleców. W mieście nie było bandytów, chociaż niektórzy myśleli, że dadzą radę coś ukraść, gdyż w mieście są same kobiety. W najlepszym wypadku zmieniali zamiar na widok strażników, w najgorszym tracili różne części ciała ( łącznie z głową ) w zależności od tego, co chcieli zrobić. Warty zmieniały się trzy razy dziennie. Wielu mogłoby pomyśleć, że wtedy najłatwiej jest coś ukraść, gdyż strażnicy są zmęczeni i zajęci zmianą warty, a drudzy jeszcze nie są czujni. To jest największy błąd jaki zazwyczaj popełniają złodzieje. Zazwyczaj później kompletnie tracą głowę… Dosłownie.
    Sigion doszedł do kuźni, która od tej chwili miała być jego domem przez kilka najbliższych lat. Zapukał do drzwi i naparł na nie, ale o dziwo drzwi były zamknięte. Zapukał, a później załomotał jeszcze kilka razy, ale nikt nie otwierał.
- Co on sobie myśli? Kompletnie mnie olał… I co ja mam teraz zrobić? – Tak myśląc nie zauważył, że podeszła do niego starsza kobieta. Miała prześwitującą chustkę koloru niebieskiego na całkiem siwych włosach.
- Szukasz kogoś chłopcze? – zapytała ochrypłym, lecz miłym głosem uśmiechając się
- Tak. Nazywam się Sigion. Właśnie skończyłem czternaście lat, a moim mistrzem został Gretos, właściciel tej kuźni. Wiesz może, pani, gdzie mogę go znaleźć?
- Gretos, Gretos… Ach, Gretos! Taki wielki, łysy z brodą. Kowal tak?
- Prawdę mówiąc nie wiem, pani. Nigdy wcześniej go nie widziałem, ale prawdą jest, że jest kowalem.
- Widziałam. Zostawił coś dla ciebie. Nie widziałeś, tam po drzwiami. – Sigion spojrzał pod drzwi i rzeczywiście zobaczył, że na ziemi leży kawałek pergaminu. Było nabazgrane na nim kilka zdań.

    Wyszedłem w góry. Idź do chatki górnika przy bramie. To mój znajomy, Hwatt. On ma klucze do mojej kuźni. W środku znajdziesz dalsze informacje co do tego co masz zrobić.
Gretos

- Dziękuję, pani. – Powiedział Sigion.
- Chcesz zostać wielkim wojownikiem prawda chłopcze? – Spytała starsza kobieta.
- Tak, pani. Marzę o tym. – odpowiedział Sigion.
- Musisz być bardziej uważny, bo nigdy ci się to nie uda. A teraz idź. – kobieta uśmiechnęła się i odeszła.


***


    Do chatki górnika było około kilometr drogi. Sigion nie narzekał na brak kondycji, więc całkiem szybko przeszedł ten dystans, ale wiedział, że kiedy już dostanie klucz, będzie musiał zrobić drugie tyle. Kiedy podszedł do chatki zza drzwi wyjrzał mężczyzna o czarnych, zaczynających siwieć włosach, pomarszczonej, uśmiechniętej twarzy i siwiejącej brodzie. Mężczyzna ( a w zasadzie już prawie dziadek ) nie był zbyt wysoki, ale za to przyzwoicie zbudowany.
- To ty jesteś tym chłopcem od Gretosa? – zapytał na progu wyciągając dłoń. Sigion starał się mocno ją uścisnąć, ale nie mógł przewyższyć siłą starego górnika.
- Tak to ja. Jestem Sigion.
- Syn Galada?
- Zna pan mojego ojca?
- Czy znam? Oczywiście! To mój dobry przyjaciel! A to niespodzianka. Galad opowiadał mi o tobie. Że też od razu cię nie poznałem. W sumie, jesteś bardzo podobny do ojca.
- Dziękuję. Gretos zostawił mi…
- Tak, klucz. Dam ci jedną radę chłopcze, ale tylko dla tego, że znam twojego ojca. Nigdy, ale to nigdy nie mów do swojego mistrza na ty. Mów, albo mistrzu, albo mistrzu Gretosie. To samo się tyczy, kiedy rozmawiasz o nim z ludźmi. A teraz mam jedną prośbę. Gretos powiedział, że może będziesz chciał mi pomóc. Gretos zazwyczaj długo jest w górach, więc będziesz miał jeszcze czas, żeby wykonać to, o co cię prosił. Jeden z kowali mówił mi, że chce złożyć zamówienie na rudy żelaza, do kuźni. Miałem się dziś z nim spotkać i to omówić, ale mam pilną sprawę do załatwienia. Czy mogę na cienie liczyć w tej sprawie? Weźmiesz zamówienie od tego kowala?
- Skoro Greto… Mistrza Gretosa i tak długo nie będzie, to czemu nie. Gdzie mam iść?
- Jego kuźnia jest niedaleko kuźni twojego mistrza. Dasz radę?
- Już idę. Niedługo wrócę. Do zobaczenia!
Sigion wybiegł z chatki Hwatta i zaczął biec w dół miasta. Troszkę zadyszany zapukał do kuźni, po czym otworzył drzwi. W kuźni panował półmrok, a jedyne światło dawał ogień rozpalony w olbrzymim piecu, bezkształtne metale, rozżarzone w nim do czerwoności i odrobina światła wpadająca przez uchyloną okiennicę. Przy kowadle stał olbrzymi mężczyzna, łysy z brodą o krzaczastych brwiach. Stukał młotem jakiś kawałek metalu, rozgrzanego do czerwoności. Podniósł na chwilę głowę i zobaczył Sigiona.
- Poczekaj chwilę, już kończę. – powiedział grubym głosem, po czym wrócił do pracy. Kawałek rozgrzanego metalu zaczął nabierać kształtu, aż w końcu rozgrzaną jeszcze klingę włożył do beczki z wodą. Zasyczała woda i podniosła się para. Kowal wytarł klingę i włożył ją ponownie do pieca.
- Już skończyłem. O co chodzi młodzieńcze? Widzę cię tu pierwszy raz… Zaraz… Chyba nie zostałem twoim mistrzem?! O matko, przepraszam, nikt mnie nie powiadomił… Zaraz się przygotuję…
- Nie trzeba, panie. Jestem Sigion, a moim mistrzem został Gre… mistrz Gretos. Przyszedłem w innej sprawie.
- Przepraszam, za to małe zamieszanie. O co chodzi Sigionie? – Powiedział, po czym rozszerzył oczy. – Sigion? Syn Galada? – Sigion po raz kolejny w dzisiejszym dniu mocno się zdziwił, ale grzecznie odpowiedział na pytanie.
- Tak, panie. Galad jest moim ojcem. Czy pan go zna?
- Chłopcze! To najlepszy, obok Gretosa, kowal w mieście! Każdy kowal go zna. A teraz powiedz cóż to za sprawa, z którą przyszedłeś?
- Przysyła mnie pan Hwatt. Mam zanieść do niego zamówienie od pana, na rudy żelaza.
- Aaa… Racja. Całkiem zapomniałem, a to nie dobrze dla mojej kuźni, jeśli zapominam o tak ważnych rzeczach. Zaraz gdzieś ci to zapiszę – wziął kawałek pergaminu i węgielek, po czym zaczął pisać kilka słów na kartce – Zanieś mu to jeśli możesz. Masz kawałek drogi do przebycia… weź miedziaka za fatygę – uśmiechnął się, po czym powiedział – Czuję, że czeka cię dzisiaj ciężki dzień.
    Sigion wziął monetę i schował do kieszeni, gdyż nie miał sakiewki. Kiedy szedł przez miasteczko zauważył, że powietrze zdążyło już się ogrzać, a na niebie pojawiło się kilka pojedynczych, białych jak śnieg chmur. Nie przysłaniały one jednak słońce, które grzało coraz mocniej. Dzień był piękny, a on musiał biegać z jednego na drugi koniec miasta.
- W sumie to sam się w to wpakowałem… Ale są też dobre strony tej wędrówki. Poznaję ludzi, a taka znajomość może się kiedyś przydać… I to, że się im przysłużyłem. A poza tym dowiedziałem się, że wiele osób zna mojego ojca. Matka mi nigdy o tym nie mówiła. Jestem dumny z tego, że jestem jego synem… Na pewno ojciec dokonał wiele rzeczy, a ja pójdę w jego ślady.
    Tak myśląc nie zauważył, kiedy doszedł do domu Hwatta. Zapukał do drzwi, ale nikogo nie było w środku. Czyżby nie załatwił jeszcze swoich spraw, o których mówił? Pomyślał Sigion, ale przezornie rozejrzał się i miał rację. Pod drzwiami znalazł karteczkę.
    Sigionie, musiałem iść jeszcze w kilka miejsc. Oczywiście jeśli chcesz, możesz do mnie dołączyć. Razem zejdzie nam szybciej. Muszę załadować rudy na swój wóz i dowieźć je do mojej chatki. Jeśli chcesz mi pomóc przyjdź na południe wioski. Jest tam domek mojego przyjaciela, górnika. Powinieneś mnie tam zastać. Jeśli jednak nie przyjdziesz, spotkamy się po południu w mojej chatce.
Hwatt
-Nie za dużo wyborów na dzisiaj? Ale im szybciej tym lepiej. Wydaje mi się, że nie mam aż tyle czasu, żeby odwlekać zadanie od mistrza. – myślał Sigion. Chwilę później był już przy chatce, przed którą stał drewniany wóz zaprzężony w dwa konie. Zapukał do drzwi. Przez okiennicę wyjrzał jakiś szczupły mężczyzna.
- Wchodź Sigionie. Hwatt już czeka. – powiedział otwierając drzwi na oścież i zapraszając gestem do środka.
    Dom, jak większość domów była zbudowana z bali, ale miała też elementy zrobione z kamienia. Hwatt siedział przy małym drewnianym stole, a naprzeciwko niego usiadł jego znajomy.
- Siadaj – zaprosił przyjaciel górnika – pewnie jesteś głodny. Zrobię Ci coś na szybko. – Sigion do tej pory nie zdawał sobie nawet sprawy jaki jest głodny. Usiadł przy stoliku i próbował maskować jakoś burczenie w brzuchu. Niestety, bez efektu. Przyjaciel górnika dał mu dwie pajdy chleba z serem.
- I jak Sigionie. Zrobiłeś to, o co cię prosiłem?
- Oczywiście – powiedział z pełną buzią – oto zamówienie. – Wyciągnął z kieszeni kawałek pergaminu.
- Aha. Dobrze. Bardzo dobrze się spisałeś. Mam u ciebie dług, młodzieńcze. Domyślam się, że skoro tu przyszedłeś to chcesz mi pomóc i tym razem, zgadza się?
- Tak. Chętnie to zrobię. Lubię pomagać.
- Rodzice dobrze cię wychowali, ale nie zgadzaj się tak pochopnie, póki nie dowiesz się co to za robota. Musisz pomóc mi załadować kilka worków rud żelaza na mój wóz. Od razu część zawieziemy do kowala, a resztę pomożesz mi rozpakować przy mojej chacie. Dalej jesteś chętny do pomocy?
- Skoro mówisz, że to tylko kilka worków… - Obaj górnicy przerwali mu głośnym śmiechem, a Sigion nie wiedząc z czego się śmieją też się uśmiechnął.


***


    Kiedy Sigion skończył jeść wyszli z domku i poszli za niego. Tam była góra worków pełnych czegoś co się sypało, a na pewno nie było to lekkie.
- No Sigionie, do roboty. – Powiedział Hwatt podwijając rękawy. Sigion zrobił to samo po czym podniósł jeden worek.
- To waży z tonę! – powiedział i ledwo idąc położył to na wozie – Mamy wnieść to wszystko?
- Nie. – powiedział Hwatt śmiejąc się – Nie jestem aż tak bogaty. Mamy zabrać jedną czwartą tej „górki”. Będzie trzeba zrobić z dwa kursy. To nie wejdzie na wóz. A teraz przestań narzekać i pracuj. Wiedz, że dzięki temu będziesz silniejszy. Twój mistrz da ci pewnie wiele gorszych zadań, także zacznij się przygotowywać.
- Dobrze. Skoro to ma mi pomóc.
- Nie pożałujesz chłopcze, nie pożałujesz. – powiedział Hwatt śmiejąc się.


   

Kiedy nadeszło południe Sigion ledwo siedział na wozie. Po pierwszym załadowaniu towaru Sigion prawie całkowicie opadł z sił, a towar było trzeba jeszcze rozładować, a później załadować po raz drugi. W tej chwili byli w drodze do kowala. Postanowili, że dopiero robiąc drugi kurs zajadą do niego, żeby zawieźć mu zamówienie. Chłopak, mimo, że był wyczerpany postanowił, że da radę to zrobić i nawet Hwatt patrzył z podziwem jak młodzieniec dźwiga ciężary.
- To niedaleko. Zaraz będziemy. – Powiedział Hwatt. Kiedy dojechali do kuźni, zeskoczył z wozu i bez pukania wszedł do kuźni. Po chwili wyszedł razem z kowalem.
- Witaj ponownie Sigionie. – powiedział kowal z uśmiechem – Byłem prawie pewien, że zobaczę cię jeszcze dzisiaj. Rzetelnie zrealizowałeś moje zamówienie. Jeśli jeszcze pomożesz nam to rozładować…
- Oczywiście. Będę od tego silniejszy. Tak mówił pan Hwatt, a poza tym muszę się przygotować do treningu z mistrzem Gretosem.
- Dobrze mówisz chłopcze. No to do roboty. – Powiedział kowal. Poszło im szybko, gdyż pracowali we trzech.
    Kiedy rozładowali już resztę rud w pobliżu chatki Hwatta, ten zaprosił Sigiona do środka. Z zewnątrz chatka wyglądała na rozlatującą się, ale w środku była całkiem solidna. Fundamenty miała zbudowane z kamienia, czego nie było można zobaczyć z zewnątrz. Była bardzo przytulna. W sieni stał komin i stolik.
- Dzisiaj dużo się napracowałeś. Masz tu dziewięć miedziaków. Kup sobie sakiewkę. Powinno ci starczyć. A, racja. Byłbym zapomniał o najważniejszym. Masz klucz do kuźni Gretosa. A teraz leć już, bo okaże się, że znajdę jeszcze jakąś robotę – powiedział Hwatt śmiejąc się głośno. Kiedy Sigion wyszedł powiedział do siebie – Ma wiele siły. No Gretosie, trafiła kosa na kamień. Przerośnie cię, a będzie o nim głośno. Cieszę się, że to właśnie na ciebie trafił.


***


    Sigion po drodze do kuźni zrobił tak jak mu podpowiedział Hwatt. Kupił małą skórzaną sakiewkę, która kosztowała go dziesięć miedziaków, czyli wszystko co zarobił dzisiejszego dnia. Nie była zbyt wielka, ale to była pierwsza rzecz, jaką kupił za swoje pieniądze, które z takim trudem zarobił i był z tego bardzo zadowolony. Był bardzo zmęczony, ale nowy zakup póki co przyćmił to uczucie. Otworzył kuźnię, środku panował mrok.
- To dziwne – pomyślał – Co prawda widziałem tylko jednego kowala, ale myślałem, że oni pilnują ognia w palenisku, aby nie wygasł, chyba, że… Gdzie jest kartka od Gre… mistrza!
    Oczy po chwili przywykły do panującego w środku mroku i na pierwszym blacie przy wejściu chłopak znalazł kawałek pergaminu.

    Cieszę się, że pomogłeś Hwattowi. Skąd wiem, że to zrobiłeś? Bo znam twojego ojca, a ty pewnie jesteś chociaż częściowo taki jak on. Jestem teraz w górach. Dziwisz się, że zostawiłem swoje miejsce pracy bez opieki? Hwatt to jeden z najmniej pozornych i najlepszych wojowników jakich znam. A co do tego, co musiałeś dla niego zrobić, to porozmawiamy kiedy już mnie znajdziesz. Zakładam, że jest już po południu. Znajdziesz mnie w górach. Jak już tam dojdziesz, to spytaj jakiegokolwiek górnika gdzie jestem. Każdy wie gdzie przebywam.
Gretos

    Rzeczywiście było już po południu. Słońce zaczęło już swą drogę na zachód. Na niebie pojawiło się kilka nowych chmur, nadal jednak nie były one w stanie zasłonić słońca. Kuźnia Gretosa nie była położona daleko od gór. Sigion dziwił się, Hwatt, który był przecież górnikiem ma dom położony tak daleko od gór, a Gretos, który ma niedaleko do innych górników korzysta z usług Hwatta.
- Może po prostu długo się znają. – myślał Sigion.
    Kiedy doszedł do gór postanowił zrobić tak, jak kazał mu mistrz. Przeszedł się kawałek, po czym spotkał jakiegoś górnika.
- Witaj panie! – zawołał – Czy wiesz, gdzie mogę znaleźć mistrza Gretosa?
- Wiem, że takie informacje nie są darmowe – powiedział górnik. Coś w jego wyglądzie nie podobało się Sigionowi więc od razu skupił się na nim. Dlaczego, ktoś z tej wioski miałby żądać pieniędzy za coś takiego, chyba, że…
- Nie widziałem cię tu wcześniej panie. Skąd przybywasz? – zapytał, udając, że jest tu częstym bywalcem i zna wszystkich.
- Mówiłem ci już, że informacje nie są darmowe. Albo płacisz albo uciekaj, bo skopię ci to twoje młode dupsko.
- Nie mam pieniędzy, ani niczego, czego mógłbyś chcieć. – powiedział.
- Tak się składa, że ja widzę rzecz, której mogę chcieć. Masz za pasem bardzo ładnie wykonany kozik…
- Nie mogę go oddać. Dostałem go od brata.
- Tak? Więc jest twój, a z rzeczami, które są twoje możesz robić co chcesz, miedzy innymi, możesz je oddać…
- Ale nie chcę ci go oddawać, panie.
- A więc odbiorę ci go siłą młokosie! – mężczyzna uznany wcześniej za górnika rzucił się na Sigiona, ale ten zdążył odskoczyć. Mężczyzna podniósł się powoli i zaczął zbliżać się do chłopaka. Ten pamiętając co mu mówił brat o morderstwach w miasteczku, postanowił, że nie wyjmie noża. Wyjął go zza pasa i odrzucił.
- Taki z ciebie odważniak? – powiedział bandyta – Chcesz się bić na pięści? Proszę bardzo! – Podbiegł do Sigiona i zamachnął się. Chłopak odskoczył, kiedy usłyszał, jak bandyta krzyczy z bólu. Spojrzał w jego stronę i ujrzał, że za bandytą stoi potężny mężczyzna łapiąc go za uniesioną jak do ciosu rękę. Musiał trzymać ją w żelaznym uścisku, skoro wrzeszczał tak głośno. Gdy go puścił, ten przewrócił się, spróbował się podnieść i uciekać, ale mężczyzna przewrócił go na plecy i przygniótł nogą do ziemi. Ten szamotał się strasznie, więc mężczyzna ogłuszył go jednym ciosem w twarz.
- Jesteś bardzo podobny do ojca, Sigionie. – powiedział mężczyzna wyciągając dłoń do chłopaka – Jestem Gretos, twój nowy nauczyciel. – Sigion uścisnął rękę najmocniej jak potrafił, ale był zmęczony i nie spodziewał się takiego naporu siły ze strony mistrza. Ból w ręce był tak silny, że padł na kolana


***



    Kiedy Sigion wstał Gretos nastawił mu kości dłoni, ból ponownie rzucił go na kolana.
- Przepraszam za to. – powiedział Gretos – Zawsze kiedy moi uczniowie kończą trening mają już dość siły by się temu przeciwstawić, a przy nowych zawsze zapominam, że jeszcze nie mają tej siły… - podrapał się po łysej głowie i podszedł do nieprzytomnego bandyty. Podniósł go, jakby był lekki jak piórko i zarzucił sobie na ramię.
    Gretos był olbrzymem. Miał około dwóch metrów wzrostu i był strasznie szeroki w barach. Głowę miał ogoloną na łyso. Miał opaloną twarz i przyciętą brodę. Oczy miały kolor bladoniebieski. Ręce miał potężne, przy każdym ruchu było widać granie olbrzymich mięśni. Na klatce nosił ciemną koszulę, z trzema rzędami kieszeni, jedna w niewielkiej odległości od drugiej, a w każdej z nich nosił coś, co przypominało kształtem prostokątną sztabkę. Dodatkowo cała ta koszula była obita blaszkami. Skórzane spodnie przepasane były pasem, do którego przytroczone były dwa miecze, jednoręczny i półtoraręczny.
- Co z nim zrobimy, mistrzu? – zapytał młody uczeń pewien, że to nie będzie miłą rzecz dla bandyty.
- Jak to, co? Zostawimy go ze związanymi rękami w krzakach. Może ktoś się nad nim zlituje i mu pomoże. W każdym razie krzywdy tu nikomu nie zrobi. Kobiety tędy nie chodzą, a mężczyźni poradzą sobie z taki łazęgą jak on… Zastanawiam się tylko co on tu w ogóle robił? – Gretos podrapał się po raz kolejny po łysej czaszce jakby się namyślał – Zmieniłem zdanie. Zaniesiemy go do przywódcy miasta. Na razie nie będę dzielił się z Tobą moimi spostrzeżeniami. To co, gotów do drogi? – podrzucił bandytę na ramieniu, przy czym ten mimo braku przytomności jęknął i zaczął iść w stronę miasta.

Amras Helyänwe - 2011-05-29 11:51:14

Trudne zadanie mnie czeka, jak widzę :) Ale to czysta przyjemność, móc się na coś przydać, i ewentualnie dać jakieś wskazówki :D

Zgodnie z moimi zasadami, najsampierw wyliczę błędy i zaproponuję poprawkę. Następnie przejdę do właściwej recenzji tekstu :D  Ostrzegam, żei będę się czepiał każdej, nawet najmniejszej literówki. Może się to wydać zbędne, ale wg mnie tekst powinien być możliwie najbardziej dopieszczony :D Tak więc, niepotrzebne przecinki - drżyjcie! xD
Z góry przepraszam też za ewentualne uszczypliwości - nie staram się taki być, ale moje niektóre słowa mogą się takie wydawać. Proszę mnie za to nie karcić, taki już mój sposób pisania xD
Moja analiza jest bardzo wnikliwa, sam nie wiem, czy będzie Ci się to chciało czytać :x Ale mam nadzieję, że moja praca nie pójdzie na marne ;)
Może też wydawać się, że traktuję to za bardzo poważnie. Tak więc, żeby nie było niedomówień - ja będę to traktował jak książkę, która jest w trakcie pisania. Ale nie taką do szuflady, lecz taką, którą zaniesiesz wydawcy - stąd też moja wnikliwa analiza, i tak dalej. Jeśli piszesz tylko dla przyjemności i dla siebie - moje niektóre komentarze będą Cię pewnie nudzić. Ale nie zaszkodzi się doskonalić :P

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

otoczonej grubymi wysokimi dębami

otoczonej grubymi, wysokimi dębami

Nie był to zwykły miecz. Jego rękojeść była opleciona skórą

To zdanie brzmi dość zabawnie, od razu wywołało uśmiech na mojej twarzy :D  Rękojeść opleciona skórą wyznacznikiem niezwykłości? ooo tak xD  Myślę, że można to jakoś poprawić ;)

Na początku klingi z jednej strony był wyryty napis, który był uderzająco podobny do języka krasnoludzkiego

Troszkę powtórzeń nam się wkradło, no i przecinki ;) Moim zdaniem tak to powinno wyglądać:
Na początku klingi, z jednej strony, wyryty był napis, uderzająco podobny do języka krasnoludzkiego.

Z drugiej strony był napis w języku przypominającym język gnomów

Tutaj troszkę trzeba bardziej przebudować, bo w następnym zdaniu znowu używasz słowa "napis". Moja propozycja -
Z drugiej strony runy układały się w język, przypominający język gnomów

Próbował wyciągnąć rękę, po dzieło wykonane

Bez przecinka

- Jeszcze nie jesteś gotowy. – usłyszał głos zza pleców

Warto dodać, jaki to był głos. Cichy, niepokojący, władczy, metaliczny, wedle uznania ;) Niby nic, ale działa na wyobraźnię, możesz tym zainteresować czytelnika, który będzie czytał choćby po to, by dowiedzieć się, do kogo ten głos należał :D


Egon, starszy brat Sigiona potrząsał nim próbując go obudzić

Egon, starszy brat Sigiona, potrząsał nim, próbując go obudzić.

Jeśli przegapisz ten dzień nigdy

Jeśli przegapisz ten dzień, nigdy

W przeszłości podczas wojny to właśnie wojownicy

W przeszłości, podczas wojny, to właśnie wojownicy 

Panujący wtedy król, w zamian za zasługi wojowników odciążył

Panujący wtedy król, w zamian za zasługi wojowników, odciążył 

Siła wojowników z „ostatniej”

I tutaj ważna sprawa. Od teraz myślę, że za każdym razem powinieneś już używać dużej litery, jeśli piszesz o "Ostatniej". Widziałem że dalej dość często tego używasz :) Posłużę się przykładem wiedźmińskim - osada nosiła nazwę "Birka", lecz ludzie używają nazwy "Zazdrość" lub "Ognista Zazdrość". Chociaż to się troszkę różni, bo tam nazwa była zmieniona ze względu na historię a nie na tłumaczenie, to mimo wszystko analogię można dostrzec. Albo tolkienowska Szara Przystań. Tak więc - od teraz to jest "Ostatnia", okej? :D

Z jednej strony otacza je las, przez który wiedzie jedyny szlak handlowy łączący miasteczko z resztą kraju. Z czwartej strony Lastvill jest otoczone rzeką wypływającą z gór, dzięki czemu gleby wokół miasta są bardzo żyzne

Idąc za ciosem, możesz jeszcze dodać coś w stylu "czyni to ją też więc twierdzą, trudną do zdobycia.". Niby nic, a cieszy xd

Ostatni cech, kowalstwo uczy jak można wyrobić sobie broń w skrajnych warunkach, jak poznać, czy dana broń jest rzeczywiście arcydziełem sztuki kowalskiej, czy jest niewyważonym pogrzebaczem, ale również uczy władania ogniem w taki sposób, aby ogień pomagał w pracy.

...I od tego momentu wiadomo już, że główny bohater będzie kowalem :D Ufam, że nie chcesz tak szybko tego zdradzać. Aby to zmienić, musisz wyważyć opisy - albo skrócić ten kowalski <raczej nie polecam>, albo bardziej rozbudować tamte trzy. Dodatkowo też, umieść go jako przedostatni, a nie ostatni :D Dobra, już koniec z kowalstwem, bo zaczynam przerażać samego siebie xD W każdym razie, ja przykładam do takich "błahostek" wielką wagę ;D

dostają wynagrodzenie ( bo w końcu oprócz treningu odwalają przecież ciężką robotę ), ale większa

Nawias, mam nadzieję, pełni rolę jedynie roboczą, i w finalnej wersji zostanie usunięty? Raczej nie wyobrażam sobie książki z takim wtrąceniem :)

muszą nadal ćwiczyć. Więc trening wygląda mniej więcej w następujący sposób. Mistrzowie cechów rozwijają tężyznę fizyczną młodzianów, mistrzowie

Proponuję przerobić w ten sposób:
muszą nadal ćwiczyć. Trening wygląda mniej więcej tak - mistrzowie cechów rozwijają tężyznę fizyczną młodzianów, mistrzowie

Na koniec treningu każdy wychowanek, musi dzięki wiedzy zdobytej przez te kilka lat wytworzyć dla siebie broń, a do dyspozycji ma pieniądze, które zarobił.

Długie zdanie ;)
Na koniec treningu każdy wychowanek musi, dzięki wiedzy zdobytej przez te kilka lat, wytworzyć dla siebie broń. Do dyspozycji ma jedynie pieniądze, które zarobił wcześniej.

Założył brązowe lniane spodnie, i jasnobrązową lnianą koszulę,

Lenny świat xD
Założył brązowe spodnie i jasnobrązową, lnianą koszulę

Spodnie obwinął grubym skórzanym pasem

Spodnie owinął grubym, skórzanym pasem

jeden z najstraszniejszych, a zarazem najsilniejszych kowali w mieście, Gretos

jeden z najstraszniejszych, a zarazem najsilniejszych kowali w mieście - Gretos

powalił ich nie wyciągając miecz z pochwy, a zrobił to tak szybko, że bandyci nie wiedzieli kiedy zostali przywiązani do drzew

powalił ich, nie wyciągając miecza z pochwy. Uczynił to tak szybko, że bandyci nie wiedzieli nawet, kiedy zostali przywiązani do drzew

Tak ich znaleźli handlarze i oczywiście pomogli. Ci od razu chcieli napaść na łatwowiernych handlarzy, ale kiedy zobaczyli go wyłaniającego się na skraju lasu uciekli co sił w nogach. Handlarze chcieli

Tutaj, i jeszcze wcześniej, używałeś często "handlarzy". Trzeba zmienić je na synonimy - kupcy, straganiarze itp

Więc może Gretos, mimo surowości potrafi wyszkolić

Więc może Gretos, mimo surowości, potrafi wyszkolić

Wrócił do domu, ze swoich misji, aby pożegnać syna. Wyjątkowo nie był ubrany w lekką płytową zbroję, jak zazwyczaj a jedynie w skórę

Wrócił do domu ze swoich misji, aby pożegnać syna. Wyjątkowo nie był ubrany w lekką płytową zbroję, jak zazwyczaj, a jedynie w skórę

Sigion, lekko jęknął, ale zrobił

Sigion lekko jęknął, ale zrobił

Słońce świeciło bardzo mocno, ale nie było bardzo gorąco

Powtórzenie
Słońce świeciło bardzo mocno, ale nie było upalnie

Na placu, pokrytym kamieniem ( podarunek górników dla miasta ) ustawiony był dzwon ( który z kolei był podarunkiem kowali ). Kiedy w niego uderzono przestano rozmawiać

Na placu pokrytym kamieniem, który wykonali w darze górnicy, ustawiony był dzwon, który z kolei był podarunkiem kowali. Kiedy w niego uderzono, wszystkie rozmowy ucichły.

Średniej długości czarne włosy spływały mu na plecy, a brodę miał zaplecioną w warkocz

Eee...? Średnia długość u mężczyzn to te, które sięgają pleców? :D Albo zdanie źle złożone, albo mamy inny wyznacznik :D Ja mam włosy sięgające troszkę dalej niż do łopatek, i uznawane są one przez moich znajomych za "długie". Więc te do połowy pleców również muszą być "długie" :) Błąd logiczny chyba, czy jak to tam się mieni ;) Chyba, że ja coś źle rozumiem, co jest możliwe ;D I bardzo prawdopodobne :D

Zebraliśmy się tutaj – zaczął -, aby kolejny z nas, Sigion syn Galada, wybrał swój cech i tym samym rozpoczął swoje szkolenie. Wystąp Sigionie.

Zebraliśmy się tutaj – zaczął - by kolejny z nas, Sigion, syn Galada, wybrał swój cech, i tym samym rozpoczął swoje szkolenie. Wystąp, Sigionie!

- Wiem, a pierwszy kontakt miałem właśnie dzisiaj, z bronią, którą mam za pasem. Z tym oto kozikiem, tu wyjął go, a później ponownie schował.

- Wiem, a pierwszy kontakt miałem właśnie dzisiaj. Z bronią, którą mam przy pasem. Z tym oto kozikiem- tu wyjął go, a później ponownie schował.

Jaki cech chcesz reprezentować.

Jaki cech chcesz reprezentować?

- Chcę zostać kowalem! Mam to za sobą. Mój pierwszy świadomy wybór, od którego zależy moje życie…

Moja propozycja:
- Chcę zostać kowalem! - krzyknął podekscytowany chłopiec. I pomyślał momentalnie - mam to za sobą. Mój pierwszy świadomy wybór, od którego zależy moje życie…

- Ojciec uśmiechnął się i razem z innymi zaczął klaskać.

Bez myślnika, znamieniującego zdanie, powinno być ;)
Ojciec uśmiechnął się i razem z innymi zaczął klaskać.


Dobrnęliśmy do końca rozdziału pierwszego. Dla mnie czysta przyjemność, aczkolwiek czasochłonna :D Jednak praca jak najbardziej owocna, dzięki temu sam siebie również doskonaliłem :)  Teraz więc kilka słów odnośnie samej powieści, a nie błędów:

Po pierwsze, czyta się Ciebie bardzo przyjemnie. Mam wrażenie że skądś znam opowiadaną przez Ciebie powieść...ale okazuje się, że przypominają mi się po prostu słowa, które czytałem wczoraj :D Tak więc zapadają w pamięci. Po drugie, opowiadasz to ciekawie, z pasją. Wiesz jaki jest Twój bohater, jaki los chcesz mu zgotować... Tylko, no właśnie. Mam takie nieodparte wrażenie, że już się nie możesz doczekać tych epickich wydarzeń, które wymyśliłeś, już chcesz przejść do najciekawszych wątków fabuły...przez co troszkę początek traci. Nie wiem czy tak jest, ale ja odnoszę to wrażenie (dodam że piszę te słowa po przeczytaniu już rozdziału drugiego). Powinieneś używać więcej barwnych opisów. Liczę, że będziesz się zagłębiał w postaci :D Oczywiście, że nie przedstawisz wszystkich na tacy już po 2 rozdziałach...Ale w zasadzie niewiele o nich wiemy. To tylko taka wskazówka - nie zapomnij, że to bohaterowie są najważniejsi ;)

Jutro rozdział drugi. A ja już nie mogę się doczekać kontynuacji!

Szifer - 2011-05-29 12:19:25

Dzięki :) Mam nadzieję, że będziesz czepiał się dalej, bo sam nie potrafię się obiektywnie ocenić :)
Postaram się nanieść te poprawki :) To głównie pierwszy rozdział, a ten właśnie pisałem wcześniej. Dopiero po dłuższej przerwie zabrałem się kończenia drugiego, więc może będzie lepszy. Trzeci jest nadal w trakcie tworzenia :)

Szifer - 2011-06-01 13:34:38

3. Ann

    Dom przywódcy miasta nie różnił się od innych domów w obrębie murów, poza tym, że na jego ścianach zawieszone były dwa identyczne proporce, które były symbolem miasta i tym, że zarówno przed, jak i w domu byli uzbrojeni strażnicy. Proporce były czterokolorowe a przedstawiały tarczę. W lewym górnym rogu tarczy, na zielonym tle widniało drzewo, tuż obok, na tle brązowym kilof. Poniżej drzewa, na czerwonym tle widniało kowadło, a po jego prawej stronie, na tle niebieskim, była ryba. Każdy z symboli przedstawiał inne rzemiosło i inny żywioł. Każdy z żołnierzy, który pilnował domu przywódcy nosił
- Zaczekaj tu na mnie Sigionie. Zaniosę tylko tego łachmytę do środka i wydam odpowiednie polecenia dla straży domu. Zaraz wrócę. – To mówiąc poszedł w stronę domu. Przy drzwiach mówił coś dla strażników pokazując na bandytę przerzuconego przez plecy. Wszedł do środka.
    Sigion rozglądał się po mieście, ponieważ nigdy jeszcze nie był w tej jego części. Kamienne domy stały prawie jeden obok drugiego. Z dwóch karczm słychać było muzykę i śpiewy. Ci, którzy skończyli właśnie służbę odpoczywali po pracy. W tego typu lokalach często pojawiali się goście zza miast w interesach i tym podobnych sprawach. Co prawda jedyną rzeczą, jaką interesowali się wszyscy wojownicy to była broń. Jako że broń wytwarzali sobie sami, to niewiele mogło ich zaskoczyć. Czasem tylko jakiś handlarz zabłysnął jakimś nabytym majstersztykiem, którego nie wykonały ręce ludzkie. Takie towary były bardzo rozchwytywane, zazwyczaj nie po to, żeby z nich korzystać, a po to, żeby je kopiować i ulepszać. To jest jeden z niewielu sposobów w jaki miasto się rozwijało. Poza tym handlarze bardzo chętnie kupowali różne przedmioty, którymi też głównie były bronie. Co prawda mieszkańcy Lastvill nigdy nie zajmowali się handlem, ale jako że byli inteligentni najpierw patrzyli co oferuje im kupiec i sprawdzali tego cenę, a później podwajali lub potrajali ją za swoje towary. Miasto nigdy nie było biedne. Jeśli ktoś nie był w stanie zarobić pieniędzy na swoje utrzymanie wybierał się w podróż. Podczas takich podróży wojownicy z miasta zarabiali eliminując szajki przestępców, czy potwory. Pieniądze nie były złe. Wystarczały, aby w innym mieście w końcu otworzyć kuźnię, czy zakład usługowy. Samo pochodzenie mówiło o jakości sprzedawanych towarów, więc nabywców było wielu, a ceny przeciętne. Przeciętne, bo to nie była praca zarobkowa, a dla przyjemności, tak więc kowali kuli broń, rybacy łowili ryby, itd. Wojownicy zazwyczaj wybierali się na wyprawę zaraz po ukończeniu treningu, po to, aby zdobyć doświadczenie. Niektórzy nie wracali już do miasta. Część za zarobione pieniądze budowała dom i zakładała rodzinę. Inni pozostawali w innych miastach, gdzie zakochiwali się już znajdowali stałą pracę.
    Drzwi do domu ponownie się otworzyły, po czym gestykulując jeszcze coś strażnikowi wyszedł z domu.
- Załatwione. Teraz idziemy do twojego nowego domu. Jak minął ci dzień Sigionie? – chłopak zaczął opowiadać jak spotkał Hwatta i jak mu pomagał, opowiedział też o kobiecie, która pomogła mu znaleźć wiadomość.
- …to była bardzo miła staruszka. Dzięki niej już pierwszego dnia się czegoś nauczyłem.
- W takim razie wiedz, że ta staruszka to moja matka – Gretos uśmiechnął się pokazując zęby – Musiałeś się długo kręcić pod moją kuźnią, skoro do ciebie zeszła. A jeśli chodzi o twoją pomoc Hwattowi, to ja to wymyśliłem. Każde zadanie. – To mówiąc uśmiechnął się szerzej
- Dlaczego? Jestem pewien, że miałeś w tym jakiś swój cel! – Gretos uderzył go po głowie tak, że chłopak potknął się i gdyby nie wystawił nogi do przodu, to by z pewnością się przewrócił
- Nikt Ci nie powiedział, że powinieneś zwracać do mnie per „mistrzu”? Na początku zdawało się, że to rozumiesz, ale widzę, że nie do końca to pojmujesz. – na chwilę zrobił groźną minę, ale zaraz znowu się uśmiechnął – Spokojnie. Tym razem ci to wybaczę, ale nie licz na kolejne. Za każdy tego typu zwrot będziesz dostawał karę. A co do twojego pytania. Chciałem sprawdzić twój charakter i to, do czego jesteś zdolny. Tak, obserwowałem cię przez cały dzień. Bardzo dobrze się spisałeś, ale wiedz, że to, czego JA – zaakcentował to słowo z naciskiem – będę cię uczył będzie dużo cięższe… - przeciągnął ostatnie dwa wyrazy, ale Sigion nie wytrzymał.
- Co? Przecież ja już dzisiaj padam z nóg… – kiedy zauważył, że Gretos podnosi rękę dodał pośpiesznie – mistrzu.
- Szybko się uczysz. Ale jeśli chcesz być wojownikiem powinieneś przestać narzekać. Wiedz, że ja i twój ojciec zaczynaliśmy swój trening w dużo gorszy sposób. Wież mi, że Nie chcesz wiedzieć w jaki sposób sprawdzał naszą wytrzymałość nasz mistrz…
- A więc to prawda, że trenowałeś razem z moim ojcem, mistrzu? – zapytał Sigion. Gretos spojrzał na niego i jakby na chwilę się zamyślił, po czym powiedział – To były czasy… No a teraz został nam jeszcze kawałek do mojej kuźni. Zobaczymy jak jesteś szybki. Biegnij! – Sigion zdziwionym wzrokiem spojrzał na swojego mistrza, ale zaraz zaczął truchtać. Widocznie dla Gretosa tępo było zbyt wolne, więc wyrwał z ziemi w pobliżu drogi bambusową tyczkę i uderzył nią Sigiona w pośladki krzycząc – Rusz dupę smarkaczu! Właśnie zaczął się twój trening ze mną, a to znaczy, że możesz zacząć zapominać jak się siedzi – po czym smagnął go jeszcze raz. Sigion jeszcze nigdy nie poczuł takiego przypływu siły jak w tym momencie, po czym mimo zmęczenia przyśpieszył jeszcze bardziej.


***


    Jak się okazało, dla Gretosa kawałek do kuźni miał około trzy kilometry, gdyż iedy już dobiegli do kuźnie, ten pogonił jeszcze Sigiona dookoła miasta wymachując nad głową bambusową tyczką, tak, aby jej świst był dobrze słyszalny dla chłopaka biegnącego przed nim. Kiedy w końcu dotarli do kuźni Gretos otworzył drzwi i zapalił kilka lamp przymocowanych do ścian. Sigionowi ukazał się widok, jakiego nigdy w życiu nie widział. Na ścianach były porozwieszane najróżniejsze narzędzia kowalskie. Szczypce były chyba w dziesięciu rozmiarach, praktycznie na każdej ścianie wisiał inny młot, a na kilku stojakach były poustawiane bronie, od krótkich mieczy, po długie drzewcowe halabardy. Piec mieścił się w jednej z kamiennych ścian, a do niego podłączony był olbrzymi miech.
- Widzę, że się rozejrzałeś co nieco. Chodź na górę, pokarzę ci twój pokój - po czym zaczął wchodził po schodach. Sigion szedł za nim. Kiedy weszli po schodach znaleźli się w korytarzyku, w którym mogły się zmieścić stojące obok siebie dwie osoby. Były tu cztery drzwi.
- Drugie drzwi na prawo to twój pokój. Chodź, pokażę Ci go. – powiedział Gretos, po czym weszli do środka. Pokój był nieduży. Miał jedno okno, z którego było widać wejście do kuźni. W pokoju stało jedno łóżko, szafa, stolik i skrzynia.
- W tej szafie znajdziesz ubrania, do skrzyni możesz wkładać swoje rzeczy, a z łóżkiem chyba wiesz co robić – olbrzym ponownie się uśmiechnął – Połóż się. Jutro przed świtem masz być gotowy do treningu. Jeśli nie wstaniesz sam, to nie chciej wiedzieć w jaki sposób się obudzę. W łóżku masz świeżą słomę, na stoliku miednicę z wodą. Podejdź do szafy. – otworzył szafę, po czym pokazał mu koszulę, taką jam miał on, tylko w mniejszym rozmiarze. Koszula jednak miała dwa rzędy kieszeni i nie były do niej poprzybijane blachy. – Ubierz się w to jutro. Masz tu trzy takie koszule. Założę się, że jedna ci się ubrudzi, więc kiedy ją upierzesz, bo od dzisiaj robisz to sam, zakładasz drugą. Tak, czy siak, codziennie masz chodzić w tej koszuli. Jutro powiem ci dlaczego. W wolnej chwili upierz swoje ubrania. Od jutra już nie będziesz w nich chodził. Włóż je do skrzyni. Jutro powiem ci na czym będzie polegał twój trening, a teraz odpoczywaj. Dobrej nocy. – po czym wyszedł z pokoju. Sigion rozebrał się i umył w wodzie z miednicy. Ubrania rzucił na stół, po czym rzucił się na łóżko i od razu zasnął.


***


    Po raz kolejny znalazł się na tej samej zalanej słońcem polanie. Znów na jej środku stał ten sam kamienny stół, a na nim leżał ten sam miecz.
- Gdzie jestem? – zapytał jakby w pustkę lasu, który otaczał polanę z każdej strony.
- Dowiesz się w swoim czasie. – zza jego pleców dobiegł głos. Tym razem odwrócił się i zobaczył starszego mężczyznę, z białą brodą sięgającą mu do pasa. Ubrany był w długi płaszcz w różnych odcieniach zieleni i brązowe spodnie. Do pasa przytroczony miał krótki jednoręczny miecz, który jednak nie wydawał się zwykły. Zresztą jak cała ta sceneria. Mężczyzna miał trójkątną twarz, ponad wiekowe błękitne oczy i… spiczaste uszy!
- Kim lub czym jesteś?! – zapytał chłopak nagle zdjęty trwogą.
- Naprawdę nie wiesz? Nigdy nie słyszałeś legend? A może próbujesz zataić przed sobą prawdę, co młodzieńcze? – starzec uśmiechnął się, a Sigion postanowił się opanować i rzekł ledwo drżącym głosem – Jesteś elfem?
- Tak, dokładnie tak! – powiedział z entuzjazmem starzec – Wiedziałem, że musiałeś o nas słyszeć. To ułatwia sprawę. Widzisz ten miecz, tam na stole? – zapytał. Sigion widział go, ale teraz miecz wzbił się w powietrze i zaczął obracał się nad stołem – Z tym mieczem związana jest pewna legenda. Przyjrzyj mu się uważnie. – Chłopak posłuchał elfa. Miecz, tak jak zauważył wcześniej był półtoraręczny. Rękojeść była opleciona ciemną brązową skórą. Jelec miał kształt smoczych skrzydeł w kolorze złotym. Ostrze wychodziło z paszczy smoka, tak, jakby wydobywało się z jego gardzieli. Oczy tego smoka połyskiwały szkarłatem rubinów. Ostrze przy rękojeści miało wykute runy, w nieznanym języku. Były to malownicze runy, które przyciągały oko, mimo, że nie były zrozumiałe. Kiedy miecz się obrócił Sigion dostrzegł, że z drugiej strony ostrza zostały wyryte inne runy, na pewno w innym jeżyku, gdyż ich kształty były bardziej toporne. Ostrze było dosyć długie i  smukłe.
- Nie będę wypowiadał imienia tego miecza, gdyż i tak nie będziesz w stanie go zapamiętać. Moje imię poznasz w swoim czasie. Podjąłeś już kilka pierwszych wyborów. Wiedz, że będę cię jeszcze nawiedzać, ale teraz obudź się. Czeka cię trening, a twój mistrz nie będzie na ciebie czekał… - to mówiąc zniknął, a Sigion się obudził.

***


- Dziwny sen. – pomyślał Sigion, po czym wstał i zajrzał przez okno. Było jeszcze ciemno, ale ludzie chodzili już po ulicy zaczynając dzień. Chłopak przemył twarz zdziwiony, że woda w miednicy jest czysta i, o dziwo, nadal letnia. Założył wskazany mu przez nauczyciela strój i zszedł na dół. Zza horyzontu widać już było pomarańczowy obłok, jednak same słońce jeszcze nie wzeszło.
- Nareszcie jesteś! – zawołał od progu mistrz – Właśnie szedłem cię budzić. Jak tak, to zdążymy zjeść jeszcze małe śniadanie. Wczoraj nie uraczyłem cię kolacją, więc pewnie jesteś głodny. Jeśli chcesz coś zjeść, to musisz wyjść ze mną na zewnątrz. W mojej pracowni nie ma na to miejsca. – po czym wyszedł. Sigion szybko zbiegł na dół i wyszedł kierując się za kuźnię. Stał tam drewniany stół, na którym było trochę chleba, kawał sera i kubek mleka. Sigion szybko podbiegł do stołu, gdyż był strasznie głodny. Kiedy miał już kłaść ser na chleb, od stołu odciągnęła go mocarna ręka.
- Hej! Wiem, że jesteś głodny, ale dzisiaj pierwszy dzień twojego treningu. Przed śniadaniem rozciąganie i rozgrzewka. Pokażę ci kilka ćwiczeń. Musisz je zapamiętać, gdyż od dzisiaj będziesz musiał robić je codziennie, a co jakiś czas będziemy zwiększać ci ich poziom. A teraz padnij! – zdezorientowany chłopak padł na ziemię, dopóki nie usłyszał komendy – Powstań! – i znowu – Padnij! Powstań! Padnij! Powstań – zrobił tak około dwadzieścia razy, po czym zaczął rozciągać mięśnie. Miał mleko w mięśniach po wcześniejszym dniu, co mu strasznie przeszkadzało, a na co jego mistrz widocznie nie zwracał uwagi. – A teraz na ziemię i jeśli nie zrobić dwudziestu pięciu pompek, to będziesz jadł sam chleb. – Chłopak z ogromnym wysiłkiem zrobił dwadzieścia Popek, po czym padł na ziemię – Co tak słabo! Nic nie jadłeś?!
– Tak, mistrzu.
– W takim razie za karę nie zabiorę ci sera. Wstawaj! Pięćdziesiąt przysiadów! Jak te przysiady robisz, baranie!
    W taki sposób minął ranek. Po śniadaniu Gretos powiedział
- Musimy popracować nad twoją siła i wytrzymałością. Jesteś strasznie słaby, a twoja kondycja pozostawia wiele do życzenia. Teraz będziesz biegał. Zauważyłeś, że koszula, którą założyłeś jest cięższa od twojej koszuli prawda? To ma wzmocnić twój trening. Kieszenie są po to, żeby wkładać do nich sztaby żelaza, kiedy będziesz chciał zwiększyć poziom. Poziom będę ci zwiększać co tydzień. Jak widzisz, ja musiałem dorobić sobie trzeci rządek kieszeni i powbijać te blachy. Nigdy! Nigdy nie rezygnuj z treningu. Twoja koszula waży mniej więcej tyle, co lekka zbroja skórzana, czyli niewiele. Moja natomiast jest cięższa od pełnej zbroi płytowej. Jednak do treningu nie będę nosił zbroi. Koszula jest wygodniejsza. W każdym razie, zaczynamy bieg. Będę biegł razem z tobą. Na początek, trzy kółka dookoła miasta. To będzie jakieś piętnaście kilometrów. Na co jeszcze czekasz? Biegnij! A może mam ci coś przypomnieć? – po czym zza ściany wyjął bambusową tyczkę. Chłopak na sam jej widok ruszył z miejsca i zaczął biec najszybciej jak potrafił, czego szybko pożałował. Zmęczył się a Gretos nie pozwalał robić przerw. Podczas całego biegu oberwało mu się wiele razy, ale widocznie poganianie tyczką było dobrym sposobem, bo cały dystans przebiegł w dosyć dobrym tempie.

***


- Cieszę się, że już skończyliśmy dzisiejszy trening, mistrzu. Jestem strasznie zmęczony. – powiedział Sigion. Szybko zrezygnował z opierania się o ścianę kuźni. Siadł na ziemię zanim jeszcze skończył mówić.
- Koniec treningu?! Chyba za mało ci się dostało podczas biegu! – Sigion szybko podniósł się z ziemi rozcierając rękami bolące pośladki.
- Mistrzu! Nie jestem w stanie ćwiczyć dalej! Ledwo co jestem w stanie usiąść!
- W takim razie zabieraj się do domu, bo nie pisane jest ci zostać wojownikiem! Wynoś się stąd i nie wracaj więcej! – kowal odwrócił się i czekał. Miał już wielu uczniów i wiedział jak postępować w sytuacjach niechęci młodych. Nadal odwrócony powiedział spokojniej – Zhańbiłeś swoją rodzinę. Nie widzę sposobu, aby zmyć tą hańbę…
- Nie poddam się, mistrzu! – wykrzyczał chłopak wystraszony, ale i zdenerwowany słowami kowala – Będę ćwiczył, dopóki będę w stanie, a kiedy skończę, to cię pokonam!
- Tak?! A więc dobrze! – kowal uśmiechnął się w sposób, jakiego Sigion jeszcze nie widział – W takim razie wyszkolę cię najlepiej jak potrafię, a kiedy skończę… będziesz gotowy ze mną walczyć. A teraz za mną. – kowal zaczął iść jedną z ulic. Wyprowadził go za mury miasta, na polanę pokrytą trawą. Dookoła niej stało kilkanaście namiotów. W samą polanę powbijane były bale, na których ćwiczyli z różną bronią białą młodzieńcy w wieku podobnym Sigionowi.  Obok polany była ogrodzona przestrzeń, w której młodzi ćwiczyli w parach lub w grupach. Ci, którzy ćwiczyli na balach posługiwali się bronią metalową, wykutą do treningu, a ci, którzy ćwiczyli wspólne walki posługiwali się drewnianymi replikami. Wśród młodych adeptów nie było widać kogoś, kto ma więcej niż dwa lata od Sigiona.
    Kowal wskazał chłopakowi namioty.
- Pójdziemy tam. Zaraz przedstawię ci twojego drugiego mistrza. On będzie cię uczył walki bronią. Chodź ze mną. – Kiedy podeszli do namiotów wyszedł z nich mężczyzna wzrostu podobnego do Gretosa. Był trochę szczuplejszy, ale barki miał podobnej szerokości. Miał wesołe, brązowe oczy, długie czarne włosy związane z tyłu, skórzaną opaskę na głowie i starannie wystrzyżoną bródkę, na jego kwadratowej szczęce. Nosił buty z ciemnej skóry, lniane spodnie i koszulę, na której miał skórzaną kamizelkę. Ciągle się uśmiechał, jednak nie pokazywał przy tym zębów. Wydawał się przystojny, jednak Sigion nie znał się na tym.
- No, no, no, co ja tu widzę? – powiedział wesołym głosem – Czyżby Gretos przyprowadził mi nowy narybek?
- Jak widać. Sigionie, to jest twój drugi nauczyciel, Kamar. Będziesz brał u niego lekcje we władaniu bronią. To jest Sigion, Kamarze. Zapoznajcie się. – mężczyzna wyciągnął dłoń w stronę chłopaka. Ten zdążył się przygotować i kiedy podał dłoń zacisnął ją od razu z całej siły. O dziwo jego mistrz nie odwzajemnił się tym samym tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Niemało masz siły chłopcze, jednak nie będziesz musiał jej tu wykorzystywać aż tyle. Mam jednak nadzieję, że do końca naszego treningu nabierzesz trochę krzepy. – to mówiąc ponownie się uśmiechnął.
- Gretosie, oddam ci go w południe. Możesz wracać do swojej roboty. – Gretos zrobił dziwną minę, ale nic nie powiedział się. Odwrócił się i poszedł w stronę swojej kuźni – Natomiast ty chłopcze zostaniesz ze mną. Chcę zrobić z ciebie wojownika, tak jak i Gretos. Jednak wojownik to nie jest góra mięśni, która uczestniczy w pijackich burdach, odbywających się w barach. Nie. Wojownik powinien umieć ocenić swojego przeciwnika zaraz po tym, jak na niego spojrzy. Wojownik musi być szybki i sprytny. Musi poruszać się szybciej niż myśl. Właśnie tego mam zamiar cię nauczyć. Nauczę cię taktyki, szybkiego myślenia, robienia uników i nie używania zbędnych ruchów. Nauczę cię też walki każdym rodzajem broni, jaki jesteśmy w stanie wykonać. Mówię to, bo są bronie, które są specyficzne dla każdej innej niż nasza rasa. My, ludzie, nie potrafimy wykonywać takich łuków jak elfy, młotów jak krasnoludy, czy pazurów jak gobliny. Nauczę cię walczyć bronią ludzką i bronią podobną do tych, które wymieniłem przed chwilą. Jeśli nauczysz się tego, będziesz umiał przystosować się do każdej broni… Ale się rozgadałem. – ponownie się uśmiechnął. Sigion zauważył, że to chyba jego nawyk. – Zapomniałem o najważniejszym. Nie będziesz ćwiczyć sam. Zaraz przedstawię ci twojego partnera… Wiedz, że wielu chciałoby mieć takie szczęście jak ty… - powiedział tajemniczym głosem, po czym znowu się uśmiechnął – Chodź ze mną. Przedstawię cię.
    Poszli razem tam, gdzie adepci ćwiczyli w grupach. Przy ogrodzeniu stała… dziewczyna! Sigion zauważył, że włosy miała spięte tak, jak jego nauczyciel, wysoko z tyłu. Trudno było nie zauważyć jej pięknych brązowych włosów, które w takim spięciu sięgały jej powyżej połowy pleców. Kiedy odwróciła się, jego serce zabiło szybciej. Dziewczyna miała skórzaną spódniczkę sięgającą jej do kolan i lnianą koszulkę. Była szczupła i powoli zaczynała dojrzewać. Miała piękne regularne brwi, i oczy w kolorze tak jasnego brązu, że wydawały się złote. Malutki nos i średniej szerokości usta, nad którymi, po lewej stronie, miała malutkie znamię. Jej uśmiech przypominał Sigionowi wschód słońca, który dzisiaj, mimo ćwiczeń, bacznie obserwował. Dziewczyna podeszła do nich, a Kamar powiedział – Sigionie, przedstawiam ci Ann, twoją partnerkę i… moją córkę. – Kamar był uśmiechnięty od ucha do ucha, a Sigion pokrył się purpurowym rumieńcem.
- Jak masz na imię? – spytała, a Sigion był pewien, że ten słodki głos zapamięta do końca swojego życia.
- Je-Jestem Sigion. Bardzo m-mi m-miło. – chłopak ciągle czerwony wyciągnął rękę do dziewczyny.
- Tato, dlaczego wszyscy tak reagują? – dziewczyna specjalnie sprowokowała ojca, żeby ją uderzył, po to, żeby zaprezentować ja zręcznie robi unik przed jego ręką delikatnie się schylając. – Tak, wiem. Od dzisiaj mam zapomnieć o naszych więzach rodzinnych i mówić do ciebie mistrzu… Ale to jest strasznie nudne… mistrzu.
- O matko… - Kamar udał, że się załamuje, ale zaraz znowu był uśmiechnięty – Jesteś taka sama jak twoja matka. Ale za to cię kocham. A jeśli chodzi o twoje pytanie, to może spytasz Sigion? Co młody? Aleś się spalił, wyglądasz jak burak. – Kamar zaśmiał się w głos, a Sigion zrobił się jeszcze bardziej czerwony, jeśli to w ogóle było możliwe – Chodźcie. Muszę sprawdzić wasze… a w zasadzie twoje umiejętności, Sigionie. Jak już zauważyłeś, masz zwracać się do mnie mistrzu. – przeszli przez ogrodzenie. Tam Kamar wręczył Sigionowi drewniany miecz. Był krótki, jednoręczny i całkiem lekki.
- Próbowałeś już kiedyś walki na drewniane miecze lub kije, Sigionie?
- Nigdy, mistrzu.
- Więc zobaczymy co dasz radę z siebie wykrzesać. Walczymy do trzech wygranych. Gotowy?
- Tak, mistrzu.
- No to zaczynamy! – Sigion trochę zdezorientowany uniósł miecz do góry, Kamar zrobił szybki krok, po czym doskoczył pchając Sigiona w brzuch. Ten nie zdążył opuścić miecza. Pchnięcie nie było mocne, ale bardzo celne. Sigion padł na kolana wypuszczając miecz z rąk i chwytając się za brzuch.
- To nazywam pierwszą wygraną. Gdyby to było żelazo, to przez twój brzuch widziałbym już ogrodzenie po drugiej stronie. Musisz być bardziej uważny. Zostały jeszcze dwie walki, chyba, że dasz rady mnie zabić. – Kamar przez cały czas uśmiechnięty cofnął się do miejsca z którego zaczynał walczyć. Sigion podniósł się z klęczek, ponownie chwycił miecz, tym razem nie unosząc go na głowę, tylko trzymając przed sobą.
- Gotowy?
- Tak, mistrzu.
- Więc zacznijmy rundę drugą! – to mówiąc Kamar ruszył na Sigiona. Zimitował cięcie w nogi. Sigion próbując się obronić skierował miecz w dół, ale Kamar błyskawicznym ruchem zmienił kierunek miecza i zaatakował w szyję. Miecz zatrzymał tak, żeby prawie jej dotykał.
- Wygrałem po raz drugi. Tym razem straciłbyś głowę. Musisz się bardziej postarać. Dam ci szansę. Teraz ty atakuj. Gotowy?
- Tak jest, mistrzu!
- Zaczynaj więc. – Sigion odczekał, aż Kamar wróci na swoje miejsce i ciekaw w jakiej pozycji ustawi się jego przeciwnik. Ten jednak opierał się jedną ręką na mieczu i nic nie robił. Sigion bacznie obserwował to, w jaki sposób atakował go Kamar i chciał spróbować zimitować cios, tak jak on wcześniej. Podbiegł skracając dystans i zimitował pchnięcie w głowę, kiedy miecz był już kilka centymetrów od twarzy chciał skierować ostrze w dół, tak, aby przejechała ona po brzuchu Kamara, ten jednak błyskawicznie schylił się i uderzył pięścią w brzuch Sigiona. Kiedy ten po raz kolejny padł na kolana, Kamar przyłożył mu ostrze do gardła.
- Właśnie zostałeś martwy… trzy razy. Musisz się bardziej starać. – uśmiechnął się – W każdym razie, jeśli to prawda, że walczyłeś po raz pierwszy, to dobrze się spisałeś. Jednak myślę, że moja córka byłaby w stanie cię teraz pokonać. – Sigion zaczerwienił się, a Kamar mówił dalej – Nie będę tego jednak teraz sprawdzać. Dopiero co zginąłeś trzy razy. To pewnie męczące co? – zaśmiał się, a Sigion postanowił, że też się uśmiechnie. Jego mistrz to zauważył i pochwalił go – To mi się podoba! Nie tracisz ducha. Chodźcie na bale. Pokażę wam co będziecie robić. Do południa zostało kilka godzin. No dalej, czas to pieniądz.
    Sigion pod koniec był już wyczerpany. Kiedy zauważył, że na polanę przyszedł Gretos, strasznie poweselał. Pierwszy raz ucieszył się na widok swojego przewodnika.
- I co Kamar? Nadaje się?
- Jest przeciętny, ale będą z niego ludzie. – to słysząc Sigion jeszcze bardziej poweselał – Młody, chodź tu. Od dzisiaj będziesz przychodził tu codziennie, o tej samej porze. Nie toleruję spóźnień. A teraz leć i nie ciesz się tak. Dopiero południe. – po raz kolejny tego dnia się uśmiechnął, tym razem pokazując zęby – Myślę, że wieczorem przypomnisz sobie moje słowa. Gretos się o to postara. No, leć. Do zobaczenia jutro młody. Ty też już leć Ann. Twój mistrz się zbliża.
    Sigion nie zdążył zobaczyć jej mistrza. Nie zdążył się z nią nawet pożegnać. Gretos prawie siłą zabrał go z polany treningowej, gdyż ten, mimo tej wielkiej radości na jego widok ociągał się z odejściem. Gretos widocznie nie był w humorze, kiedy po niego przyszedł, teraz jednak jakby się rozpogodził.
- Teraz już wiesz jak tu trafić. Od jutra będziesz chodził tu sam. Nie zdzierżę tego tępaka, Kamara… Nie pytaj o to. To moja prywatna sprawa… Na nieszczęście on wie, że go nie cierpię i przy wszystkich udaje mojego przyjaciela… Muszę jednak przyznać, że nie ma drugiego takiego, co tak wywija mieczem. Nauczy cię wszystkiego, co powinieneś umieć. Lepiej przykładaj się do tej nauki, bo nie będziesz wstanie wypełnić swojej obietnicy! – na chwilę się uśmiechnął, ale zaraz ponownie przybrał poważny wyraz twarzy. Sigion pomyślał, że jest zupełnie inny od jego nauczyciela walki, jednak polubił ich obu. No może irytował go uśmiech nie schodzący z twarzy Kamara, jednak uznał, że ze względu na Ann przyzwyczai się. No właśnie. Ann… Sigion myślał o niej cały czas w drodze do kuźni. Ale był delikatnie przerażony. Widział w jaki sposób ćwiczyła na balach. Widział pewną grację w jej ruchach. Był pewien, że ojciec ćwiczył z nią, zanim jeszcze osiągnęła odpowiedni do tego wiek. Domyślił się, że nie były to ćwiczenia z bronią, bo tego zabraniała tradycja, jednak ćwiczenia z patykami, czy drewnianymi mieczami? Tradycja nic o tym nie wspominała, choć z drugiej strony Sigion niewiele wiedział o tradycji.
- Mistrzu?
- Nareszcie się odezwałeś! Co prawda nie lubię wygadanych typów, takich jak Kamar, ale zaczęło mnie irytować twoje milczenie. O co chodzi?
- Kiedy zacznę nauki w gildii magów, mistrzu? Wiem, że tężyzna fizyczna jest jednym z ważniejszych aspektów mojego treningu, ale oprócz mięśni ważny jest też rozum. Nie chciałbym być przygłupem wywijającym bronią, nawet jeśli miałbym to robić lepiej od Kam… od ciebie, mistrzu. – Sigion ugryzł się w język, bo kiedy zaczął wymawiać to imię Gretosowi zaczął się diametralnie zmieniać wyraz twarzy.
- Jesteś za słaby, żeby zacząć brać nauki. Żeby uczyć się magii, musisz mieć pewną siłę wewnętrzną, jednak do gildii pójdziesz już dzisiaj. Teraz jednak jest pora na odpoczynek. O, już jesteśmy! – powiedział kiedy zza zakrętu pokazał się budynek jego kuźni. – Moja matka zrobiła obiad. Jedz do syta, a później prześpij się. Niedługo pora na poobiednią sjestę. No leć, wszystko powinno być już gotowe. – uśmiechnął się widząc jak chłopak pobiegł za kuźnię. Kiedy doszedł na miejsce chłopak nie zaczął jeszcze jeść, mimo, że był pewien iż jest głodny jak wilk.
- Czekałem na ciebie, mistrzu. Pomyślałem, że nie tylko przed śniadaniem będziesz chciał, abym ćwiczył.
- Dobrze pomyślałeś. Nawet bardzo dobrze. Cieszę się, że jednak zdecydowałeś się zostać moim uczniem, mimo wyboru, który ci postawiłem rano. Ale wiedz, że nie będziesz miał lekko. A teraz padnij! Powstań! Padnij! Powstań!
    Cykl był ten sam co i z rana. Z tą różnicą, że powtórzeń było dwa razy więcej. Po zjedzonym obiedzie – na obiad była fasola z mięsem, Sigion nie mógł się oderwać od miski i co chwila przygryzał fasolę pajdą chleba – chłopak ledwo doszedł do swojego pokoju. Rozebrał się, przemył twarz wodą i tak jak poprzedniego dnia po prostu padł na łóżko. Zasnął od razu.

***


    Obudziło go chluśnięcie lodowatej wody. Wstał od razu i wyprostował się, mimo, że był w samej bieliźnie. Przed nim stał Gretos z dziwnym, jakby mściwym wyrazem twarzy, i wiadrem, już pustym, w ręku
- Wstawaj! Rozumiem, że możesz być zmęczony, ale pora na odpoczynek się skończyła. Ubieraj się szybko! Zaraz idziemy do gildii. – Gretos podszedł do stolika, na którym leżały ubrania chłopaka – Uff! Jak to strasznie śmierdzi! Załóż drugą koszulę. Jeśli będziesz szedł do gildii, to musisz być zawsze czysto ubrany. Kiedy wrócisz, tą czystą koszulę schowaj z powrotem do szafy i zakładaj tą brudną. Wiedz, że jak wrócisz z gildii, będziesz dalej trenował. Nie będziesz marnował czystych koszul. Wieczorem upierz tą koszulę. Powinna przez noc wyschnąć. Na co czekasz?! Jeszcze się nie ubrałeś?! Jeśli zaraz nie będziesz na dole, to wyjmę bambus! – to powiedziawszy wyszedł z jego pokoju. Sigion nie ociągając się założył nową koszulę, a starą starannie złożył, tak jak nauczyła go tego matka. Kiedy skończył szybko zszedł na dół. Gretos już na niego czekał.
- Widzę, że wziąłeś do serca moje słowa. Dlaczego na młodych najlepiej działa tylko przemoc? – mówiąc to spojrzał jakby w niebo, ale zaraz potem spojrzał ponownie na Sigiona – Chodź za mną. – Wyszli razem z kuźni. Kierowali się poza mury miasta, w kierunku lasu.
- Myślę, że polubisz nauczycieli z gildii. Jesteś mądrym chłopakiem. Ci z nas, którzy poświęcili się magii nie są zbyt rozmowni, ale za to bardzo mądrzy. Łatwo ich obrazić, ale niektórzy są inni. Powinieneś sobie poradzić wśród nich. W każdym razie oni nauczą cię nie tylko magii, ale i prawa, historii i tradycji. Nauczą cię opanowania. Co prawda to nie powinno ci sprawiać problemu, ale są sytuacje, w których najważniejsze jest opanowanie. O, wygląda na to, że jesteśmy na miejscu. – Sigion stał oniemiały, gdyż nigdy nie widział czegoś takiego. Zaraz po wejściu do lasu stało kilka wież, które wysokością były równe drzewom. Zbudowane były z drewna, a spoza lasu nie były widoczne. Wtapiały się w niego, ale jeśli się już weszło do lasu nie było sposobu, żeby ich nie zauważyć. Całe drewniane konstrukcje były opięte bogatą szatą roślinną, paprociami, bluszczami i innymi roślinami, których nie rozpoznawał, a blask padający przez konary drzew w lesie dodawał im piękna. Chłopak nigdy nie widział takich budowli i był strasznie ciekawy jak one wyglądają w środku. Dopiero po chwili zauważył, że przed nim stoi średniej wysokości starzec. Ubrany był w zgniłozieloną, lnianą szatę z kapturem, z pod którego zwisała długa siwa broda.
- Witaj Gretosie! Cieszę się, że przyprowadziłeś mi kolejnego ucznia. – powiedział starzec, wesołym, starczym głosem, po czym spojrzał swoimi przenikliwymi, wyblakłymi, niebieskimi oczyma na chłopca – Jak się nazywasz?
- Nazywam się… yyy… Sigion… eee… mistrzu. – Powiedział delikatnie zszokowany chłopak. Czuł się trochę dziwnie w towarzystwie tego starca, a Gretos nieświadomie jeszcze bardziej go speszył mówiąc – Witaj, mistrzu. Też się cieszę, że cię widzę. Ile już lat minęło?
- Około dwudziestu, Gretosie. Nie widać po tobie znamion starości. Czyżbyś znalazł na nią jakiś cudowny lek? – starzec uśmiechnął się.
- Nie, mistrzu. Moim najlepszym lekiem jest ciężka praca. Nie mam czasu, żeby się starzeć. Ale z tego co widzę ty też się nie zmieniłeś. – chłopak pierwszy raz widział Gretosa tak promieniującego szczęściem. – Cieszę się, że to ty będziesz uczył Sigiona. Chłopcze, to jest twój trzeci nauczyciel, mistrz Halian. Jak już pewnie zauważyłeś, mistrz Halian uczył również mnie. Teraz zostawię was i wrócę do swojej pracy. Będziesz spędzał tu około trzech godzin, tak jak i na lekcjach walki. Przyjdę po ciebie, kiedy twoja dzisiejsza nauka dobiegnie końca. Powodzenia.
- Dziękuję, mistrzu. – Gretos odszedł tą samą drogą, a Halian położył dłoń na ramieniu chłopaka, który odprowadzał kowala wzrokiem.
- Chodź ze mną. Zaprowadzę cię do naszej wieży. Najpierw poddam cię małemu testowi. Może powiesz mi coś o sobie Sigionie?
- Nie wiem od czego zacząć, mistrzu. – powiedział lekko speszony chłopak.
- To może ja zadam ci kilka pytań. Co chciałbyś robić w przyszłości? – starszy człowiek pytał go, okazując wielkie zainteresowanie, co było bardzo dziwne dla chłopaka. Nikt go nigdy o nic nie pytał. Sigion w ogól rzadko rozmawiał, przez co miał pewne problemy z nawiązywaniem nowych znajomości.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Chciałbym podróżować, poznawać nowych ludzi… Chciałbym zdobyć szacunek ludzi na całym świecie, bronić słabszych, a kiedy już mi się to uda to założyć rodzinę. Tak, chciałbym mieć rodzinę i dzieci, którym mógłbym opowiadać o tym, czego udało mi się dokonać w moich podróżach. – chłopak nie spodziewał się, że przy pierwszym spotkaniu z nieznajomym opowie mu o swoich najskrytszych marzeniach, o których sam nie miał pojęcia, jednak teraz mu mocno ulżyło, że podzielił się tym z kimś innym.
- Znam cię zaledwie kilka minut, a już mnie zaskakujesz chłopcze. To bardzo wielkie marzenia, szczególnie jak na twój wiek. Najbardziej jednak zaskakuje mnie twoje marzenie o założeniu rodziny. Dlaczego akurat to?
- Nie wiem, mistrzu. Mistrz Gretos, który mieszka z matką nie wydaje się być szczęśliwy, natomiast mistrz Kamar, który ma córkę chodzi ciągle zadowolony. Wiem, że mistrz Gretos kocha swoją matkę, ale brakuje mu kogoś, kim mógłby się zajmować jak własnym dzieckiem.
- Gretos miał kiedyś kobietę, którą kochał, ale miał też konkurenta. Gretos do dziś dzień go nienawidzi i nawet go znasz. Jesteś inteligentny, wysil się trochę to będziesz miał odpowiedź na pytanie, którego jeszcze nie zadałeś. – powiedział tajemniczo Halian.
- Zaraz… O matko! Czy to był Kamar, mistrzu? – chłopak nie mógł znieść tej myśli.
- Będziesz dobrym magiem chłopcze. Tak. I następnym razem staraj się go tytułować per „mistrz”. Myślę, że poznałeś już cielesne znaczenie kary, zapewne zadanej przez Gretosa, prawda?
- Tak, mistrzu.
- W takim razie wiedz, że ja jestem w stanie dać ci karę psychiczną. Jeśli chcesz się dowiedzieć na czym polega taka kara – Sigion słuchał w napięciu nie zwracając uwagi na lekko trzęsące się dłonie, natomiast czarodziej się uśmiechnął – spróbuj być nieposłuszny. Szybko przekonasz się, że to nie ma sensu. – chłopak odprężył się, gdyż naprawdę nie chciał przekonać się na własnej skórze, lub umyśle, jak wygląda taka kara. Była jednak jedna rzecz, która zastanawiała chłopaka. Nie wiedział w jaki sposób się to stało, ale poczuł sympatię do tego starego człowieka, z którym wymienił więcej słów w samej drodze do jego wieży niż przez cały dzień treningu z pozostałymi nauczycielami.
- Będę musiał to nadrobić – pomyślał – Nie mogę przez te kilka lat w ogóle się nie odzywać. Tylko jak to zrobić… Nie znam drugiej tak nieśmiałej osoby jak ja. Chociaż z drugiej strony… w ogóle znam mało osób. Już wiem co zrobię! Od dziś zacznę szukać znajomych.
- Chłopcze. Twoje myśli są tak głośne, że nie muszę się specjalnie wysilać, żeby je czytać. – powiedział uśmiechnięty staruszek.
- T-to t-ty umiesz czytać w myślach, mistrzu? – zapytał wystraszony chłopak. Nadal nie mógł przestać myśleć o Ann, jednak miał nadzieję, że czarodziej tego nie zauważył.
- Oczywiście. – czarodziej uśmiechnął się szczerze – Cóż byłby ze mnie za czarodziej, gdybym tego nie potrafił. A teraz zakończ już swoje rozmyślania na temat spędzania wolnego czasu i młodych niewiast – Sigion stał się purpurowy na twarzy – i zerknij na tę więżę, bo od dzisiaj właśnie w niej będziesz się uczył.
    Wieża nie różniła się niczym od pozostałych. Podchodząc bliżej zauważył, że to co początkowo brał za drewno było bambusem. Na ten widok, aż ciarki przebiegły mu po grzbiecie i odruchowo chciał zasłonić dłonią pośladki. Szybko zabrał rękę, kiedy towarzyszący mu starzec ryknął śmiechem.
- Teraz już nawet wiem w jaki sposób zostałeś ukarany. – powiedział wesoło staruszek – Nie bój się. Mam nadzieję, że nie będziesz się czuł tu jak w więzieniu, ale niczego nie obiecuję – powiedział otwierając drzwi do wierzy. Kiedy weszli do środka, Sigionowi od razu rzuciły się w oczy setki półek, na których poustawiane były książki. Panował tu zapach typowy dla miejsca, którym przechowuje się pisma, księgi i tym podobne rzeczy. Zapach stęchlizny, kurzu i jeszcze czegoś, co trudno było rozpoznać drażnił nozdrza, ale równocześnie jakby przyciągał. Z obu stron drzwi zaczynały się schody biegnące w górę. Co kilkadziesiąt stopni były umieszczone drzwi. Wewnątrz było wiele osób, nie tylko w szatach kroju Haliana, ale również ubranych normalnie. Prawie każdy stał przy półce szukając jakiejś księgi, lub zbici w grupkach rozmawiali. Przy obu poręczach na samym dole stały kamienne misy z wodą.
- Zanim pokażę ci pokój, w którym będziesz się uczył, musisz umyć ręce w misie. To nie tylko tradycja, ale i zapobieganie brudzeniu się książek. – chłopak posłusznie umył ręce, a starzec zrobił to samo zaraz po nim. – Chodź, mamy kawałek drogi do przejścia. Nasz pokój jest prawie na samej górze.
- Co?! – chłopak spojrzał ku górze, przestraszony tym co zobaczył. Wieża miała wysokość przybliżoną do domu, który ma 10 pięter. Starzec zrobił poważną minę, co chłopak od razu zauważył.
- Wiem, że najpierw Gretos, potem Kamar dali ci wycisk, ale nie mam zamiaru tolerować tak niekulturalnego wyrażania twoich emocji w mojej obecności. Jeszcze cię nie ukaram, bo nie chcę, aby zaczęto o tobie źle myśleć zaraz po wejściu do wieży,  ale wierz mi. Jeszcze jedna rzecz, która mi się nie spodoba, a twój krzyk będzie słychać w kuźni Gretosa.
- Przepraszam, mistrzu. – wyraz twarzy czarodzieja zmienił się na łagodny uśmiech.
- Nic się nie stało synu, jednak musisz nauczyć się kontrolować swoje emocje. To będzie jedna z rzeczy, których będę cię uczył. A teraz zacznijmy wspinaczkę! – z uśmiechem na twarzy ruszył na górę, a Sigion zaraz za nim.
    Kiedy doszli na samą górę Sigion już ciężko dyszał, natomiast Halian wyglądał tak samo, jak przed wejściem.
- Jesteśmy. Zmęczyłeś się? Musisz lepiej kontrolować swój oddech. Oddech jest ważny w praktycznie każdej dziedzinie życia. Wejdź do środka. – staruszek otworzył przed nim drzwi i puścił go przodem. Pokój był średniej wielkości. Na przedniej ścianie wisiała tablica, przed nią stały dwa biurka. Przed biurkami stały dwa stoliki, po jednym przed każdym biurkiem, a za stolikami na podłodze rozłożone były dwie słomiane maty. Przy tylnej ścianie postawiony był regał, na którym piętrzyły się różne księgi. W pokoju było tylko jedno okno, zapach był tak samo specyficzny jak na dole.
- Rozgość się przy stoliku bliżej okna. Twoje testy już prawie dobiegły końca. – starzec uśmiechnął się widząc zdziwienie na twarzy chłopca – Nasza rozmowa była swego typu testem. Teraz muszę sprawdzić jeszcze twoje umiejętności praktyczne. Umiesz pisać i czytać, Sigionie?
- Tak, mistrzu. Uczyłem się tego w domu. – odpowiedział chłopak zadowolony, że przynajmniej na tym polu nie jest pierwszy raz.
- Zaraz to sprawdzimy. Podejdź do regału i wybierz książkę, która cię najbardziej zainteresuje, a później podejdź z nią do swojego stolika. – Sigion podszedł do regału, a starzec w tym czasie usiadł za biurkiem, bacznie go obserwując. Sigion patrzył na tytuły, takie jak „Legendy i podania Gaestred”, „Zioła i rośliny lecznicze”, „Tradycja a współczesność”. Jego uwagę zwróciła książka w skórzanej oprawie, dosyć gruba. Nie widniał na niej żaden tytuł. Sigion wyjął ją i otworzył na pierwszej stronie. Widniał na niej ozdobny napis „Bestie, potwory i rasy świata”. Przerzucił kilka stronic widząc opisy i rysunki różnych bestii. Zamknął książkę i podszedł z nią do stolika, za którym usiadł.
- Ciekawy wybór chłopcze. Wybór godny pogromcy… - czarodziej zamyślił się na chwilę, po czym rzekł – Otwórz i zacznij czytać. Bez różnicy gdzie zaczniesz, możesz od początku. Chcę usłyszeć jak u ciebie z płynnością czytania. Zaczynaj. – chłopak otworzył książkę i zaczął czytać wstęp.
- „W księdze tej znajdziesz informacje, oraz porady dotyczące bestii, potworów i…”
    Kiedy przeczytał kilku stronicowy wstęp, czarodziej poprosił, aby przestał czytać. Powiedział, że z czytaniem nie jest źle, ale musi to robić szybciej, płynniej i wyraźniej. Następnie wziął go do tablicy i kazał napisać kilka zdań, które sam dyktował.
- Ech, chłopcze! Bazgrzesz jak kura pazurem.- powiedział z dezaprobatą – Robisz też nieliczne błędy. Jeśli będziesz pisał list do tej twojej dziewuszki, to myślisz, że ona to będzie czytać? Nigdy! Od razu wrzuci twój list do pieca. Musisz się bardziej starać. Chodź, coś ci dam – podszedł do ściany, którą, o dziwo, otworzył i wyjął z niej kilka arkuszy papieru, pióro i kałamarz.
- Dam ci to do domu, razem z tą księgą. Będziesz musiał poćwiczyć pisanie i czytanie. Będziesz miał problem z zaniesieniem tego w rękach. Powinieneś sprawić sobie torbę. Kiedy już to zrobisz, przychodź z nią na każdą lekcję. Masz jakieś oszczędności?
- Nie, mistrzu. Wczoraj zarobiłem trochę pieniędzy, ale wszystko wydałem na mieszek.
- Czyli nie było tego dużo… Mam dla ciebie propozycję. Jeśli będziesz miał wolny czas, najlepiej jeszcze dzisiaj, to przyjdź do mnie. Mam dla ciebie robotę. Powiedz tylko, czy jesteś chętny. Weź pod uwagę to, że będziesz zmęczony po całym dniu treningu.
- Przyjdę, mistrzu. Daję ci moje słowo.
- W takim razie zobaczymy, czy twoje słowo ma jakąś wartość. A teraz usiądź na macie, krzyżując nogi. – chłopak szybko wykonał to polecenie – Zamknij oczy. Będziemy ćwiczyć twój oddech. Zrób głęboki wdech, nabierając powietrze nosem, a później wypuść je ustami.
    W ten sposób ćwiczyli te kilka godzin, które mieli dla siebie przeznaczone. Kiedy skończyli, Sigion zdał sobie sprawę, że czuje się wypoczęty, a umysł ma strasznie jasny. Dziwił się też, że kiedy podczas medytacji Halian pytał go o coś, odpowiedź błyskawicznie wskakiwała mu do głowy i zazwyczaj była odpowiednia lub zaskakująca, gdyż mistrz czuł się delikatnie zbity z tropu. Starzec pytał o różne rzeczy, zazwyczaj dotyczące codziennego życia, jednak czasami dawał mu zagadki, które ten jednak błyskawicznie rozwiązywał.
- Idź już na dół. Nie zapomnij o rzeczach ze stolika. Czuję, że Gretos już na ciebie czeka na dole. Teraz jesteś wypoczęty, a zejście na dół nie będzie tak trudne jak wejście na górę. Pamiętaj o oddechu. Jeśli nauczysz się go kontrolować, to trudno ci będzie się naprawdę zmęczyć. A teraz idź, ja tu jeszcze zostanę. I nie zapomnij o swojej obietnicy!
    Sigion posłuchał rady mistrza i zszedł na dół po schodach w obu rękach trzymając księgę, arkusze papieru, kałamarz i pióro. Całą drogę zwracał uwagę na oddech, jednak kiedy wykonywał więcej czynności, miał otwarte oczy i ciężar na rękach trudniej było mu się skupić. Gretos rzeczywiście czekał na dole. Stał oparty o ścianę przy drzwiach.
- Punktualnie. Widzę, że dostałeś trochę roboty. W takim razie najpierw idziemy do kuźni to zanieść, a od razu potem wracamy do treningu. – kowal ruszył do drzwi. Chłopak szedł za nim. Po pewnym czasie zapytał.
- Mistrzu? Czy będę miał jeszcze dzisiaj czas wolny? – słychać było nadzieję w jego głosie. Gretos uśmiechnął się i powiedział
– Nie powinieneś jeszcze myśleć o czasie wolnym. Jesteś w trakcie treningu, ale będziesz go miał. Po kolacji będziesz miał czas wolny, ale do kolacji będziemy ciężko ćwiczyć. Nie wiem, czy będziesz później jeszcze w stanie gdziekolwiek wychodzić.
    Doszli do kuźni. Sigion szybko wbiegł do swojego pokoju, gdyż Gretos kazał mu się spieszyć, zostawił rzeczy na biurku, przebrał się w brudne rzeczy, które zdążyły się przynajmniej trochę wywietrzyć. Ubrania, w których był w gildii starannie odwiesił do szafy i wrócił na dół.
- Tak trzymaj. Masz dobre tempo, ale następnym razem i tak powinieneś robić to szybciej. Po lekcjach w gildii będę uczył cię najpiękniejszego rzemiosła jakie jest na świecie – kowalstwa. Wiedz jednak, że kowalstwo nie jest jedynie uderzaniem młotka w gorący kawałek blachy. Kowalstwo jest sztuką, nie gorszą od śpiewu, czy rzeźbiarstwa. Jeśli nauczysz się  przelewać swój potencjał w stal, będziesz najlepszy. Tego właśnie mam zamiar cię nauczyć. Przez kilka najbliższych dni będziesz uczył się jak wytapiać sztabki żelaza. Aby jednak zacząć potrzebujemy rud. Ja tu wszystko przygotuję, a ty w tym czasie weź mój powóz i jedź do Hwatta. Złożyłem u niego zamówienie. Pamiętaj, że to też część twojego treningu. Rudę masz załadować sam. Leć już, a ja rozgrzeję piec. – kowal zaczął naciskać miech, a chłopak wyszedł z domu. W chwilę potem już siedział na wozie jadąc do chatki Hwatta.

***

- Ha, ha! Wiedziałem, że jeszcze się spotkamy chłopcze, a pewnie teraz będziemy spotykać się częściej! – stary górnik wyglądał na zadowolonego z wizyta chłopaka – Pomóc ci w pakowaniu tych rud?
- Dziękuję, ale nie. Mistrz Gretos kazał mi to zrobić samemu, w ramach treningu.
- Wiem chłopcze. Ale jestem pewien, że jesteś już bardzo zmęczony. Gretos się nie dowie, a przynajmniej nie ode mnie. – chłopak już miał przystać na propozycję górnika, ale przypomniał sobie, że jeśli będzie trenował w taki sposób, to nigdy nie będzie silniejszy od Gretosa.
-Przystałbym na twą propozycję, panie, ale nie mogę ułatwiać sobie treningu. Im więcej będę pracował tym silniejszy będę się stawał. – chłopak dumny ze swoich słów uśmiechnął się na chwilę – Więc gdzie jest ta ruda?
- Jesteś taki jak twój ojciec. Można na tobie polegać, a jak dać ci robotę, to od razu się do niej zabierasz. Chodź, wszystko jest za domem.
    Rudy nie było dużo, jednak Sigion zdążył się namęczyć niosąc ją zza domu na wóz, który zostawił na drodze. Kiedy załadował wszystko, pożegnał się z Hwattem i ruszył z powrotem do kuźni. W drodze powrotnej mijał wielu ludzi. W jednej chwili mignęła mu postać Ann, która się gdzieś spieszyła, jednak zaraz zgubił ją w tłumie.
    Po dojechaniu do kuźni Gretos kazał mu rozładować całą rudę i wziąć dwa worki do kuźni.
- Zaraz sprawdzimy, czy te rudy nadają się do przetapiania. Najpierw sam przetopię kilka na sztaby i nauczę cię odróżniać jakość stali, tworzyć jej stopy, rozpoznawać nawet zapach. Patrz uważnie. Otwórz te worki i podaj mi kilka brył tego…
    Jego nauka trwała do samego wieczora. Z pomocą Gretosa, Sigionowi udało się wytopić kilka sztab, jednak nie doszedł w tym jeszcze do perfekcji. Kowal zapowiedział, że to jedna z ważniejszych umiejętności i będą to wałkować przez jeszcze kilka dni, a jeśli będzie trzeba to i tygodni. Chłopak największy problem miał z nadawaniem sztabie kształtu, gdyż nie był jeszcze na tyle silny, aby władać młotem. Nigdy też nie korzystał z tego typu narzędzi więc nie był wprawiony. Na kolację miał chleb i mięso, a do popicia świeże mleko. Matka Gretosa, w swojej chuście na głowie, uśmiechała się widząc jak Sigion pałaszuje kolację. Gretos z kolei nie jadł ta wiele, jednak o wiele więcej od swojej matki.
- Teraz masz czas wolny. Możesz iść do miasta, albo po prostu iść spać. To twój czas, a ja nie mam nic do tego jak go spędzisz. Spróbuj jednak nie wpaść w jakieś tarapaty, gdyż kara będzie sroga, nie tylko ode mnie, ale i od urzędu miasta. Możesz poszukać dorywczej pracy, jednak myślę, że jest na to trochę za wcześnie jak dla ciebie. Powinieneś nabrać więcej krzepy, bo do pracy fizycznej to ty się jeszcze nie nadajesz, chudzino. – kowal uśmiechnął się szczerze.
- Dobrze, mistrzu. Czy powinienem wrócić o konkretnej porze, czy też mogę spędzić w mieście całą noc?
- O chłopaku! – Gretos śmiał się w głos – Twój pierwszy dzień treningu, a ty już chcesz hulać całą noc po mieście? Niedługo będzie zachód. Jeśli przyjdziesz półtora godziny po nim to powinieneś być wystarczający wypoczęty, aby jutro kontynuować trening. A teraz leć, bo widzę w twoich oczach, że już masz jakieś „wielkie plany”. – kowal zaśmiał się w głos i sprzątnął po kolacji. Sigion natomiast poszedł w stronę wież, w których miał uczyć się magii. Kiedy doszedł na miejsce, słońce rzeczywiście chowało się już za horyzont. Pierwszego napotkanego mężczyznę zapytał gdzie może spotkać mistrza Haliana.
- Powinien być w tej chwili w ogrodach za swoją wieżą.
- Dziękuję, panie.
    Sigion poszedł za wieżę, w której pobierał nauki. Znajdował się tam ogród, ogrodzony drewnianym płotkiem, który jednak bardziej służył za ozdobę niż za zabezpieczenie. Można go było bez wysiłku przeskoczyć, lub nawet nad nim przejść. W ogrodzie znajdowało się bardzo dużo kwiatów, o najróżniejszych barwach, zioła i trawa, zapach której unosił się już w pobliżu wieży. Halian siedział na kamiennej ławce, która stała pośrodku kwiatów.
- A więc przyszedłeś Sigionie. W takim razie można liczyć na twoje słowo.
- Dziękuję, że to mówisz, mistrzu. Prosiłeś mnie o pomoc. Na czym ma ona polegać?
- Jesteś bardzo niecierpliwy. Ale może to i lepiej. Im szybciej się za to zabierzemy tym szybciej skończymy. Musisz pomóc mi w segregowaniu pewnych ksiąg, które mam w moim pokoju. Chodź do wieży, mój pokój jest niedaleko pomieszczenia, w którym dziś miałeś lekcję. Wchodząc po schodach pamiętaj o dzisiejszej lekcji, o oddechu. To będzie dla ciebie dobry trening. Pamiętaj o tym za każdym razem, kiedy będziesz przychodził do mnie na lekcje. A teraz chodź.
    Wyszli z ogrodu przez małą furtkę. Wchodząc do wieży Halian, przypomniał o umyciu rąk, po czym sam to zrobił i skierował się na górę. Jego pokój rzeczywiście był niedaleko pomieszczenia, w którym Sigion się uczył. W zasadzie był zaraz przy nim. W środku panował półmrok, więc Halian zapalił kilka lamp, które wisiały przy ścianach. Zapalił je magią, przez co Sigion nie mógł wyjść z podziwu. W pokoju było biurko, na którym stało kilka pustych kałamarzy i jeden pełny, kilka piór i pełno arkuszy papieru, zarówno czystych jak i zapisanych. W kącie pokoju znajdowało się małe, bambusowe łóżko, natomiast resztę pokoju zajmowały sterty książek, leżące praktycznie wszędzie.
- Właśnie o te książki mi chodziło. Nazbierało mi się ich przez kilka miesięcy pracy, a nigdy nie miałem czasu, żeby je odnieść. Wszystkie są oznaczone. Wyjaśnię ci, gdzie powinieneś odnosić książki. Otwórz jedną z nich, którąkolwiek. – Sigion posłusznie otworzył pierwszą z brzegu, „Żywoty wielkich wojowników” – Widzisz, tu w rogu są cyfry. Pierwsza, to na którym piętrze znajduje się regał z książkami, druga, to numer regału, a trzecia to, na której półce stało dzieło. Książkę możesz postawić w dowolny miejscu na półce, byle ta półka była właściwa. Żebyś nie musiał się ciągle wracać po książki, to weź tą torbę, która leży tam, pod książkami, przy łóżku. – chłopak posłusznie zdjął z niej książki i założył na ramię. Była z ciemnej, brązowej skóry. Wyglądała na solidną, mimo, że nosiła znamiona starości – była powycierana. Weź tyle książek ile dasz rady i zabierz się do roboty. Ja zaraz do ciebie dołączę. – Sigion spakował wiele grubych tomów i przeraził się, że będzie musiał chodzić z nimi po całej wieży, żeby powkładać je na miejsca. Wziął pierwszą, którą miał na wierzchu w torbie.
– Piętro trzecie. No to do roboty.
    Roznosił książka przez półtora godziny, dopóki prawie Nie padł z nóg. W tym czasie nigdzie nie widział swojego mistrza. Na początku myślał, że się z nim mija, ale za każdym razem, kiedy przychodził do pokoju, książek nie ubywało, a nawet zdawało się, że jest ich więcej. Kiedy skończył mistrz wszedł do pokoju.
- Wspaniała robota, Sigionie! Sam nigdy bym się z tym nie uporał. W nagrodę za twoją pracę możesz zatrzymać tą torbę. Kiedyś korzystałem z niej częściej, ale teraz nie jest już mi potrzebna, w przeciwieństwie do ciebie. Przyjdź z nią jutro na moją lekcję. Wspaniale się spisałeś. Powiem o tym Gretosowi. Na pewno będzie zadowolony.
    Chłopak zmęczony wracał do kuźni. Podczas marszu przez miasto był zbyt zmęczony, żeby się przyglądać ludziom. Chciał już tylko jednego – położyć się spać. Nagle zaczepił o kogoś tak mocno, że aż się przewrócił, tak samo jak i ta osoba. Kiedy się przyjrzał zauważył, że wpadł na… Ann! Wstał szybko, otrzepał ręce o spodnie i podał jej rękę.
- Hej! Uważaj co robisz ty… Sigion! Umm… przepraszam. – oparła się na jego ręce i szybko wstała – Co robisz w mieście? – zapytała z nieskrywaną ciekawością.
- P-pomagałem m-mistrzowi Halianowi w wieży. A t-ty co robisz?
- Nie zacinam się tak jak ty. – uśmiechnęła się do niego – Coś ty taki nieśmiały? Nigdyś dziewczyny nie widział na oczy, czy jak?
- O-oczywiście, że w-widziałem. – Sigion się zaczerwienił, ale postanowił spróbować chociaż odpowiadać na jej pytania.
- Hej! Przestań się zacinać! Mam pomysł. Może to cię do mnie przekona. – Ann niespodziewanie objęła Sigiona i pocałowała w policzek. Ten, z czerwonego stał się fioletowy i mało nie zemdlał, po chwili jednak na jego ustach zagościł głupawy, wstydliwy uśmieszek. Dziewczyna jednak wcale nie przejmowała się tym, co przed chwilą zrobiła. Ludzie patrzyli na nich tylko przez chwilę, kiedy się wywrócili. Teraz nie zwracali na nich większej uwagi.
- To co, do jutra Sigionie! I jeśli jutro choć raz się zatniesz, to nie usta, a drewno poczujesz na gębie. To do jutra! – Ann pobiegła dalej, a Sigion stał, jakby wrósł w ziemię. Po chwili ruszył dalej, ciągle rozmyślając o Ann.
    Nie zauważył kiedy doszedł do kuźni. Było już całkiem ciemno. Drogę oświetlały tylko latarnie, w których ktoś zamontował pochodnie. W środku czekał na niego Gretos.
- W pokoju zostawiłem ci kawałek mydła, żebyś uprał swoje ubranie i sznurek. Za oknem masz dwa drewniane słupki. Przymocuj tam sznurek i rozwieś pranie, kiedy już je zrobisz. Wodę masz w miednicy. Radzę ci najpierw się umyć, a potem zrobić pranie. Nie będę ci zmieniał wody, jeśli najpierw upierzesz rzeczy. Dobranoc.
    Sigion poszedł do swojego pokoju. Umył się, tak jak mu poradził Gretos, a później zrobił pranie. Rozwiesił je za oknem i położył się na łóżku, pierwszy raz nie padając na nie z wycieńczenia. Trzymając ręce za głową rozmyślał jeszcze trochę o wydarzeniach z tych dwóch dni, a potem zasnął… ciągle mając w głowie twarz Ann i czując na policzku ciepło jej ust.

Szifer - 2011-06-07 19:37:23

4. Sprawdzian.

    Przez kolejny miesiąc rozkład dnia Sigiona się nie zmieniał. Codziennie zaczynał od rozgrzewki i porannych ćwiczeń, po czym jadł śniadanie i biegał dookoła miasta. Gretos przez kilka pierwszych dni zwiększał dystans, który chłopak musiał przebiec, aż doszedł do wniosku, że najwyższy czas do czterech kieszeni jego koszuli dorzucić sztaby żelaza. Sigionowi bardzo ciężko było przyzwyczaić się do nowego ciężaru koszuli, ale po kilku dniach nie zwracał już na ten ciężar uwagi. Jego mistrz znalazł jednak i na to radę. Chłopakowi zajęło około czterech dni przyzwyczajenie się do ciężaru, więc co cztery dni kowal dokładał mu kolejne dwie sztaby. Dzięki ćwiczeniu oddechu z Halianem, chłopak nauczył się szybciej przyzwyczajać do kolejnego ciężaru. Jego treningi na placu walki były urozmaicone, bo po tygodniu atakowania bali drewnianymi mieczami, mistrz Kamar dał Sigionowi i Ann prawdziwe miecze, aby przyzwyczajali się do ich ciężaru. Trening na balach stał się trudniejszy, jednak młodzi nie rezygnowali. Teraz używali drewnianych mieczy tylko stawali przeciwko sobie. Kilka pierwszych pojedynków wygrała Ann, jednak po dłuższym treningu Sigion zaczął jej dorównywać, przez co ich walki czasami trwały cały wyznaczony na trening czas. Zazwyczaj te walki kończyły się remisem. Po zajęciach na placu, z Kamarem, zamiast położyć się spać, tak jak pierwszego dnia, medytował, bo doszedł do wniosku, że to mu bardziej regeneruje siły niż sen, po którym jest jeszcze bardziej śpiący. Lekcje u mistrza Haliana przebiegały bardzo dobrze. Drugiego dnia nauki zaczął wertować historię swojego kraju, która go fascynowała, a później poświęcał już mniej czasu na medytację. Podczas medytacji, która trwała około pół godziny rozmyślał o wszystkim tym, czego się danego dnia nauczył. Po lekcjach w wieży uczył się rzemiosła kowalskiego, co szło mu nad wyraz dobrze. Gretos zaskoczony był postępami jakie zrobił w ciągu miesiąca. Chłopak nie tylko nauczył się wytapiać sztaby żelaza, ale także przekształcać je w dowolne kształty. Raz nawet zrobił naszyjnik o bardzo zawiłym wzorze, który widział w którejś z książek, które czytał, a czytał ich bardzo dużo. Zaraz po tym jak go zrobił podarował go Ann. Jego nieśmiałość do dziewczyny prawie całkowicie zniknęła, jednak były jeszcze sytuacje, w których chłopak się czerwienił gorzej niż burak. Po lekcjach kowalstwa zazwyczaj szedł szukać dorywczej pracy, aby zarobić trochę na boku. Zazwyczaj po takiej pracy spotykał się z Ann i jako, że dni były coraz dłuższe, razem czekali zachodu słońca.
    Sigion wstał, tak jak zwykle, obmył twarz i założył koszulę, której ciężaru praktycznie nie czuł. Zszedł na dół i zaczął się rozgrzewać. Kiedy Gretos przyniósł śniadanie kończył właśnie ćwiczyć.
- Dzisiaj jest ważny dzień, Sigionie. Dopiero teraz mogę ci o tym powiedzieć, gdyż taka jest tradycja. Przywódca miasta zarządził sprawdzian. Dziś pokażesz mu czego nauczyłeś się podczas ostatniego miesiąca. Od tego też będzie zależał twój trening. Postaraj się, a w przyszłości będą cię uważać za elitarnego wśród wojowników. Jeśli przejdziesz pomyślnie próby, twój trening stanie się trudniejszy, ale i przyspieszy ci rezultaty. Rozgrzej się dobrze, bo twoim pierwszym zadaniem będzie walka z Kamarem. Może nie powinienem tego robić, ale dostaniesz ode mnie nagrodę jeśli złoisz mu jego zarozumiałe dupsko. Zrozumiane?
- Tak, mistrzu. Mam tylko pytanie. Jeśli przejdę przez dzisiejszy dzień pomyślnie, będę trenował rok, albo dwa krócej prawda, mistrzu? – Gretos spojrzał na chłopaka, przez chwilę mając smutny wyraz twarzy, potem jednak przybrał swoją normalną, poważną minę – Tak. Będziesz trenował rok krócej, a następny sprawdzian będziesz miał szybciej, bo za dwa miesiące, gdzie normalnie miałbyś go za pół roku. Jednak niewielu udaje się przejść przez pierwszy sprawdzian, przynajmniej nie w walce mieczem. No a teraz do śniadania. Po śniadaniu trochę skrócimy dystans, żebyś nie był zmęczony na sprawdzianach.
    Po zjedzeniu śniadania skrócili dystans, jednak niewiele i zamiast do kuźni od razu udali się na plac ćwiczeń. Zebrała się tam grupka ludzi, którzy zawsze oglądali sprawdziany, jednak tym razem, ku zdziwieniu Gretosa, było bardzo wielu ludzi z zza miasta. Nie brakowało jednak młodych adeptów, którzy wyprosili mistrzów, aby spojrzeć na to widowisko. Sigion nigdy nie prosił. Wiedział, że tylko trening pomoże stać mu się najsilniejszym, a dzień przerwy, to dzień stracony. Teraz jednak trochę żałował, gdyż nie miał pojęcia na czym to wszystko ma polegać.
- O, już jesteście! – Kamar przywitał kowala i jego ucznia, idących ze sobą ramię w ramię. Jak zwykle uśmiechał się przy tym, co po miesiącu treningu dla Sigiona zdawało się już uśmiechem głupawym – Wszyscy już są, jednak nie myślałem, że przyjdziecie tak wcześnie. Wiesz już co jest grane Sigionie? – zapytał szczerząc się do chłopaka.
- Tak, mistrzu. Jednak nie wiem jak to ma wyglądać… - chłopak był trochę zawstydzony tym, że nie zna czegoś, co dla innych było oczywiste.
- Nie przejmuj się. Sprawdzimy, czyli my, twoi mistrzowie i przywódca miasta, w jakim stopniu rozwinąłeś swoje umiejętności od kiedy zacząłeś trenować. Zaczniesz od walki ze mną. Będzie na podobnych zasadach jak nasza pierwsza walka. Mam nadzieję, że ją pamiętasz, co? Dokładnie wyjaśni wszystko przywódca.
- Oczywiście, że pamiętam, mistrzu. Mam jednak nadzieję, że ta walka pozostanie w pamięci zarówno mi, jak i tobie, mistrzu. – chłopak mówiąc to zrobił poważną minę i patrzył w oczy Kamara. Z tego jakby uszła cała radość, na chwilę uśmiech spełzł mu z twarzy, jednak szybko się opanował i ponownie uśmiechnął.
- Liczę, że dotrzymasz słowa, chłopcze. W takim razie dajmy z siebie wszystko. – to mówiąc spojrzał jeszcze raz na chłopca, po czym oddalił się w stronę ogrodzonego pola, na którym mieli walczyć.
- Brawo, Sigionie! – Gretos był rozpromieniony jak nigdy – Za same słowa powinienem cię wynagrodzić! Nigdy nie widziałem, żeby świeża w taki sposób wystraszył swojego nauczyciela! I to jeszcze nauczyciela walki bronią!!! Jeśli uda ci się zamienić swoje słowa w czyny, będzie z ciebie przedni wojownik. Chodźmy. Nie dajmy mu ochłonąć, po tym co teraz przeszedł. – Gretos poklepał Sigiona po plecach i bardzo zadowolony poszedł z nim do wydzielonej areny. Kiedy doszli na miejsce Sigion przeszedł przez płot i zaczął, już trzeci raz w tym dniu, się rozgrzewać. W drugim narożniku stał jego przeciwnik, Kamar. Obaj dostali drewniane miecze, jednak postanowili dać sobie jeszcze trochę czasu na rozgrzewkę przed walką. W tym czasie Gretos poszedł do przywódcy.
- Witaj, wodzu! – stanął przed nim na baczność przykładając zaciśniętą pięść do klatki piersiowej. Obaj mieli bardzo poważne miny, jednak po chwili obaj uśmiechnęli się padli sobie w objęcia.
- Witaj Gretosie. Dawno się nie widzieliśmy… Może źle to ująłem. Od dawna nie rozmawialiśmy o niczym poza sprawami miasta. Widzę, że uczeń, którego ci przydzieliłem jest w dobrej formie. Ostatnio głośno o nim w mieście.
- Naprawdę? – Gretos był nieco zaskoczony tą wiadomością – Coś przeskrobał? Gdyby tak było, każdy chyba wie, że on jest moim uczniem, zaraz bym wiedział.
- Nie, to nic poważnego. Po prostu rzadko zdarzają się uczniowie, którzy pracują tyle co on.
- Naprawdę? Nigdy nie zwracałem uwagi na to co robi w wolnym czasie. W końcu obiecałem mu, że nie będę się to tego mieszał.
- Widzisz, już praktycznie każdy wie o jakiej porze kończy się jego trening. Pierwsza osoba, która go wtedy spotka prosi go od razu o pomoc! Ten chłopak będzie miał wielką przyszłość…
- To się jeszcze okaże. Wiesz, że obiecał mi, że mnie pokona? Pewnie dlatego tyle pracuje… W zasadzie to sam jestem ciekaw jakie poczynił postępy. Nigdy nie widziałem jak walczy.
- Zaraz będziesz miał okazję. – podeszli do ogrodzenia, gdzie oboje, Kamar i Sigion, czekali na rozpoczęcie. Przywódca rozejrzał się po tłumie po czym zaczął – Zaraz rozpoczniecie swoją walkę. Walczycie do trzech zwycięstw. Jedno zwycięstwo jest powodowane dotknięciem miecza którejkolwiek części ciała. Obaj jesteście gotowi?
- Tak, przywódco. – Sigion zmierzył wzrokiem swojego przeciwnika. Ten odpowiedział tym samym.
- Tak. – Kamar uważnie przyglądał się Sigionowi. Wciąż pamiętał jego słowa, jednak postanowił nie dać się pokonać. Obaj tak postanowili.
- W takim razie zaczynajcie pierwszą rundę! – Sigion trzymał drewniany miecz ostrzem do góry i czekał na ruch Kamara. Patrzył na niego całego, nie starał się skupić wzroku na konkretnej części jego ciała. Jednocześnie patrzył na twarz, ręce, nogi i miecz. Kamar stanął w podobnej postawie, jednak czubek miecza skierował delikatnie na bok. Czekał przez chwilę, obserwując Sigiona, po czym zaatakował. Poruszał się niesamowicie szybko. Zaczął cięciem od dołu, jednak Sigion to przewidział i wyskoczył, próbując zaatakować z góry. Kamar zrobił obrót i uniknął ciosu i szybko przeszedł do kontrataku. Próbował ciąć po nogach, jednak Sigion szybko obrócił miecz do dołu i zablokował atak. Nauczyciel korzystając z impetu, który otrzymał po uderzeniu w miecz Sigiona obrócił się szybko, i szeroko ciął w głowę. Impet był na tyle mocny, że Sigion nie zdążył ponownie unieść miecza, gdyż Kamar nabrał dodatkowej prędkości. Zatrzymał miecz przy samej szyi Sigiona, po czym delikatnie jej dotknął.
- Trup. Ładnie, jednak za wolno.
- Rundę pierwszą wygrał Kamar! Zarządzam dwie minuty przerwy, wróćcie na swoje miejsca, po czym zaczniemy rundę drugą. – obaj wrócili na swoje miejsca, a Gretos szybko podbiegł do Sigiona.
- To było dobre, ale kiedy zablokowałeś atak na dole powinieneś przewidzieć, że zaatakuje w głowę. Zamiast podnosić miecza mogłeś ją pochylić i kontratakować w brzuch. Pamiętaj, że impet może być drogą do zwycięstwa jak i do przegranej. Gdybyś wtedy kontratakował, impet poniósłby go dalej do przodu i  niemiałby szansy się obronić. Pamiętaj o tym. Sam też możesz korzystać z impetu, jednak bądź ostrożny.
- Dobrze, mistrzu. Teraz ja zaatakuję. Mam już plan.
- Tak trzymaj. Idę do przywódcy.
- Jesteście gotowi? – zawołał przywódca. Obaj kiwnęli głowami. – Więc zaczynajcie rundę drugą! – Sigion nie czekał, aż Kamar wzniesie gardę. Zaatakował od razu. Zrobił jeden szybki, po czym drugi jeszcze szybszy krok, i próbował pchnąć Kamara, ten jednak to wykorzystał, odepchnął płazem jego miecz i ciął od góry. Sigion pod wpływem odbicia stracił równowagę, więc celowo poleciał na ziemię, przeturlał się unikając ataku od góry i sam z ziemi zaatakował z dołu. Kamar był przez chwilę zaskoczony, bo nie pomyślał, że ten padnie na ziemię, a jak już padł, to że przeturla się pod jego nogi, szybko jednak odzyskał koncentrację i zablokował atak skierowany w jego krocze.
- Nie pogrywaj tak ze mną młody! – uśmiech zniknął z jego twarzy, stała się śmiertelnie poważna. Sigion cały czas wyglądał na opanowanego. – Wygrałem raz, więc mogę to zrobić jeszcze dwa razy. – Sigion zrobił przewrót w tył z ziemi i stanął przed Kamarem – Teraz ty zaatakuj mistrzu. – uśmiechnął się do Kamara. Ten, odzyskał spokój i też się uśmiechnął.
- Zobaczymy, czy zapamiętałeś coś z naszych lekcji. – zaatakował celując w twarz. Sigion szybko podniósł miecz, jednak w taki sposób, że jego ostrze było skierowane do dołu. Wiedział, co zrobi Kamar, a nie chciał ryzykować, że będzie zbyt wolny. Atak mistrza był zimitowany, zmienił kierunek i ciął w nogi, na co Sigion tylko opuścił miecz. Nie zaciskał na nim rąk, więc kiedy Kamar uderzył, miecz automatycznie zaczął unosić się do góry, a Sigion to wykorzystał i kontratakował. Atakował od góry na wciąż schylonego Kamara, jednak ten zdążył unieść miecz nad głowę i odbił miecz Sigiona. Ten zaskoczony jego szybkością zdekoncentrował się na moment, a Kamar wykorzystał to, robiąc piruet z mieczem nad głową. Jako, że był schylony miecz drasnął Sigiona po brzuchu.
- Rundę drugą wygrał Kamar! Pięć minut przerwy. – przywódca zbliżył się do Gretosa, klepiąc go po plecach – Dobra robota! Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak walczył po miesiącu treningu! Niezły mu ciężar chyba zarzucałeś na plecy, że porusza się tak szybko.
- Tak, nakładałem mu… Zaraz! – Gretos podbiegł szybko do Sigiona, który siedział w rogu areny próbując uspokoić oddech. – Sigion! Dalej masz na sobie koszulę treningową? – chłopak spojrzał na mistrza, po czym przytaknął nie rozumiejąc jednak o co chodzi mistrzowi – W takim razie zdejmij ją. Matko, dziwie się, że nie zrobiłeś tego przed walką.
- Co mi to da, mistrzu? Przecież Kamar jest niesamowicie szybki, a ja jeśli nie będę trenował nigdy nie będę się tak poruszał.
- To nie trening. To sprawdzian! Przed pójściem spać przecież zdejmujesz koszulę. Nic wtedy nie czujesz?
- Zazwyczaj jestem na tyle zmęczony, że po jej zdjęciu nie czuję rąk i nóg, więc szybko idę spać.
- To nie ze zmęczenia! Dalej, zdejmij ją i walcz dalej! – Sigion posłusznie zdjął koszulę, w której już prawie wszystkie kieszenie były zapełnione sztabkami i wstał. Tak jak wcześniej nie czuł rąk, jednak poczuł, że strasznie mu ulżyło.
- Jesteście gotowi do trzeciej i możliwe, że ostatniej rundy? – obaj potrząsnęli głowami. Sigionowi zrobiło się trochę chłodno, bo był bez koszuli. Kamar to zauważył i zastanawiał się w jaki sposób Gretos zdążył mu wyrobić takie mięśnie w ciągu miesiąca. Chłopak przewiązał przez głowę opaskę, bo włosy, które mu znacznie urosły podczas treningu nie zachodziły na oczy. Cieszył się z chłodu, który czuł na plecach, gdyż to mu pomogło bardziej niż pięciominutowy odpoczynek. Czuł się strasznie lekki po zdjęciu koszuli, jednak postanowił nie zwracać na to większej uwagi. Przyjął gardę, a jego przeciwnik zrobił to samo. Kamar nie chciał czekać na ruch chłopaka więc zaatakował pierwszy. Zrobił podwójny młynek mieczem, który zakończył pchnięciem. Sigion odparł oba młynki, a kiedy jego nauczyciel pchnął on odskoczył. Jakie było jego zdziwienie, kiedy poniosło go dużo dalej niż się spodziewał i stracił równowagę. Chciał ją odzyskać, więc postanowił, że kiedy tylko dotknie ziemi zrobi przewrót w tył w podniesie gardę. Siła odrzutu była jednak tak silna, że przekoziołkował się aż trzy razy! Kiedy wstał zrozumiał co miał na myśli Gretos. To rzeczywiście nie ze zmęczenia nie czuł rąk i nóg. Po prostu był tak lekki, że nie zwracał na nie uwagi. Był szybszy, ale nie wiedział jak szybki, a teraz miał okazję to sprawdzić. Postanowił, że chwilę pobawi się z Kamarem. W tym czasie mistrz wioski patrzył z podziwem to na Sigiona, to z powrotem na Gretosa.
- Nie wiem jak to osiągnąłeś przyjacielu.
- On sam to osiągnął, nawet o tym nie wiedząc.
    Kamar zaskoczony ostanowił wybadać Sigiona. Zaczął skomplikowaną serię ciosów, do których uniknięcia Sigion nawet nie podnosił miecza. Po prostu się przed nimi uchylał. Kamar zwiększył tempo, a Sigion razem z nim, kiedy jednak mistrz postanowił wykorzystać cały swój potencjał Sigion zareagował błyskawicznie. Obaj wykonali szybki atak zza flanki. Miecze poszły w drzazgi, a wszyscy, którzy to widzieli zaczęli bić brawa. Przeciwnicy stali naprzeciw siebie trzymając rękojeści tego co zostało z mieczy pod swoimi gardłami.
- Remis! Jako, że Kamar wygrał wcześniej dwa pojedynki, jest zwycięzcą całości! – Sigion i jego nauczyciel opuścili broń i podali sobie ręce.
- To był naprawdę świetny pojedynek. Coś mnie jednak zastanawia. – Kamar podszedł z Sigionem do miejsca, z którego chłopak zaczynał walkę i podniósł jego koszulę. Po chwili przyszedł przywódca miasta i wziął koszulę z rąk Kamara.
- Walczyłeś w tym przez pierwsze dwie rundy? – przywódca nie mógł wyjść z podziwu, a Kamar oczekiwał odpowiedzi.
- Tak, panie. To przecież część treningu, a ja nie skończę szybciej niż za trzy lata…
- Dlaczego za trzy? Z twoim potencjałem byłbyś gotów skończyć to w rok! – Sigion spojrzał na niego zdziwiony, ale zarazem szczęśliwy.
- Jak to? Przecież ostatecznie przegrałem. A poza tym nikt z tych, którzy szkolili się u mistrza Gretosa nie skończył treningu szybciej niż po trzech latach! – Gretos i przywódca spojrzeli na siebie i zaczęli się głośno śmiać.
- Tak się składa, że to nie do końca prawda. – powiedział, wciąż śmiejąc się, Gretos – Był taki jeden, któremu udało się w dwa lata.
- Naprawdę, mistrzu? – oczy świeciły Sigionowi jakby były ze srebra – To musiał być największy wojownik jakiego ziemia nosiła! Co się z nim stało?
- Widzisz, kiedy ludzie z naszego miasta dowiedzieli się o tym, to zrobili z niego… przywódcę. – kiedy go oświeciło, spojrzał na przywódcę, który stał obok Gretosa uśmiechnięty. – Ludzie go szanują, więc utrzymuje się na swoim stanowisku do dzisiaj. Poza tym bardzo dobrze rządzi miastem. Oddajcie mu koszulę! Jego trening jeszcze nie dobiegł końca! A ty, jeśli będziesz się starał, to też uda ci się ukończyć trening w dwa lata.
- Jednak nie licz na posadę przywódcy, bo nie dam się wygryźć. – kiedy przywódca to powiedział wszyscy szczerze się zaśmiali. Kamar podszedł do chłopaka, który zdążył już założyć koszulę.
- To była wspaniała walka. – powiedział z uznaniem – Mam nadzieję, że jako swoją broń wybierzesz miecz. Będziesz, a w zasadzie już jesteś wspaniałym szermierzem. – uścisnął mu dłoń i odszedł. Sigion prawie pękał z dumy, czekał go jednak jeszcze jeden sprawdzian. Ciekaw był jak ten będzie przebiegał, jednak nie denerwował się. Wiedział, że od tego zależy jego przyszłość, ale był pewien, że jest gotowy.
- Sigionie, musisz odpocząć przed następnym sprawdzianem. – Gretos był nadal zadowolony z postępów swojego ucznia – Za dwie godziny musisz stawić się w wieży. Na tamtą część sprawdzianu nie przychodzi tak wielu ludzi. W zasadzie będą tylko twoi mistrzowie i przywódca wioski. Powiedz mi tylko jeszcze jedną rzecz. Nie walczyłeś w ten sposób dla nagrody, którą ci obiecałem, prawda? – uśmiechnął się szczerze. Sigion był trochę zbity z tropu, bo nie zrozumiał o co chodzi, po chwili jednak przypomniał sobie obietnicę swojego mistrza.
- Nie, mistrzu. Walczyłem, żeby sprawdzić samego siebie. Ale nigdy bym się nie spodziewał, że twój trening jest aż tak skuteczny. Nie wiedziałem co dają te ciężary, mistrzu.
- Cieszę się, że szybko sprawdziłeś, co jesteś w stanie zrobić. Nawet Kamar zauważył, że po tym jak zdjąłeś koszulę próbujesz sprawdzić na nim swoje umiejętności. Był zirytowany, że traktujesz walkę z nim tak lekko, że bardziej interesują cię twoje nowe zdolności. Wiesz, że nie udało ci się w pełni wykorzystać twoich zdolności?
- To znaczy, że… mogłem zrobić więcej? – Sigion był bardzo zaskoczony, gdyż myślał, że wykorzystał w pełni swoje siły – Mogłem go pokonać, mistrzu?
- Oczywiście! Brakuje ci jednak jeszcze trochę umiejętności rozpoznania siły swojego przeciwnika, a przede wszystkim siebie. Zaczniemy to ćwiczyć, jednak najpierw musisz nauczyć się wielu innych rzeczy. Chodź do kuźni, musisz odpocząć.
    Przez całą drogę do kuźni omawiali walkę. Gretos mówił mu gdzie popełnił błędy, jak mógł postąpić, a jak zareagowałby jego przeciwnik. Sigion starał się wszystko zapamiętać i wnosił co nieco do rozmowy. Mistrz albo mu przytakiwał, albo wyprowadzał go z błędu. Kiedy doszli do kuźni Sigion poszedł do swojego pokoju. Obmył się, założył świeżą koszulę i usiadł na środku pokoju ze skrzyżowanymi nogami. Medytował przez godzinę starając przypomnieć sobie wszystko, czego nauczył się podczas miesiąca. Czasami w myśli wkradała mu się Ann, jednak starał się szybko skupić na przypominaniu wiadomości i na odpoczynku.
Kiedy skończył, wstał i zszedł do Gretosa, aby popatrzeć co robi. Siedział jednak w pewnym oddaleniu, aby nie ubrudzić ubrań, w których miał iść do wieży na kolejny sprawdzian. Gretos akurat wykuwał miecz. Z jego długości Sigion wywnioskował, że będzie półtoraręczny. Nie był zbyt ozdobny, tak, jakby miał służyć jedynie do treningu. Sigion mimo wszystko patrzył na niego z błyskiem w oku. Bronie, które wytwarzał Gretos, szczególnie miecze, cieszyły się międzynarodową sławą. Nie było lepszych, może poza tymi, które wykuwał Galad, ojciec Sigiona. Jednak on nie założył swojej kuźni. Stale wędrował po świecie, rzadko wracając do domu. Zarabiał dosyć dużo pieniędzy, bo zazwyczaj jego sława go wyprzedzała zanim wkroczył do jakiegoś miasta. Pracę miał zawsze. Zajmował się tępieniem potworów lub bandytów, nie był jednak najemnikiem. Czasami ludzie chcieli, aby u nich pracował tylko po to, aby go poznać. Wymyślali różne widma w opuszczonych domach, czy potwory na cmentarzach. Ten, jeśli niczego nie znalazł niczego, nie żądał zapłaty. Był honorowy.
    Kiedy miecz był już prawie skończony do drzwi zapukał Halian. Sigion był bardzo zdziwiony, gdyż nigdy nie widział go w mieście. Magowie zazwyczaj nie wychodzili poza las, w którym stały ich wieże. Gretos jednak nie zdawał się zaskoczony, nawet jakby zadowolony.
- Witajcie. Czy mógłby już wziąć Sigiona? Chciałbym jeszcze z nim porozmawiać.
- Oczywiście mist… Halianie. – Gretos uśmiechnął się do czarodzieja – Nadal nie mogę się odzwyczaić. – spojrzał na Sigiona – Ja dojdę sam. Nie martw się, nie spóźnię się na twój sprawdzian. Muszę tylko dokończyć ten miecz. Ma służyć jakiemuś młodemu szermierzowi. Ponoć jest świetny. Jeszcze dzisiaj ma go otrzymać. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia, mistrzu.
    Po wyjściu z kuźni szli w stronę lasu, jednak nie spieszyli się. Mieli jeszcze dużo czasu. Na początku milczeli, jednak Sigion w końcu się odezwał.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać, mistrzu? – starzec początkowo zdawał się jakby nieobecny, ale po chwili odpowiedział.
- Nie nauczyłeś się jeszcze słuchać Sigionie. Nie dziwię się… Przecież nie dałem ci nawet małych wskazówek jak to robić… - Sigion patrzył na niego zdziwiony nie wiedząc o co chodzi – Może za bardzo w ciebie wierzyłem… – powiedział jakby do siebie, ale w końcu spojrzał na Sigiona, uśmiechnął się z pod brody i powiedział – Jeśli teraz zaliczysz sprawdzian, zacznę cię uczyć wiele ciekawszych, ale i trudniejszych rzeczy. Przede wszystkim, nauczę cię słuchać i zakłócać słuchanie innych, jednak to później. Postaraj się, bo jeśli zaliczysz ten test, to zacznę uczyć cię prawdziwej magii. – chłopak był oszołomiony. Nigdy jeszcze nie słyszał o kimś, kto po miesiącu zaczął uczyć się magii – Myślę, że jesteś już wystarczający silny, aby sobie z tym poradzić. Teraz jednak musimy jeszcze sprawdzić twoją wiedzę teoretyczną. Musisz przypomnieć wszystko, czego uczyłeś się w tym czasie. Nawet to, co czytałeś sam, w domu. Przywódca i ja będziemy zadawać tobie pytania. Myślę, że on, jako wojownik, będzie pytał o wiedzę z wojen i o potworach. Ja będę pytał o resztę. Nie bój się. Przywódca wie co czytałeś. Dałem mu listę tytułów… Był bardzo zadowolony, że najwięcej książek, których brałeś traktowały o potworach i o tym jak je pokonać. Jeśli zapamiętałeś choć połowę z tego co czytałeś, to nie musisz przejmować się tą próbą.
    Kiedy tak rozmawiali, zdążyli dojść do lasu. Gretosa jeszcze nie było, natomiast Kamar i przywódca rozmawiali ze sobą. Kiedy zauważyli nadchodzących, podeszli do nich.
- Jesteś gotowy na kolejny sprawdzian młody wojowniku? – przywódca uśmiechnął się do niego. – Co prawda o wynikach poinformuję cię dopiero po drugim sprawdzianie, ale chyba widzisz jakie wrażenie na nas wywarłeś.
- Dziękuję, że tak mówisz, panie. Jestem gotowy. Chciałbym jednak, aby mistrz Gretos też był przy tym, jak będę podchodził do testu.
- Oczywiście! Tylko na niego jeszcze czekamy. – przywódca zaśmiał się, po czym wrócił do rozmowy z Kamarem. Sigion usłyszał, że wciąż dyskutowali o jego walce.
    Po pewnym czasie przyszedł też Gretos, niosący jakiś pakunek. Pakunek był owinięty w skóry. Mistrz podszedł do nich, po raz kolejny się przywitał i poszli, o dziwo, do ogrodu za wieżą. Tam, obok kamiennej ławki rozłożony był kawałek wykładziny, na którym leżało kilka ksiąg i mapy.
- Zacznijmy od twojej wiedzy teoretycznej, dotyczącej kilku rzeczy. – zaczął przywódca – Ja i mistrz Halian będziemy zadawali ci różne pytania. Twoim zadaniem jest po prostu postarać się na nie odpowiedzieć.
- Postaram się, panie. – Sigion był gotowy. Podczas czekania na Gretosa przypomniał sobie, po raz kolejny, wszystko czego się nauczył. Nie mógł być nieprzygotowany.
- Bardzo się z tego cieszę, Sigionie. – przywódca uśmiechnął się – W takim razie opowiedz mi o… hmm… co wiesz o wilkołakach? – Sigion był przygotowany na pytania z zakresu potworów, bo książki o nich najbardziej go interesowały.
- Wilkołaki są potworami, które zdarza się mylić z wilkami. Mają one rzeczywiście niektóre wilcze cechy, takie jak stałocieplność, jednak znacznie się od zwykłych wilków różnią. Wilkołaki mają dużo większe rozmiary i zazwyczaj posiadają brązową sierść. Poza tym wilkołak nie jest zwykłym zwierzęciem. Jeśli wierzyć legendom pierwszy wilkołak powstał, kiedy człowieka ugryzł wilk. Człowiek przeżył, jednak pierwszej nocy o pełni, kiedy tylko usłyszał wycie wilka i zobaczył księżyc zmienił swoją postać. Uważam jednak, że to są tylko bujdy wymyślone przez wieśniaków, żeby straszyć dzieci. Uważam, że wilkołak powstał poprzez nałożenie klątwy na jakiegoś nieszczęśnika, jednak klątwa była na tyle silna, że ten osobnik mógł nią zarażać poprzez ukąszenie. Zetknąłem się z taką teorią w kilku księgach i jest ona według mnie bardziej wiarygodna.
- Wiesz bardzo dużo chłopcze. Powiedz mi, na co trzeba uważać w walce z wilkołakami i jakiej broni używać.
- Wilkołaki są strasznie szybkie i silne. Używając zwykłych broni poważniejsze obrażenia można zadać bestii tylko toporem. Używając zwykłego miecza nic nie wskóramy, gdyż kreatura bardzo szybko potrafi regenerować swoje rany. Toporem, przy dużym szczęściu i jeszcze większych umiejętnościach można odrąbać wilkołakowi kończyny, jednak jest bardzo ciężko to osiągnąć przy walce z nim. Wilkołaki mają grubą skórę i mocne kości. Najlepiej jest używać broni z czystego srebra. Wielu kupców ratowało to, że kiedy wilkołak na nich napadał rzucali w niego garścią srebrnych monet, a on wystraszony uciekał.
- Bardzo dobrze. Teoretycznie byłbyś w stanie go pokonać. A może powiesz mi teraz coś o arachidach?
- Arachidy są rodzajem olbrzymich pająków… - Sigion bardzo dokładnie odpowiadał na zadane pytania. Przywódca zdawał się bardzo zadowolony odpowiedziami młodzieńca, szczególnie, kiedy powiedział, że najbardziej intrygującym stworzeniem z jakim spotkał się w księgach był smok. Pytania o potwory były łatwe. Pytania Haliana były trudniejsze, gdyż dotyczyły tradycji, historii wioski i zielarstwa. Historię wioski Sigion znał bardzo dobrze, jednak miał pewne problemy z tradycja nie mówiąc już o zielarstwie. Kiedy skończyli mu zadawać pytania, rozłożyli jedną z map na wykładzinie.
- Twoim kolejnym zadaniem jest nam pokazanie twojego zmysłu taktycznego. Ta mapa ukazuje nasze miasto, Lastvill. Masz do dyspozycji dwadzieścia tysięcy wojsk stacjonujących w mieście, natomiast od strony głównej bramy nacierają na nas wojska mające około sto pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy. Jaką zastosowałbyś taktykę, aby zginęło jak najmniej ludzi z miasta. Nie zwracaj przy tym uwagi na zdolność bojową naszych wojowników i agresora. W tej walce wszyscy są równi.
- Przede wszystkim przeniósłbym ludzi w góry, aby nie ucierpieli w trakcie walk. Wysłałbym z nimi dwa tysiące wojowników. Piętnaście tysięcy zostawiłbym w mieście, aby odpierali ataki wroga. Z pozycji naszych murów nie byłoby to zbyt trudne, nawet przy tak licznej armii. Zbudowałbym kilka katapult, aby starać się zniszczyć ich maszyny oblężnicze. Trzy tysiące pozostałych wojsk wysłałbym w podjazd. Porozmieszczałbym ich w lasach i górach i atakowałbym niespodziewanie z różnych stron obozowisko wroga. Wjeżdżałaby do niego grupka, załóżmy stuosobowa, niszczyła i paliła wszystko co się da i szybko wyjeżdżała. Kiedy oni przerzucaliby swoją obronę w stronę ataku, z kolejnej strony atakowałaby druga taka grupka, a potem trzecia. Wzbudziłoby to panikę wśród wojsk przeciwnika i mogliby ponieść duże straty w czasie jednego podjazdu. Mógłbym atakować ich w ten sposób nawet przez kilka dni, robiąc odpowiednie odstępy czasowe tak, aby nigdy nie byli przygotowani na kolejny atak. Dodatkowo wyznaczyłbym grupę, która przeniknęłaby do ich obozu i zatruwała pożywienie i wodę. Nasze miasto byłoby w stanie bronić się około… hmm… czterdziestu lat, gdyż mamy tu pełno pożywienia, a dodatkowo nieskończone zasoby świeżej wody, która płynie z gór. Nikomu nie udałby się jej zatruć, gdyż razem z mieszkańcami broniliby jej żołnierze z miasta.
- Kapitalnie! – przywódca promieniał ze szczęścia – Nie wiem co czytałeś, ale ta taktyka jest genialna! Rzeczywiście w podjazdach stracilibyśmy niedużo ludzi, a nawet jeśli, to byłyby to grupki stuosobowe, a na pewno części udałoby się uciec. Widzę, że to dla ciebie bułka z masłem. Zobaczymy jak sobie poradzisz z tym.
    Przez kolejną godzinę omawiali różne taktyki, zaczynając od pojedynczych miast, a kończąc na stolicy, czy całym kraju.
- Jesteś bardzo zdolny Sigionie. Twoi mistrzowie bardzo wiele cię nauczyli w tak krótkim czasie. – powiedział na koniec przywódca. Halian wręcz promieniał z radości. Gretos próbował tego nie okazywać, jednak też był zadowolony, a mimo jego poważnej miny był cały czerwony na twarzy. Kamar po prostu słuchał tego, co chciał powiedzieć przywódca, kiedy jednak spojrzał na Sigiona uśmiechnął się do niego szczerze.
- Poczekaj tu chwilę. Musimy przedyskutować co z tobą zrobić młodzieńcze. Z pewnością nie będziesz tym zawiedziony. – wszyscy czterej oddalili się, aby porozmawiać na temat chłopaka. Ten w tym czasie pozwijał mapy, odłożył je na bok i  sam usiadł na wykładzinie. Zaczął medytować starając się skupić na tym co mówią w oddali jego mistrzowie i przywódca, nie mógł jednak tego dosłyszeć. Zaczął rozmyślać więc o Ann. Miał zamknięte oczy, więc nie wiedział, że Halian spojrzał na niego, gdyż słyszał jego myśli i uśmiechnął się szczerze.
    Rozmawiali przez około pół godziny. Doszli do wniosku, że Sigion nie jest zwykłym chłopakiem, że swój talent do nauki i treningu musiał odziedziczyć po ojcu. Bardzo byli ciekawi jak szybko opanuje podstawy magii i jak będzie walczył prawdziwym mieczem.
- Twoi nauczyciele i ja postanowiliśmy, że podejmiemy odpowiednie kroki, jeśli chodzi o twój trening. Od dzisiaj, co trzy dni będziesz miał zwiększany ciężar w koszuli. To jest inicjatywa mistrza Gretosa. – Gretos zarumienił się, jednak nic nie mówił – Wszyscy postanowiliśmy, że najwyższy czas, abyś zaczął walczyć prawdziwym mieczem. Drewniane już ci nie służą, a z tego co mówił mistrz Kamar – wymieniony uśmiechnął się do Sigiona – twoja ręka jest już przyzwyczajona do takowego. Ćwiczyłeś nim na balach, więc teraz zwiększymy poziom treningu. Ostatnią rzeczą, którą postanowiliśmy jest twoja nauka magii. Jutro otrzymasz pierwszą lekcję dotyczącą jej nauki. To ostatnie było pomysłem mistrza Haliana, jednak wszyscy w pełni się z nim zgadzamy. – Halian podszedł do chłopaka.
- Jutro nie bierz ze sobą torby. Nasza nauka od dzisiaj rzadziej będzie odbywać się w wieży, jednak jeśli to nastąpi, to uprzedzę cię. Oczywiście księgi nadal możesz pożyczać, jednak uprzedzaj mnie o tym.
- Dobrze, mistrzu.
- Jest jeszcze jedna sprawa. – tym razem do chłopca zbliżył się Gretos z pakunkiem, który przyniósł – Mam coś dla ciebie. – podał pakunek Sigionowi. Ten odwinął skóry i jego oczom ukazał się miecz. – Jest dla ciebie. To właśnie nad nim dzisiaj pracowałem. Będzie ci dobrze służył do treningu, a jeśli o niego będziesz dbał, posłuży ci pewnie nawet dłużej. Nie jest to miecz najwyższej klasy, jednak jeśli nauczysz się nim walczyć nie będziesz miał sobie równego. Zauważyłeś zapewne, że jest cięższy od miecza, którym ćwiczyłeś na balach. Im cięższy miecz, z którym będziesz trenował, tym lżejszy będzie ten, którym będziesz walczył. Zapamiętaj to. – Sigion z podziwem przyglądał się klindze delikatnie ją dotykając. Gładził rękojeść oplecioną skórą.
- Mistrzu… - chłopak nie wytrzymał, objął Gretosa, a z jego oczu popłynęły łzy. Nie szlochał jednak. To były łzy radości. – To pierwszy miecz, który otrzymałem, a zarazem najpiękniejszy jaki kiedykolwiek miałem w dłoni. Dziękuję ci, mistrzu. – pozostali patrzyli na tą scenę wzruszeni.
- Od dziś masz go nosić codziennie przy sobie. Jednak pochwę do niego musisz zrobić sobie sam. Ostatnio dowiedziałem się, że bardzo dużo pracujesz. To prawda Sigionie? – Gretos uśmiechnął się do niego. Ten wypuścił go z objęć i wytarł łzy z oczu.
- Tak, mistrzu. Doszedłem do wniosku, że praca to też rodzaj treningu, więc pracowałem codziennie, jednak, aby się nie przepracować nie spędzałem na tym całego wolnego czasu. Zarobiłem jednak trochę pieniędzy. – Sigion był bardzo dumny mówiąc to mistrzowi.
- Stać cię na kawałek skóry?
- Oczywiście, mistrzu! Oprócz kawałka skóry jestem gotów kupić ćwierć worka rudy, a drobnych jeszcze mi trochę zostanie.
- Bardzo dobrze. W takim razie zostawiam tobie samemu wykonanie pochwy. Jeśli będziesz potrzebował jakiejś rady, pytaj. Chodźmy do kuźni. To był ciężki dzień.
    Po pożegnaniu się, ruszyli obaj do kuźni. Sigion wetknął miecz za pas i przez całą drogę miał rękę opartą na jego głowni. Kiedy doszli na miejsce, zjedli kolację, a codzienna rutyna wróciła na swoje miejsce. Tym razem ta rutyna dawała o wiele większy wycisk.

Szifer - 2011-10-04 19:47:59

5. Magia.



    Sigion przez cały dzień nie mógł się doczekać pierwszej lekcji magii. Nie był nawet tak mocno podekscytowany, kiedy robił pochwę do swojego miecza, która teraz prezentowała się na jego plecach. Nie miał takiej ekscytacji, kiedy Kamar uczył go nowych ruchów, do których używał już swojego miecza. Teraz szedł na spotkanie, które miało nauczyć go czegoś nowego. Czegoś, z czym nie miał jeszcze nigdy styczności. Na chwilę przygasły jego myśli o Ann. Był ciekaw nowych możliwości, jakie da mu magia.
Czekał na swojego mistrza w ogrodzie, w którym dzień wcześniej miał sprawdzian z umiejętności teoretycznych. Halian przyszedł, jak zwykle ubrany w opończę koloru zgniłozielonego.
- Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo. – powiedział miłym głosem.
- Nie, mistrzu. Dopiero przyszedłem. Gdzie będę się uczył mistrzu? – Sigion pełen był entuzjazmu, co można była rozpoznać w jego głosie. Halian uśmiechnął się. Pamiętał, kiedy sam pierwszy raz miał uczyć się magii. Pamiętał wszystko, tak jakby to było wczoraj. Przypomniał sobie, jak złożył obietnicę, że nie umrze, dopóki nie stanie się najpotężniejszym, lub nie przekaże swojej całej wiedzy komuś innemu. Wybrał drogę magii, ale to było bardzo dawno temu. Teraz miał przed sobą kolejnego ucznia, którego miał za zadanie wyszkolić najlepiej jak umiał.
- Idziemy w góry. Tam jest miejsce, w którym będziemy się spotykać przez jakiś czas, dopóki nie opanujesz podstaw. Zazwyczaj to trwa około pół roku, jednak ty nie jesteś przeciętnym uczniem, Sigionie. Myślę, że zajmie ci do dużo krócej. Prawdopodobnie uda ci się to w miesiąc, jeśli twoja reakcja na magię będzie taka jak przewiduję.
- Dziękuję, że masz o mnie tak wysokie mniemanie, mistrzu. Czym jest jednak reakcja na magię? – Sigion był bardzo zainteresowany wszystkim, co łączyło się z magią.
- Jakby ci to wytłumaczyć… Jest to zdolność twojego ciała na reagowanie, na wszystko co magiczne. Nie sposób tego ocenić, dopóki nie będziesz miał bezpośredniego kontaktu z magią.
- Od czego to może zależeć, mistrzu? – Sigion wchłaniał wiedzę, którą wykładał mu starzec.
- Jedną z rzeczy jest twoja siła fizyczna, jednak największy wpływ na twoją reakcję mają geny. Jeśli miałeś w rodzinie potężnych magów, sam będziesz miał szansę nim zostać, jeśli jednak magowie w twojej rodzinie nie byli zbyt potężni, twoja droga do magii nie będzie usłana różami.
- A mój ojciec? Znasz go, mistrzu? – chłopak zapytał z prośbą w głosie.
- Nie martw się. – powiedział mag uśmiechając się – Twój ojciec ciężko pracował nad tym, aby jego magia była tak silna, jak tego oczekiwał. Osiągnął bardzo wysoki poziom, w szkole ognia, jednak rzadko z niej korzysta. Podejrzewam, że jedynie, kiedy wykuwa bronie, dlatego są najlepsze. Jednak, kiedy będziesz miał okazję powinieneś sam go spytać. A teraz może przyśpieszmy. Mamy kawałek drogi do przejścia, a im szybciej tam dojdziemy tym więcej się dziś nauczysz. – Sigion entuzjastycznie zgodził się z mistrzem i poszli w stronę gór.
    Kiedy doszli na miejsce, Halian zaprowadził chłopca do jednaj z jaskiń. Kiedy chłopak do niej wszedł poczuł jakby nieograniczoną radość i siłę. Zapytał mistrza co to oznacza, a ten uśmiechnął się do niego.
- Widzisz, te miejsce jest nasiąknięte prastarą magią ognia. W tym miejscu każdy mag, który potrafi posługiwać się magią ognia ma zwiększone siły. A teraz pokażę ci czym jest magia. – starzec zdjął opończę, pod którą miał białą koszulę z samodziału. Koszula sięgała kostek czarodzieja.
- Pokażę ci, jakie rzeczy możesz dokonywać za pomocą magii, a wiedz, że jest ich bardzo wiele. Czy słyszałeś kiedyś, aby którykolwiek człowiek mógł latać?
- Nie, mistrzu. – Sigion patrzył z podziwem na nauczyciela – Potrafisz tego dokonać?
- Tak i pokażę ci bardziej spektakularny sposób. Łatwo można nim oniemieć przeciwnika. Spójrz. – czarodziej na chwilę napiął się cały, po czym wzniósł obie ręce na wysokość klatki piersiowej. Następnie skierował je w tył na plecy, a później gwałtownym ruchem pociągnął, jakby chciał chwycić coś przed sobą. Z jego pleców wyrosły ogniste skrzydła, które miały wielkość połowy jaskini. Chłopak nie mógł uwierzyć w to co widzi. Czarodziej zrobił kolejny ruch ręką, a z ponad pośladków wyrósł mu długi ognisty ogon. Kiedy ogon znalazł się miedzy jego nogami ten uniósł się do góry.
- Jak to zrobiłeś, mistrzu?! – chłopak nie mógł otrząsnąć się z tego co zobaczył. Czarodziej zrobił prosty ruch ręką, po czym opadł na ziemię, a jego skrzydła i ogon przelały się w ognista kulę, która pojawiła się nad ręką starca. Mistrz był cały czas uśmiechnięty. Sprawił, aby kula zniknęła.
- To jest tylko sztuczka. Widzisz, dałbym radę polecieć, nawet nie robiąc skrzydeł. – chłopak zastygł z otwartymi ustami – W tym co ci pokazałem chodziło jedynie o to, aby zrobić dobry efekt. Nie dzięki skrzydłom leciałem, a dzięki ciepłu. Tak naprawdę, to wzbiłem się dzięki ogonowi, który był pode mną. On ogrzał powietrze dookoła mnie, dzięki czemu mogłem wznieść się w górę. W takich wypadkach, jeśli chcesz szybko się przemieszczać powinieneś zrobić pod sobą dysk z ognia, o tak. – czarodziej jednym ruchem dłoni wytworzył przed sobą dysk z ognia. Wskoczył na niego, poleciał pod same sklepienie jaskini, wrócił, zrobił kilka kółek wokół zdumionego Sigiona, po czym wylądował, zeskakując z dysku i sprawiając, że się rozpadł.
- Jesteś niesamowity, mistrzu!
- To potrafi każdy, nawet najsłabszy czarodziej, a w tym miejscu jest to jeszcze prostsze.
- Więc będę się dzisiaj tego uczył, mistrzu? – Sigion był bardzo zadowolony.
- Nie, nie, nie. – Mistrz uśmiechnął się. Pamiętał swoją reakcję na ten mały pokaz. – To rzeczywiście prosta sztuczka, ale żeby ją zrobić trzeba nauczyć się kilku podstawowych rzeczy, oraz kilku zasad, którymi powinieneś się kierować. – Entuzjazm Sigiona trochę opadł, jednak słuchał dalej. – Magia kieruje się swoimi prawami. Nikt nie zna ich wszystkich, jednak wiemy na tyle dużo, żeby móc się nią posługiwać. Na razie najważniejszą rzeczą, jaką powinieneś zapamiętać – starzec podniósł palec, aby podkreślić wagę tego co mówi – jest całkowity zakaz stosowania magii w mieście. – chłopak usłyszawszy to wydawał się trochę zdziwiony.
- Dlaczego, mistrzu? Co jest nie tak w posługiwaniu się magia na co dzień? – mistrz przybrał mentorski ton.
- Czy widziałeś chłopcze, żeby ktoś w mieście posługiwał się magią? – chłopak dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie. Przecież wszyscy potrafili się nią posługiwać, ale nikt z niej nie korzystał!
- Nie, mistrzu i nie rozumiem tego. Przecież magia mogłaby pomóc w wielu sprawach. – mistrz uśmiechnął się.
- A czy pomyślałeś o tym, że magia mogłaby również zostać użyta w złych celach? – chłopak był zdziwiony tą perspektywą. Wiedział, że zło jest wszędzie, ale nie widział nigdy, żeby w mieście była choć mała sprzeczka. Po prostu nie było do tego powodów. - W naszym mieście panuje porządek, bo każdy jest jaki jest. Jednak tak jak ci mówiłem jedni magowie są słabsi, drudzy silniejsi. Jeśli nasi wojownicy zaczęliby się przechwalać swoją mocą, mogłoby dojść do rozruchu. Bywa tak, że słabszy mag jest lepszym wojownikiem. – starzec spojrzał przed siebie, przypominając sobie stare czasy – Bywa i na odwrót. Ja byłem właśnie takim przypadkiem. Nie chwaląc się, jestem jednym z największych magów w Lastvill, a może i w całym Gaestred, jednak marny ze mnie wojownik. Co prawda w walce jeden na jeden pokonałbym zwykłego piechura, jednak walka z kimś bardziej doświadczonym stanowi dla mnie nie lada problem. Oczywiście z moją mocą, większość ludzi mogę spalić na popiół, jednak jeśli z jakiegoś powodu zostałbym pozbawiony mocy, byłbym bardzo słaby… Jednak jak widzisz ludzie nie są popiołem – tu mag się uśmiechnął – a ja nadal mam swoją moc. Mam nadzieję, że tak pozostanie i, że swojej mocy będę używał jedynie po to, żeby uczyć kolejne pokolenia. A teraz Sigionie, usiądź tu gdzie stoisz i skrzyżuj nogi. – kiedy chłopak to zrobił starzec podszedł do niego. – Połóż ręce na kolanach, wierzchem dłoni ku górze. Właśnie tak. Zamknij oczy i postaraj się przestać myśleć. To ćwiczenie będziesz mógł wykonywać wszędzie. Po prostu wyłącz się. Możesz skupić się na moim głosie, jednak staraj się nie skupiać na niczym konkretnym. Wsłuchaj się w swoją wewnętrzną ciszę. – Sigion zrobił tak jak mu polecił mistrz, jednak nie mógł przestać myśleć. Za każdym razem, kiedy już miało mu się udać, przyłapywał się na tym, że myśli o słowach mistrza, a później kojarzyły mu się z tym różne rzeczy, a ze skojarzeń kolejne i tak dalej. Nie wiedział w jaki sposób ma to osiągnąć. Po chwili sfrustrowany otworzył oczy.
- Tego się nie da zrobić! Nie da się nie myśleć!
- Nic nigdy nie jest łatwe i proste. Kiedy się nauczysz nie myśleć, przejdziemy do kolejnego etapu treningu, nie szybciej. Wszystko po kolei. – Sigion ponownie zamknął oczy i próbował skupić się na niczym…


***



    Przez tydzień Sigion od razu po treningach siadał w swoim pokoju i nie myślał o niczym. To była jakby pustka i było to lepsze niż poprzedni odpoczynek, którego nauczył go mistrz. Nie myślał kompletnie o niczym. Osiągnięcie tego zajęło mu kilka dni, jednak ćwiczył dalej, aż osiągnął pewność, że doszedł do właściwego punktu. Co prawda nie wiedział co to ma wspólnego z magią, jednak skoro samo nie myślenie było tak ciężkie do osiągnięcia, wierzył, że nie uczy się tego na marne. Ludzie przez tydzień musieli obejść się bez pomocy Sigiona, przez co byli bardzo zdziwieni, jednak po kilku dniach przestali już na niego czekać. Nie byli zawiedzeni. Wiedzieli, że na pewno robi coś ważnego. Natomiast mistrz po tygodniu  był z niego bardziej niż zadowolony.
Kiedy po raz kolejny byli w jaskini pochwalił Sigiona.
- Widzę, że już ci się udało. To była najtrudniejsza część tego, czego na razie będę cię uczył. – Sigion był z siebie dumny – Wiesz, że osiągnąłeś już to kilka dni temu? Jednak, jako, że widziałem, iż nie jesteś tego do końca pewien dałem ci czas do zdobycia tej pewności. Tydzień! Jesteś bardzo zdolny, ale koniec już tego komplementowania. – Ton mistrza ponownie stał się surowy – Teraz pora na kolejną porcję treningu. Usiądź tak ja to robiłeś na początku. Tak, dokładnie tak. Zamknij oczy i przestań myśleć. Dokładnie, dokładnie. Teraz skup swoją uwagę na jednej rzeczy, to może być cokolwiek. Płomień, miecz, osoba… - Sigion chciał skupić swoją uwagę na Ann, jednak przypomniał sobie swój sen. Skupił się na mieczu, o dziwo widział go wyraźniej niż we śnie, widział więcej szczegółów. Widział rękojeść oplecioną czarną skórą, jelec w kształcie skrzydeł smoka, i ostrze, które wychodziło z jego otwartej paszczy o rubinowych ślepiach. Kształt płomienia, który biegł wzdłuż klingi i napisy po obu jego stronach. Już wydawało mu się, że może je odczytać, kiedy usłyszał głos mistrza – To już koniec na dzisiaj. Dobra robota. Jutro to powtórzymy.  – Sigion był zdziwiony tym co mówi mistrz.
- Ale przecież dopiero co zaczęliśmy, mistrzu! – Ten spojrzał na niego zdziwiony.
- Upłynęły prawie dwie godziny. Widzę, że pora na kolejny poziom, ale to już jutro. A teraz zmykaj, bo posiedziałeś tu trochę dłużej niż powinieneś. Gretos pewnie już na ciebie czeka.
- Dobrze, mistrzu.

Gretos rzeczywiście czekał na niego. Miał mu zwiększyć ciężar koszuli. Sigion był już zmęczony noszeniem całego tego żelastwa, jednak wiedział, że robi to dla siebie. Ze bez tego nigdy nie przerośnie Gretosa. Tak jak już to wcześniej ustalili Sigion sam wytapiał sobie sztaby, które miał nosić. Gretos sprawdzał każdą, mimo, że szybko się przekonał, iż Sigion nie ma zamiaru oszukiwać. Widocznie różnych miał uczniów. Później Sigion wrócił do starej pracy. Ludzie szybko go wypatrzyli i prosili o jakieś przysługi. Tego dnia nie zarobił za dużo. Dostał trzy miedziaki, za pomoc przy przewożeniu drewna, dwa za porąbanie drewna i cztery za noszenie worków z rudami żelaza, do jakiegoś kowala.
Kiedy pracował zdążył wyuczyć się topografii miasta. Zanim zaczął trening nie
znał go prawie w ogóle. Teraz znał prawie każdy zakamarek. Zdarzało, mu się chodzić do barów, jednak tylko jeśli był głodny. Nigdy nie skosztował alkoholu, mimo, że niektórzy chcieli się z nim napić. Mimo to poznał wielu ludzi, nie tylko tych u których pracował. Jego imię coraz częściej było na ustach mieszkańców i mówili o nim raczej dobrze.
    Idąc przez ulicę Sigion zauważył znajomą postać. Próbował się przyjrzeć, lecz ten od razu zamknął go w uścisku.
- Sigion!
-Egon! – bracia zamykali się w mocnym uścisku. Kiedy się od siebie odsunęli podali sobie dłonie. Egon miał krzepki uścisk, jednak Sigion powoli zaczynał dorównywać mu siłą.
- Cieszę się, że cię widzę bracie! – Egon był szczerze zdziwiony, ale i naprawdę zadowolony – Teraz mi powiedz, czy prawdą jest to co mówią o treningu u Gretosa? – chłopak miał gotową odpowiedź. Rozmawiał już o tym z mistrzem. Ten powiedział mu, że sam rozsiewa plotki o swoim treningu, po to tylko, żeby wzbudzić szacunek w swoich uczniach zanim jeszcze go poznają. Szacunek i strach. Sigion i tak doszedł już do momentu, w którym nie bał się swojego mistrza, a szanował go jak członka rodziny. Jednak postanowił nie dementować plotek. W końcu to była jedna z niewielu zabaw, na które jego mistrz mógł sobie pozwolić.
- O tak, jest strasznie. Mistrz Gretos jest bardzo wymagający… Widzisz tą koszulę – pokazał bratu koszulę, w której kieszeniach były metalowe sztaby – Muszę to nić nawet, kiedy zakończę swój dzienny trening. Wiesz ile to waży? – wyjął sztabę z jednej z kieszeni i podał bratu. Ten zważył ją w ręce i otworzył oczy ze zdziwienia.
- Nosisz to przez cały dzień?! – nie mógł się nadziwić.
- Cały dzień? Ja to nosze od kiedy zacząłem trening bracie! Co kilka dni dokładam sztabę lub kilka. To męczarnia, ale rzeczywiście, przynosi efekty. – Egon był naprawdę zdziwiony. Na jego twarzy pokazała się duma.
- Słyszałem, że na sprawdzianie prawie udało ci się pokonać Kamara. Mi samemu przychodzi to z trudem. – Sigion zrobił pytającą minę – Nie wiesz, że po swoim treningu możesz dodatkowo ćwiczyć z innymi mistrzami? – chłopak przecząco pokręcił głową – Właśnie wracam z takiego treningu. Ale w zasadzie ty go aż tak nie potrzebujesz. Słyszałem, że w wolnym czasie zarabiasz. Jak zyski? – młodszy brat się uśmiechnął.
- Nie stać mnie jeszcze na miecz… Ale stać mnie na surowiec średniej jakości, a jeśli porozmawiam z mistrzem, to może pozwoli mi go przetopić i wykuć sobie takowy. A jak z pieniędzmi u ciebie? – Egon nie mógł się nadziwić.
- Yyy… Wiesz… Poznałem taką jedną dziewczynę. – Na to wzmiankę, Sigion przez chwilkę pomyślał o Ann, ale ponownie skupił się bracie. – Prawie wszystkie pieniądze wydaję na prezenty dla niej? – Sigion był zdziwiony.
- Prezenty? Ale po co? – tym razem Egon przyjrzał uważnie się bratu.
- Jak to „po co”? Żeby rozbudzić w niej miłość do mnie. Jesteś jeszcze za młody, żeby…
- Uważam, że powinieneś sam jej coś zrobić. – Egon chciał coś wtrącić, ale Sigion mówił dalej. – Pamiętasz jak zrobiłeś dla mnie nóż? – Egon przytaknął, na co Sigion wyjął go zza pasa. Egon uśmiechnął się.
-Wspaniała robota co? Nauczyłeś się nim już posługiwać?
- Oczywiście! Ale teraz pomyśl. Nie musisz jej kupować prezentów. Możesz zrobić jej coś równie wspaniałego jak to. – Sigion zrobił kilka młynków nożem, po czym ponownie wsadził go za pas. Egon lekko się uśmiechnął.
- Może to i dobry pomysł, ale nie zrobię jej przecież noża… - Sigion mało nie wybuchnął śmiechem.
- Czy ostatnio znalazłeś jakieś zwierzę?
- Yyy… Tak! Ostatnio znalazłem jelenia. Żebyś ty widział jego poroże!
- Przejdź się kiedyś na targ i zobacz co zwożą tu ludzie, a co robię, na przykład, z poroża. – Egon chwile się zastanawiał.
- Zazwyczaj sprzedają całe poroża, do karczm i tym podobnych. Ale widziałem kiedyś naszyjniki zrobione z części poroży. Poza tym, poroże jest dobre, bo można w nim grawerować różne rzeczy.
- A sam dałbyś radę zrobić coś takiego? – Egon się uśmiechnął.
- Oczywiście! I mógłbym dać to Wandzie! – Egon był rozpromieniony. W miał już tysiące pomysłów na to, co mógłby zrobić. – Dzięki Sigionie! Kiedyś ci się za to odwdzięczę!
- Już to zrobiłeś. – Sigion pokazał mu rękojeść noża – A poza tym, widziałem też piękne kolczyki robione z kości. Może powinieneś je obejrzeć? – Sigion uśmiechnął się do starszego brata, a ten był jeszcze bardziej podniecony.
- Masz rację! Zrobię to! Dzięki Sigionie. – podał rękę bratu i ścisnął ją – Do zobaczenia w przyszłości!
- Do zobaczenia bracie! – zawołał za nim Sigion.



- Zanim przejdziesz do kolejnego ćwiczenia, musisz wiedzieć, że magia kierujesz za pomocą myśli. – Halian chodził przed Sigionem, który ze skrzyżowanymi nogami siedział na skalnej podłodze jaskini. – Właśnie dlatego musiałeś nauczyć się myśleć tylko o jednej rzeczy jednocześnie. Podczas korzystania z magii nie możesz się rozpraszać, bo mogłoby to mieć nieoczekiwane skutki. – chłopak słuchał uważnie, gdyż za nic nie chciał zawieść mistrza, a był bardzo ciekaw wszystkiego, co dotyczyło magii – Pomyśl, że przelewasz magię w miecz, który właśnie wykuwasz. Otaczasz go językiem ognia, gdy nagle wchodzi ktoś do kuchni. Ty rozpraszasz się, bo twoje myśli biegną do drzwi, a razem z myślami biegnie język ognia. – Sigion nie wiedział, że korzystanie z magii może być tak niebezpiecznie. - W najlepszym wypadku spłonęłyby tylko drzwi… - Sigion wiedział o co chodzi.
- W najgorszym całe miasto…
- Dokładnie tak! Dlatego zabronione jest korzystanie z magii w mieście. Co prawda kowale, którzy korzystają w swojej pracy z magii, mają w sowich kuźniach ustawione specjalne osłony magiczne. Co jakiś czas te osłony są sprawdzane, żeby nie zdarzył się jakiś wypadek. – Sigion uspokoił się trochę dowiadując się o osłonach. Jednak wiedza o niebezpieczeństwie związanym z używaniem magii nie odsunęła go od chęci nauczenia się posługiwania magią. – Teraz już wiesz z czym może wiązać się korzystanie z magii. Jesteś gotowy na kolejną lekcję?
- Tak, mistrzu.
- Zamknij oczy. Musisz poczuć ciepło, które jest w tej jaskini. Wiem, że to może dziwnie brzmieć, ale kiedy odnajdziesz te ciepło, które jest w jaskini, to później będziesz musiał odnaleźć je w sobie. Pierwszy raz pomogę ci. Jesteś gotowy, na uwolnienie odrobiny swojej własnej magii? – Sigion nie wyobrażał sobie nawet, że to nastąpi tak szybko.
- Tak, mistrzu! – słychać było wielki entuzjazm w jego głosie.
- Dobrze. Skup się. – Halian usiadł naprzeciwko niego w taki sposób, że ich kolana stykały się. Mistrz położył swoje dłonie na kolanach Sigiona, wierzchem do góry, a na nich ułożył dłonie chłopaka. – Pomogę ci poczuć to ciepło. – Sigionowi nagle zrobiło się gorąco. Rzeczywiście poczuł ciepło, które znajdowało się w jaskini. Potem te ciepło jakby w niego wniknęło. Czuł je w górnej partii mięśni brzucha. – Czujesz je? – Sigion potaknął. – Więc teraz skieruj je nad swoje dłonie. Będę cię wspierał. – To okazało się nad wyraz proste. To uczucie było wspaniałe, kiedy wypełniało go ciepło. Czuł, jak ciepło przenosi się wzdłuż jego rąk. Wiedział, że nie robi tego sam. Czuł się, jakby ktoś pomagał prowadzić mu to ciepło. Wtedy poczuł, gorąco nad wierzchem swojej dłoni. – Otwórz oczy Sigionie i zobacz co stworzyłeś.
Sigion posłusznie otworzył oczy. Chwilę później rozwarł je tak szeroko, iż omal nie wypadły. Nad jego dłońmi wisiały dwie małe kule ognia. To one były takie gorące. Kiedy Sigion otworzył oczy, kule zaczęły maleć.
- Skup się na nich Sigionie! Jeśli przestaniesz się skupiać, to znikną! Myśl tylko o nich, o niczym innym. – Sigion posłuchał. Kule zaczęły maleć coraz wolniej, aż efekt kurczenia się został zatrzymany. Kule jednak były już bardzo małe. – Teraz użyj ciepła, które masz w sobie, aby je ponownie zwiększyć. – Sigion próbował, jednak płomienie pozostawały małe. Ciepło nie chciało iść ponownie wzdłuż jego rąk, lub szło bardzo powoli, a kiedy się już dostawało do dłoni nie chciało ich opuścić.
- Wystarczy Sigionie. – starzec zabrał dłonie spod dłoni Sigiona, a wtedy płomyki małych ognistych kul zgasły. – Zrobił i tak już bardzo wiele. Utrzymałeś kulę. Podczas kolejnych treningów będziesz szukał wewnętrznego ciepła. – Sigion był zdumiony.
- Przecież już to zrobiłem, mistrzu! Udało mi się nawet stworzyć kulę ognia! – mistrz słysząc to zaśmiał się gromko.
- Tak? W takim razie zrób to jeszcze raz, chłopcze. Spróbuj poczuć ciepło, które jest w tej jaskini.
- Dobrze, mistrzu.
Sigion usiadł ponownie, tym razem sam i próbował skupić się na cieple, które było w jaskini… I właściwie na próbach się skończyło. Próbował kilka razy, jednak nie udało mu się to ponownie.
- Jak to możliwe, mistrzu? – Sigion był sfrustrowany swoim niepowodzeniem.
- Widzisz, wtedy pomagałem ci. Kierowałem twój umysł we właściwe punkty tak, abyś mógł zrozumieć to, do czego powinieneś dążyć. Jeśli chodzi o kule ognia, to też ci pomogłem, jednak ty sam – mówiąc to uderzył swoim chudym palcem Sigiona w pierś – utrzymałeś ją później nad dłonią. – Sigion zaczynał rozumieć.
- Czyli na razie będę musiał uczyć się wyczuwać ciepło jaskini? – Sigion był trochę zawiedziony, bo wiedział, że to nie będzie proste.
- Będziesz musiał nauczyć się kilku rzeczy. Nauczyłeś się skupiać uwagę. Teraz musisz nauczyć się nie tracić koncentracji w żadnych warunkach. Nauczę cię jak być skoncentrowanym, mimo, że będzie na ciebie lecieć grad ognistych kul Sigionie. Jeśli dojdziesz do tego poziomu, będziesz gotowy, aby zacząć posługiwać się magią!

Amras Helyänwe - 2011-10-15 16:16:31

- Nic nigdy nie jest łatwe i proste. Kiedy się nauczysz nie myśleć, przejdziemy do kolejnego etapu treningu, nie szybciej. Wszystko po kolei. – Sigion ponownie zamknął oczy i próbował skupić się na niczym…

...To nie fair, myślał. Dziewczynom to na pewno przychodzi o niebo łatwiej!

Tak się powstrzymać nie mogłem xD

Szifer - 2011-10-15 17:42:16

Mwahaha :) Dobre xD

Radosny Rabarbar - 2011-10-15 18:32:07

Miło mi...xD

Amras Helyänwe - 2011-10-15 20:00:55

Jak dobrze że nie mamy na forum zbyt wielu dziewczyn xD

Radosny Rabarbar - 2011-10-15 20:16:59

Ee, mnie cięzko obrazić czymś takim xD więc nawet nie radziłabym się starać, poza tym mój ojciec w rozmowie z sąsiadką stwierdził, że on się czasem czuje jakby miał syna, a nie córkę :p

Amras Helyänwe - 2011-10-15 20:20:16

A to dobrze wiedzieć :D nie dość że piękna, to jeszcze normalna! xD Hm, takie komplementu jeszcze chyba nikomu nie powiedziałem xd

Radosny Rabarbar - 2011-10-15 20:28:39

yyyeee...dzięki, czy coś takiego :)

Szifer - 2011-10-15 21:00:24

A niby to ja miałem zarywać xD Chociaż w zasadzie zaczynam się rozmyslać, skoro bliżej Ci do syna niż do córki :) Ale w zasadzie jesteś zbyt ładna, żebym sie rozmyślił xD

Radosny Rabarbar - 2011-10-15 21:05:52

Nic nie poradzę na mój charakter :p

Szifer - 2011-10-15 21:32:57

W zasadzie picie piwa i drapanie sie po tyłku mi nie przeszkadza xD

Amras Helyänwe - 2011-10-16 13:24:49

No wydaje mi się że na dłuższą metę by zaczęło przeszkadzać xd

Szifer - 2011-10-16 14:38:59

W zasadzie racja :)

Amras Helyänwe - 2011-10-16 15:16:24

O patrz Szifer jak Ci rozruszaliśmy temat :D

Szifer - 2011-10-16 15:24:12

Nareszcie :) A ja muszę się za 6 rozdział wziąć :) Trochę napisałem i mam pomysł na część dalszą, ale jak siedzę na forum, to mi się nie chce pisać :) A poza tym teraz czas na pisanie dzielę z czasem na granie w wiedźmina xD I póki co gra zwycięża :)

Amras Helyänwe - 2011-10-16 15:29:46

Hah :D To teraz tylko czekać aż grę przejdziesz, uwolnisz się od niej xD
O czym będzie 6? :D

Szifer - 2011-10-16 15:34:48

Trochę rozrywki :) Mogę Ci powiedzieć, że będzie bal, ale więcej nie powiem :)

Amras Helyänwe - 2011-10-16 15:35:51

Ooo, Sigion ostro będzie coś rwał? :D Schleje się? xD

Szifer - 2011-10-16 15:38:36

Nie :) On nie chcleje. Było w któymś rozdziale :)

Amras Helyänwe - 2011-10-16 15:40:48

No ale to nie znaczy że nie może zacząć xD

Szifer - 2011-10-16 15:42:55

Jeszcze będzie miał okazję i powody, żeby zacząć :) O to możesz się nie martwić, bo mam już trochę główniejszą fabułę i właśnie wpadłem na kolejny pomysł! Dzięki :) To będzie coś w stylu "jak można się stoczyć przez kobietę" :)

Amras Helyänwe - 2011-10-16 15:50:20

Spoko, ale ja biorę 5 procent z zysków ze sprzedaży  :D:D
To ja się już nie mogę doczekać :D Tak czekałem gdy wprowadzisz jakiś sensacyjny element, gdy fabuła zacznie lecieć do przodu na łeb na szyję xD Ale chyba jeszcze poczekam. Ciekawi mnie też główny problem fabuły :D

Szifer - 2011-10-16 15:51:54

Mam zaplanowany problem tylko na tę część... Jeśli będą jakieś kolejne... Ale mam też element, który będzie mógł pojawić się w innych częściach :)

Amras Helyänwe - 2011-10-16 16:05:49

O, to coś dłuższego planujesz? Fajnie :D Tylko jeszcze tyle roboty... trochę to demotywuje, nie? Bo przecież książka się nie skończy po 100-150 stronach xd

Szifer - 2011-10-16 18:07:02

No własnie, a ja mam dopiero czterdzieści kilka :) Ale w zasadzie te 40 to sam wstęp, a jeszcze się będzie ciągnął, także myslę, że uda mi się dojsć do tych 200 stron :) Tylko spójrz jeszcze na to, że książki sa pisane w formacie a5, także to będzie z 400 stron ksiązkowych :)

Amras Helyänwe - 2011-10-16 19:42:25

No niby tak, ale nie wiem, nie wiem czy dasz radę zrobić 400 książkowych stron w najbliższym czasie, nawet, jeśli już masz 40 w wordzie :D Robota na długi czas xd

Szifer - 2011-10-16 19:55:03

Wiesz, gdybym chciał, to miałbym już 50-60, ale czas na pisanie poświęcam na innę ( inną :) ) rzeczy :) W zasadzie pewnie skończyłbym już ten 6 i myślał nad 7 episodem, ale narazie tylko Geralt :)

Amras Helyänwe - 2011-11-06 19:53:08

Pff, Sigion by tam z chęcią komuś mordę obtłukł, a Ty po próżnicy siedzisz! Nie wstyd tak? :D

Szifer - 2011-11-06 20:29:12

Sigion jest za dobry. Jeszcze nie zna zła xD

Amras Helyänwe - 2011-11-06 20:34:19

To trzeba go doświadczyć xD

Dearien - 2011-11-07 06:51:28

Będzie miał swoje pierwsze, dziewicze rozwalenie komuś mordy ;)

Dearien - 2011-11-07 06:53:00

Tyko to musi mieć miejsce w jakichś specjalnych okolicznościach. W obronie honoru rodu, kobiety, albo o butelkę wódki ;)

Amras Helyänwe - 2011-11-07 18:35:43

To z kobietą ma moją aprobatę. Każdy wie, że najlepiej dawać po mordzie w nadziei, że się dama odwdzięczy w jakiś sposób xD

Szifer - 2011-11-07 20:23:28

No, a akurat Sigion ma jedną znajomą damę :) Ann :) A porpos, żeby nie dawać tak bezpośrednio imienia Anna, dałem skrót z "Miecza Prawdy". Tam przywódczyni Sióstr światła nazywała się Annalina, czyli w skrócie Ann :)

Szifer - 2012-05-24 08:42:42

6. Handel.

    Sigion po raz kolejny wrócił z treningu magii. Był wyczerpany jednak zadowolony. Odkąd Halian pokazał mu w jaki sposób ma odnajdywać ciepło minęły 4 miesiące. Sigion opanował już podstawy i zaczął przechodzić do coraz trudniejszych zmagań z magią. Co prawda Halian nie spełnił swojej obietnicy dotyczącej kul ognia, Sigion jednak wiedział, że to tylko kwestia czasu. Mistrz zapowiedział mu, że niedługo będą uczyć się obrony przed inną magią. Na początku będzie to tylko magia ognia, jednak z czasem Halian ma zamiar zaprosić mistrzów pozostałych trzech magii. Póki co zaczęli omawiać już teorię. Po treningach magii Sigion zazwyczaj był bardzo wyczerpany, jednak mimo wszystko chodził pracować. Tak jak mu poradził Egon, od czasu do czasu chodził trenować z innymi mistrzami. To była niezła odmiana po walkach z Kamarem. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że przyzwyczaił się tak bardzo do stylu walki mistrza, iż walczy prawie tak samo jak on. Różni mistrzowie mieli inne style, dlatego Sigion cieszył się, że jednak zdecydował się na te dodatkowe lekcje. Walka bronią szła mu nad wyraz dobrze. Od miesiąca, kiedy tylko przychodził na dodatkowe zajęcia musiał walczyć przeciwko dwóm mistrzom. To jednak chyba nie był zbyt wielki wyczyn. Mistrzowie nie dawali z siebie wszystkiego. Nie miał pojęcia dlaczego, ale nie zamierzał ich o to pytać. Po prostu walczył tak jak oni – nie dając z siebie wszystkiego. Widział innych uczniów, którzy walczyli przeciwko pięcio – sześcioosobowym grupkom nauczycieli. To już w zasadzie na wyglądało jak walka a jak taniec. Sigion chciał dojść do tego poziomu, więc jeszcze bardziej przykładał się do swoich treningów.
    Kiedy wszedł do kuźni Gretos siedział przy okrągłym drewnianym stoliku na trzech nogach. Stała na nim świeca, gdyż w kuźni jak zwykle panował półmrok. Obok mistrza leżała koperta A on sam czytał list, który trzymał w ręku. Napisany był na kartce zgiętej kilkakrotnie. Zobaczywszy Sigiona uśmiechnął się promiennie.
- Nauczyłeś się dzisiaj czegoś nowego? – Gretos rzadko pytał o takie rzeczy, jednak nie było to coś nadzwyczajnego.
- Uczę się teraz teorii dotyczącej obrony przed ogniem, mistrzu.
- Bardzo jesteś zmęczony? – o to nie pytał się nigdy.
- Trochę, mistrzu, jednak jeśli trzeba mogę ci w czymś pomóc…
- Nie, nie o to chodzi. – Gretos uśmiechnął się jeszcze szerzej – Widzisz, właśnie przyszło zaproszenie. W zasadzie zaproszeni zostaliśmy obaj. – Sigion był zszokowany, mimo, że jeszcze nie wiedział co to za zaproszenie.
- Gdzie zostaliśmy zaproszeni, mistrzu? – Gretos już chyba nie mógł się szerzej uśmiechnąć.
- Na bal, mój drogi. Na bal.
- Bal? Jakim cudem? – Sigion był zaskoczony. Nigdy nie słyszał o tym, żeby w Lastvill były bale. – Jak to możliwe, mistrzu? Kto jest organizatorem? – Gretosowi nie znikał uśmiech z twarzy.
- Mój stary znajomy. Zapoznam cię z nim na balu. A co do drugiego pytania, to bale zdarzają się w Lastvill, jednak niezbyt często. Zazwyczaj wyprawiają je ci, którym poszczęściło się na wyprawie. Kiedy wracają chcą podzielić się radością z innymi i organizują bal. Zapraszają znajomych i proszą, żeby oni wzięli swoich. Ja jako stary znajomy zostałem zaproszony razem ze swoim uczniem. A w zasadzie, dostałeś oddzielne zaproszenie, Sigionie. Proszę, oto one. – podał Sigionowi kopertę, która była ciągle zapieczętowana. – Nie czytałem go. W końcu to twoja prywatna korespondencja. Zobaczę go dopiero, jeśli będziesz chciał mi go pokazać. Wiem, że to zaproszenie, bo mój znajomy napisał mi to w moim liście. – Sigion spojrzał na niego zdumiony. – No nie krępuj się, otwieraj.
Sigion otworzył kopertę. W środku był tak samo złożony kawałek papieru. Z czymś mu się to skojarzyło, jednak nie był pewien z czym. Rozłożył list.
Drogi Sigionie.
Chciałbym Cię serdecznie zaprosić na bal,
który organizuję.
Dużo o Tobie słyszałem. O Tobie i o twoich
osiągnięciach. Jestem pod wielkim
wrażeniem. Chciałbym się z Tobą spotkać
na balu. Mam nadzieję, że przyjdziesz wraz
ze swoim mistrzem, Gretosem. To mój
stary przyjaciel. Jeśli będziesz  na balu,
będę bardzo zadowolony. Bal odbędzie się za tydzień.
Proszę, ubierz się w odpowiedni strój.
Gretos Ci pomorze.
                                                Pozdrawiam.

Chłopak zdziwiony był tym, że dostał swoje zaproszenie, a jeszcze bardziej tym, że ktoś, prawdopodobnie osoba znacząca, słyszała o jego osiągnięciach.
- Proszę, mistrzu. Przeczytaj go. – podał list Gretosowi. Ten szybko przebiegł wzrokiem list. Nadal się uśmiechał.
- Tylko nie wpadnij w samo zachwyt, Sigionie. Wiesz. Jesteś dobry, nawet bardzo, jednak i tak musisz jeszcze dużo, a nawet bardzo dużo trenować. – Sigion nadal był zdziwiony.
- Skąd on mógł o mnie słyszeć, mistrzu? – Tym razem Gretos zaśmiał się w głos. Miał bardzo tubalny śmiech.
- Po twoim pierwszym teście stało się o tobie dosyć głośno. Pomagasz różnym ludziom po treningach, więc oni też o tobie mówią. Niektórzy nawet obserwują twoje poczynania. Ja sam ostatnio dowiedziałem się, że po treningach chodzisz na dodatkowe.
- To prawda, mistrzu. – Sigion schylił głowę. Zawstydził się, że sam nie powiedział tego mistrzowi.
- Nie wstydź się! Słyszałem, że po trzech miesiącach i to niezbyt częstego chodzenia walczysz już z dwoma mistrzami naraz.
- To nie trudne, mistrzu. Oni nie dają z siebie wszystkiego.
- Więc dlaczego ich o to nie poprosisz? Hm? – Sigion nawet o tym nie myślał.
- A jeśli uznają, że jestem nieskromny, albo cokolwiek w tym stylu?
- Nie. Masz na to moje słowo. Po prostu spróbuj. – Sigion przez chwilę się zastanawiał, ale w końcu przytaknął.
- Mistrzu?
- Tak, Sigionie?
- Skąd mam wziąć „odpowiedni strój”? – Gretos ponownie się uśmiechnął.
- Mówiłeś, że masz jakieś zaoszczędzone pieniądze.
- Tak mistrzu, jednak przechodząc przez miasto zdarzyło mi się widzieć ceny takich strojów. Nie stać mnie nawet na najtańszy…
- Więc pora zacząć porządnie zarabiać. Pomogę ci w tym. – Sigion był zaskoczony taką propozycją. Gretos natomiast powiedział to, jakby to była normalna sprawa.
- Ale jak? Mam tylko tydzień…
- Ostatnio mówiłeś, że stać cię na worek rudy. Pójdziemy do Hwatta. To co można zrobić z worka rudy, jest o wiele droższe niż sam worek. Po prostu pomnożysz swoje oszczędności. Będę ci pomagał, ale tylko radami. Nie zdążysz wykuć miecza, jednak pamiętam, że potrafisz robić piękne ozdoby. Co prawda w Lastvill niewiele kobiet kupuje takie rzeczy, jednak przyjezdni to kochają. A i sam bal będzie pretekstem do kupienia tego dla miejscowych. Jeśli będziesz robił brosze, spinki i tym podobne, to w tydzień możesz zarobić małą fortunkę. Ale musisz mieć wolny czas południami. Ja nie będę cię zwalniać z treningów, żebyś mógł sprzedawał swoje cacka. Co ty na to? – Sigion uśmiechnął się na ten pomysł.
- Oczywiście, mistrzu! Jesteś genialny! Kiedy zaczynamy? – Sigion był pełen entuzjazmu.
- Choćby zaraz. Idziemy?


Hwatt jak zwykle uśmiechnięty z chęcią pomógł Sigionowi. Nie dość, że sprzedał mu dobrej jakości rudę do wytwarzania ozdób, to dodatkowo jeszcze opuścił dla niego cenę.
- Lubię cię Sigionie. Jest taka sprawa… Miałem kilka długów u twojego ojca… Może mógłbyś o tym wspomnieć, kiedy będziesz się z nim widział? – Sigion uśmiechnął się. Domyślał się, że Hwatt i tak by mu pomógł, ale skinął głową.
- Oczywiście, panie. Dziękuję, za twoją szczodrość. – Hwatt miał zadowoloną minę.
- Już nie przesadzaj. – zaśmiał się – Jesteś dosyć znany w mieście. Myślę, że wiele osób by to dla ciebie zrobiło.
- Jest tylko mały problem, panie. – Hwatt zmarszczył brwi – Nie wiem, kiedy będę widział się z moim ojcem… - Hwatt zaśmiał się głośno, już chciał coś powiedzieć, lecz Gretos uciszył go gestem. Górnik tylko się uśmiechnął, rozumiejąc zamysł kowala i powiedział tajemniczo.
- Wiedz, że to może stać się wcześniej niż się spodziewasz.
    Sigion i Gretos pożegnali się z górnikiem. Chłopak z dwoma workami rudy na plecach szedł obok swojego mistrza do kuźni. Mieli spory kawałek drogi do zrobienia. Po drodze zatrzymali się przy sklepie z ubraniami. Na wystawie stały same eleganckie stroje. Szczególnie jeden, szkarłatny ze złotymi mankietami zrobił na Sigionie wielkie wrażenie. Kowal szybko to zauważył.
- Podoba ci się ten strój? – chłopak skinął głową. Oczy mu się świeciły. - Chodź, zobaczymy ile kosztuje. – Wpuścił Sigiona do środka i wszedł za nim. Podeszli do lady, przy której krawcowa robiła koronkę.
- Słucham, w czym mogę pomóc? – miała piękny, lecz zmęczony głos. Była dojrzałą kobietą, wyglądała na około czterdzieści lat. Blond włosy i bardzo jasne niebieskie oczy. Ubrana była w brązową sukienkę, w jakich chodziła większość kobiet w mieście. Miała bardzo zręczne palce. Dopiero po chwili odłożyła robotę i spojrzała na obu potencjalnych klientów. Szerokie usta i wąski nosek robiły bardzo dobre wrażenie. Kobieta, mimo kilku zmarszczek, nadal wyglądała pięknie. Kowal odezwał się pierwszy.
- Chcieliśmy spytać o cenę tamtego stroju. – wskazał na szkarłatne ubranie – Za tydzień jest bal, a ten młodzian nie ma się w co ubrać. – Krawcowej zabłysły oczy. Wstała zza lady, przy okazji biorąc miarkę. Podeszła do Sigiona. Bardzo blisko. Chłopak się zarumienił, kiedy ta zaczęła go mierzyć.
- Podnieś ręce i nie wstydź się. – kobieta uśmiechnęła się, biorąc wymiary ramion – Wszystkie panny będą twoje, kiedy cię w tym zobaczą. – Nabazgrała coś piórem, które stało na ladzie, na skrawku papieru. – Co do ceny, to będzie trzy czwarte złotej korony. – Sigion otworzył usta ze zdumienia. Nie miał pojęcia, czy da radę tyle zarobić. Wydał zaledwie srebrną markę na dwa worki rudy… Musiał zdobyć prawie siedem razy więcej! Gretos tylko się uśmiechnął.
- Ile trzeba wpłacić, żeby zaczęła pani robotę? Nie mamy akurat tyle przy sobie. W tej chwili mogę zapłacić trzecią część. Resztę dostanie pani przy odbiorze zamówienia. Co pani na to? – kobieta zastanawiała się chwilę, po czym ponownie się uśmiechnęła.
- Dobrze. Rozumiem, że strój ma być gotowy na za tydzień? – Gretos skinął głową – Dobrze. Będzie ciężko, ale trafiliście do właściwego lokalu. Ubranie jest zamówione dla…
- Sigiona, syna Galada. – kobieta szeroko otworzyła oczy. Spojrzała na kowala.
- Galada? Tego Galada? – kowal przytaknął uśmiechając się. – O cztery żywioły, że też nie zauważyłam podobieństwa… - Chłopak był strasznie zdziwiony jej reakcją – Sigionie. Jak dla ciebie, ubranie będzie gotowe za pięć dni, jednak szybciej nie dam rady. Wiele zawdzięczam, zarówno ja, jak i całe miasto twojemu ojcu. Przynajmniej tyle mogę dla ciebie zrobić. – Tym razem Sigion się uśmiechnął. Znowu dowiedział się czegoś nowego o swoim ojcu.
- Proszę tego dla mnie nie robić. Jeszcze muszę zarobić na ten strój. – kobieta zrobiła zdziwioną minę, kiedy chłopakowi wpadło do głowy kilka nowych pomysłów. Już wiedział jak może zarobić jeszcze szybciej. – Jednak proszę się nie martwić. Będę miał te pieniądze.
- Wierzę ci. Jesteś synem Galada. Jeśli twoje słowo znaczy tyle co jego, to nie muszę się o nic martwić. – kowal wyjął mieszek i odliczył trzy srebrne marki. Podał je kobiecie. Ona schowała je do szafki. – Więc do zobaczenia za tydzień chłopcze.
- Do widzenia, pani. – Sigion wyszedł zadowolony. Nie zwracał już uwagi na ciężar worków z rudą.

    Kiedy doszli do kuźni, Gretos powiedział Sigionowi, żeby zostawił worki na dole. Ten zrobił tak, jak mu powiedział mistrz i poszedł do swojego pokoju trochę się przemyć.  Odkrył już tajemnicę letniej wody w miednicy. Odrobina magii ognia wpuszczona w miednicę w taki sposób, aby utrzymywała wodę w jednej temperaturze. Sprytne i niezbyt ciężkie do zrobienia. Ponownie zszedł na dół, wyszedł z kuźni i poszedł do stołu na podwórku. Robiło się coraz zimniej, jednak nikomu to w zasadzie nie przeszkadzało. Sigion miał na tyle ciężki trening, że nawet tego nie poczuł. Zawsze mu było gorąco. Matka Gretosa jak zwykle zrobiła talerz kanapek. Na stoliku w dzbanku stało mleko. Gretos nie miał w zwyczaju czekać na niego. Zaczął już jeść. Sigion skłonił się matce Gretosa i sam usiadł do stołu, jak zwykle głodny. Nalał sobie mleka, oczywiście letniego. Uśmiechnął się do siebie wyczuwając tą samą odrobinę magii. Zaczął jeść.
- Zastanawiałem się, mistrzu, czy nie udałoby mi się zarobić trochę więcej na tych moich ozdobach. – Gretos spojrzał na niego, przełykając kolejny kęs.
- Co masz na myśli? – Sigion zamyślił się, po czym przedstawił swój plan.
- Jeśli moje rzeczy będą sprzedawały się tak dobrze jak to przewidziałeś, to może powinienem ich zrobić więcej… - mistrz spojrzał na niego robiąc pytającą minę – Na tyle dużo, żeby móc otworzyć kolejny stragan w innej części miasta. – Gretos uśmiechnął się.
- Jak masz zamiar pojawić się w dwóch miejscach na raz? – tym razem Sigion się uśmiechnął.
- Mógłbym zapłacić komuś, żeby tam stał. Dodatkowo, ten ktoś mógłby również sprzedawać swoje wyroby, co by go jeszcze bardziej zachęciło do sprzedawania moich. – Gretos uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Domyślam się, że masz już na myśli konkretną osobę. – Sigion przestał patrzeć w talerz. Spojrzał mistrzowi w oczy.
- Myślałem o moim bracie, Egonie. – Gretos przyjął to do wiadomości – Pomyślałem, że on też jest zaproszony na bal. Choćby za samo to, że też jest synem Galada. – Gretos uśmiechnął się.
- Masz rację. Z moich wiadomości wynika, że dostał zaproszenie mniej więcej w tym samym czasie co ty. – Sigion był zdziwiony.
- Przecież to było dzisiaj...
- A zarówno ciebie, jak i jego cały dzień nie było w domu. Myślisz, że listy są dostarczane wieczorami? Ja te dostałem jeszcze przed południem. – Sigion przyjął to do swojej wiadomości, jednak trapiło go jeszcze kilka rzeczy.
- A skąd wiesz, że Egona nie było cały dzień, mistrzu? – Gretos uśmiechnął się.
- Widziałem się dziś z jego mistrzem. W zasadzie dosyć często się widujemy. – Sigion był zadowolony. Kolejny problem miał rozwiązany.
- Chciałem cię o coś prosić mistrzu.
- Zamieniam się w słuch.
- Nie miałem pojęcia gdzie jest Egon. Od kiedy zacząłem trening widziałem się z nim tylko raz. Skoro znasz się z jego mistrzem, to zapewne wiesz, gdzie obaj mieszkają. Mógłbyś mi pomóc skontaktować się z Egonem, mistrzu? – Gretos zaśmiał się tubalnie.
- Oczywiście, Sigionie! Oczywiście! – śmiał się nadal – Przecież jestem twoim mistrzem! Oprócz treningów jestem od tego, żeby ci pomagać. Cokolwiek by to nie było. – Sigion był zadowolony.
- Dziękuję, mistrzu.

    Rozkład kolejnego dnia niewiele mu się zmienił. Jedyną różnicą było to, że w czasie wolnym szedł na plac, aby rozstawiać na prowizorycznym straganie swoje rzeczy. „Prowizorycznym”, gdyż był to jedynie stół zbity z kilku desek, przykryty tanią derkę, prawdę mówiąc, niezbyt czystą. Na placu stały też inne stragany, wiele w podobnym stanie jak ten Sigiona, jednak dużo też było zadbanych. Porządne deski, bogate obrusy jak i drogie produkty. Stragan chłopca na początku nie cieszył się zbytnimi tłumami. Jednak kilka kobiet dokładnie oglądało oferowane przez chłopaka ozdoby i po jakimś czasie wracały z przyjaciółkami. Po godzinie ruch wokół jego straganu zrobił się dosyć duży, jednak i tak nie sprzedał wszystkiego co miał. Nie zmieniło to faktu, że zarobił, w kilka godzin!, na pół worka rudy. Jako, że wykonywanie ozdób nie zajmowało aż tak dużo czasu i nie trzeba było na nie marnować aż tyle kruszcu, Sigion na początku myślał, że to co kupił u Hwatta wystarczy na ten tydzień… Teraz miał już głowę kolejnych pomysłów, między innymi łączenie swoich rud z innymi, na przykład dodawanie do ozdób złotych elementów. Jednak najpierw postanowił zatroszczyć się o swoje „stanowisko pracy”. W drodze powrotnej do kuźni kupił czerwono-niebieski obrus ze złotymi frędzlami – nie był specjalnie drogi, ale Sigion liczył bardziej na efekt wizualny, niż na jakość materiału. Postanowił też trochę zadbać o te swoje „kilka zbitych na szybko desek”. Wrócił do kuźni trochę wcześniej, aby jeszcze przed wieczornym treningiem poczynić jakieś przygotowania. Tak więc zaczął heblować deski, kiedyś Gretos pokazał mu jak zrobić hebel, a co się z tym wiązało, jak go używać. Heble nie miały być jedynie wytrzymałe, musiały być też wygodne, a zanim uszczęśliwiło się takowym klienta najpierw trzeba był go przetestować. Młodzik również przypiłował deski, zły na siebie, że nie zrobił tego wcześniej. Jego stolik bujał się nie znacznie na placu, co wyprowadzało z równowagi niektórych ewentualnych klientów… I oczywiście jego samego. Z resztek drewna zbił sobie również krzesełko, gdyż przez ostatnie kilka godzin musiał stać. Końcowy efekt był dla niego zadawalający, jednak nie zdążył jeszcze załatwić wszystkiego. Chciał jeszcze tego samego dnia porozmawiać z Egonem, jednak podczas pracy nie zauważył upływu czasu. Jeszcze chwila a byłby spóźniony na trening. Szybko odłożył narzędzia na miejsce, prowizorycznie zamiótł podłogę, gdyż, jak to bywa w kuźni, nigdy nie dało się jej utrzymać w całkowitym porządku. Kiedy skończył szybko wybiegł z kuźni. Gretos już na niego czekał.
- Czyżby interes szedł tak dobrze, że zapomniałeś o swoim nadrzędnym celu, hm? – kowal podniósł krzaczastą brew, a skóra na jego łysej głowie delikatnie się zmarszczyła – Lepiej dla ciebie, jeśli to rzeczywiście twój nadrzędny cel! – kowal na chwilę zrobił groźną minę, ale potem się uśmiechnął. Nieznacznie, ale jednak – A więc jak poszło? Coś zarobiłeś?
- Na początku było ciężko, mistrzu, ale z czasem miałem nawet spory ruch. Nauczyłem się kilku rzeczy, jeśli chodzi o handel. – chłopak próbował mówić obojętnym tonem, jednak nie za bardzo mu to wychodziło, a i jego głupawy uśmiech zdradzał jego dumę z siebie.
- To dobrze. A co robiłeś w kuźni?
- Wprowadzałem pewne poprawki w moim straganie, mistrzu. Narzędzia odłożyłem, stanowisko posprzątałem. – odparł udając, że to melduje. Mistrz uśmiechnął się trochę szerzej.
- Dobrze. Prawdę mówiąc nie spóźniłeś się. Przyszedłeś w samą porę. Twoje szczęście! – uśmiechnął się po raz kolejny, a potem spoważniał – Teraz pora na trening. No, jazda!
    Po treningu chłopak postanowił odwiedzić Egona. Co prawda było już dosyć późno, jednak nie chciał tego odwlekać do kolejnego dnia. Gretos powiedział mu jak dotrzeć do domu jego mistrza. Tak jak przypuszczał jego dom znajdował się przy lesie. Była to drewniana chatka, ze spadzistym dachem. Deski, z których zbudowane były ściany, były pomalowane barwnikiem w kolorze jasnej pszenicy, co kontrastowało z ciemnymi belkami. Dach był tego samego koloru co belki, zrobiony z drewnianych dachówek. Domek nie był zbyt wielki, jednak wyglądał na solidny. Przed wejściem była mała weranda ze schodami. Po podwórku walało się pełno wiórów, o przednią ścianę domu stały oparte dwa rzędy pociętego i najwyraźniej suszącego się drewna na opał. Przed nim stał gruby, chłopak podejrzewał, że dębowy, pień z wbitą weń siekierą. Z drugiej strony na dwóch podobnych pieńkach leżała długa kłoda, a obok niej leżała piła „moja-twoja”. Do ściany domku był też przymocowany daszek, pod którym leżały równo ścięte deski. Na schodach do domku siedział starszy mężczyzna palący fajkę. Po wyglądzie Sigion poznał, że to mistrz jego brata. Starzec nosił białą, lnianą koszulę, takież same, brązowe spodnie i w zasadzie nic więcej. Miał rozczochrane siwe włosy, które sięgały mu mniej więcej za ucho i brodę w takim samym nieładzie. Kiedy Sigion zbliżył się do domku ten podniósł na niego wzrok.
- Szukasz tu czegoś młodzieńcze? – jego głos był delikatnie ochrypły, a ton jak najbardziej uprzejmy.
- Witaj, panie. Jestem Sigion, syn Galada. Mój mistrz, Gretos, powiedział, że znajdę tu mojego brata, Egona… – kiedy to mówił za plecami starego mężczyzny otworzyły się drzwi i pojawił się w nich młody chłopak w samych spodniach. Wycierał akurat ręcznikiem głowę, więc nie dostrzegł przybysza. Natomiast Sigion dostrzegł jego umięśnione ciało…
- Egonie, masz gościa. Myślę, że będziecie chcieli zostać sami… - na ustach mistrza pojawił się uśmiech, po czym wstał i ruszył w stronę drzwi. Egon natomiast odsłonił swoją głowę. Rzucił ręcznik na poręcz werandy i zbuegł ze schdów, aby przywitać brata. Obaj złapali się za przeguby, szybko jednak powitanie zaminiło się w ciepły uścisk. Kiedy już się od siebie odsunęli Egon miał dosyć zdziwioną minę.
- Co tu robisz o takiej porze? – Sigion uśmiechnął się.
- Chciałem się z tobą zobaczyć... A w zasadzie złożyć ci pewną propozycję, oczywiście jeśli masz czas... – Egon podrapał się po głowie z ubolewającym wyrazem twarzy.
- Właśnie w tym problem, że chyba go nie mam. – Sigion tego nie przewidział i zrobił żałosną minę – Przepraszam, ale muszę odmówić. Zostało kilka dni do balu, a ja muszę zarobić na jakieś porządne ubranie i... – młodszemu bratu od razu pojawił się uśmiech na twarzy.
- Właśnie po to tu przyszedłem! – tym razem Egon był bardziej niż zdziwiony
- Ja... chyba nie rozumiem.
- To proste! Ja też jestem zaproszony na bal i tak jak ty właśnie zarabiam na swój strój. Pomyslałem jednak, że przydałaby mi się pomoc, oczywiście nie za darmo. Wpadłęm na pomysł...
    Sigion opowiedział o tym jak zarabia pieniądze i jak chce, żeby jego brat też zarobił. Kiedy Sigion po kolei mu to wyjaśniał, jego starszemu bratu oczy świeciły się coraz bardziej.
- ...no i kiedy będziesz prowadził mój stragan w innej części miasta, część pieniędzy z tego co sprzedasz z moich wyrobów idzie dla ciebie, część dla mnie. Dodatkowo sam możesz wyrabiać biżuterię, albo inne rzeczy, które można zrobić doszyć szybko, a wtedy cały dochód z nich idzie dla ciebie. Co ty na to? – Egon nie mógł przestać sie uśmiechać, jednak widocznie coś go trapiło.
- To bardzo dobry pomysł... Tylko ja nie jestem urodzony do handlu... – Sigion zaczał się śmiać.
- A myślisz, że ja jestem szkolony przez kupców?? Przecież jesteśmy braćmi! – Egon pokiwał głową – Posłuchaj. Ja dzisiaj pierwszy raz w życiu robiłem coś takiego. W jedno południe zarobiłem więcej niż czwartą część tego, co zarobiłem od początku mojego treningu, a jutro mam zamiar zarobić PRZYNAJMNIEJ – postawił celowy nacisk na to słowo – dwa razy więcej. – Starszy brat patrzył z lekkim niedowierzaniem. W końcu na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Yyy... Bracie... Kiedy mogę zaczynać? – Sigion uśmiechnął się pokazując zęby.


    Kolejnego dnia Sigion nadal sprzedawał sam, gdyż ustalił z bratem, że musi zrobić więcej biżuterii, aby starczyło na oba stragany. Egon też wziął się do roboty. Tego dnia zyski były nawet większe niż oczekiwał dzień wcześniej. A wszystko za zasługą ładnie wyglądającego kramu... Postanowił trochę zainwestować w stragan swojego brata, ale jedyną inwestycją było kupienie podobnego obrusu. Egon był drwalem, więc sam miał zmontować sobie stolik. Trzeciego dnia Sigion miał już dwukrotność tego, za co kupował worki z rudą. Postanowił, że czwartą część tej sumy przeznaczy na zakupienie cenniejszego kruszcu, nawet w niedużej ilości. Ze straganu Egona nie miał aż takich zysków jak ze swojego, jednak z tego co słyszał jemu też dobrze się powodziło. W pierwszym dniu swojej „pracy” zarobił więcej niż Sigion. Jednak Sigion zaczynał od zera, jego starszy brat wspierany był wskazówkami młodszego. Chłopak nie chciał diametralnie zwiększać cen swoich rzeczy, gdyż mógłby stracić wielu klientów, dlatego postanowił dodać swoim ozdobom nieco więcej wartości, przez dodanie złotych elementów. Dzieki temu miał pretekst, aby zwiększyć cenę swojej biżuterii nawet czterokrotnie! Bał się, że to może być za dużo, jednak kolejnego dnia, zarówno ze straganu Sigiona jak i Egona zniknęły wszystkie brosze zdobione złotem. Nie bylo tego dużo, gdyż kruszec był drogi, jednak Sigion tym razem kupił go trochę więcej. W końcu czasu było coraz mniej, a miał pieniądze „jedynie” na połowę swojego stroju. Egon z kolei wybrał trochę tańszy strój, jemu jednak też jeszcze brakowało pieniędzy. Tak więc Sigion, nie przerywając treningu zarabiał grube pieniądze, jednak pewnego dnia Gretos chciał o tym porozmawiać z Sigionem. Siedzieli właśnie przy kolacji przygotowanej przez matkę Gretosa. Był to czwarty dzień pracy Sigiona na straganie. Do balu pozostały dwa dni.
- Posłuchaj chłopcze. Chciałbym, żebyś mi coś obiecał... – po jego twarzy było widać, że jest zmęczony, a żadko to pokazywał. W jego głosie pobrzmiewała jakby nuta smutku.
- Co tylko zechcesz, mistrzu! – rzucił z entuzjazmem chłopak.
- Nie zgadzaj się za szybko, póki nie dowiesz się o co chodzi... Jesteś dobrym chłopakiem, aż za dobrym. Pewnie w przyszłości będziesz chciał iść na wyprawę co? – Sigion przytaknął po raz kolejny pokazując swój entuzjazm i zajadając kanapkę z mięsem.
- Tak jest, mistrzu! Chciałbym spróbować swoich sił w wielkim świecie! Jesteś najlepszym mistrzem, więc nie ma sznas, żeby po twoim treningu coś mi się stało, haha! – Gretos pokiwał głową.
- Młody jesteś i jak już mówiłem jesteś dobry. Swiat nie jest tak dobry, jak to widzisz dookoła. To tylko nasza wioska jest taka wyjątkowa. Kiedy wyjdziesz z niej, zostaniesz rzucony od razu na głęboką wodę! Nie przygotuję cię do tego, bo tego nie da się zrobić w tym miejscu! – kowal podniósł glos, jednak ponownie przybrał ten smutny ton. – Jednak nie o to chciałem cię prosić. Chciałem, żebyś zakończył przygodę z handlem, kiedy tylko zarobisz na swój strój i odrobisz to co wydałeś na początku... – Sigion przestał rzuć kanapkę i patrzył z niedowierzaniem na mistrza - ...no może jeszcze odliczysz sobie tyle, ile mógłbyś zarobić w ciągu tych kilku dni.
- Dlaczego, mistrzu?! Przecież to jest moja szansa na zdobycie majątku! To jest bardzo prosty sposób, wystarczy...
- Dosyć! – Sigion natychmiast zamilkł. Kowal tym razem przybrał mentorski, jednak nadal łągodny ton – Nie szkolę cię na jakiegoś zapchlonego kupca, tylko na wojownika. Jeśli ważniejszym od treningu jest dla ciebie posiadanie majątku możesz stąd odejść. – Sigion był zdenerwowany takim zachowaniem swojego mistrza, już chciał wykrzyczeć mu swoją złość w twarz, jednak ten podniósł dłoń uciszając go. – Wiedz, że nie robię tego, aby zrobić ci na złość. Jestem przyjacielem twojego ojca, a ciebie traktuję jak syna. Już ci mówiłem, że lepiej dla ciebie, jeśli trening będziesz miał na pierwszym miejscu. Nie opuszczasz się. To dobrze. Jednak widziałem porządnych ludzi, którzy stoczyli się przez pieniądze, Szli za nimi całe życie i to przez nie owe życie kończyli. Niechciałbym aby to spotkało także ciebie. – mówiąc to uderzył palcem wskazującym w pierś chłopaka – Ochłoń i zastanów się. – Sigion skarcił się w duchu. Co też mu strzeliło do łba.
- Mistrzu... Nie zostawię cię. Jesteś dla mnie przyjacielem, a nawet kimś więcej. Zrobię jak powiedziałeś. – kowal uśmiechnął się do niego.
- Cieszę się z twojej decyzji. Swój majątek zarobisz na którejś ze swoich wypraw, nie teraz. Wtedy będziesz już dorosły i będziesz wiedział jak go dobrze wykorzystać... A jesli chodzi o zlo na świecie, to o którym mówiłem... Ludzie są właśnie tacy. Kieruje nimi rządza zysku, więc aby zarobić są zdolni nawet do tego, aby sprzedać swoją rodzinę... – Sigion szeroko otworzył oczy niedowierzając tym słowom.
- Ale jak...
- Dosyć na dzisiaj. Poćwicz jeszcze, spotkaj się z Egonem i wracaj do domu. Jutro czeka cię kolejny ciężki dzień, nie tylko ze względu na ćwiczenia...
- Kolejne zwiększenie obciążenia, mistrzu? – kowal uśmiechnął się.
- Ta jest! Pośpiesz się. – Sigion dokończył kolację i zaczął swoje ćwiczenia. Postanowił, że zwierzy się mistrzowi z tego, że powinien częściej mu zmieniać obciążenie... A możei z jego uczuć do Ann. Resztę dnia poraz kolejny spędził na rozmyslaniach o niej.

Sarumo - 2012-05-24 14:25:15

Przeczytałam fragment, bo prawdę mówiąc nie chciało mi się czyta całości :) Ładnie piszesz, ale wszystko jest tak odrysowane i schematyczne... nakreśliłeś sobie głupie granice, które nie pozwalają Ci nakreślić naprawdę barwnego bohatera, poprowadzić zaskakującego zdarzenia... Weź je przełam :)

Szifer - 2012-05-24 18:48:53

Zależy jakie to granice :) Daj jakąś i wskazówkę, a postaram się :) I mam uż rozdział 7 napisany, właśnie skończyłem, ale najpierw chce usłyszeć opiniena temat tego :)

Szifer - 2012-05-28 18:42:42

Ekhem, jak czekałem tak dalej czekam na opinie... Amrasie?? Dearienie?? Inni jak chcą to też niech oceniają :D W następnym rozdziale Sigion dostaje wpierdol to się pośpieszcie :)

Amras Helyänwe - 2012-05-28 18:47:13

Ja miałem skomentować dzień po tym jak dodałeś. Ale pomyślałem, że mam czas bo Ciebie nie ma... A tu niespodzianka, już jesteś xD

Szifer - 2012-05-28 21:12:13

Nie pieprz tylko komentuj :)

Amras Helyänwe - 2012-06-03 18:32:40

Hm, może od tego zacznę, że nie wiem za bardzo jak ocenić. Nie chciałbym podciąć skrzydeł, oczywiście :D Dlatego zaznaczam na wstępie że chcę ocenić to tak, jakbyś miał zgłosić się z tym niebawem do wydawcy, a nie jako pisanie dla przyjemności. Bo w drugim przypadku nie byłoby co komentować, trzeba by tylko komplementować :)

Zacznę może od tego, że treści jest dużo - za dużo. Na razie przypomina to taką powieść, jakie umieszcza się np. na blogach (lub na forach internetowych :D), gdzie autor skupia się na wielu szczegółach, gdzie pokazuje niemal dzień po dniu życie bohatera (pierwsze skojarzenie - serial wieloodcinkowy, zamiast filmu). W książce drukowanej by to nie przeszło, bo pewnie miałyby one wtedy po 700 stron przynajmniej. S. King <chyba> napisał kiedyś, że po napisaniu książki trzeba ją przeczytać jeszcze raz i usunąć wszystkie zbędne sceny i słowa, tak, by ostateczne dzieło składało się tylko z najważniejszego. Tutaj znalazłoby się z pewnością coś, co nie będzie miało wpływu na losy bohatera ;)

Drugi zarzut ima się bohaterów. Zauważyłem, że chyba każdy przynajmniej raz się "roześmiał". Przykłady?

Gretos uśmiechnął się jeszcze szerzej

Gretos już chyba nie mógł się szerzej uśmiechnąć.

Sigion uśmiechnął się.

Hwatt zaśmiał się głośno, już chciał coś powiedzieć[...] Górnik tylko się uśmiechnął

...i wiele więcej. Ja osobiście nie mam nic przeciwko, cieszę się, że tym ludziom tak się powodzi. Ale to dopiero początek dzieła a czytelnik dostaje jasny sygnał, że to jest sielankowy świat. Co złego może się w nim w takim razie zdarzyć, co mogłoby mnie zaciekawić? Dla mnie to in minus, bo postaci stają się do siebie bardzo podobne, nudne. Gretos miał szansę zabłysnąć czymś, ale okazało się, że jest również poczciwym staruszkiem, a nie groźnym kowalem.

No i sam Sigion. Wiem, że to dopiero początek i że jeszcze go nie poznaliśmy, ale dla mnie on jest zbyt schematyczny i przewidywalny, szablonowy. To chyba Sarumo miała na myśli - że on nie może niczym zaskoczyć, że jest do bólu poprawny. Tak jakbyś chciał stworzyć idealnego bohatera, nieskazitelnego. Przydałoby mu się czymś dowalić, jakąś tragedią życiową, sam nie wiem. Pokazać, że ma charakter, że jest wyraźny a nie tylko honorowy i pracowity.

To chyba są najważniejsze rzeczy, na które chciałem zwrócić Twoją uwagę ;) Potencjał w tym co tworzysz jest, trzeba to tylko oszlifować

Szifer - 2012-06-08 23:06:49

Zaraz wstawię rozdział 7 :) Sam zauważyłem, że Sigion jest nad wyraz dobry, dlatego wmyśliłem dalszy scenariusz jego życia. Mam zamiar tak mu skopać dupsko, że [SPOILER: Tu zawarte będzie to co chcę dać mniej więcej na koniec książki, ale nie koniecznie :)] kiedy z nim skończę po tym wszystkim co przeżył uda się na wygnanie. Jednak nie powiem co takiego dla niego szykuję. W każdym razie chcę, żeby dostawał na każdym kroku, albo prawie każdym. Lastvill jest właśnie takim miejscem, o któym marzy każdy człowiek. Taka kraina mlekiem i miodem płynąca. Muszę się zastanowić jak dalej rozpracować tę książkę, ale już powoli te osoby które chcę sprowadzam na złą drogę, a te które mają przez to dostawać się jeszcze tego nie spodziewają :)

Szifer - 2012-06-08 23:07:50

7. Bójka

    Sigion przez kolejne dwa dni zarobił pieniądze na swój nowy strój. Ba! Nawet z poważną nadwyżką. Pieniądze na strój przekazał krawcowej, która tylko uśmiechnęła się do niego i rzyczyła powodzenia na balu. Odliczył częśćpieniędzy Egonowi, który również zarobił więcej niż potrzebował. Odliczył tyle ile miał przed balem i zachował dla siebie. Resztę oddał Gretosowi.
- Myślę, że tobie bardziej się przydadzą, mistrzu. W końcu masz mnie na utrzymaniu, a ja chociaż tak mogę ci się za to odwdzięczyć...
- Odwalasz tu kawał dobrej roboty Sigionie! To jest twoja zapłata dla mnie! – kowal uśmiechnął się do niego – Ale rozumiem czemu to robisz i dziękuję ci za to.
    Chłopak, po tym co wcześniej powiedział mu mistrz trochę bał się posiadać większą ilość pieniędzy. Obiecał sobie, że nie będzie porządał złota tak, jak to robią niektórzy ludzie. Zrobił jednak jeden mały przekręt. Dzień przed balem nie robił już nowych ozdób. Sprzedawał te, które mu zostały. Jedną z nich zostawił, gdyż miał pewien pomysł. Była to brosza o kształcie koła. W tym kole przeplatały się symetryczne linie, zrobione ze srebra i złota. To była jedna z najpiękniejszych jakie zrobił. Kiedy się w nią wpatrywał wydawało mu się, że ta brosza do niego przemawia, a linie wirują i wchodzą do jego głowy, aby wyłapać wszystkie odczucia. Postanowił podarować tą broszę Ann. Tak więc kiedy przyszedł na kolejny trening walki bronią w kieszeni spodni przechowywał to cacko. Ann czekała już oparta o drewniane ogrodzenie. Kamar stał obok niej i wydawało się, że ją instruował.
- Witaj, mistrzu. Cześć Ann. – Sigion uśmiechnął się do najlepszej, i jak na razie jedynej, przyjaciółki. Postanowił, że później da jej ozdobę. – Co słychać? – Ann spojrzała na niego swoimi pięknymi oczyma, przez co Sigion trochę się speszył.
- Wszystko dobrze kochasiu. – Ann zamrugała filuternie rzęsami przez co Sigion spąsowiał. Do akcji dołączył Kamar.
- Ann, uspokój się. Nie widzisz, że jeszcze trochę i zaraz wybuchnie. – Mistrz zaczał się głośno śmiać i poszedł po miecze dla swoich uczniów. Zarówno Sigion jak i Ann zostawiali tu swoje miecze treningowe. Ann uśmiechnęła się delikatnie.
- Dzisiaj ze mną nie wygrasz. W końcu nie takich już pokonywałam. – Sigion odwzajemnił uśmiech.
- Zobaczymy, Ann. Będę miał coś dla ciebie w zanadrzu. – dziewczyna nie miała pojęcia jak bardzo to było dwuznaczne. Mistrz podszedł do nich i wręczył im po mieczu. Miecz Sigiona był o wiele cięższy niż Ann, jednak kiedy ćwiczyli na balach on dorównywał jej tempu w atakowaniu. Kiedy skończyli Kamar wręczył im po drewnianym mieczu.
- Pamiętajcie o bezpieczeństwie!
- Tak, mistr...
- Oj tato! Zawsze to potwarzasz.... – Kamar usmiechnał się chytrze.
- Bo zawsze powinniście o tym pamiętać. To naprawdę ważne, aby nikomu z was nic się nie stało...
- Sigion się nei obrazi, jak go troche poobijam, prawda? – Sigion ponownie spurpurowiał.
- Koniec gadania! Wchodźcie za zagrodę i zaczynajcie trening!
    Oboje stanęli w dwóch końcach zagrody i z uniesionymi mieczami zaczęli się okrążać. Ann zaczęła kręcić sztychem swojego miecza, co odrobinę wyprowadzało chłopaka z równowagi, jednak szybko przestał patrzeć w ten jeden punkt. Oczyścił umysł, tak jak nauczył go Halian – o dziwo przydawało się to także w walce – i zaczał patrzeć na całą postać dziewczyny. Zrobiła błąd. Najpierw ruszyła noga, potem ręką, przez co jej impet był mniejszy a ruch do przewidzenia. Sigion mógł to sparować mieczem, ale zobaczył swoją szansę. Zamiast tego uchylił się, unikając uderzenia z góry i dotknął mieczem jej brzucha.
- Ruszyłaś nogą. – tym razem Ann spurpurowiała.
- Więcej ci się to nie uda.
    Ponownie zaczęli się okrążać. Jak zwykle chłopak czekał na jej ruch. Doszedł do wniosku, że gdyby on atakował pojedynki kończyłyby się zbyt szybko, gdyż był silniejszy od Ann a technikę mieli opanowaną w podobnym stopniu. To przechylało szalę. Ann zaczęła skomplikowaną serię ciosów atakując na flankę uderzeniami od boku i sztychami. Sigion, aby ponownie nie ośmieszyć Ann parował wszystko mieczem. Kiedy Ann ponownie zamachnęła się od boku chłopak postanowił wykorzystać technikę, której nauczył się od innego mistrza, a której Ann pewnie nie znała. Kiedy ona atakowała szerokim cięciem on uchylił się i uderzył jej miecz od tyłu, co w połączeniu z jej impetem prawie ją przewróciło. Prawie, gdyż Sigion złapał ją za dłoń trzymającą broń i obrócił tak, iż poleciała w drugą stronę – już bez miecza. Nie zdążyła wstać a już oba miecze miała przytknięte do gardła.
- Gdzie sie tego nauczyłeś?! To nie jest szkoła taty! – miała pretensjonalną nutą w głosie.
- Przeciez nie wszyscy ćwiczyli u twojego taty. Dlatego staram się tez poznać style innych mistrzów. Jak mam wolny czas to chodzę na dodatkowe treningi. – dziewczyna była zaskoczona
- Więc wiem już czemu ci tak dobrze idzie. Jednak to nei znaczy, że zawsze będziesz wygrywał. – Sigion podał jej miecz i zaczęli kolejną walkę. Ann radziła sobie dobrze, jednak przestała był dobrą partnerką do treningu dla Sigiona. W tym pojedynku kilka razy udało jej się go pokonać, jednak było to powodowane albo chwilmwą nieuwagą Sigiona, albo celowo dawał się jej pokonać. Te kilka zwycięstw przypadało na kilkanaście jego. Kamar szybko to zauważył.
- Sigionie, następnym razem zaczniesz już ćwiczyć ze mną. Ann, będziemy walczyć na zmianę. Kiedy ty będziesz ćwiczyć na balach, Sigion będzie walczył ze mną. Z kolei kiedy Sigion będzie na balach, ty będziesz moją przeciwniczką.
- Tak jest, mistrzu!
- A teaz idźcie do swoich mistrzów. – Kamar wziął ich bronie i poszedł je odnieść.
- Ann, mogę cię odprowadzić? – Sigion powiedział to dosyć śmiało, jednak wiedział, że niedługo ta śmiałośc ponownie z niego uleci. Ann spojrzała na niego filuternie.
- Pewnie, chłopczyku. – Sigionowi udało się nie spurpurowieć. Ledwo. Kiedy szli ścieżką chłopak wyciągnał broszę z kieszeni.
- To dla ciebie Ann... – Sigion podał jej broszę, a ona szeroko otworzyła oczy i wpatrywała się w nią przez chwilę, po czym spojrzała na Sigiona.
- Jest śliczna! Sam ją zrobiłeś?! – chłopak spurpurowiał, ale i był z siebie dumny.
- Tak. Ostatnio się tym trochę zajmowałem, bo potrzebowałem pieniędzy na strój na bal...
- Też idziesz na bal?! To wspaniale! – Sigion był zszokowany. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał.
- Cieszę się, że się spotkamy! W każdym razie ta brosza najbardziej mi się podobała z tego co zrobiłem, więc postanowiłem dać ją tobie...
- Wiesz, że nadal noszę ten naszyjnik od ciebie? – na dowód wyjeła go zza koszuli – Strasznie podobają mi się prezenty od ciebie, ale nie możesz mnie nimi zarzucać! – Sigion jęknął.
- Ale dlaczego? Przecież mówiłaś, że ci się podobają...
- Tak! Nawet bardzo, ale... Jakby to powiedzieć... W życiu nie mozna mieć wszystkiego. Nawet nie mam jak ci się odwdzięczyć... – Sigion zaczął zybko sie wtrącił.
- Wystarczy, że to przyjmiesz. Nic mi nie sprawi większej przyjemności...
- A cóż my tu mamy?! – Zarowno Sigion jak i Ann obejrzeli się w stronę nosowego głosu. Chudy, jednak umięśniony pryszczaty chłopak o bląd włosach i głupim wyrazie twarzy w towarzystwie dwóch podobnych jemu chłopaków wyciągnął rękę i wskazał broszę. – Daj mi to dziewczynko i chodź z nami. Troszkę się zabawimy. – Wszyscy trzej ryknęli smiechem.
Nie jesteś stąd, prawda? – Sigion rozpoznał, że nie są rodzimymi mieszkańcami Lastvill.
- A co ci do tego dzieciaku! Wracaj pod kieckę mamusi! – Tamci trzej rzeczywiście byli o głowe od niego wyżsi. Ponownie ryknęli śmiechem.
- Nie mam zamiaru z wami nigdzie iść, pajace! – Ann była oburzona. – Kim wy w ogóle jesteście?!
- My?! Rzeczywiście nie jesteśmy stąd, jednak jesteśmy już w połowie treningu i postanowiliśmy się trochę odprężyć. Taak... Trzy lata to dużo, więc nasze odprężenie potrwa chwilę.
- Nie, dopóki ja tu jestem! – Sigion krzyknął, jednak oni zareagowali śmiechem.
- A cóż to? Mały bohater? – kolejna salwa śmiechu – Dajcie mi trzy minuty, a rozprawię się z tym śmieciem! – Jego przyjaciele wciąż się śmiali, ale Sigion nie bał się. Gretos opowiadał mu o takich jak ci. Byli odważni, dopóki ktoś nie dął im lania. Typowe zbiry. Należało nauczyć ich szacunku. Obaj podeszli do siebie.
- Zanim ci wleję, wiedz, że nazywam się Max. Nie powiem ci, kto jest moim ojcem, bo jest to nic nie znaczący parobek w waszej zapchlonej wiosce. To ja zacznę dynastię i każdy będzie wiedział kim był Max! – jego  koledzy zaczęli krzyczeć coś w stylu „Tak! Dołóż mu! Pokaż kto tu rządzi”. Max zaatakował prawym sierpowym. Sigion zablokował go lewym przegubem i prawą ręką złapał za pięść, która już wymierzała lewy prosty. Zaczął ją ściskać, a jego przeciwnik próbwał wyrwać swoją rękę. Sigion puścił, kiedy on się szarpnął, przez co poleciał na ziemię.
- Zgrywasz twardego? Ha! Zobaczymy, kto jest twardy! – wyciągnął nóż, jak zobaczył Sigion nie najlepszej jakości, i zawołał do kolegów – Pokażemy mu kto tu powinien być panem! Na niego! – dwóch pozostałych drabów też wyciągnęło noże i zaczęli otaczać chłopaka. Ten przyzwyczajony do Ann czekał aż któryś z nich pierwszy wykona ruch. Za jego plecami jeden z przeciwników zamachnął się nożem, jednak Sigion odskoczył do przodu pomiędzy dwóch kolejnych. Jeden uderzył go łokciem w twarz, drugi podciał mu nogi. Chłopak wylądował na ziemi, a ci zaczęli go okładać butami. Sigion był w pozycji embrionalnej. Kiedy skończyli, przewrócili go na plecy.
- Zaraz się toba zajmiemy paniusiu, najpierw zobaczymy, czy ma coś cennego... – Max rozciął mu koszule, a reszta sprawdzała mu jej kieszenie. Odezwał się jeden z drabów.
- Mówiłem ci, że oni są szurnięci! Widzisz to! Kto nosi sztaby żelaza w... – pięść Sigiona trafiła prosto w szczękę, a drab zawirował i poleciał na plecy. Drugi sięgał ponownie po nóż, jednak ręka sprawiedliwości już łamała mu nos. Został tylko Max.
- Coś taki chojrak? Myślisz, że mnie poko.... – Sigion złamał mu szczękę jednym płynnym ciosem, po czym wbił mu łokiec w brzuch. Kiedy krew Maxa wypływająca z jego ust zmieszała się z krwią Sigiona, którą cały był pokryty chłopak uderzył go pięścią w podbrudek. Ten poleciał do tyłu nieprzytomny. Sigion podszedł do resztek swojej koszuli i zebrał je.
- Przepraszam Ann. Musze doprowadzić się do porządku... – dziewczyna patrzyła oniemiała. Była przerażona i zszokowana. Nie mogła się ruszyć, aby pomóc Sigionowi, a teraz nie mogła uwierzyć w to jak szybko zmieniła się sytuacja, kiedy agresorzy pozbawili go koszuli. Nie zdołała nic powiedzieć ruszyła w stronę przeciwną do Sigiona...


- CO?! Zaraz zawiadomię straże!! – Gretos wyszedł z siebie, kiedy zobaczył poobijanego i okrwawionego Sigiona. Jego matka robiła mu właśnie opatrunki. Na szczęście to nie było nic poważnego. Sigion miał całe zęby, a rozcięcia nie było zrobione nożem tylko pięśćmi i butami. Ciało chłopaka było posiniaczone, jednak chłopak sie nie przejmował. Zawiódł. Nie potrafił obronić Ann, a potem nawet nie spytał, czy nic jej nie jest. Wiedział, że pokonał drabów, jednak gdyby nie to, że najpierw zajęli się nim, Ann byłaby w poważnych tarapatach. Miał szczęście, o ile tak to można nazwać. Zniszczył jedną ze swoich treningowych koszul. To dziwne, ale przejmował się tym bardziej niż swoim stanem.
- Mistrzu... moja koszula... – Gretos spohrzał gniewnie na niego.
- Koszula?! Martwisz się koszulą?! Całe szczęście, że tobie nic nie jest! Jak ja jutro spojrzę w oczy... – kowal zawachał się, po czym uspokoił trochę ton. – Dałeś lanie tym trzem, racja? – Sigion nie wiedział do czego pije kowal.
- Tak, mistrzu. Przynajmniej dwóch z nich żyje, jednak mam nadzieję, że wszyscy trzej...
- Posłuchaj, pójdę po straże. Oni ich znajdą. W tym czasie zajmie się tobą moja matka... Znajdę też medyka. On cię poskłada. – Gretos wyszedł a jego matka uśmiechnęła się do Sigiona.
- Nie martw się, przejdzie mu. Po prostu martwi się o ciebie... Jak długo żyję, chyba jeszcze nie widziałam tak zdolnego młodzieńca jak ty, a i Gretos to wie. Dlatego tak się o ciebie martwii.
    Jakiś czas później Gretos przyszedł z dwoma strażnikami i medykiem. Sigion widział już tego człowieka, jednak nie mógł sobie przypomnieć skąd. Okazało się, że medyk był magiem wody, tak więc chłopak prawdopodobnie spotkał go w domach gildii. Podczas gdy ten go leczył, Sigion relacjonował wszystko co zaszło strażnikom. Gretos słuchał tego po raz kolejny.
- ...wtedy wziąłem swoją koszulę i wróciłem tutaj. Wszystko opowiedziałem mistrzowi tak jak teraz wam. – strażnicy spojrzeli na Gretosa, a ten skinął głową potwierdzając słowa chłopaka.
- Dostaliśmy takie samo zgłoszenie od Ann, córki Haliana. Okazuje się, że nie zabiłeś Maxa.-Sigion odetchnął. Wiedział, że morderstwa są tu surowo karane, a nawetjeśli to był przypadek całe miasto niedługo się o tym dowiadywało. – W tej chwili tej trójki poszukują „zieloni”. – chłopak zrobił zdziwioną minę.
- Kim są „zieloni”?
- „Zieloni” to oddział wojowników lasu, czy jak to potocznie się mówi drwali. Jako, że są związani z naturą bardzo łatwo potrafią odszukiwać ślady. Dlatego należą do jednej z grup tropiących.
- Jednej z grup? – chłopak był nadal zdziwiony.
- A jak myślisz chłopcze, który cech jest jeszcze związany z ziemią. – strażnik zapytał miłym tonem. Był dosyć młody, wyraźnie sam pamiętał jak był jeszcze uczniem.
- Hmm... W skład drugiej grupy wchodzą górnicy, tak? – strażnik uśmiechnał się.
- Bystry chłopak. Żadko używamy grupy „zielonych” na takie akcje, gdyż oni bardziej przydają się, kiedy ślady są już rozmyte, lub w jakiś sposób zatarte. Dzieki swym moca potrafią je odtworzyć, jednak grupa górników jest w terenie. Kiedy tylko znajdziemy Maxa i jego szajkę zostaniesz wezwany. Na razie życzę miłego dnia. – strażnik ukłonił się matce Gretosa, a jemu samemu i Sigionowi uścisnął przegub. Gretos spojrzał na medyka, który już kończył leczyć Sigiona. O dziwo, mag wody, dzięki swoim zdolnościom wyleczył nawet siniaki. Po bójce nie było śladu.
- Dzięki ci, Aquis. Nie chciałem, żeby poszedł na jutrzejszy bal poharatany... A ty jesteś w tym najlepszy. – kowal uśmiechnął się i klepnął medyka po ramieniu.
- Jak zwykle przesadzasz.... – medyk odwzajemnił uśmiech. – Następnym razem nie daj się tak potłuc, Sigionie! – medyk przestrzegł chłopaka.. – To mogło skończyć się o wiele gorzej! I nadal nie rozumiem, przepraszam, ale podsłuchałem twoją relację. W jaki sposób po tym jak cię pobili udało ci sie ich pokonać, a jednego z nich wręcz zmasakrować! – Gretos uśmiechnął się.
- Podnieś jego koszulę. – medyk dosyć zdziwiony podszedł do stołu na którym leżała, już nowa, koszula. Złapał ją jedną ręką, po czym musiał pomóc sobie drugą, ale i tak szybko ją odłożył. Uśmiechnął się.
- A więc to jest słynna tajemnica twojego treningu... Jednak powinieneś bardziej uważać. Może i jest dzięki temu silniejszy, ale póki to nosi jest wolny jak mucha w smole. Czas jego reakcji był zbyt wolny, aby poradzić sobie z trzema przeciwnikami na raz. Wiesz, że tak koszula jest już cięższa niż zbroja, prawda? Więc po co go dalej obciążasz? – kowal podrapał się po głowie i uśmiechnął się.
- Wiesz, że ja sam nie noszę tyle na sobie. – Sigion spojrzał zdziwiony na mistrza. – Tak jest Sigionie, nosiszna sobie więcej żelastwa niż ja sam! Jesteś młody, a twoje mięśnie stale moga przyjmować nowy ciężar. To nie koniecznie jest zdrowe, jednak to w jaki sposób cię trenuje zapewnia ci pewną ochronę przed przerostem mięśni a nadal zwiększa ci siłę. I szybkość. Jednak teraz widzę, że popełniłem pewien błąd. Naprawię go. Dzięki za wszystko Aquisie.
- Proszę bardzo. – medyk skłonił się i wyszedł. Kował podszedł do chłopaka i położył mu dłoń na ramieniu.
- Dzisiaj nie będzie już trenował. – kowal powiedział to stanowczo.
- Ale...
- Żadnego ale! – przerwał mu – Nie ma już śladu po bójce, jednak psychicznie musisz odpocząć. Jutro nie będzie treningu, przygotujesz się na bal. Kolejnego dnia będziesz musiał zagospodarować trochę więcej czasu po południu na dodatkowy trening. – Sigion był zmęczony, jednak ciekawość zwyciężyła.
- Co to za trening, mistrzu? – kowal uśmiechnął się.
- Prędzej czy później musiałbyś przez to przejść. Zazwyczaj moi uczniowie zaczynali, kiedy uczyli się u mnie przynajmniej rok, lub dłużej, kiedy już nosili maksymalny ciężar. Ty nosisz już więcej, a niedługo nie będę w stanie bardziej cię obciążyć. Po prostu nie mam cięższego metalu, a sztaby i tak ledwo mieszczą się w tych kieszonkach. Niedługo zrobię ci taką koszulę, jaką noszę sam, oczywiście z ciężarem do jakiego dojdziesz. Niedługo? Myślę, że nałożysz ją już pojutrze. Właśnie wtedy pójdziemy do budynku straży.- Sigion nie był zbytnio zadowolony. Kiedy strażnik go przepyywał, mimo, że nie zrobił nic złego czuł się jak przestępca.
- Dlaczego właśnie tam, mistrzu? – kowal uśmiechnał się.
- Bo to jedyne miejsce, w którym ktoś może cię nauczyć walki wręcz! – Sigion był wybity z tropu.
- Przecież cały czas uczę się walczyć...
- Tak, ale walczysz jedynie bronią. Zdażają się sytuacje, w których twoją jedyną bronią są pięści. Powinieneś umieć je wykorzystać. Jeśli się tego nauczysz, to nawet jeśli będziesz poruszał się wolniej od przeciwnika dasz radę go pokonać.
- W takim razie z przyjemnością zacznę naukę, mistrzu!
- Dobrze. Teraz idź spać. Jutro twój pierwszy bal. Nie pokazuj, że coś się stało i baw się dobrze. – Sigion uśmiechnął się.
- Ty też tam będziesz mistrzu?
- Taaak... Dawno się nie widziałem z moim przyjacielem, a i ty będziesz rad, że go poznasz. – kowal uśmiechnął się w dziwny sposób, co wydawało się Sigionowi podejrzane, jednak za radą mistrza poszedł spać.

Amras Helyänwe - 2012-06-09 11:02:34

rzyczyła

<-- Ja wiem że to jeszcze niegotowy tekst, ale nie mogłem się powstrzymać :D I dalej jescze jeden był ortograf który walił po oczach, ale to nie takie ważne ;) A, i jeszcze odnośnie, hm... budowy? Nadmiernie używałeś słowa "spurpurowieć", zdecydowanie. Fajne słowo, ale za często w zbyt krótkim tekście, jak przeczytasz jescze raz ten fragment to sam pewnie to zauważysz :)
Ogólnie ciekawie, i taka mnie konkluzja naszła - w oparciu o wcześniejszy post - że można to ciekawie przedstawić, jak Sigion wychodzi z idyllicznego Lastvill i spotyka się twarzą w twarz z trudami życia. Wiem, że dobrze Ci to wyjdzie ;) No i to może być impuls do wewnętrznej przemiany bohatera, który orientuje się, że życie to nie bajka.

Co do samego 7 rozdziału, to fajnie, że coś emocjonującego się przydarzyło. Ciekawe tym bardziej, że powoli jasne staje się, że zależy mu na Ann (albo że jest bardzo honorowy, bo inaczej mógłby próbować uciec). Wcześniejszy prezent jednak jednoznacznie wskazuje na pierwszy przypadek... ;) Ciekawe jak to odczarujesz, bo wydaje się, że teraz może być problem z Ann. Fajnie by było jakbyś o niej jeszcze wspomniał na sam koniec rozdziału, gdy Sigion udaje się na spoczynek, ale to już tylko moje subiektywne wrażenie :D

Szifer - 2012-06-09 13:36:54

Następny rozdział będzie dotyczył balu. Tam Sigion spotka się z Ann i wsyztsko obgadają, dodatkowo na Sigiona będzie czekać też niespodzianka :) Kto się jeszcze nei domyslił kto organizuje bal, to będę się z niego śmiał :) Poza tym mam zamiar zrobić coś takiego, że to co teraz pisze, to będzie taki... hmm... To się chyba prequel nazywa. Chcę opisać te najdłuższe rzeczy, typu trning, dzieciństwo, itp. A później mógłbym napisać już ksiazkę zaczynając od tego, że Sigion jest już dorosły, ma jakąś tam sławę, albo niesławę, jest bogaty lub biedny, szuka roboty, czy coś. To miałbym jako podporę do tego co już potrafi, a czego jeszcze będzie musiał się nauczyć w ramach treningu z życia a nie krzepy czy czegoś tam innego :)

Amras Helyänwe - 2012-06-09 13:40:07

Ja chyba wiem kto będzie organizatorem, ale w ogóle nie pomyślałbym że to może być ktoś z poznanych już postaci :D Pewnie bogaty wuj pobitego Maxa xD
A ten pomysł moim zdaniem doskonały. Jak mówisz, będziesz miał już podporę, a w książce właściwej będziesz mógł już skupić się na tym, co najlepsze. Zaklepuję u Ciebie książkę z autografem! ;p A tymczasem czekam na bal :D

Szifer - 2012-06-09 21:02:43

Muszę się trochę zmotywować i to napiszę. A organizatorem balu jest poznana już osoba :) Także wybór nie duży :))

Szifer - 2012-06-11 13:43:57

8.    Bal


Kowal odpuścił Sigionowi trening w dniu balu, nadal jednak wymagał od niego porannych ćwiczeń. Chłopak czuł się strasznie dziwnie. Przyzwyczaił się już do nowego trybu życia i dzień ciągnął mu się w nieskończoność. Bal zaczynał się dopiero po południu. Gretos kazał zdjąć mu koszulę treningową, co też go rozproszyło. Nie mógł przyzwyczaić się do tego jak jest lekki. Mimo, że mistrz kazął mu odpoczywać, ten co chwilę biegł jakiś krótki dystans nie mogąc nacieszyć się swoją szybkością. Strój na bal przygotował już wczesnym rankiem, tak, żeby nic nie zaprzątało jego głowy przez resztę dnia. Pamiętał wszystkie rady mistrza dotyczące tańca. Chłopak przypomniał sobie jak bardzo się bał swojego przez kilka pierwszych dni trenignu, a kiedy przypominał sobie jego lekcje tańca śmiał się w duchu. Okazało się, że kowal był niezłym tancerzem.
Dzień upływał nieznośnie wolno. Było jeszcze sporo czasu do balu, kiedy Sigion, już po kąpieli, ubrał swój strój. Przeglądając się w kawałku polerowanej mosiężnej blachy zastanawiał się co zrobić ze swoimi włosami. Były za krótkie, żeby je związać rzemykiem, więc zaczesał je na bok co dało komiczny efekt. Po chwili roztrzepał je i przygładził dłonią. Wyglądął jak zwykle, może poza tym, że był elegancki. Chłopak nigdy nie chodził w takim stroju i czuł się trochę niezręcznie. Miał szkarłatny kubrak i spodnie w tym samym kolorze. Przy kuzikach i rękawachbyły złote obszycia, tak samo na końcu nogawek. Pod kubrakiem miał biały kaftan, a przewiązany był złotem pasem. Szerokie nogawki miał wpuszczone w buty z czarnej skóry.
Kiedy wyszedł na korytarzyk zobaczył, że drzwi do pokoju Gretosa były otwarte. Zajrzał więc i zobaczył, że jego mistrz też jest już prawie gotowy na bal. W przeciwieństwie do elegnackiego stroju Sigiona, kowal miał na sobie oksydowaną na czerwono zbroję z elementami ze złota. Naramienniki, karwasze, nagolenniki wykonane z tej samej oksydowanej na czerowno zbroi ze złotymi obwódkami i wzorami przypominającymi płomienie. Całości dopelniał przywieszony do pasa ciężki, dwuręczny miecz.
- O Sigion! Jak wyglądam? – kowal zauważył w polerowanym lustrze swojego ucznia.
- Wspaniale mistrzu! Nigdy nie widziałem u ciebie tej zbroi, mistrzu... – kowal uśmiechnął się.
- To zbroja paradna. Robi wrażenie, prawda? Owszem, nadaje się do walki, jednak jesli mam być szczery wolałbym coś mniej gryzącego w oczy... – Gretos przyjrzał się uczniowi – Ty też wyglądasz świetnie. Jeszcze troche i na takie przyjęcia sam będziesz chodził z bronią! – kowal zaśmiał się i razem z Sigionem zeszli na dół, do kuźni, po czym wyszli na zewnątrz. Mistrz poruszał ramionami.
- Znowu muszę się do niej przyzwyczajać... Myślałem, że te czasy już dawno minęły... – Sigion spojrzał na niego pytająco – Och, nieważne. Sam zrozumiesz, jak założysz pierwszy raz zbroję. Idziemy? – Sigion przytaknął i ruszyli. Sala na której miał być bal była w centrum miasteczka. Przy wejściu do niej czekał już mały tłumek. Dorośli mężczyźni, podobnie jak Gretos przywdziali paradne zbroje w kolorach, które ujawniały ich cech. Niektóre ze zbrój miały więcej niż jeden kolor, jednak nikt nie miał na piersi szachownicy wszystkich czterech żywiołów. Ci którzy mieli zbroje w jednym kolorze wyglądali praktycznie identycznie. Rozróżniały ich jedynie fryzury. Nie zmieniało to jednak faktu, że prawie wszyscy kowale mieli włosy przystrzyżone przy skórze, inni natomiast mieli wlosy przynajmniej trochę dłuższe. Kowale, jako, że ich fach był zbyt niebezpieczny na hodowanie włosów na głowie hodowali brody. Tak więc Sigion przyglądał się z podziwem wielkim czerwonym wojownikom o najróżniejszych wyglądach. Wiedział, że kiedyś sam będzie do nich należał. Cieszył się, że w swoich czerwonym stroju wygląda przynajmniej trochę jak oni. Szybko wypatrzył go jego brat, Egon.
- Sigionie! Sigionie! – starszy brat machał wysoko rękami, aby przywołać uwagę brata i starał się przepchać przez tłum osób. – Przepraszam! Sigionie! Przepraszam, przepraszam. – chłopak dojrzał starszego brata w tłumie.
- Egon! – ten akurat zdążył się do niego dopchać. Miał na sobie zielony kubrak na którym widniały elementy brązu. Do jego brązowego pasa przypięte były jednoręczny topór o szerokim ostrzu i półtoraręczny miecz. Sigion zaczął mu trochę zazdrościć tego, że mógł już pokazać się z bronią. Bracia uściskali się.
- Witaj, panie. – Egon uścisnął prawicę Gretosowi.
- To mój brat, Egon, mistrzu. – Sigion przedstawił brata.
- Jestem rad z tego, że mogę cię poznać Egonie. – kowal miał poważną minę. Jak zwykle nie uśmiechał się w tłumie.
- Ja również, panie. Jesteś gotowy na tańce, Sigionie? – młodszy się uśmiechnął.
- Pewnie! Pytanie czy ty jesteś gotowy? – Egon przez chwilę rozglądał się w tłumie, po czym powiedział.
- Zaraz będę. Poczekaj chwilkę, chciałbym ci kogoś przedstawić. – i utonął w tłumie. Praktycznie chwilę później od tyłu podeszła do niego Ann.
- Cześć Sigion. – dziewczyna miałą spuszczoną głowę – Witaj, panie... – kowal widząc jej minę szybko zareagował.
- Witaj. Muszę odejśc na chwilę, zobaczyć czy pojawił już się mój znajomy. Porozmawiajcie sobie. – i zniknął w tłumie podobnie jak Egon. Sigion po wahania zaczął rozmowę.
- Ann... Chciałem cię przeprosić za wczoraj... – dziewczyna gwałtownie uniosła głowę.
- Przerposić?! To ja powinnam cię przeprosić... Zachowałam się jak zwykła dziewczynka, która nie potrafi się bronić, a przecież ćwiczymy razem! I to ty zostałeś najbardziej poszkodowany, bo oni bili cię i kopali, i... – dziewczyna przyjrzałą się Sigionowi - ...i nie ma na tobie nawet śladu? – dokończyła niepewnie.
- To zasługa przyjaciela mojego mistrza. – chłopak spojrzał jej w oczy – To nie twoja wina Ann. Nie obwiniaj się. - Dopiero teraz dostrzegł to jak pięknie wyglądała. Na szyi miała naszyjnik od niego a i suknię miała spiętą na ramieniu broszą, którą wykonał. – Pięknie wyglądasz... – Ann odwzajemniła jego spojrzenie i przytulili się. Sigion chciałby, żeby ta chwila trwała wiecznie, kiedy nagle usłyszał głos zza pleców.
- Ekhem... – to był Egon – Sigionie... – Ann szybko puściła chłopaka, jednak zmiast się odsunąć, czego się spodziewał wzięła go pod rękę. – Chciałem ci kogoś przedstawić. – Dopiero teraz młodszy brat zauważył, że Egon idzie pod rękę z dosyć urodziwą dziewczyną. Miała jasne kręcone włosy i niebieskie oczy, była niższa od Egona. Nie była bardzo szczupła, ale i nie była gruba. Miała na sobie sukienkę z różowego materiału. – To jest Wanda. Wando, to jest mój młodszy brat Sigion. – chłopak ukłonił się nie chcą puszczać Ann. Wanda dygnęła.
- Egon wiele mi o tobie opowiadał. – jej głos był wysoki, wręcz piskliwy.
- Taak? – Sigion był dosyć zdziwiony. Jego towarzyszka szturchnęła go łokciem.
- Yyy, Egonie, to jest Ann. – starszy brat przejechał po niej wzrokiem od góry do dołu, co bardzo nie spodobało się Sigionowi, jednak nic nie powiedział – Ann, to jest mój starszy brat, Egon. – Chłopak cieszył się, że prezentację mają już za sobą.
- Och, bardzo chciałam cię poznać! Sigion tyle mi o tobie opowiadał! – biorący wdech chłopak zakrztusił się słysząc te gładkie kłamstwo. Ann uderzyła go mocno po plecach.
- Dzięki, dzięki – zdąrzył jedynie wykrztusić.
- Więc jesteś drwalem, tak? – Ann zdawała się całkowicie zainteresować osobą Egona. Zdawałą się, gdyż ciągle mocno trzymała pod rękę jego brata. Tym razem chłopakowi nie było już tak miło, tym bardziej, że czuł się trochę jak powietrze... „Pewnie, że jest drwalem! Przecież to widać po jego ubiorze, broni, czy chociażby po tym, że ma kawałek wiórka we włosach...” Myśląc o tym przyznał w duchu, że Ann jest sprytna i potrafi wybrnac z każdej sytuacji... Prawie każdej, gdyż przypomniał sobie wczorajszy dzień. Sala została otwarta i wszyscy zaczęli wchodzić. Czterech wojowników, każdy z innego cechu, stało przed wejściem wpuszczając gości. Jako, że to było małe miasteczko każdy praktycznie się w nim znał, jednak wojownicy zatrzymywali tych, których nie znali i pytali o ich zaproszenia. Sigion, jako że jeszcze nie był aż tak rozpoznawany był jednym z nich. Mężczyzna w ciemnoniebieskiej zbroi chwicił go za ramię.
- Stój chłopcze! Jak cię zwą?
- Sigion, syn...
- Daj spokój! – szybko wtrącił się drugi z czwórki, odziany w czerwoną zbroję. – Przecież to syn Galada! Nie rozpoznajsz go? – Wojownik przyjrzał się Sigionowi.
- Rzeczywiście! Jak mogłem nie zauważyć podobnieństwa... Wybacz Sigionie. Życze miłej zabawy. – Wojownik uśmiechnął się do niego, a oni przeszli dalej. Sigion był trochę speszony całą tą sytuacją, szybko jednak jego uwagę przykół wystrój sali. Była dosyć obszerna. Nikt nie musiał się martwić, czy wystarczy miejsca dla wszystkich. W pewnym odstępie od ścian sufit podtrzymywały drewniane bale. Boazeria również była drewniana. Przy tych balach stały stoły zastawione najróżniejszym pożywieniem. Prz połączonych sotlikach stały krzesła, tak, aby każdy mógł usiąść. Na środku było puste miejsce, prawdopodonie przeznaczone na prakiet, a na jego końcu stało podwyrzszenie, na którym siedzieli muzycy ze swoimi instrumentami. Kiedy wszyscy już weszli i zajęli miejsca przy stołach ( Gretos odnalazł w środku Sigiona i usiadł niedaleko niego, Ann, Egona i Wandy ) podniósł głos jeden z wojowników przy wejściu.
- Proszę wszystkich o ciszę. Gospodarz nieznacznie się spóźni, jednak rpsił, aby zacząć zabawę bez niego. Bal więc uważam za rozpoczęty! – Po ostatnich słowach rozległa się salwa oklasków, a kiedy zaczeły cichnąć zaczęła grać muzyka. Sala ponownie zaczęła rozbrzmiewać rozmowami zebranych, niektórzy prosili panie do tańca, wychodzili na środek i pląsali w takt pierwszej, skocznej piosenki. Gretos przechylił się przez stół, żeby Sigion go usłyszał.
- Gospodarz niedługo przyjdzie. Rozmawiałem z nim. Wtedy pójdziesz ze mną... Egon, też pójdziesz z nami i zapoznam was. To osoba darzona powszechnym szacunkiem w naszej wiosce, także macie się dobrze zaprezentować!
- Darzona powszechnym szacunkeim? To jak nasz ojciec. – Gretos zrobił się czerwony, tak jakby powstrzymywał się od czegoś.
- Tak, właśnie... Jak wasz ojciec... Ostatnio może nawet bardziej... – chłopacy byli coraz bardziej zaciekawieni.
- W takim razie nie możemy się doczekać, mistrzu.
    Orkiestra zdążyłą zagrać jeszcze kilka piosenek zanim do sali wkroczył oddział wojowników w czerwonych zbrojach. Tworzyli okrąg a w jego środku również stał również wojownik w czerwonej zbroi, jednak nikt nie był w stanie dojrzeć jego twarzy pomiędzy obstawą. Orkiestra umilkła tak jak i wszyscy zebrani.
- Przybył gospodarz! –zaanonsował jeden z eskroty tubalnym głosem. Na sali zaczęto bić brawa i orkiestra wznowiła grę. Oddział przeszedł przez środek i zatrzymał się na drugim końcu parkietu, dalej od orkiestry. Tam gospodarz poszedł przywitać się z właścicielem Sali bankietowej. Taka już była tradycja. Gretos wstał od stołu.
- Chodźcie chłopaki. Później może być zajęty, więc powinniśmy przywitać go teraz. – bracia pośpiesznie wstali i udali się za kowalem. Kiedy doszli do zbrojnych ten poklepał jednego z nich po ramieniu. Wojownik odwrócił głowę, uśmiechnął się i przepuścił ich trójkę. Mężczyzna w czerwonekj zbroi stał do nich tyłem i rozmawiał ze starszym cżłowiekiem. Miał dłuższe włosy związane rzemykiem i miecz przewieszony przez plecy. U jego pasa również była różnorodna broń. Kowal położył mu dłoń na ramieniu.
- Przyjacielu! Chciałem ci przedstawić tych dwóch obiecujących młodzieńców. – nie wiadomo czemu nagle na twarzy kowala wykwitł powstrzymywany uśmiech. Mężczyzna, również uśmiechnięty odwrócił się.
- Rzeczywiście Gretosie, wyglądają na obiecujących, czy jednak naprawdę tacy są? – chłopacy w osłupieniu ptrzyli na uśmiechniętego mężczyznę, po czym padli mu w objęcia.
- Ojcze! – krzyknęli prawie jednocześnie. Gretos śmiał się w głos. Kiedy synowie od niego ostąpili Galad uścisnął dłon Gretosowi.
- Mówiłem ci, że się uda, przyjacielu. – i obaj zaśmiali się ponownie.

***

    Galad siedział na honorowym miejscu gospodarza, na szczycie jednego ze stołów. Po swojej prawej posadził Sigiona, za nim Ann i Hwatt. Po lewej posadził Gretosa, za nim Egona i Wandę. Właśnie był w trakcie opowiadania ostatniej przygody.
- ...i właśnie wtedy zobaczyłem ogłoszenie. Zwyczajne, przywieszone na tablicy, jednak wydane przez jednego z mniejszych książąt gaestredzkich. Poszukiwał rzemieślnika znającego się na tajnikach wykonywania bezpiecznej broni, czy czegoś w tym stylu. Pomyślałem, że, tak dla odmiany, wykonanie bezpiecznej broni byłoby ciekawym wyzwaniem, więc pojechałem do niego. Okazało się, że książe miał problem ze szkoleniami w swojej straży. Podczas manewrów zawsze ktoś zostawał ranny a i podczas samych ćwiczeń bywali poszkodowani, a nawet zabici. Powiedział, że jest gotów mnie wynagrodzić za to, że storzę mu broń, która będzie wyglądała jak prawdziwa, będzie podobnego ciężaru, jednak będzie bezpieczna. Mówił, że kilku rzemieślników już się zgłosiło, jednak po tym jak zobaczył, że oferują jedynie miecze drewniane wyrzócił ich na bruk. Po prostu nie mógł znieść myśli, że jego żołnierze, dorośli mężczyźni, będą biegać z drewnianymi mieczykami! – Ci, którzy słyszeli opowieść Galada ryknęli śmiechem – Pomyślałem więc, że takie zlecenie będzie wymagało dużej zapłaty i to samo mu powiedziałem. On odparł, że stać go na moje usługi a i tak wątpi, że go zadowolę... No to go zaskoczyłem! – słuchający znowu wybuchnęli smiechem, a w tym czasie któryś z wojowników podszedł uścisnąć prawicę Galadowi. – Chciałbym wam coś pokazać. Poczekajcie chwilę. – Mężczyzna wstał do stołu i wyszedł na zaplecze. Ann przysunęła się do ucha Sigiona.
- Masz wspaniałego ojca. – i pocałowała go w policzek. On spłonął rumieńcem.
- Dzięki. – Wybąkał tylko. Ann pod stołem słapała go za ręke i splotła palce. Galad wrócił niosąc jakiś długi przemdiot zawinięty w tkaninę.
- Oto efekt mojej pracy! – odsłonił tkaninę i nie siadając chwycił rękojeść jednoręcznego miecza. – Wygląd i... – stuknął panokciem w płaz, przy czym rozległ się wysoki metaliczny dźwięk - ...tworzywo się zgadzają. Wstań Gretosie. – ten posłuchał. – Wyjmij swój miecz i uderz płazem w mój. Postaraj się trzymać swój płaz jak najbliżej mojego ostrza. – Gretos wykonał polecenie i, o dziwo, jego miecz zatrzymał się przed ostrzem Galada w odległości równej grubości palca wskazującego.
- Jak to zrobiłeś?! – Gretos był zaskoczony. Mężczyzna tylko uśmiechnął się.
- Użyłem prostego numeru. Myślę, że nawet początkujący czarodziej ognia, a może i innych żywiołów byłby w stanie to zrobić. Dodałem odrobiny magicznej esencji i proszę, oto wynik! – Galad zrobił kilka młynków mieczem i zatrzymał go przed szyją Gretosa. – Jednak mimo, że nie można nim zrobić krzywdy raniąc, nadal można nim zabić trafiając w jeden z życiowych punktów i używając odpowiedniej siły... Pamiętając jednak o swoim treningu, pomyslałem, że ta innowacja mogłaby trochę wzmocnić treningi w Lastvill. Dzięki temu do walk z partnerem uczniowie mogliby używać prawdziwych broni, a nie tych drewnianych. Sigionie. – chłopak drgnął lekko słysząc swoje imię. Wyobrażał sobie właśnie walkę z Kamarem nową bronią. Ojciec wyrwał go z zamyślenia. – Weź ten miecz. Rzucił go Sigionowi przez stół, a ten w ostatniej chwili wyciągnął rękę i złapał go za rękojeść. Sam Galad wyjął swój miecz zza pleców. – Możecie opuścić parkiet. – Ludzie powoli zaczęli schodzić, muzyka ucichła. – wielu z was już zapewne słyszało o moim ostatnik dokonaniu. Chciałbym, wraz z moim synem, wam je zaprezentować!
- Co? – zdążyło się jedynie wyrwać Sigionowi. Salę zalała fala braw. Chłopak miał zmierzyć się ze swoim ojcem!
- Chcę cię sprawdzić. – spojrzał na starszego syna – Nie ciesz się tak! Ciebie sprawdzę następnego! – sala wybuchła śmiechem, a Egon trochę poczerwieniał. – Zdejmij kubrak, synu. W końcu nie chcę, żebyś go sobie poniszczył. – Sigion posłusznie wykonał polecenie ojca. Powiesił go na jednym z drewnianych oparć, to samo zrobił z pasem. Pozostał w szarłatnych spodniach przeszywanych złotem i białym kaftanie. No i oczywiście z mieczem w dłoni. – No to pokaż co potrafisz! – Galad ruszył ku Sigionowi. Zaatakował od góry, a kiedy Sigion próbował to zablokować, ten nie naparł na jego miecz, tylko delikatnie się odsunął, na wysokości przucha Sigiona zatrzymał miecz i pchnął. Ten zdążył się odsunąć, więdząc, że nie zdąży odepchnąć miecza. Galad ponownie zatrzymał miecz i błyskawicznie ciał w stronę, w którą odchylił się Sigion. Ten manewr jednak przewidział i zdążył go zablokować. Ojciec trzymał miecz, przy jego mieczu, a właściwie w odległości równej grubości dwóch grubych palców wskazujących.
- Spójrzcie. Tą bronią nie można się zranić. Sigionie, świetnie ci idzie! Pozwól, że na chwilę przestaniemy walki. Możesz uderzyć z całej siły ostrzem w moje ostrze? – Sigion zdziwił się.
- Szkoda broni, ojcze. Wyszczerbią się... – wielu wojowników z tłumu zaczęło podobnie mruczeć.
- Po prostu zrób o co proszę, dobrze? – Sigion nadal nie przekonany skinął głową. Uderzył tak, jak powiedział jego ojciec wkładając w to całą siłę. Uderzył tak mocno, że zarówno miecz jego, jak i jego ojca wyleciały im z dłoni. Jego miecz złapał Gretos stojący najbliżej. Miecz jego ojca spadł na ziemię.
- Chyba zaczynam się starzeć... – powiedział uśmiechnięty Galad. Patrzył z uznaniem na syna. Osłupiały tłum zaczął się śmiać. – Dziękuję, Gretosie. – kowal wzruszył ramionami.
- Wykonuję swój obowiązek. W tej chwili jest nim wyszkolenie twojego syna.
- Spisujesz się aż za dobrze... – częśc tłumu ponownie zaczeła się śmiał. Galad podniósł swój miecz. Sigion odebrał swój od Gretosa. – Spójrzcie. – Galad uniósł miecz w górę. – Nie ma na nim nawet ryski! A widzieliście z jaką mocą uderzył mój syn! – po tłumie zaczęły przewijać się pomruki uznania – Myślę, że pora trochę zreformować nasze treningi! – Mężczyzna podał swój miecz najlbiżej stojącemu wojownikowi. Ten z uznaniem oglądał klingę, po czym podał ją dalej. Sigion za radą ojca zrobił to samo. Z tłumu wyłonił się przywódca miasta. Podszedł do Galada.
- Wiesz, że sam nie możesz zmienić systemu naszego szkolenia. – w tłumie dało się słyszeć jęki niezadowolenia. – Twój pomysł jest bardzo dobry... Jendak będę musiał to przedyskutować z radą. – Mężczyzna byłtrochę zawiedziony, jednak w jego oczach nadal paliły się ogniki.
- Rozumiem to. Cieszę się, że nie podejmujecie pochopnych decyzji i... Przepraszam za te małe przedstawienie... – Przywódca uśmiechnął się.
- Pełen zapału, jak zawsze Galadzie. Nie przepraszaj. Udało ci się. Książe o którym opowiadałeś naprawdę hojnie cię wynagrodził za twoją pracę. Myslę, że gdybyś chciał mógłbyś już na stałe osiąść w wiosce i założyć tu własną kuźnię... – ojciec usmiechnął się.
- Myślałem o tym. Co prawda cięzko byłoby mi zrezygnować z przygody, ale mojej żonie też się coś należy. Za każdym razem kiedy wyjeżdżam z domu ona usycha z tęsknoty... Ja z resztą też. Poza tym mógłbym doglądać treningu moich synów! Nie było mnie zaledwie ponad pół roku, a oni tak się rozwinęli. – przywódca poklepał go po ramieniu.
- Tak, ty i twój młodszy daliście niezły popis... Czekam jednak na obiecaną walkę z twoim pierworodnym. – Egon słysząc to podszedł do ojca z dwoma bezpiecznymi mieczami i podał mu rękojeść jednego z nich. Widocznie obeszły już całą salę. Środek ponownie zrobił się pusty. Galad uśmiechnął się do syna, wziął miecz i ponownie zaczęła się walka.
***

    Egon przegrał starcie z Galadem. Dorównywał mu siłą i szybkością, jednak jego ojciec przewyższał go doświadczeniem. Ich walka trwała znacznie dłużej niż walka z Sigionem. Po niej ponownie zaczęto tańczyć i posilać się. Sigion cały bal tańczył z Ann. Tylko raz zmienił partnerkę, którą z kolei była Wanda. Domyślał się, że jego matka czekała na ojca w domu. Nigdy nie lubiła wielkich przyjęć. Z tego co kiedyś mu opowiadała, jej ślub też był mały. Chłopak jednak żałował, że się z nią nie widział. Minęło już ponad siedem miesięcy, od kiedy zaczął swój trening. Robił niesamowite postępy i, tak jak to powiedział przywódca podczas jego pierwszego testu, mógł skończyć trening nawet w rok. Postanowił jednak ćwiczyć kolejne dwa lata. Oprócz opanowania swoich możliwości chciał tez nauczyć się jak najwięcej. Wszyscy byli tego pewni... Czekałą go wielka przyszłość.

Amras Helyänwe - 2012-06-11 19:45:14

Pierwszy wniosek - widzę że Ann to nie należy do najwstydliwszych i wolno działających xD Śmiesznie, że sama przejęła inicjatywę. Śmiech by był jakby wpadła w oko na zabój Egonowi, bo Wanda, co tu dużo mówić - dupy nie urywa :D
I co tu dużo pisać, ja nie przepadam w życiu prywatnym i jako czytelnik za przyjęciami itd. Z tego też tytułu nowy rozdział mi nie sprawił ogromnej przyjemności, za wyjątkiem momentów z Ann :D Bo od strony technicznej nie ma się czego przyczepić, no może kilku literówek (przuch). Ale kogo literówki obchodzą xD
Czekam na 9 rozdział, a w szczególności na kolejne - zrobiłeś mi smaka zapowiedzią, że koniec treningu i początek tego, co najlepsze ;p

Szifer - 2012-06-11 19:48:17

I tak jeszcze ten ostatni test :) Ale Sigion troszkę wydoroślał :) Spodziewałeś się ojca Sigiona?? :)

Amras Helyänwe - 2012-06-11 19:51:25

Nie, szczerze powiedziawszy to myślałem, że będzie nim Gretos. Tutaj niby taka fifarafa że przygotowania, a że okaże się taką przebiegłą istotą :D A że będzie to Galad dopiero z któregoś momentu tego rozdziału ;)
Ann i tak najlepsza :D w ekranizacji powinna ją grać Megan xd

Szifer - 2012-06-11 19:58:30

A jesli chodzi o Wandę, to chciałem z niej zrobić taką typową blondynę, nie za mądrą i plastikową :) Ale wtedy nei było plastiku, a głupiutkie były tylko wiejskie dziewki. Nie dawałem jej jakiejś konkretnej osobowości, bo... [ SPOILER ] ...i tak zginie : Mwahahahahah xD <szatański śmiech> :D

Amras Helyänwe - 2012-06-11 20:00:03

Ale to smutne, jeśli ktoś kibicowałby Egonowi. Nie dość, że dostał gorszą fuchę, to jeszcze dziewczyna też jakby nie z marzeń... Na dodatek zginie. Niedobrze xd

Szifer - 2012-06-11 20:06:01

To powinno wpłynąć zarówno na niego jak i na Sigiona. Od początku życia mieli sielankę :) Pora, żeby ich życie zamieniło się w piekło :D:D

Amras Helyänwe - 2012-06-11 20:11:17

Egon stanie się krwawym mścicielem za swoją blond lalkę? :o xD
Może być ciekawie. Tylko przestroga - pamiętaj, że jeśli jest zbyt mrocznie i trudno, to niekoniecznie musi być to dobre ;p

Szifer - 2012-06-11 20:17:36

To jest jak gra komputerowa. W pewnym momencie sielanka się kończy i bohater zaczyna trudne życie, w którm przewlekają się zwycięstwa i porażki, aby na końcu odkryć prawdę, być lub nie być zdradzonym, samemu zdradzić lub nie i na swój sposó przyjąć wynik tej walki :)

Amras Helyänwe - 2012-06-11 20:22:19

...I rozwiąże się problem głodu na świecie, i Sigion pozna sens istnienia... xD
Czekam. Może jednak wstawisz 9 rozdział jeszcze dziś? ;p

Szifer - 2012-06-11 20:26:16

Właśnie chyba nie dam rady, ale jakby się teraz wziął i zignorował odpiski Sarumo na chatboxie... :) Tylko pewnie niedługo mamuśka wróci i będe musiał zejśc z kompa :P Ale puki co może coś jeszcze naskrobię :)

Amras Helyänwe - 2012-06-11 20:28:49

A to niee. Sarumo na chacie jest o wiele ważniejsza niż jakaś tam książka, sława i kasa xD

Szifer - 2012-06-12 07:21:19

Pewnie, że tak! Z resztą, jest mi najbliższą forumowiczką :) ( no może poza NAciszonem ) i z nią chyba mam największe szanse na spotkanie :)

PS Dzięki, że mnie poparłeś w przygodzie :):)

Szifer - 2012-06-13 00:08:21

9. Zakończenie treningu.
Sigion wstał z łóżka. Przemył twarz w miednicy, w której jak zwykle była letnia woda. Przeciągnął się i ze zdumieniem stwierdził, że jest w stanie dotknąc dłońmi sufitu. Urósł przez te trzy lata. Na stoliku leżał zawinięty w tkaninę długi przedmiot. Broń, którą chłopak robił przez ostatni miesiąć. Jego ostatni test. Przez ostatnie dwa i pół roku wiele się zmieniło w jego życiu. Tego dnia miał siedemnaste urodziny. W tym dniu kończył się jego trening. Właśnie dzisiaj mógł wyruszyć w swą podróż. To dzisiaj zobaczy się ze swoimi rodzicami. Egon skończył trening dwa lata wcześniej. W tej chwili nadal był poza miastem. Czasami przysyłał jakieś wiadomości, jednak zazwyczaj nie zawracał tym sobie głowy. Galad, po tym jak zarobił małą fortunę rozprzestrzeniając swój projekt broni treningowej – bezpiecznej – osiadł na stałe w Lastvill. Przez pół roku budował swoją kuźnię, a dodatkowo został nauczycielem fechtunku. Od czasu do czasu urządzał pokazowe walki z Kamarem lub innymi mistrzami. Tak jak mówił starał się doglądać treningu synów. Egona wiele nie zdążył nauczyć. Sigion natomiast bardzo skorzystał na jego lekcjach, głównie w walce bronią i magicznym wykuwaniu broni. Ojciec chciał, aby chociaż jeden z jego synów zachował sekret tego rzemiosła. Gretosowi nie podobały się te lekcje, szczególnie, że to co dzięki temu tworzył Sigion było nie mozliwe do stworzenia bez użycia magii. Bronie były lepsze, nie tępiły się, nie niszczyły się tak szybko. Narzędzia były wytrzymalsze. Kuźnia Gretosa wiele zyskała na ćwiczeniach Sigiona, mistrz jednak prosił, aby ten nie polegał na magii zbyt często. Sigion rozumiał to i przystosował się.
Tego ranka chłopak nie musiał iść na poranne ćwiczenia. Mimo, że Gretos surowo zabronił mu się przemęczać, ten rozgrzał się trochę zanim się ubrał. Odruchowo chciał załozyć jedną z treningowych koszul, wiedział jednak, że te pozostaną kolejnemu uczniowi. Założył prostą lnianą koszulę, którą kupił kilka dni wcześniej. Założył proste lniane spodnie i przewiązał je skórzanym pasem. Nie przypinał do nich żadnej broni. W holewie buta miał schowany nóż z rękojeścią z rogu jelenia. Ten sam, który otrzymał od brata trzy lata wcześniej. Włosy związał rzemykiem. Ostatni raz spojrzał w lustro i dopiro zauważył, że wygląda zupełnie jak jego ojciec. Byli podobnego wzrostu, obaj mieli ciemne włosy i brązowe oczy. Obaj związywali włosy rzemykiem. Sigion ogolił się. Nie miał jeszcze regularnego zarostu, jednak włoski zaczynały twardnieć i robiły się dokuczające. Ostatnie spojrzenie w zwierciadło. Młodzieniec spojrzał sobie w oczy, wziął pakunek ze stołu i ruszył na dół. Tam czekał już na niego Gretos.
- Gotów na twój ostatni test? – Sigion już zdążył przyzwyczaić się do jego uśmiechu, tym razem jednak był calkowicie poważny.
- Tak, mistrzu. – Głos stał się trochę grubszy. Podczas treningu przechodził mutację. Na jego szczęście Ann nie śmieszyło to jak zdażało mu się „piszczeć”. Chociaż czasami to komentowała, nigdy nie robiła tego złośliwie. Ona skończyłą trening trzy misiące wcześniej. Oboje obiecali sobie, że spotkają się kiedyś, w trakcie wędrówki. Sigion dosyć cięzko przeżył to rozstanie, jednak świadomośc tego, że od dziś będzie mógł w zasadzie spotkać ją każdego dnia dodawała mu otuchy. To było drugie rozstanie podczas jego treningu. Rok wcześniej umarł mistrz Halian. Jako, że Sigion już twedy trenował z własnej woli, Halian zdążył nauczyć go wszystkiego co umiał. Jego ciało spalono, a urnę z prochem postawiono w jaskini ognia. Do pogrzebu, Sigion nigdy wcześniej nie zauważył urn, które tam stały. Cieszył się, że mógł „odwiedzać” swojego mistrza codziennie podczas treningów.
- Chodźmy więc. – obaj wyszli z kuźni. Sigion wiedział, że dzisiejszego dnia wróci tam tylko raz. Wróci, żeby zabrać swoje rzeczy, które miał już spakowane.
Na placu zebrało się wielu ludzi. Zazwyczaj testy nie robiły aż takiej furrory. Sigion w ciągu swojego trenigu sam jednak kilkakrotnie obserwował wojowników opuszczających wioskę. Starał się podpatrzeć ich technikę, przewidywać ruchy i w zasadzie... Ciekaw był co czeka jego samego.
Przywódca wioski już na niego czekał. Miał ręcę splecione z tyłu, był ubrany w lekką płytową zbroję.
- Najpierw czeka cię sprawdzian walki. W zasadzie jestem pewien, że go zdasz. – mrugnął do chłopaka. – Jednak dzisiaj będziesz miał innego przeciwnika. Dzisiaj będziesz walczył ze mną. – Sigion nauczył się nie okazywać swoich emocji. Skinął głową. – Następnie pójdziemy w góry. Leży tam jeszcze śnieg. Tam będzie czekał cię traning związany z twoimi magicznymi umiejętnościami. Chodźmy.
Razem z grupą ludzi doszli na plac ćwiczeń. W zagrodzie, w której mieli walczyć na ziemi leżała najrozmaitsza broń. Niektóre z nich były wbite w ziemię. Każda z nich była „bezpieczna”. Projekt jego ojca został wprowadzony w życie, i poza mieczami również rozszerzony na inne bronie. Przywódca rozwiązał rzemyki przytrzymujące górną część jego zbroi. Odwiesił ją na balustradę i przeszedł przez nią. Sigion zrobił to samo.
- Żeby zaliczyć ten test musisz pokazać mi jak posługujesz się przynajmniej pięcioma rodzajami broni. Każdą z nich musisz mi zadać cios w nieosłonięte miejsce. Zrozumiałeś? – Sigion rozejrzał się wokół patrząc jakie bronie leżą dookoła i którą z nich najlepiej będzie mu zacząć.
- Tak jest.
- No to zaczynajmy! – przywódca podrzucił stopą miecz do swojej ręki i od razu ruszył do ataku. Sigion zrobił piruet wyciągając przy okazji topór z ziemi. Zrobił krótki zamach, aby nie odłaniać boku, przywódca jednak go zablokował i zaczął serię pchnięć. Chłopak odpychał je toporem na boki ciągle ustępująć pola. W pewnym momencie zauważył swoją szansę. Kiedy po raz kolejny odtrącił miecz na bok, kopnął przywódcę w dłoń wybijając mu miecz i atakując z półobrotu przyłożył mu miecz do szyi. Miał pierwszy punkt. Odrzucił topór, zrobił zrobił przewrót w tył i wziął obuch do ręki. Nie przepadał za tą bronią, gdyż nawet bezpieczna mogła narobić wielu szkód podczas treningu. Przywódca tym czasem podniósł ciężki młot bojowy. Sigion szybko przeanalizował sytuację. Był w złym położeniu, a i jego przeciwnik to zauważył. Chłopak zaczął kręcić kolczastą kulą na łańcuchu i czekał na ruch. Przywódca zaszarżował na młodzieńca, stawiając bardziej na ciężkość broni niż na jakąś subtelność w posługiwaniu się nią. Sigion nie mógł zasłonić się swoją bronią, więc ciągle odskakiwał i robił uniki ciałem. W pewnym momencie zauważył lukę w obronie przeciwnika. Obuch smagnął z olbrzymią prędkością w żebro i... zdziwienie. Obuch został zablokowany drzewcem młota a sam młot zmierzał w kierunku ramienia Sigiona. Brak szansy na unik. Sigion puścił obuch i błyskawicznie położył się na ziemię. Młot minimalnie przeleciał mu nad głową. Chłopak odturlał się i podniósł wielką buławę nabijaną kolcami. Przywódca uśmiechnął się.
- Tym razem nie udało ci się mnie trafić. – Sigion analizował postawę przeciwnika.
- Tylko dlatego, że za tobą stała moja matka... – Przywódca odwrócił się, a Sigion przyłożył mu buławą w ramię. Ten z kolei prawie zdążył zożyć się do bloku. Prawie. Puścił młot obolałą ręką, jednak nadal był na tyle silny, żeby trzymać go w jednej ręce. Zaczął używać impetu całego ciała, aby nadać mu prędkość, gdyż używając jednej ręki nie mógł atakowac nim tak szybko. Sigion znał tę technikę. Zwyczajnie odepchnął buławą młot i pchnął przywódcę w brzuch. Mimo, że w ten sposób nie zadalby zbyt wielkich obrażeń użył trochę więcej siły. Przywódca zgiał się w pół. Chłopak odrzucił buławę i czekał na kolejny ruch przeciwnika. Mężczyzna podniósł oskard. Tym razem Sigion uśmiechnął się. Podrzócił nogą drewnianą rękojeść obucha i tym razem on zaatakował. Wywijając młyńce kolczastą kulą nie dawał przeciwnikowi możliwości ataku. Ten, musiał całkowicie przejść do defensywy. Chłopak owinął łańcuch wokół ostrza oskardu i mocno pociągnął. Broń wyleciała mężczyźnie z ręki. Poleciał do przodu, aby złapać kolejną, ale w tej chwili Sigion uderzył go kolczastą kulą w plecy. Szybko odrzucił obuch i złapał dwa sztylety wbite w ziemię przy miejscu w którym stał. Przywódca podniósł ciężki dwuręczny miecz. Po raz kolejny miał przewagę.
- To było niezłe! Nie lubię oskardów...
- Tak jak ja obuchów. – obaj stali nieruchomo. Po chwili zaczęli się okrążać. Przywódca ruszył pierwszy. Zaatakował tnąc od góry. Sigion odskoćzył do tyłu, a wojownik, zamiast ciąć aż do ziemi zatrzymał miecz i z rozbiegu pchnął. Chłopak uchylił się, jednak ten ponownie zmienił kierunek ataku. Młodzieniec przypomniał sobie, że jego ojciec zrobił podobnie, kiedy walczyli podczas balu. Wtedy jednak miał miecz, który mógł to zablokować, a teraz miał jedynie dwa sztylety... I  dwa lata treningu Odchylił się tak mocno, że prawie dotknął łopatkami ziemi. Miecz przleciał mu nad oczami, a wtedy Sigion pchnął jednym ze sztyletów w brzuch przeciwnika. Ten przechylił jedynie rękojeść i jelcem wytrącił sztylet z dłoni chłopaka. Ten szybko wyprostował się i odsunął na bezpieczną odległość.
- Nieźle się wyginasz, Sigionie! – chłopak wzruszył ramionami.
- Kwestia treningu. – Przywódca ponownie ruszył na niego. Tym razem ciął celując w nogi. Sigion podskoczył i uderzył pięścią w twarzy przywódcy. Ten mając już impet nadany swojej broni, otrzymując dodatkowy nie utrzymał się na nogach. Kiedy padł na ziemię, Sigion wskoczył mu na plecy i podłożył nóż do gardła.
- To miał być test z użycia broni... – w głosie przywódcy brzmiał fałszywy wyrzut.
- Czasami pięści są twoją jedyną bronią.
- Czyli w zasadzie powinienem już ci zaliczyć ten test... – przywódca uśmiechnął się – Jednak podoba mi się ta zabawa. – podniósł z ziemi dwa jednoręczne miecze. Jeden z nich rzucił Sigionowi. – Łap! Ostatni raz.
- Tak jest. – Sigion złapał miecz. Obaj przyjęli gardy. Zaczęli krążyć. Przywódca opuścił miecz. Chłopak od razu ruszył do przodu atakując flankę. Wojownik zablokował to unosząc miecz ostrzem do dołu. Sigion skorzystał z impetu odbitego miecza, obrócił się i zaatakował z drugiej strony, gdzie również czekał go blok. Chłopak wywinął młynka i ciął od góry, gdzie tak jak przewidział czekał kolejny blok. Wykorzystując impet odskoczył, aby chwilę odpocząć. Tym razem on musiał się bronić. Uderzenie na flankę, na lewe ramię, od góry i dwa sztychy. Przywóca odskoczył więc on ciął na wysokości brzucha. Zrobił to w zasadzie tylko po to, żeby nadać sobie impetu. Kiedy był odwrócony plecami do przywódcy, ten wykonał sztych. W chwili gdy przeciwnik przyłożył mu miecz do pleców Sigion rpzyłożył swój miecz do jego szyi.
- Będziesz wielkim wojownikiem Sigionie. W zasadzie... już jesteś. – przywódca wioski wrócił pod balustradę, aby założyć swój pancerz. – Chyba powinienem znowu zacząć ćwiczyć... Ostatnio naprawdę miałem mało ruchu. – uśmiechnął się do chłopaka. – Zaliczyłeś pierwszy test. Pora na kolejny. – Przywódca, Sigion, Galad, Gretos i mniejszy już tłum udali się w góry.

***

W górach panowała zamieć. Chłopak czuł w niej odrobinę magii, jednak mógł jedynie domyślać się który z żywiołów mógł spowodować coś takiego. Sigion stał w kole utworzonym przez sześciu czarodziei, którzy go otaczali. Dwóch magów wody, ziemi i dwóch drwali. Młodzieniec nie dość, że musiał przyzwać moc ognia w tak skrajnych warunkach, gdzie wykrycie ciepła było niemal niemożliwe, to musiał jeszcze pokonać ich sześciu.
Pierwsi zaczęli magowie wody. Prawdopodobnie któryś z nich, lub inny mag wody wywoływał zamieć. Oni natomiast stworzyli skondensowane kule lodowatej wody w Sigiona. Miał jedynie chwilę, żeby się uchylić, chodź wiedział, że powinien zasłonić się podstawową tarczą. Oczyścił swój umysł i szukał źródeł ciepła. Było ich siedem... on i sześciu magów, jednak wiedział, że oni stoją za daleko, a gdyby pobrał ciepło ze swojego ciała mógłby poważnie na tym ucierpieć. Ciepło łatwo było odebrać, trudno jednak było rozgrzać żywe ciało ponownie. Sigion zaczął obserwować kłęby powietrza ulatujące z ust czarodziejów. Sam też je tworzył oddychając. Szybko to sprawdził. Różnica temperatur. Chuchnął w dłonie aby po chwili wypuścić z nich kule wręcz parującego ognia. Pobierał z nich ciepło, aby je powiększyć, dzięki czemu szybko uzyskały pokaźne rozmiary, jednak parzyły go w ręce. Jedną z kul skierował ku zaśniugiej stworzył ognistą tarczę. Tarcza zapewniała mu trochę ciepła, które mógł z niej pobierać do ataków, lub ewentualnej obrony. Śnieg w połączeniu z rozgrzanym ogniem zaczął syczeć i wszystko dookoła spowiła para. Sigion nie widział dalej niż na wyciągnięcie ręki, więc zaczął szybko i bezszelestnie się przemieszczać. Póki trwała zamieć on mógł utrzymywać oślepiającą parę, która zamaskowała go przed wzrokiem fizycznym jak i magicznym jego przeciwników. Sam jednak też miał probelm z ich zlokalizowaniem. Kiedy zobaczył, że mgła unosła się dostatecznie wysoko stworzył ognisty dysk i wskoczył na niego, aby wzbić się do góry. Mniej więcej pamiętał, gdzie stali magowie, więc posłał dwie szybkie ogniste kule w stronę magów natury. Był prawie pewien, że oni również się przemieszczali. Nie spodziewał się, że trafi jednego z nich. Pechowiec po prostu nie zdążył stworzyć tarczy, a do końca chciał odbić pocisk. Sigion przewidywał taką możliwośc, dlatego posłał szybkie kule. Ponownie zmienił swoją pozycję. Tym razem leciał nisko nad ziemią. Mgła utworzona z pary powoli zaczynała znikać i Sigion widział coraz dalej. Nagle tuż przed nim z mgły wyłoniła się skalna ściana. Chłopak szybko wzbił się w górę, jednak skały otczyły go z każdej strony i, ku jego przerażeniu zaczynały się zacieśniać. Sigion pobrał ciepło z tarczy i stworzył kolejną ciepną kulę. Skierował ją ku jednej ze skał. Czerpiąc ciepło z kuli wzmacniał ją i udało mu się stopić już część skały. W tej chwili skały przestały się zamykać, a ze szczeliń do środka zaczęła wlewać się woda. W połączeniu z prawie płynnym ogniem tworzyła kłęby pary, które zabierały Sigionowi powietrze. Sigion zrezygnował z topienia skały i postanowił zatamować jakoś szczeliny, jednak woda niebezpiecznie się podnosiła. Chciał przysunąć się do wypalonej części ściany, jednak jego kostki oplatał gruby korzeń. Chłopak przeanalizował swoje położenie, ponownie stworzył kulę cieplną i skierował ją w miejsce, gdzie nie stykała się z wodą. Pobieral z niej dużo więcej cepła niż powinien przez co płomień szybko nabrał olbrzymiej temperatury i od razu zaczął topić skałę. Woda w skalnym pomieszczeniu również zaczęła się podgrzewać. Sigionowi było strasznie duszno, jednak, żeby trochę ochłodzić otoczenie pobierał z niego ciepło i nadawał mocy swojemu płomieniowi. W pewnym momencie skalna ściana wybuchła. W chłopaka od razu zaczął lecieć grad wodnych kul, pnącza i odłamki skalne. Sigion zaraz po tym jak wydostał się ze sklanej pułapki korzystająć z temperatury jaką osiągnął jego płomień wyrzucił z siebie krąg ognia. Wykorzystał na to połowę z temperatury jaką osiągnął płomień, drugą połową wzmocnił swoją tarczę. Siła wybuchu kręgu ognia odrzuciła czarodziejów. Sigion w tym czasie posłał szybką kulę ognia czarodziejowi natury, który nie mógł się przed nia obronić.
Tymczasem Gretos razem z przywódcą wioski i Galadem przyglądali się zmaganiom czrodziejów.
- Twój syn nieźle sobie radzi. Wielu nie wychodziło z pułapki... – ojciec zrobił dumną minę.
- Na początek wybrał najsłabszych. Wiedział, że ich natura nie może równać się z jego ogniem. Zastanawiam się co będzie dalej...
Jeden z magów wody zaatakował go strumieniem wody, na co odpowiedział strumieniem ognia. W wyniku ponownie powstała para, jednak już nie tak silna. Jeden z magów ziemi cisnał w miejsce w którym stał Sigion olbrzymi głaz. Podmuch powietrza zwiał mgłę, Sigiona jednak nigdzie nie było. Magowie wody postawili tarcze, natomiast magowie ziemi zasłonili się skalnymi blokami. Nagle skalne bloki jednego z czarodziejów padły na ziemię, tak jak i czarodziej. Pod jego stopami widać było stopioną skałę, Sigiona jednak nadal nigdzie nie było. Za chwilę to samo stało się z drugim magiem ziemi, tym razem Sigion się pokazał. Stał tuż za nim, a jego dłoń spowijał ogień.
- Jak on to zrobił?! – Gretos był pełen podziwu. Galad uśmiechnął się.
- Spójrz w miejsce, gdzie stał na początku. Zarówno tam, jak i pod stopami magów ziemi jest stopiona skała. Po prostu zeposlił się z ogniem i przeniósł się tam... To magia wysokiego poziomu. Halian świetnie go wyszkolił... – ojciec odrobnię się zasmucił – Nauczył go też ognistej ręki. Mam nadzieję, że nie przesadził i pozbawił ich jedynie przytomności.... – przywódca uśmiechnął się.
- Bez obaw. Nadal wyczuwam ich ciepło.
Magowie wody stanęli po obu stronach chłopaka. W tej samej chwili skierowali strumień wody na Sigiona. Ten odskoczył do przodu, przez co strumienie uderzyły w siebie. Ku zdziwieniu Sigiona stworzył się z nich jeden większy i zaczął pędzić w jego kierunku. Chłopak stworzył ognistą kulę i cisnął nią w strumień, jednak sam nie miał dość siły, aby podołać połączonej mocy dwóch doświadczonych czarodziejów. Strumień uderzył go i odrzucił dosyć daleko do tyłu. Magowie zrobiłi wodne kule i cisnęli je ku Sigionowi. Tarcza, którą stworzył praktycznie całkowicie zabsorbowała atak czarodziejów, jednak nie miał już sił, aby odbić wodne kule. Zdążył jednak zobaczyć, że czarodzieje są równie zmęczenie. Postanowił nie odbijać kul. Cisnął ku każdemu czarodziejowi dwie szybkie kule. Nie zdążyli ich uniknąć, padli na ziemię. Następnie on padł po uderzeniu dwóch silnych wodnych kul.

***

- Sigion! Sigion! Ocknij się! – Galad klepał swojego syna po policzku. Innym magom pomagał Aquis, mag wody, medyk. Co prawda nie byli poważnie ranni, jednak każdy z nich miał jakieś mniejsze obrażenia i byli wycieńczeni.
- Udało mi się? – Sigion nadal słaby chciał się dowiedzieć o wynikach swojego testu.
- Jak najbardziej. – pochwalił przywódca wioski – Musisz odpocząć. Wykonałeś kawał dobrej roboty. – chłopak wstał, a ojciec założ jego rękę na swoją szyję.
- Jestem z ciebie dumny, synu. – widać było, że promieniał ze szczęścia. – Nie każdemu udaje się powalić wszystkich czarodziei. Wracajmy już do domu. Musisz odpocząć. – Sigion posłuchał ojca. Razem z nim powoli zaczął iśc w kierunku miasteczka. W tym czasie do przywódcy przybył posłaniec. Szybko coś mówił mu na ucho, a w miarę słuchania mina przywódcy robiła się coraz poważniejsza.
- Musze was opuścić. Trzymajcie się. Sprawy miasta wzywają. – I odszedł, jednak Sigion nie zwracal już na to uwagi. Myślami był już w domu, w którym się wychował...

Amras Helyänwe - 2012-06-14 16:28:08

No jeest ten ból, że Ann poszła sama w świat :/ W takim wypadku ja osobiście złączyłbym ich jeszcze po drodze na krótki, lecz intensywny romans na trakcie, a potem ją uśmiercił / zrobił z niej kogoś złego ;p mam nadzieję, że Tobie to po głowie nie chodzi, na druga część przynajmniej.
Jakbyś chciał to pokazać komuśkolwiek już z branży, to wiesz - na mnie możesz liczyć w kwestii korekty, bo sporo błędów jest do poprawienia, których teraz sensu i tak nie ma wymieniać :D
Sam fragment na poprzednią modłę pisany - trochę sentymentów, dużo opisów walki, na koniec Sigion potrzebujący kogoś, kto go poskłada <Aquis> :D W zasadzie nie ma co tu komentować, bo musiałbym powtarzać słowa z poprzednich komentarzy, a Ciebie chyba to tak nie interesuje. Na Twoim miejscu zachęciłbym innych do skomentowania, przydałby się chyba inny punkt widzenia, bo może ja mam ten zły? ;)

A jest rzecz, która mnie frapuje. Masz jakiś plan ułożony, jakieś zamysły, odnośnie fabuły? Czy wszystko na tzw. fristajlu? :D Możesz nie odpowiadać na pytanie ;p

Szifer - 2012-06-14 17:30:39

Mam pomysł na końcówkę, a tak to wszystko staram się do niej dopasowac po drodze i część wychodzi na freestyle'u :) Co do błędów mam dziwną wersję worda, ( po angielsku) która nie wyłapuje błędów :) Jak coś zauważę, to poprawię, jak nie to zostaje. Rozdział 10 jest w trakcie pisania. Trochę się tam dzieje nowych rzeczy, które powinny wyprowadzić Sigiona z wioski na stałe :)

Ps Resztę również zachęcam do lektury i komentwania :) Wiem, że Naciszonek się weźmie za czytanie w weekend :)

Szifer - 2012-06-14 18:19:55

10. Legenda.

    Sigion obudził się dopiero wieczorem. Był zmęczony. Budząc się usłyszał urywek rozmowy. W sieni było kilka osób.
- ...ilu nas jest? – to chyba był głos jego ojca.
- Około pięciuset, razem z mieszkańcami zdolnymi do walki. – to chyba był głos przywódcy.
- Ilu jest ich? – przez chiwilę panowała cisza.
- Około pięciu tysięcy cięzkiej jazdy, dziesięć tysięcy lekkiej i pięćdziesiąt tysięcy pieszych... – tego głosu Sigion nie rozpoznał.
- Cholera! – jego ojciec był mocno zdenerwowany – W jaki sposób uzbierali tak wielką armię!
- Musieli to organizować przez kilka lat. Chcą się nas pozbyć... – ponownie zapanowała cisza. Sigion wstał z łóżka. Nadal był ubrany, więc zszedł na dół do sieni. Było tam kilka osób. Przywódca miasta, Galad, Gretos i trzech innych wojowników, których Sigion nie znał. Wszyscy z wyjątkiem Gretosa mieli przywdziane płytowe zbroje. Każdy miał przypiętą do pasa broń. Na stole leżała mapa. Galad odwrócił się do syna zasłaniając stół.
- O! Widzę, że się obudziłeś. – próbował udawać rozluźnionego.
- Co się dzieje, ojcze? – chłopak spytał twardym tonem patrząc mu w oczy. Jego ojciec jeszcze przez chwilę się uśmiechał, jednak uśmiech spełzł mu z twarzy.
- Do miasta zbliża się jakaś armia. Nie wiemy jakie mają zamiary, jednak od wielu lat nie toczono na tych ziemiach wojen... Z okolicznymi królestwami mamy zawarte rozejmy. – Sigion szybko przeanalizował sytuację.
- Uważacie, że chcą nas najechać? – to było bardziej tweirdzenie niż pytanie. – Dlaczego? – Odpowiedział mu przywódca.
- Wiele lat temu jeden z królów Gaestred odciążył nas z części podatków za to, że byliśmy ostatnią placówką, która oparła się najazdowi nieprzyjaciół podczas wielkiej wojny. Wielu się to nei podobało, jednak nikt nie miał odpowiednio wielkiej armii, aby zmienić edykt króla. Jak już słyszałeś ta armia właśnie zmierza w kierunku naszej wioski. – Sigion nie mógł w to uwierzyć.
- Przecież jesteśmy małym miaseczkiem! Ile zlota rocznie krół byłby w stanie od nas wyciągnąć?! – Gretos spojrzał na swojego byłego ucznia.
- Obawiam się, że nie chodzi tylko o podatek. – Sigion zrobił pytającą minę – Mieszkamy na bardzo żyznych ziemiach. My nie wykorzystujemy nawet ósmej części tego, co te ziemie mogłyby nam przynieść. Poza tym, mobilizujemy się do walki wyłącznie, kiedy nasze królestwo jest atakowane. Stoimy na drodze w razie, gdyby nasz król chciał najechać na ziemie położone na południu. A na to właśnie wygląda. Ostatnimi czasy południowe królestwa strasznie osłabły wiedząc, że nie dopuścimy do niepotrzebnego rozlewu krwi na tych ziemiach.
- Jeśli chcą najechać tamte królestwa nie możemy ich po prostu przepuścić? – Sigion był wściekły. – Zaryzykujecie życie waszych rodzin z powodu dumy i tradycji ustanowionej przez waszych przodów z przed niewiadomo ilu lat?!
- Sigionie! – ojciec krzyknął na niego. – Zrobilibyśmy to, ale nie chodzi tylko o to!
- Oni nie zadowolą się przejściem przez nasze miasteczko... – przywódca wioski spojrzał na Sigiona. – Połowa armii, która tu jedzie, to rządna łupów i krwi horda najemników. Nie oszukujmy się. Jesteśmy bogaci. Na tyle bogaci, że moglibyśmy sfinansować polowę tej armii, w kampanii trwającej do dwóch lat. Zarówno król jak i najemnicy dobrze o tym wiedzą. Chcą zarówno skarbów naszej ziemi, jak i naszych własnych. – Sigion trochę ochłonął.
- Macie jakiś plan? – Gretos spojrzał na jego ojca i przywódcę.
- Na razie myslimy o obronie kobiet, dzieci i uczniów. Wysłaliśmy też posłańców po tych z nas, którzy mieszkają w większych miastach. Mamy jednak małe szanse, że ktoś z nich zdąży na czas. Posłańcy mają też zbierać tych, których znajdą po drodze. Wielu z nas wciąż jest w podróży. – Sigion zastanowił się.
- Na jakie wspracie możemy liczyć w najlepszym wypadku? – przywódca spojrzał na jednego z wojowników.
- Może nas być dwukrotnie więcej...
- ...a w najgorszym nie bedzie nikogo. – dokończył Galad.
- Możemy też zmobilizować uczniów, którzy ćwiczą dłużej niż półtora roku. – wszyscy spojrzeli na Gretosa.
- To jeszcze dzieci Gretosie... – Galad zaprotestował. – Sigionie. Spakój się. Opuścisz wioskę. – Chłopak spojrzał na ojca.
- Nie ma mowy! Skończyłem trening! Mogę walczyć! – Galad spojrzał z troską na syna. Następnie spojrzał na innych, jakby szukając pomocy.
- On ma rację, Galadzie. – wtrącił Gretos. – Widziałeś jak sobie radzi z bronią. Potrzebujemy każdego. To może być nasza ostatnia bitwa... – Galad spojrzał na syna.
- Jest jeszcze taki młody...
- Jest już dorosły. Niech sam zacznie sam decydować o tym, jak będzie wyglądało jego życie. – słowa wypowiedziane przez Gretosa jakby ugodziły ojca Sigiona.
- Chcę walczyć ojcze. W końcu i tak kiedyś musiałbym walczyć... – Galad jakby posmutniał. Przywódca zabrał głos.
- Przez te całe zamieszanie nawet nie spytałem jaką broń wybrałeś... – ojciec chłopaka podniósł głowę.
- Leży tam, pod ścianą. – wskazał ręką – Byłeś zmęczony, więc ja ją przyniosłem. Z drugiej strony sam jestem ciekaw... – Sigion podszedł do pakunku opartego o ścianę. Wziął go i położył na stole.
- To miecz. Był dla mnie najwygodniejszy i najdłużej z nim ćwiczyłem. – ojciec delikatnie się uśmiechnął.
- To przynajmniej dobry wybór. – pozostali też się delikatnie uśmichnęli. Sigion rozwiązał pakunek i rozwinął płótno. Oczom zebranych ukazała się rękojeść stylizowana na ogon jaszczura, owinięty ciemną brązową skórą. Jelec miał kształt usniesionych smoczych skrzydeł w kolorze złotym. Nad jelcem była precyzyjnie wykonana smocza głowa z otwartą ku górze paszczą. Paszcza wystawała poza drewnianą pochwę obicągniętą skórą w tym samym odcieniu co rekojeść. Pochwa miała metalowe zakończenia na czubku i w miejscu zetknięcia z jelcem, a właściwie z paszczą. Miała też praktycznie zamocowania, dzięki czemu mogła być przyczepiona zarówno do pasa przy boku jak i na plecach. Sigion wyjął z niej miecz. Smukłe ostrze wychodziło z otwartej paszczy smoka. Na płazie wyrzeźbiony był płomień, który kończył się na sztychu miecza. W blaksu świec płomień wydawał się błyszczeć na niebieskawo. Wszyscy zebrani byli zapatrzeni w te arcydzieło sztuki kowalskiej.
- Jak on... – Galad wyglądał jakby oczy zaraz miały mu wypaść z oczodołów.
- Nie wiedziałem co mam w kuźni... – Gretos miał w głosie odrobinę lęku.
- Sam go wykonałeś? – Przywódca wioski szybko opanował się i jako jedyny sklecił jakąkolwiek sensowną wypowiedź.
- Tak, panie.
- O Kurwa! – jeden z wojowników nie zdołał się powstrzymać. Wszyscy na niego spojrzeli. – Przepraszam... Ale czy to to o czym myślę?
- Kilka szczegółów się nie zgadza... – przywódca miasta bacznie oglądał broń. Spojrzał na Sigiona. – Daj już sobie spokój z tym „panie”. Jesteś dorosły. Nazywam się Dargh... – nadal oglądał broń – Dlacego nadałeś jej taki... kształt? – Sigion był zdziwiony ich zachowaniem, ale odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Wiele razy, podczas mojego treningu śniła mi się ta broń...
- CO?! – powiedzieli prawie jednocześnie. Ponownie Dargh jako pierwszy się opanował.
- Dokładnie taka broń ci się śniła? – Sigion pokręcił głową.
- Nie. Tamta tutaj – pokazał na głowę smoka – zamiast oczu miała rubiny, a na klindze miała wyryte jakieś runy, jednak nie potrafiłem ich skopiować. Z rana pamiętałem tylko ogólny zarys miecza.
- Dlaczego mi nic o tym nie mówiłeś?! – Gretos zdawał się zły, chłopak jednak wiedział, że jego mistrz nie cierpi niespodzianek.
- To był tylko sen. Uznałem, że to nie było nic ważengo, mistrzu...
- Możesz dać sobie spokój z „mistrzem”, Sigionie. Jak już mówił Dargh jesteś teraz dorosły i równy nam.
- Więc mist.... Gretosie. Jakie znaczenie miał mój sen? – wszyscy zebrani spojrzeli na siebie. Głos zabrał Dargh.
- Jest taka stara legenda...
- To samo mówił mi ten elf!
- Był tu elf?! – Gretos ponownie nie wytrzymał.
- Noo... Śnił mi się. – Gretos odrobinę się uspokoił. Nadal jednak był jak na szpilkach.
- Mówił ci coś? – przywódca ciągle był opanowany. Pewnie dlatego mieszkańcy miasta go wybrali.
- W zasadzie nic konkretnego. Mówił jedynie, że z mieczem, który widze związana jest legenda. Mówił też coś o wyborach, które będę musiał podjąć. Zawsze pod koniec snu kazał mi wracać do treningu. – Dargh słuchał uważnie, tak jak i reszta obecnych osób.
- Doobrze... Czy powiedział ci jak się nazywa, lub jak nazywa się ten miecz? – Sigion zaprzeczył ruchem głowy.
- Powiedział, że nie powie mi tego bo i tak nie zapamiętam. – przywódca zastanowił się.
- Według legendy sen o mieczu będzie nawiedzał dwie osoby na kontynencie. On sam ma potężną moc, której można użyć w odbrej, lub złej sprawie. Aby go odnaleźć trzeba pokonać strażnika, jednak nikt nie wie kim on jest. Podobno przybiera formę, której nie będziesz się spodziewał.
- Rozumiem... Czyli nie jestem jedyną osobą, która mogła mieć ten sen. – Dargh pokręcił głową.
- Nie. Jednak legenda mówi, że będziecie rywalami w rozgrywce o władzę, jaką daje miecz. Jeden z was będzie uosobieniem dobra, drugi zła. Jednak nie urodzicie się po konkretnej stronie. To kim będziecie zależeć będzie od waszych wyborów.
- Nigdy nie stanę się zły! – Sigion szybko zaprzeczył.
- Spokojnie. – Galad go uspokoił – To tylko legenda. Zarówno ty, jak i ten drugi możecie wybrać kim będziecie. Równie dobrze obaj możecie być dobzi. Jednak pamiętaj o jednej rzeczy... – ojciec przybrał bardzo poważny ton – Jeśli znajdziesz ten miecz, staraj się z niego nie korzystać. Podobno ma taką moc, że potrafi nagiąć właściciela do wykonywania swojej woli. To nie jest skarb. To przekleństwo.
- Dobrze ojcze... Zaraz! Z tym mieczem mógłbym zniszczyć zagrażającą nam armię i...
- NIE! – Gretos zabrał głos. Dargh położył mu rękę na ramieniu.
- Odnalezienie miecza może zająć ci dużo czasu, jednak sam nie powinieneś go nigdy szukać. Są księgi w których zapisane są proroctwa dotyczące pryszłości. Nie pozwól jednak, żeby to co zapisane kierowało twoimi wyborami... Masz wolną wolę i swój rozum i właśnie tym powinieneś się kierować.
- Dobrze. Mam tylko jedną prośbę... – Dargh uniósł pytająco brew. – Nie skończyliśmy mojego testu. Powiedzieliście, że zaliczyłem obie próby... Czy teraz możecie nadać mi oficjalny status wojownika? – Sigion obrócił miecz i wyciągnął rękojęść w kierunku Dargha. Ten spojrzał na jego ojca i mistrza i usmiechnął się.
- Oczywiście. Uklęknij. – Sigion zrobił co mu kazano, a przywódca skinął na Galada i Gretosa – Podejdźcie tu. Połóżcie mu dłonie na ramionach. – Ojciec podszedł od prawej strony do Sigiona i położył mu lewą dłoń na ramię. To samo z drugiej strony i prawą ręką zrobił kowal. Dargh położył płaz mieza na czubko głowy Sigiona.
- Sigionie, synu Galada, mieszkańcu Lastvill. Od teraz jesteś wojownikiem. Od teraz możesz kierować się własnymi regułami. Wybieraj je pamiętając o twoim sercu, rozumie, oraz o tym, czego do tej pory się nauczyłeś. Przynieś chwałę swojej rodzinie i naszemu miastu. – Sigion wstał i odebrał miecz od Dargha. Ojciec i mistrz zabrali swoje dłonie z jego ramion. Młodzieniec schował miecz do pochwy i przytroczył ją do pasa. Od teraz był prawdziwie dorosły.

Amras Helyänwe - 2012-06-21 18:29:29

Tym razem krócej widzę niż poprzednio ;)
No coś zaczyna się dziać, to zdecydowanie in plus. No i coś się z tym snem wyjasniło. I, kurwa, co tu więcej można napisać? xD Wstaw nowy rozdział ;p

Szifer - 2012-06-24 21:57:19

Jest w trakcie pisania :) Ostatnio męczyłęm nowy tom "Miecza Prawdy" to się trochę opóźniam, ale napiszę :D

Amras Helyänwe - 2012-06-25 14:36:56

No to czekam i ściskam kciuki za arcydzieło ;)

Szifer - 2012-09-24 21:32:30

Dziś kontynuowałem pisanie. Niby nie dużo, ale zawsze coś. Myślę, że ta część powoli zbliża się do końca, ale zakończę ją w sposób, który będzie można kontynuować. Ewentualnie będę wstawiał poprawki i wstawię ostateczną wersje, a na razie jak do tej pory, rozdziałami :)

Szifer - 2012-09-25 09:17:29

11. Zaskoczenie
- Co jest w tych skrzyniach? – Sigion przypatrywał się z ukrycia wrogiej armii stacjonującej w lesie. Razem z nim był Grudh, zwiadowca, który w tej chwili trzymał pieczę nad Sigionem i szkolił go w swoim fachu. Galad uznał, że jeśli jego syn ma walczyć u jego boku, przed walką powinien zdobyć trochę doświadczenia i obycia w terenie. Grudh był najlepszy w swoim fachu, dlatego Galad nie uważał tej misji za zbyt niebezpieczną.
- Tam są części. Będą z nich składać balisty. – Grudh był młodym mężczyzną, miał około dwudziestu pięciu lat. Był blondynem o niebieskich oczach i miłych rysach twarzy. Był odrobinę wyższy od Sigiona, jednak był trochę węższy w barach. Obaj ubrali się w zielone ubrania o raczej ciemnych odcieniach, aby nikt ich nei zauważył. We włosach mieli liście, a twarze częściowo pokryli błotem. Sigion miał ze sobą swój miecz i kozik, który dostał od brata. Grudh miał długi nóż, łuk i kołczan pełen strzał, który był przykryty ciemnozielonym płaszczem.
- Będą atakować tym nasze mury? Przecież to zajmie im kilka miesięcy... – Grudh zaprzezył ruchem głowy.
- Tym tylko osłabią nasze mury. Spójrz tam.– wskazał palcem na ludzi wycinających wysokie drzewa – Z tych drzew zrobią balisty. One są na tyle wielkie, że nie da się przewieźć ich w częściach. Do ich budowy często używa się całych drzew, a są w stanie rzucać głazami wielkości wołu. – Sigiona przeszły ciarki po plecach.
- Nie będą się z nami bawić, prawda? – zwiadowca pokręcił głową.
- Nie. Zgniotą nas, a potem ruszą dalej... Ale i tak będziemy się bronić.

***


W pokoju przywódcy obecni byli Galad, Gretos, Grudh, Kamar, Sigion i on sam. Pokój miał drewnianą podłogę i draperie na ścianach, natomiast same ściany były zrobione z kamienia. Pokój nie był wielki, jednak wszyscy spokojnie się tam mieścili. Na środku stał stolik, na którym rozłożone były mapy. W kącie pokoju płonął ogień w kominku. Nad nim wisiał ciężki, dwuręczny miecz z wyrytymi słowami na klindze: „Obowiązek i odpowiedzialność, Prawo i sprawiedliwość, Wolność i równość.” Miecz był insygniem władzy przywódcy w Lastvill. W kilku miejscach w pokoju, między innymi na stole, płonęły świece. Za oknami było już ciemno.
- I jak poszło? – Dargh chodził w kółko przed stolikiem.
- Są w trakcie składania balist. Chcą nas osłabić, a potem dobić katapultami. Kiedy będziemy już wykończeni dopiero wkroczą do miasta. – Grudh mówił to bez emocji. Wszyscy w pokoju słuchali uważnie.
- Ilu ludzi przybyło do miasta? – Galad spojrzał na przywódcę.
- Dwudziestu. – Dargh zamknął oczy i pomasował skronie.
- Co z uczniami? – tym razem głos zabrał Kamar.
- Zaprzestaliśmy treningu siłowego u starszych. Wszyscy, którzy chcą brać udział w bitwie całymi dniami ćwiczą w zagrodach walkę bronią. Większość z nich już wybrała broń, którą będzie walczyć. – przywódca potrząsnął głową.
- Dobrze. Co z młodszymi?
- Młodsi są przyuczani w medycynie i nadal trenują siłowo. Ci, którzy są już do tego zdolni mają specjalny trening magiczny. Będą naszym wsparciem.
- Ilu jest wszystkich razem zdatnych do walki?
- Będzie ich około trzystu. – Dargh zamyslił się.
- Dobre i to. Gretosie, co z kuźniami.
- Miechy są w ciągłym ruchu. Górnicy mają duże zapasy rud i ciągle wydobywają nowe. Staramy sie wykuwać zbroje dla najmłodszych, które nie będą dla nich za dużym obciążeniem i będą zapewniać dostateczną ochronę. Razem z rada kowali wymyśliliśmy prototyp takiej zbroi. To połączenie zbroi kolczej z płytową, jednak musimy to jeszcze dopracować. W każdym razie tam, gdzie płyty nie zapewniają ochrony, robią to kółka. Wagą jest zbliżona do kolczugi.
- Jutro obejrzę wasz prototyp. Jaki mamy zapas broni? – Gretos delikatnie się uśmiechnął.
- Broni w mieście nigdy nie brakowało. Każdy z wojowników ma własne bronie. Poza zbrojami wykonujemy też bronie dla adeptów. Myślę, że bronie nie będą problemem w tej batalii. – Dargh pokwiał głową z uznaniem.
- To jedna z lepszych wiadomości w dniu dzisiejszym. Co z kobietami i dziećmi?
- W tej chwili kobiety zajmują się przygotowywaniem strzał i bandaży. Przed rozpoczęciem walki przeniesiemy je w góry, do jaskiń mocy. Tam pozostawimy im jakąś ochronę, prawdopodobnie magów. W jaskiniach będą w stanie sami je ochronić.
- A więc wszystko zaplanowane. Grudh, Sigion. Podajcie rozkład obozu nieprzyjaciela. – obaj spojrzeli na siebie. Grudh odezwał się jako pierwszy.
- Część złożona ze szkolonej armii jest dobrze zorganizowana. Równo ustawione namioty, wszędzie wartownicy, każdy obrze uzbrojony. Zarówno w dzień jak i w nocy obóz jest dobrze strzeżony. Jeśli chcielibyśmy wyrządzić jakieś szkody, musielibyśmy wysyłać ludzi bardzo małymi grupkami, dwu-trzy osobowymi. Inaczej ma się rzecz w obozie najemników... Tam namioty porozstawiane są bez ładu. Wszędzie jest brud. Najemnicy sa dobrze ubrojeni, jednak zachowują się w bestialski sposób. Oni prawdopodobnie pójdą na pierwszy ogień jako mięso armatnie. Zawodowi nas dobiją.
- Zaraz ułozymy jakiś plan. Jak broniony jest ich obóz.
- Jest wielu wartowników. Praktycznie tylu, ilu w obozie zawodowych, jednak ci nie są aż tacy czujni. Robią co muszą i czekają na zmiany. Jeszcze nie poczuli krwi i dymu, więc na razie są spokojni. Czują się bezpiecznie.
- A więc postaramy się, aby ze strachu przestali spać! W jakiej odległości od siebie są oba obozy?
- Dosyć daleko. Z jednego można dojrzeć ogniska drugiego, jednak wartownicy obu obozów nie są w swoim zasięgu wzroku. Widocznie zawodowi nie chcą mieć z nimi nic wspólnego.
- To dobrze. Ich duma wyjdzie im bokiem. Dacie rady nanieść ich pozycje na mapy? – Grudh spojrzał z pod oka na Dargha.
- Już nie pamiętasz dlaczego to właśnie mnie wybrałeś do tej roboty? – przywódca trochę się speszył.
- Przepraszam. Takie przyzwyczajenie. Z resztą, ostatnio mam za dużo na głowie...
- Dlatego jesteśmy z tobą Dargh. – Galad poklepał go po plecach.
- W takim razie zobaczmy, co możemy zrobić.

***


Następnego dnia do obozu najemników został wysłany mały oddział. Mimo próśb Galad zabronił jechać Sigionowi, ten więc czekał na powrót wojowników z wioski. Młody wojownik nie miał co ze sobą zrobić, więc zdjął zbroję i założył samą kolczugę, jednak pod nią włożył koszulę treningową. Zaraz po zakończeniu treningu postanowił, że sobie taką sprawi, aby nie wychodzić z formy, kiedy nie bedzie nosił zbroi. Tak ubrany wykonywał lżejsze ćwiczenia.
Sigion ćwiczył od bardzo wczesnego rana. Im później było tym więcej młodych wojowników dołączało do niego. Byli to zazwyczaj chłopcy, niewiele było kobiet wojowniczek. Prawie wszyscy z nich zostali zwolnieni ze swoich treningów ze względu na zaistniałą sytuację. Jedyne treningi jakie kontynuowali były związane z walką bronią białą. Większość już teraz musiała wybrac sobie broń, której będzie używać. Reszta skończyła swój trening mniej więcej w tym samym czasie co Sigion. Chłopak znał kilku z nich, więc postanowił wykorzystać sytuację. Zagadnął jednego z młodszych. Pomyślał, że trenuje dopiero od roku, lub nawet nie. Zastanowił się, kiedy on sam zaczynał.
- Jaką broń wybrałeś, bracie? – w końcu wszyscy jeśtemy braćmi, pomyślał uśmiechając się.
- Miecz, panie... – młodzieniec był trochę zdezorientowany. Dopiero przechodził mutację, od czasu do czasu miał załamania barwy głosu. Sigion zauważył, że ten dokładnie mu się przyglądał kiedy ćwiczył i pomyślał, że dobrze by było zacząc od niego. Chłopak był już dosyć dobrze zbudowany, jednak nadal był niższy od Sigiona, a ten nie należał do najwyższych. Młody miał blond włosy i zielone oczy. Rzeczywiście u boku nosił miecz, jeden z tych lżejszych, jakie w ostatnich dniach kowale robili dla najmłodszych. Zaczął wprowadzać w życie swój pomysł.
- Mów mi Sigion. – uśmiechnął się przyjaźnie do młodego chłopaka wgyciągając dłoń. – I proszę, nie mów do mnie per „panie”. Jesteśmy prawie w tym samym wieku! – chłopak nadal odrobinę nieśmiało uścisnął jego dłoń. Nie był to co prawda bardzo mocny uścisk, jednak Sigion poznał, że poczynił na tyle wielkie postępy podczas swojego treningu, że był zdolny walczyć mieczem.
- S-Sigion? Syn Gareda?! To dla mnie zaszczyt!!! – Sigion po raz kolejny się zmieszał. Widocznie jego ojciec był też legendą wśród młodszych pokoleń, a skoro chłopak znał też jego imię musiało być o nim głośno podczas treningów i testów.
- Daj sobie spokój z zaszczytami... – Sigion przejechał dłonią po włosach. – Mamy teraz trochę czasu, a z tego co wiem niewielu jest w tej chwili nauczycieli, którzy uczą fechtunku. Może chciałbyś...
- Z tobą?! Mogę być twoim partnerem w treningu?! Oczywiście, że chcę! – chłopak prawie skakał z radości. Sigion rzeczywiście był żywą legendą.
- Przynajmniej łatwo poszło... – Sigion uśmiechnął się. – Zakładam, że są tu jacyś twoi znajomi, hm? – chłopak energicznie pokiwał głową. – Zawołaj ich, a ja porozmawiam ze starszymi. Może uda nam się zorganizować wam kilka dodatkowych lekcji. – chłopak znowu pokiwał głową i puścił się pędęm do grupy chłopców w jego wieku, którzy do tej pory patrzyli w tę stronę z zazdrością. On z kolei poszedł w drugą stronę. Trochę starsi wojownicy wpatrywali się w niego z rozbawieniem.
- Witaj, o wspaniały synu Galada! – jeden z nich, wysoki, a przynajmniej wyższy o pół głowy od Sigiona blondyn, z niebieskimi oczyma, w których widać było rozbawienie wyciągnął dłoń do chłopaka. Ten uśmiechnął się przyjmując powitanie.
- Widzę, że nie opuszcza cię dobry humor, Kahirze! Słyszeliście naszą rozmowę? – blondyn pokiwał głową.
- Pewnie. Jak zresztą słyszył calutką. – blondyn uśmiechnął się ponownie, po czym przybrał poważny wyraz twarzy. – Nie wiem jednak czy to dobry pomysł. Spójrz na nich. Rzeczywiście przyda im się odrobina praktyki, jednak widzę, że myślą tylko o tym co nadciąga. I w sumie nie dziwię im się... – Sigion spojrzał mu w oczy.
- Nie chodzi mi o to, żeby ich czegoś nauczyć... Chodzi mi głównie o to, żeby ich czymś zająć. Wątpię, żeby aak nadszedł tak szybko, jednak nawet jesli oni będą już rozgrzani i gotowi do walki. Jeśli nie, po prostu przestną o tym myśleć. Uważam, że przyda się to zarówno im, jak i nam... – Blondyn myślał przez chwilę, po czym pokiwał głową.
- Na co więc czekamy? – uśmiechnął się, wszedł na mały pagórek, po czym wyjął ciężki dwuręczny miecz, który miał przytroczony do pasa, położył jego płaz na ramieniu i krzyknął. – Jesteście jeszcze dziećmi! Wszyscy! Jeśli chcecie, żebym zrobił z was mężczyzn, chodźcie za mną! – zszedł z pagórka, po czym uśmiechnął się do Sigiona i szepnął kilku przyjaciołom, żeby przynieśli paliki i narzędzia. Sigion wiedział, że zwrócił się do odpowiedniej osoby.

***


Było ich wielu, więc szybko zmontowali improwizoryczne areny do walk z palików. Jako, że nawet w wiosce szybko mogło stać się niebezpicznie wszyscy nosili przy sobie broń. Sigion i tak był zapobiegawczy, więc załatwił część broni treningowych, wymyślonch przez jego ojca. Było sześć osób, które miały uczyć maluchów, w tym on. Każdy miał przed sobą około dziesięcioosobową grupę.
- Wiesz gdzie zrobiłeś błąd – Sigion właśnie zadał cios w pachwinę chłopakowi, z którym rozmawiał na początku. – Za bardzo się odsłaniasz robiąc zamachy. Właśnie straciłbyś nogę, a chwilę później życie. Nie zamachuj się, jesteś jeszcze na to za słaby. Powinieneś się skupić na zadawaniu ciosów w punkty witalne. Podczas walki musicie skupić jak wykorzystać wszystko co macie. Nadal rośniecie, jednak większość z naszych przeciwników jest wieksza od was. Musicie to wykorzystać! –  wojownik przyciągnął do siebie pokonanego. – Stań prosto i podnieś obie ręce. – chłopak wykonał polecenie – Spójżcie. Nie musicie zabijać naszych przeciwników. Pomożecie nam, jeśli okaleczycie ich na tyle, żeby nie mogli walczyć. – wskazał zgięcie ręki chłopaka – Jeśli przetniecie im ścięgna, nie będą mogli unieść broni. – wskazał na zgięcia nóg – Przetnijcie te, a przeciwnicy nie będą mogli chodzić. – pokazał żyłę tętniczą na szyi chłopaka. – Jeśli uda wam się szybko zaatakować w to miejsce, możliwe, że powalicie przeciwnika jednym ciosem. Jeśli nie, prawdopodobnie wykrwawi się na śmierć. Musicie pamiętać. Śmierć to śmierć. Nie ważne w jaki sposób zginie wasz przeciwnik. Może nieszkodliwy umierać dniami, a może zginąć od jednego tylko waszego ciosu. – pokazał palcem trzech chłopaków, którzy mu się najuważniej przysłuchiwali. – Wstańcie, weźcie bronie. Zaatakujcie mnie we czterech. Pokażę wam co miałem na myśli...

***


Młodzi nie mieli szans z Sigioniem. Nie mniej szybko uczyli się technik jak wlaczyć samemu, a jak w dwuosobowych i większych grupach. Czychające niebezpieczeństwo zachęcało do nauki. Po dwóch godzinach intensywnego treningu Kahir podszedł do Sigiona.
- Może pokażemy im jak się walczy? Miałbym okazjęsię zrewanżować... – blondyn uśmiechnął się pokazując zęby – Ostatnim razem nieźle mnie obiłeś. – Sigion odwzajemnił uśmiech.
- Dobrze. – wskazał na duży miecz wojownika – Tym razem to odłóż. Niech nasz pokaz będzie z pożytkiem dla nich. – blondyn pokiwał głową i posłusznie odłożył duży miecz, biorąc w to miejsce miecz jednoręczny, treningowy. Oczyścili miejsce do walki i stanęli na przeciw siebie.
- Zdejmiesz koszulę, Sigionie? – Kahir był czujny. Grał na czas.
- Nie tym razem, Kahirze. W końcu powinni widzieć to co robimy. – uśmiech Kahira tym razem był inny. Podejmował wyzwanie.
- Dobrze. Dumny jak zawsze. Jednak ostatnio poprawiłem się! – Kahir zaczął biec w stronę Sigiona. Ten stał w miejscu, czekając na to co zrobi przeciwnik. Kahir wyskoczył na Sigiona z uniesionym do góry mieczem, na co ten tylko się odsunął. Blondyn przewidział to. Zrobił przewrót celując bronią w nogi chłopaka. Ten skoczył w górę, jednak Kahir już stał na nogach i kiedy ten lądował, uderzył go barkiem w klatkę piersiową. Sigion padając zrobił przewrót w tył, w czym trochę przeszkadzała mu kolczuga, jednak ostatecznie udało mu się uniknąć dobijającego ciosu.
- Rzeczywiście, nauczyłeś się kilku nowych rzeczy! Dobrze ci idzie Kahirze! – Sigion był pełen podziwu. Rzadko zdarzało mu się leżeć na ziemi. Kiedy chodził na dodatkowe lekcje fechtunku, to właśnie Kahirowi najczęściej udawało się go powalić. To jednak nie mieniało faktu, że leżał raczej żadko. Kahir w odpowiedzi uśmiechnął się. Tym razem Sigion zaczął walkę. Powoli zaczął okrążać przeciwnika. Rosł blondyn robił to samo. W końcu starli się w deszczu iskier, które posypały się po zetknięciu mieczy. Sigion wykonał kilka ciosów, jednak Kahir wszystkie sparował. Tym razem on zaczął, a jego seria się nie kończyła. W końcu Sigion zauważył błąd robiny przez kolegę. Wyczuł w tej serii pewien rytm i dopsował się do niego. W pewnym momencie, zamiast sparować przewidziany już cios, po prostu go uniknął, co dało mu cenny ułamek sekundy, w którym wybił miecz Kahira, uderzając go w ścięgno prawej reki. Kahir szybko zrobił przewrót w tył, aby Sigion go nie dobił.
- Jak zwykle piękna walka. Jak to... Już wiem... Rytm! Zawsze miałem z tym problem! – Sigion odrzucił miecz, natomiast Kahir podszedł do niego i uścisnął mu dłoń. – przyznaj jednak, że niedużo brakowało. – Sigion przytaknął.
- Przyparłeś mnie do muru. Gdyby nie... – w tym momencie przez bramę, w pełnym galopie, wjechał zakrwawiony jeździec w powginnanej zbroi. W jednej dłoni trzymał purpurowy od krwi miecz, w drugiej kurczowo ściskał lejce. Szalony wzrok wodził po młodych zebranych przy bramie.
- Uciekajcie głupcy! – przerażony wzrok zerkał po wszystkich po kolei. W końcu wzrok zatrzymał się na Sigionie. – Uciekajcie... – to było jak szept, jednak wszyscy zebrani to usłyszeli. W tej chwili w plecy jeźdźca ugodził bełt, chwile później drugi i trzeci. On sam odgiął się do tyłu i spadł z konia. Młodzi zaczęli panikować. Sigion szybko doszedł do siebie.
- Do broni! – strażnicy widząc całą sytuację zdążyli już prawie zamknąć bramę. – Kahir, ogarnij młodych! Idę zawiadomić Dargha! – Dargh jednak był już w drodze, razem z małym oddziałem wojowników, którzy mieli stanowić siłę obronną Lastvill...

Szifer - 2013-02-03 16:29:35

Informuję, iż niedługo pojawi się rozdział 12 tej, jakże wspaniałej opowieści o losach Sigiona, syna Galada :)
Z tego co pamiętam czytał to tylko Amras, także możesz sobie zacząć odświeżać :)

Amras Helyänwe - 2013-02-03 19:00:07

Będzie już o gwałceniu? :D

Sarumo - 2013-02-03 19:03:26

Jak tak, to zaznacz jakims fajnym kolorem, nie bede musiala czytac całego, tylko ten najlepsze fragmenty se znajde :)

Szifer - 2013-02-03 22:43:12

Nie wiem jak to wyjdzie. Zobaczymy w praniu :)

www.lastbk.pun.pl www.princeofpersia.pun.pl www.urania.pun.pl www.pedagossum.pun.pl www.sony-ericsson.pun.pl