Sarumo - 2013-01-30 02:14:20

Zmęczeni i pogruchotani  opuścili nieszczęsne miasto Tretogor  i ruszyli dalej w nieznane. Drużyna wyrzutków podzielona osobistymi urazami, pychą i przesadzoną dumą wciąż parła przed siebie, wciąż razem. Wędrowali na ślepo po kontynencie, pchani przez okrutne zimno na południe. Aż wczesną wiosną powitali Temerię. Pirat Dearien obrał na cel farmę jednego ze swych wielu przyjaciół i tam prowadził drużynę, obiecując wygodne prycze i posiłek jakiego od dawna nie mieli. W drodze wyczerpali zapasy prowiantu i żywili się tym, co udawało im się zdobyć podczas wędrówek. Niewiele wiosek spotykali na drodze, więc głównie była to zwierzyna, którą udało im się upolować.  Wspólne polowania zbliżyły Dralann i Amrasa. Pod koniec kwietnia, gdy zieleń była intensywna jak nigdy zawędrowali do małej wioski, niedalekiej od lasu Brokilon. Widok latających dookoła kwok podziałał pobudzająco na wygłodzonego Sigiona, który pospieszył konia.
Dearien poprowadził ich do całkiem obszernej chaty, tuż pod brzozowym zagajnikiem. Powitało ich szczekanie psów. Dralann zatrzymała się, gdyż wydawało jej się, że czarny wilczur to jej stary Fermion. Biedny Fermion. Wiedziała, gdzie jest teraz. W dobie najgorszego głodu odwiedzała starego ślepego ascetę, który miał spiżarnię pełną darów od zatroskanych kobiet. Zawsze był zainteresowany Fermionem, wydawał mu się pomocny. Biedny Fermion.
Przywitani przez gospodarza, który okazał się sympatycznym otyłym gościem, weszli do izby, pachnącej świeżym chlebem.  Jak się okazało był wujem pirata, co potwierdzała ruda broda. Początkowo  był nieco przerażony ilością gości, ale z uwagi na ich wyposażenie bojowe nie śmiał okazać sprzeciwu, by ucztowali wraz z nim, a przy trzeciej butelce rumu nawet ich polubił.
-Wierzycie, tu driady pełzają w ostatnich miesiącach. Jak długo tu gniazduje, nie było żeby dziwożony z lasu wylazły! Kurwa, a jak przylezą to tylko z pretensją i tylko ubić to to, to tamto . Żem myślał ten pieprzony albinos, co tam na dole pochlipuje to taka driadyjka niedorobiona, a to ta kurwa, która tyle czasu świecidełka miejscowym wykradała. Bies chędożył.
-Trzymacie pan dziewice w piwnicy?- Zainteresował się Sigion
-Dziewice! Ha!- Pijaczy śmiech rozległ się po izbie- Ha, lubię cię, ty śmierdzący wielkoludzie. Ale tak, siedzi u mnie na dole. Wieszamy ją pojutrze. Głowa pewnego szanownego rodu rzeźników ma wtedy swoje święto i zażyczył sobie widowiska, jako prezentu od ludzi z wioski. Zdaje się ukradła mu jakąś bardzo ważną rodzinną ozdóbkę. Ja tu ją trzymam , bo jam ją złapał, jak się do mnie zakradała. Psy to się przydają jednak…
-Ja to bym na nią rzucił okiem- powiedział Sigion, a Yevereth spojrzała się nań nieprzychylnie.
-Nie ma na co rzucać okiem, synu. Brzydkie to takie, kościste. Komu dolać?


Kolejnego wieczoru na skraju brzozowego zagajnika elf zobaczył kilka dziewczęcych twarzy przyglądających się z dala wiosce.
-Driady- mruknął
-Hę?- zainteresowała się Dralann, którą czarodziejka uczyła właśnie gry w kości.
-Driady- powtórzył głośniej
-Dziwne, wydawało mi się, że nie opuszczają Brokilonu- powiedziała Yevereth.
-Bo nie opuszczają- znikąd pojawił się rudy gospodarz- te tu dziwożony są jakieś inne. Jakby czegoś chciały…
-Czego driady mogą chcieć od ludzi?
Gospodarz wzruszył ramionami.
-Dziwnie u nas w wiosce ostatnio. Licho nie śpi, przywiało nam tu tę perfidną białogłowę, ale to nie wszystko. Nie zauważyliście, jaki barwę mają kwiaty na drzewach? Zupełnie szare! A zasiane zboże, choć kiełkuje wydziela dziwny odór. Krówka pana Helbersa urodziła jakieś potwory, kompletnie pozbawione poczciwego wołowego  pyska. Ubili te cielaki, czy cokolwiek to było, ale mięso okazało się niejadalne. Młody Helbers tak się struł, że mało nie zszedł.
Amras patrzył na leśne istoty, jak zwykle pełen powagi i w milczeniu.
-Może powinienem z nimi porozmawiać?
-Bo one będą chciały z tobą rozmawiać- prychnęła Dralann
-Możliwe-wtrąciła się Yevereth- Driady są bardziej pobłażliwe w stosunku do elfów. Ale… spłoszą się.
- Ależ droga Yevereth- Amras odwrócił się, a jego białe kły błysnęły- jestem elfem*
Amras otworzył okno i wyskoczył przez nie. Było widać jak twarze driad gwałtownie chowają się w zaroślach. Wtem elf zakrzyknął coś w swoim języku. Zakrzyknął po raz drugi i trzeci.
Twarze driad powoli pojawiały się wśród świeżej roślinności.
Z okna Dralann i Yevereth przyglądały się elfowi, po chwili widząc ich zainteresowanie przyłączyła się do nich reszta, przepychając się w oknie i mamrocząc.
Wyglądało na to, że elfowi udało się nawiązać kontakt z driadami, gdyż stał patrząc na nie, a one najprawdopodobniej coś do niego mówiły, jednak nikt z drużyny nie był wstanie usłyszeć stąd delikatnego głosu leśnej istotki.
-Co ty robisz?- warknął czarodziej Garvey do Dralann, która trzymała  napięty łuk w pogotowiu.
-Zabezpieczam go.
-Znowu chcesz go w dupę postrzelić?
-Zawrzyj pysk.
-Cisza- burknął Sigion.
Po pewnym czasie driady zniknęły, a w drzwiach pojawił się elf z ponurą twarzą.
-Wygląda na to, że chcą pomocy. Mówią o jakiejś pladze, który niszczy Brokilon, która czerpie moc z miejsca, do którego nie mogą dotrzeć…
-Dlatego ostrzeliwały nam wioskę?- wzburzył się gospodarz.
-Na to wygląda, ale to już nie nasza sprawa, my tu jesteśmy przelotnie.
-Amrasie… - zawahała się Yevereth, ale widząc jego zmęczony wzrok zrezygnowała- idę spać.
-A więc ja też!- odpowiedział dziarsko Sigion i udali się z Yevereth na górę do sypialni, a zaraz za nimi reszta.
Tej nocy elf Amras nie spał wiele. Wpierw przeprowadził wyczerpującą rozmowę z wujem pirata, później udał się na ganek, by spojrzeć w niebo, które, jak nigdy dotąd ciągnęło go do siebie. Ale nie spotkał ani gwiazd, ani księżyca. Niebo było smoliście czarne.


Rankiem dnia następnego obudził ich wrzask, mające swoje źródło gdzieś w piwnicy. Dwóch wieśniaków wyciągało stamtąd jakieś skotłowane rozwrzeszczane stworzenie, które wnioskując po wyrazie twarzy wiedziało co je czeka.
-Będą wieszać, będą wieszać!- ucieszyła się Dralann- jak ja uwielbiam jak wiesza się takie ohydne kurwy!
-Nie jest taka ohydna- zauważył Sigion.
-Trzeba ruchać, póki ciepła- wtrącił głupkowato Helyas.
-Idę się wysrać-dodał Dearien.
-Chwileczkę- powiedział Amras, gdy wieśniacy razem z rozczochraną złodziejką wyszli z izby- dokąd ruszamy?
-A gdzie mamy ruszać?- zdziwił się pirat, zamierzający właśnie udać się na stronę- tu jest wygodnie, jest co żreć, gdzie się wysrać… wujcio za bardzo się boi, by nas wykurzyć.
-Nie podoba mi się to- rzekł Amras, patrząc gniewnie na Deariena.
-Uuu, znów urażona duma wyniosłego elfa się odezwała? Jeżeli sądzisz, że zrezygnuję z trzech posiłków dziennie dla twojego kaprysu, to jesteś w błędzie, mój ty nieomylny przyjacielu.
-Nie mów tak. Nie możemy siedzieć tu wiecznie. Driady pozwolą nam jechać przez Brokilon jeżeli pomożemy pozbyć im się czegoś, co możliwie jest tylko ich urojeniem. W Brokilonie roi się od zwierzyny i jest bezpiecznie, nie licząc driad, które teraz nie będą stanowić zagrożenia. Weźmiemy prowiant i przejdziemy aż do Verden.
-A tam powitają nas z otwartymi ramionami!
-Ale elf ma racje, nie możemy tu osiąść, jesteśmy tu przelotnie, jeśli chcesz to zostań tu, piracie- powiedział Garvey- ja osobiście mam dosyć bycia nieproszonym gościem.
-Chcę zobaczyć Brokilon- szepnęła Dralann, jakby wstydząc się, że jest coś, co ma dla niej znaczenie.
-A ja driady- powiedział Sigion- i ubić coś przy okazji.
Amras spojrzał się na pirata z wygraną w oczach.
-Czego dokładnie chcą dziwożony?- zapytał zrezygnowany pirat.
-Niczego wielkiego, zaufaj mi.


Widowisko jakim miało być powieszenie złodziejki opóźniło się nieco ze względu na niesprawność rzadko używanej szubienicy. Skazana w tym czasie przywiązana do płotu (wieś nie posiadała nawet jakże przydatnego i szlachetnego wynalazku, jakim był kołek w ziemi, zwany pręgierzem) nadal podejmowała desperackie próby wydostania się.
Dralann widząc to zachichotała.
-Szkoda mi jej- odezwała się nagle Yevereth.
-Złodziejki?
-Tak. Kto by nie kradł, gdyby umiał w tych czasach?
-Wiemy jak korzystasz ze swoich zdolności w różnego typu grach, moja droga, ale to nie znaczy, że każdy musi się zniżać do czegoś takiego- odpowiedział Garvey.
Czarodziejka tylko cicho westchnęła. Słońce było dziś wyjątkowo silne, a był to przecież dopiero początek maja. Siedzieli tak i wyglądali dziwnie. Siedmioro młodych wojowników, doświadczonych przez los skupionych w obok siebie, patrzących w jednym kierunku.
-Hej!- rozległ się nagle nieprzyjemny kobiecy świergot-Ej, w tam- zakrzyknęła złodziejka.
-Tak?- odkrzyknął Dearien.
-Moglibyście tu na chwile podejść?
-Hm… nie!
Ale Yevereth wstała i podeszła do jasnowłosej złodziejki. Za nią wstał Helyas, za nim Sigion, a za nim reszta. Tylko Amras niewzruszony na obrót spraw pozostał w jednej pozycji mrużąc oczy w żarze majowego słońca.
Złodziejka najwyraźniej przestraszona ilością zebranych wokół niej ludzi spuściła głowę i wymamrotała cicho, coś co brzmiało jak ‘’nie chcę umierać’’.
-Nikt z nas nie chce, moje dziecko- zabłysnął Garvey**
-Mów za siebie-burknęła Dralann- powieszą ją w końcu, czy się będą z tymi deskami cały dzień pierdolić?
-Ale.. ale- zaczęła złodziejka, lecz dostała od Dralann mocnego kopniaka w twarz.
-Nie wykorzystuj tak podle swojej pozycji-moralizował Garvey- sama w takiej niedługo się znajdziesz.
-Eh, zawrzyj ryj, pedale.***
Ogromna niechęć pojawiła się na twarzy czarodzieja, ale zaraz skierował on swój wzrok na siedzącą pod płotem dziewczynę.
-I co, uważasz, że moglibyśmy ci pomóc?- zapytał kpiąco.
Złodziejka pokiwała twierdząco głową.
-Dlaczego?




*Ah, ten Amras!
**- buduję Ci świetną postać, nie spierdol tego : p
***- musiałam!


W pozostałej części proszę naszą koleżanke manifest, żeby uzasadniła, czemu powinniśmy wziąć ja ze sobą, a nie zostawić na pastwę barabrzyńskich wieśniaków ;)

manifest - 2013-01-30 17:04:37

Ariel spojrzała z urazą na Dralann, lecz po chwili przeniosła wzrok na czarodzieja i przemówiła cicho:
- Nie wiem co zamierzacie i nie wiem gdzie idziecie ale...mogę wam się przydać. Władam prawie każdym
rodzajem broni. Pomogę wam, spełnię wasze prośby tylko mi pomóżcie. Nie mogę teraz umrzeć.
   Jeden z wieśniaków przypatrywał się zbiegowisku podejrzliwie. Złodziejka spuściła głowę i kontynuowała:
- Mam mało czasu. Dziwna z was drużyna, mości czarodzieju. Widziałam was już wcześniej w Tregotorze-odkaszlnęła- Nie
żebym was śledziła ale co nieco się o was dowiedziałam... Porozmawiajmy gdzie indziej, na przykład daleko stąd gdzie nie chcą mnie powiesić
Strasznie mnie te więzy piją. To co? Zostało mi trochę świecidełek.
Na pewno starczy na kufel porządnego trunku!
Ariel uśmiechnęła się do kompani wyczekując odpowiedzi.

Szifer - 2013-01-30 20:07:56

- Kurwa. - myślał twórczo Sigion patrząc na złodziejkę. - Nasza drużyna to i tak zbiórka dziwolągów, zasrani czarodzieje, chędożony elf, wielce doświadczony pirat, nie dość, że śmierdzi rybą, to jeszcze rudy, dziewka z lasu, z mordą niedźwiedzia na głowie i ja. Pieprzony najemnik, który zaczyna ich lubić...
- Nie wiem jak wy... Ale ja leję na to. Nawet mógłbym być za tym, żeby do nas dołączyła. Ale wymyślcie szybko jakiś plan... Po ostatniej ucieczce z miasta mało mi się chce walczyć z tym pieprzonym tłumem... Choć z drugiej strony nie ma to jak mgiełka ciepłej krwi o poranku, a my ostatnio leniuchowaliśmy... - Sigion uśmiechnął się pokazując kły - Ale my tu gadamy o poranku, a dochodzi południe, a oni dalej srają się z tą szubienicą. - przyłożył ręce do ust tak, aby głośniej go było słychać i krzyknął w stronę pracujących chłopów. - Pośpieszcie się kurwa! Pierdolicie się z tym, jak nieśmiały z dziewicą! Na deszcz się zanosi, a to wcale nie buduje atmosfery! Wiecie co to w ogóle atmosfera chamy?! - Sigion zabrał ręce i pokręcił głową. - Jeśli coś chcecie zrobić, to śpieszcie się, bo jak im się znudzi to pieprzenie, to poderżną jej gardło sierpem...

Amras Helyänwe - 2013-01-31 15:10:31

Amras, widząc jak jego towarzysze żywo dyskutują nad złodziejką, postanowił do nich dołączyć. Tak na wszelki wypadek - nie wiadomo, co ci postrzeleńcy mogą wydumać. Lepiej jest ich pilnować.
Po chwili już zorientował się czego dotyczy dyskusja i postanowił wtrącić swoje przysłowiowe trzy oreny z pozycji nieformalnego przywódcy hanzy (Amras nie wyzbył się tego poczucia i niewiele wskazuje na to, by miało się to zmienić. Przecież, psia mać, chodzi po tym świecie najdłużej! :p).
- Nie mamy prawa by sądzić kto jest winny, a kto nie. Skoro kradłaś - a wiedziałaś, czym to ci groziło - powinno cię dotknąć ramię Karagonisa. - Zawiesił dramatycznie głos. Wiedział że i tak pewnie ją uratują, ale miło było patrzeć, jak przerażenie odmalowuje swój obraz na twarzy kobiety. No a poza tym, aby spełnić prośbę driad przyda się każda para sprawnych rąk. - Nie, nie nam decydować, czy... - chciał kontynuować elf, gdy wtem wydarzyła się rzecz nieprzewidziana. Stojący dotąd nieco z boku Garvey charknął raz i drugi, wypuścił z rąk swój kostur i zwalił ciężko na ziemię. Zaczęły targać nim konwulsje, czarodziej przyciskał pięści do mostka.
Atak skończył się równie szybko, co zaczął. Nikt nie zdążył nawet zareagować. Najbliżej stojąca Yevereth szybko sprawdziła puls i oddech.
- Nie żyje - bardziej ze zdziwieniem niż przerażeniem orzekła.
Przerażenie jednak pojawiło się u Ariel, która chyba mocno zwątpiła, czy aby na pewno chce się przyłączyć do tej drużyny.
- Kurwa, zawał! - Wrzasnął Dearien. - Zawał, zawał! A przecież mówił, że ile ma lat? O rok tylko starszy ode mnie był! - Darł się dalej pirat, ale Amras zastanawiał się ile w tym aktorskiego kunsztu. Ten korsarz jakoś nigdy nie wyglądał na takiego, co to się swoim żywotem przejmuje i go ceni.
- Caelm!* - syknął Amras - bo posądzą ją nie tylko za kradziejstwo, ale i za uprawianie czarów bez przyzwolenia. A wtedy zostanie obdarta nie tylko z szat, ale i ze skóry! Ale bez paniki. Yev, blath**, popiszesz się po raz kolejny swoimi iluzjonistycznymi umiejętnościami? Spraw, by choć przez pół godziny Garvey zamienił się ciałami z tą dziewczyną - wskazał na Ariel. - Dasz radę?
Yevereth patrzyła to na elfa, to na czarodzieja, to na złodziejkę.
- Dziesięć minut - rzekła - no chyba że chcecie, bym skończyła jak Garvey.
Wstała z klęczek i odetchnęła głęboko. Zaczęła szeptać magiczne formuły i wykonywać skomplikowane gesty. Amrasa ścisnęło coś w żołądku. Zawsze tak działał na niego nadmiar magii, źle to znosił. Postanowił więc zostawić drużynę samą sobie, ufając, że tragedii nie będzie. Sam zaś odsunął się znacznie, pilnując, by nikt z wieśniaków mocujących się z szafotem nie zorientował się w ich poczynaniach.
Po kilku minutach został zawołany przez Sigiona. Najemnik podtrzymywał bladą i dyszącą czarodziejkę. Sam jednak się uśmiechał.
- Spisała się - rzekł, szczerząc zęby. - Patrz, już ich podmieniliśmy.
Na potwierdzenie tych słów Garvey - jak żyw - uniósł kciuk ku górze.
- Tylko głosy im się nie zmieniły.
- Całe szczęście, że Strażnicy Sprawiedliwości, kurwa ich mać, już tu idą. Ta iluzja niedługo już wytrzyma - powiedziałą odzyskująca kolory Yevereth.
- Coście jej zrobili?! - Krzyknął idący na czele wieśniak ze słomianym kapeluszem na czerepie.
- Nic.
- Absolutnie nic.
- Nic
- Nic.
- Nie, nic
- My?
Zdezorientowany człowiek podrapał się.
- No, wiesz pan, może nie przy kobietach - mruknął z dezaprobatą Dearien. - A to biedne dziewczę zwyczajnie omdlało. Ty byś nie zemdlał, jakby cię wieszać miano, a jeszcze byś nawet nie zamoczył? - Pirat idealnie sprawdzał się w roli psychologa. - Nawiasem mówiąc, ja bym jej poderżnął gardło. Tłum będzie smutny, że wieszacie nieprzytomną, a tak to się wyłgacie, że... Że to sęp, czy coś. No, ale nas już pora, żegnajcie!
Drużyna pospiesznie opuściła to miejsce, wracając do domu wuja Deariena.
__________________________________________

* Spokój!
** Kwiatuszku

Dearien - 2013-01-31 21:52:57

Pirat odetchnął głęboko, rozluźnił kołnierz i dyskretnie spojrzał przez ramię. Sierżant samozwańczej służby bezpieczeństwa wlókł za sobą Garveya w niewieścim ciele, pomagając mu poradzić sobie z nowo nabytymi atutami. Przez rudą głowę przemknęła mu wizja strażnika zabawiającego się z driadą w momencie przerwania działania zaklęcia. Parsknął śmiechem z mocą zdolną rozerwać usta osoby do parskania śmiechem nieprzyzwyczajonej. "Dobrze, że poszedłem wcześniej w te krzaki" - pomyślał. Wiedział, że uśmiech nie zejdzie mu z twarzy do końca dnia.

- Yev, ile jeszcze? - zapytał Amras, pocierając uniesiony wysoko podbródek.
- Przy dobrych wiatrach, dwie minuty. - Odsapnęła czrodziejka wspierająca się na barku najemnika.
Drużyna zachaczyła o swoją stancję, zabrała najoptrzebniejsze rzeczy i skierowała się za wielką stodołę, skrajny punkt wsi po jej południowej stronie.
- Kurwa. Tyle wam powiem, że schrzaniliście. - mruczała nadąsana Dralann. - Mogliśmy zobaczyć jak zadynda ta suka. Powiedzmy, że nie wyszło. Ale mogliśmy zobaczyć chociaż jak zadynda ten Magik!
- Nie jesteś bogiem, uświadom to sobie. - odpowiedział jej melodyjnie Helyas.*
- Kości zostały rzucone. - przerwał sprzeczkę elf. - A stąd już tylko kawałek pola na tereny, gdzie widywano driady. - spojrzał jednoznacznie po zgromadzonych.
Dearien splótł ręce na piersi i milcząc, powiódł wzrokiem po członkach drużyny, zatrzymując się w końcu na driadzie, wciąż w ciele czrodzieja.
- Gdyby nie ludzie nam  podobni - zaczął pirat - moje kości od lat bieliłyby się w jakimś lochu, czy na przyrożnym sznurze, temu wiem, że słusznie ci pomogliśmy. Ale wystarczająco już dla ciebie zrobiliśmy, ty... driado. Poza tym, czego się spodziewasz po naszej kompanii? Że ruszymy za tobą w syf i nieznane, aby ocalić twoje siostry? - Dearien oparł ręce na biodrach i wychylił się lekko wprzód. - Dość mam, po ostatnich wydarzeniach, pomagania wymierającym gatunkom. - podrapał się po udzie, odwrócił na pięcie i splótł dłonie na karku. By nie patrzeć na elfa. -Ech, róbcie, co chcecie. Jak nie będzie mi kolidowało z cowieczornym gwałtem na osieroconej pastereczce, pójdę z wmi. - dumny z zabawnej ironii, uśmiechnął się. Wciąż stał jednak tyłem do zgromadzonych. 

* AAA! Musiałem, musiałem! :D:D:D

Radosny Rabarbar - 2013-01-31 22:08:56

- Nie możemy tu zostać - stwierdziła oczywistą rzecz Yevereth. - A właściwie ona nie może tu zostać - wskazała na złodziejkę. - A ja się najzwyczajniej w świecie tu nudzę. I podejrzewam, że nie tylko ja jedna.
Drużyna wraz z ocaloną kończyła posiłek w domu wuja Deariena. Pirat, usłyszawszy jej słowa spojrzał nań nieprzychylnie i burknął coś o porzucaniu wygodnego życia dla ganiania bez celu po świecie, lecz wyraz twarzy części towarzyszy utwierdził ją w jej przekonaniu.
Czarodziejka wstała i chwiejnie podeszła do okna. Jej ciało nie było przyzwyczajone do używania tak wielkiej ilości magii w ciągu tak krótkiego czasu. Iluzja sporo ją kosztowała, no i wcześniejszy niekontrolowany impuls, który doprowadził do uwolnienia złodziejki...
Zdawała sobie sprawę, że los Garveya nie był wyłącznie jej winą, lecz nie mogła się pozbyć myśli, że się do niego przyczyniła. Nie przepadała za nim. No i mógł się przecież bronić, w sztuce magii był zdecydowanie lepszy od niej, a wyładowanie nie miało trafić konkretnie w niego.
- Amrasie, czego chciały od nas driady? - usłyszała pytanie. Odwróciła się z zaciekawieniem w stronę stołu czekając na odpowiedź elfa.

Sarumo - 2013-01-31 23:09:05

-Driady są skryte. Jak zawsze. Ale sądzę, że trapi je coś, czego nie pozwala im rozwiązać ich duma i miłość do lasu. Ponoć jakieś okrucieństwo dotknęło je wszystkie, ale swoje źródło ma ono poza granicami Brokilonu, które tak trudno im przekroczyć. Oferta nie do odrzucenia, bo nigdzie na szlaku nie spotkamy takiego dostatku zwierzyny i ryzyko bycia obrabowanym w granicach Brokilonu kurczy się do zera. Myślę, że to uczciwa oferta.
-Skoro tak sądzisz...-westchnęła Yevereth- Kiedy ruszamy?
- I z kim ruszamy? - żachnęła się Dralann, patrząc wymownie na złodziejkę- Jaką mamy pewność, że nie poderżnie nam nocą gardeł i nie opierdoli kieszeni? Na twarzy ma wymalowany taki zamiar.
- Zaknebluję ją i posadzę na swoim koniu, spać będzie związana- odparł Amras poważnie- klacz czarodzieja będzie nieść zapasy.
Dralann kiwnęła głową na znak, że się zgadza.
Helyas zadumany wyjrzał przez okno.
-Pora mi ruszać- powiedział i wstał, patrząc na drużynę.
-Dokąd to?- zapytała Yevereth
-Zbliżają się zbiory, obiecałem pomóc mamie...*- zawahał się- Może jeszcze was znajdę...
-W Brokilonie?- prychnął Dearien
-Boisz się!- Krzyknęła Dralann- Jedź, graj za gorsze swoje tanie ballady.
-Więc jadę, bywajcie!
-Bywaj, bardzie Helyasie!

Gospodarz, który wcześniej świętował w malusieńkiej, jak sama wieś karczmie, przybył późnym wieczorem. Jakoż, że mogłaby go rankiem niepokoić obecność w jego domu niedawno zmarłej złodziejki,zdecydowali się przenocować ją w stajni.**

Rankiem, gdy skończyli pałaszować śniadanie pirat wstał i zaczął pustoszyć z jedzenia spiżarnie swego wuja. Gdy elf spojrzał się na niego znacząco, ten tylko uśmiechnął się
-Brokilon?- rzekł.
Elf odwzajemnił uśmiech

Około południa widzieli już skraj majestatycznego ciemnego lasu. Nie wszyscy byli tak tym rozpogodzeni jak Dralann, która wiedziała, że oznacza niekończące się polowania i coś jakby powrót do domu. Cała w skowronkach wraz z resztą kompanów przedarła się przez krzewy rosnące na skraju i bez zastanowienia parła przed siebie. Drzewa były ogromne, ale nie rozsiane tak gęsto, jak w większości lasów, które znała. Zapachem też różnił się od lasu na skraju Redanii, który tak długo był jej domem i od tych, które poznawała na szlaku. Był starszy, przesycony jakąś dziwną mocą. Było w nim coś złowróżbnego, pewna niewypowiedziana groza. Już po pierwszym kilometrze stępu wśród olbrzymich drzew ogarnęło ich zmęczenie, a konie robiły się niespokojne. Las milczał. Była to cisza ciężka i nienaturalna, oddziaływająca na wszystkie zmysły. Nie słyszeli wesołego śpiewu ptaków, takiego jak na przydrożnych lasach, a spośród koron na próżno było dopatrywać się słońca, choć gdy weszli, zdawało się ono opromieniać cały świat.Przy drugim kilometrze zarządzili postój i zziajani, jakby właśnie całą trasę z wioski do lasu przebiegli, a nie przejechali konno opadli na suchą ściółkę.
-Nie podoba mi się tu- wymruczał pirat, po zaczerpnięciu potężnego łyka wody.
-To gorąc. W lesie czuć go mocniej- odparł Sigion i spojrzał na patrzącą się na nich spod byka złodziejkę- Kim ty właściwie jesteś?

*A Ty? pomogłeś już swojej mamie przy zbiorach?
**gdzie jej miejsce




Amras
Sigion
Dearien
Yevereth
ArielK

Dralann

Amras Helyänwe - 2013-02-01 16:55:19

To nie była pierwsza wizyta Amrasa w Brokilonie, jednak każdej takiej towarzyszyły ogromne emocje i podniecenie. To był maj, ale las nie był taki, jakim go Amras pamiętał: gęstwina milczała złowieszczym, ciężkim milczeniem. Jak każdy elf, w brokilońskim lesie czuł się doskonale, jak ryba w wodzie. Zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie zawsze tu groziło i z tego, że jako jedyny ma doświadczenie w podróżowaniu przez te tereny, poczuł się odpowiedzialny za pouczenie drużyny.
- Pamiętajcie, że nie możecie tu czuć się jak u siebie. To Brokilon, tu każdy jest intruzem - zaczął poważnie przemowę. - Słuchajcie uważnie tego, co będę mówił, bo powtarzać się nie planuję. A jeśli przez któreś z was zyskamy wrogość driad, nie będę interweniował. Ba, sam poczęstuję strzałą.
- Po pierwsze i najważniejsze, zapomnijcie o jakimkolwiek ogniu. Driady do oświetlania sobie mroku używają mieszanki próchna i mchu które w odpowiednim połączeniu świecą zielonym światłem. Nie znam na to recepty, więc podróżowanie nocą odpada. Po drugie pamiętajcie, że nieprzerwanie nas dziwożony obserwują. Jeśli zrobicie coś niewłaściwego, ostrzegą strzałą, może dwoma. Ale potem nie będą się pierdolić, a wierzajcie mi, że strzelają celniej niźli ja. Dlatego gdy przed waszymi pyskami w pień wbije się strzała - przestańcie robić to, co do teraz robiliście, unieście ręce ku górze i powoli się wycofujcie. Jak stwierdzicie że zawiniliście za bardzo, nawet nie próbujcie uciekać. Umrzecie tylko zmęczeni.
- Ale nie tylko driady są tu zagrożeniem. Bandytów tu nie uświadczycie, ale bez strachu - rzekł z uśmiechem, spoglądając na Sigiona - nie trzeba wiele, by zbudzić się bez ręki czy nogi... Uważajcie zwłaszcza na leszych. One mogą zabić ot tak, dla zabawy czy z nudy. Co tu jeszcze żyje? Leprekauny, skolopendromorfy... Wije - powiedział, widząc pytające spojrzenie Dralann. - Wilkołaki, może jakiś oszluzg się trafi. Lista jest naprawdę długa. Jak będziemy mieli szczęście... To natrafimy też na rusałki - słowa te skierował szczególnie do Deariena i do Sigiona, szczerząc zęby.
- Baczcie też, co bierzecie do pyska. Wiele roślin wygląda smacznie, ale mogą być jadowite bardziej niż ogon mantikory. Wystrzegajcie się zwłaszcza purpurowego żywokostu. On rośnie tylko tu, w Brokilonie, i miejmy nadzieję, że nie natrafimy na niego.
Amras przekazał wszystko co najważniejsze i chciał zająć się sobą, lecz wstrzymała go Dralann, prosząc, by opowiedział jej więcej o tym miejscu. Niemal cały postój przegadali, a elf nauczył dziewczynę nawet odnajdywać niektóre jadalne rośliny. Po tym zaś przystąpił do swojego wierzchowca, poszukując liny, którą miałby związać złodziejkę.
-Nie podoba mi się tu- wymruczał w pewnym momencie pirat, po zaczerpnięciu potężnego łyka wody.
-To gorąc. W lesie czuć go mocniej- odparł Sigion i spojrzał na patrzącą się na nich spod byka złodziejkę- Kim ty właściwie jesteś?

Amras
Dralann

Sigion
Dearien
Yevereth
Ariel

manifest - 2013-02-01 20:47:37

Ariel nie wiedziała co odpowiedzieć. Bo i kim dla nich była? Poznali się w dość niesprzyjających okolicznościach i przyległo do niej miano złodziejki. O co kurwa chodzi? Jakiej złodziejki?  Nie zabrała przecież siłą mieszkańcom wioski nic cennego. Wzięła tylko te świecące kryształy, co z nich planowała broń zrobić. Może nawet na groty do strzał by poszły. Myślała, że kobietom to niepotrzebne, leżało zapomniane w szkatułkach, w jakiś zakurzonych kątach w domostwie. 
   Nigdy nie lubiłam przebywać z ludźmi. Bez przerwy niepotrzebnie coś świergotają od rzeczy i zagłuszają naprawdę piękne odgłosy morza, lasu i ptactwa. Po co opuszczałam dom?- zatęskniła to wygodnej drewnianej chatki.
- Złodziejko, czekamy- przypomniał Sigion.
- Nie jestem złodziejką. Nazywam się Ariel i pochodzę z Cidaris.  Wyruszyłam z kraju, ponieważ szukam przyjaciela. Zatrzymałam się we wsi, gdzie się …ekhem…poznaliśmy. No tak, zapomniałam Wam podziękować za ratunek. Zwłaszcza szanownej czarodziejce- tu ukłoniła się w stronę Yevereth.
- Nie mam zgoła określonego celu, dlatego chciałam przyłączyć się do was. Swoim wybawcom nie zrobię przecież nic złego-Ariel pokazała w uśmiechu ostre, białe zęby- więc nie trzeba mnie wiązać.
   Spojrzała na elfa, który znudzony nadal poszukiwał liny. Dralann prychnęła ze złością, a Ariel przestąpiła z nogi na nogę i poprawiła mieczyk, który miała przyczepiony do pasa.  Wyciągnęła ostrze z pochwy i wysypała złotą biżuterię i klejnoty na poszycie lasu. Zalśniły kolorowo wśród mchu.
- Eh, skoro wieśniactwo chciało mnie powiesić za wzięcie tego gówna to pewnie coś dla nich znaczyło. 
Popatrzyła na nie z pogardą i usiadła na pobliskim głazie. Uśmiechając się do dziwnej kompani zapytała:
- Jaki jest cel waszej podróży, jeśli możecie mi to wyjawić?

Szifer - 2013-02-01 23:26:47

Sigion, jak każdy najemnik patrzył przez chwilę na biżuterię, którą wyrzuciła złodziejka. Nadal myślał o niej jak o złodziejce. Ba! W końcu nią była! Jednak zainteresował się nią też z innego powodu. Dla niej, jak widać ta biżuteria nie miała takiej wartości, jak dla "normalnych" ludzi. Przyjrzał się jej uważniej. Była niewiele niższa od niego, jednak znacznie szczuplejsza... Taak... Najemnik po ostatnich przygodach przybrał trochę ciała, czy to przez ciągłą walkę i dodatkowy ciężar broni, które zawsze ze sobą nosił, czy też przez ostatni czas, leniwie opychając się zapasami wuja pirata. W zasadzie Sigionowi było to obojętne. Cieszył się z tego, że jest silniejszy i mimo przeciętnego wzrostu coraz więcej osób przyglądało mu się z podziwem. On jednak teraz nie zwracał na to uwagi. Oceniał nową towarzyszkę. Przynajmniej na jakiś czas, nie wiadomo jak potoczą się ich losy. Oceniał zagrożenie, jakie mogła stanowić, ale też podziwiał jej jasne, prawie białe włosy... Po chwili zamrugał i zapytał.
- W takim razie po co zabierałaś to... "gówno"? Jeśli nie ma dla Ciebie wartości, to się nim zajmę... - spojrzał wymownie na elfa - Nie chcemy urazić driad zaśmiecając tym "gównem" Brokilonu...

Dearien - 2013-02-02 23:09:15

Stojący na uboczy z bukłakiem Dearien spojrzał łapczywie na skrzące się pośród ściółki klejnoty. Starym zwyczajem przeliczył ich równowartość na nowe żagle, dziwki i rum. W tej właśnie kolejności. Podchwyciwszy jego spojrzenie, Dralann wyszczerzyła zęby w niemiłym uśmiechu. Pirat zakorkokował skórzany worek i wsunął go do juków na koniu Garveya. Nie przypuszczał, że tak szybko trafi się łup, jednak entuzjazm ochłodziła mu myśl, że zapewne nie on jeden chciałby schować garść kamyków do sakiewki. Powolnym, rzekłby ktoś - niedbałym krokiem podszedł do miejsca akcji.
- Gówno dobrze będzie trzymać daleko od nas, bo śmierdzi. Klejnoty trafią do szczelnej sakwy razem z resztą wspólnego bagażu. - powiedział pirat równie obojętnie i niedbale. - Co się tyczy celu wyprawy, - rzekł głośniej i z większym naciskiem - nie ukrywam, że sam byłbym rad go poznać.
Yevereth przeniosł spojrzenie z pirata na elfa i z gracją przestapiła z nogi na nogę.
- Amrasie, - zagaił Sigion - czego chcą dziwożony?

Amras
Dralann
Sigion
Dearien

Yevereth
Ariel

c4wjajach - 2013-02-03 18:35:35

Helyas jadąc na swoim wierzchowcu był pogrążony w myślach. Mógł inaczej odłączyć się od grupy ale co tam. To tylko na jakiś czas... póki nie znał dokładniej rozmowy Amrasa z driadami, uważał, że jego sposób na dostanie się do Brokilonu będzie bezpieczniejszy. Strasznie łatwowierna ta drużyna... albo po prostu zbyt nisko go cenią.
Po paru chwilach dotarł do bardzo charakterystycznego drzewa kawałek od ścieżki do lasu. Odwrócił się od niego plecami, twarzą w stronę lasu.
Jakieś pięćset kroków...- pomyślał po czym znów zwrócił się w stronę drzewa i zaczął oglądać pień. Po chwili oględzin zaczął skrobać ostrożnie nożem jedno miejsce... wreszcie kawałek kory odpadł ukazując za sobą specjalnie umieszczony tam dawno temu niewielki skrawek bogato zdobionego gobelinu. Takich rzeczy lepiej nie mieć przy sobie. Nigdy nie wiadomo co porabia jego pierwotny właściciel.
Usiadł pod drzewem, wziął lutnię i zaczął czytać dziwne słowa zapisane na materiale. W języku driad.
- Za cholerę nie da się tego spamiętać na dłuższy czas.- powiedział sam do siebie i zaczął grać dziwną, spokojną melodię, szeptem dopasowując słowa z gobelinu... a właściwie jego części.
Minęły co najmniej dwie godziny kiedy wreszcie schował materiał w dziwnej skrytce mocując na niej tą samą korę za pomocą lepkiej żywicy. Zawiesił lutnię na plecy, dosiadł konia... i ruszył do lasu. Kiedy znalazł się w środku, zdjął lutnię i nie zatrzymując konia zaczął na niej grać przypomnianą po latach melodię. Potem dołączył śpiew. Mało rozumiał co śpiewał, ale ostatnim razem podziałał dobrze na mieszkanki lasu. Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie przygody, która mało nie pozbawiła go życia, ale dała mu piękną lutnię... którą rok później ukradli zbójcy, ale co tam.
Niewiele czasu upłynęło kiedy usłyszał obok siebie cichy szelest. Potem następny. I kilka na raz. W końcu zatrzymał konia, jednak nie przestał śpiewać. Gdy dookoła niego zgromadziło się ponad tuzin driad z łukami w dłoniach, dreszcz przeszedł mu po plecach. Jednak nie strzelały. Usiadły wokół i słuchały. Najbardziej wymagająca publika- pomyślał z nutą czarnego humoru- jednej się nie spodoba i strzała między oczy. Jednak nie było takiej dookoła. Z upływem czasu było ich jednak coraz więcej. Całe szczęście piosenka była długa i najwyraźniej miała uspokajający wpływ na otaczające go właśnie trzy tuziny driad. Wreszcie ku jego uldze z niskiego tłumu wyszła jedna nie trzymająca łuku.
- Helyas- odezwała się w ich języku.
Bard znał ją. Długo jednak szukał w myślach odpowiednich słów. Znał ich mowę ale niezbyt dobrze.
- To ja,- odparł- pamiętasz?
Tamta przytaknęła głową i uśmiechnęła się.
- Co cię tu sprowadza?- zapytała już w mowie wspólnej. I dobrze wiedział, że umiała ale lepiej nie popędzać uzbrojonej dziwożony.
- Pamiętasz, jak kiedyś oddałem ci pewną przysługę?
- Owszem. Rozumiem, że twoje przybycie ma z nią coś wspólnego
- Tak. Jednak nie wiem czy jestem tu mile widziany.
Driada rozejrzała się wokół zastanawiając się nad czymś. Po chwili krzyknęła do towarzyszek kilka zdań, których nie rozumiał, jednak nie dosłyszał w nich komend do ataku.
- Teraz tak.- powiedziała, a większość driad rozumiejąc, że z dalszego słuchania nici, opuściły swe miejsca. - Jak mogę ci się odwdzięczyć, bo rozumiem że po to przyjechałeś.
- Nie cieszysz się z mojego widoku?
Na te słowa zaśmiała się i odparła- Skąd ta myśl... zależy po co przybyłeś.
- Możliwe, że przyda mi się twoja pomoc.
- Rozumiem, że tym co wjechali od strony wioski też? Czy może to przez nich potrzebujesz pomocy?
- Mam nadzieję, że nic im nie jest?- powiedział słysząc wzmiankę o swoich towarzyszach.
- Nic. Jeden z nich rozmawiał z nami. Jednak są pod obserwacją. Ale powiedz dokładniej... czego ode mnie oczekujesz?
- Potrzebna mi pomoc kogoś, kto dobrze zna Brokilon. Byłbym zobowiązany, gdybyś przez najbliższy czas została moim przewodnikiem po lesie... i być może ich.
- To ja byłam zobowiązana ci dawno temu.- rzekła po chwili namysłu- Czas się odpłacić.


*Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz Sarumo :)

Radosny Rabarbar - 2013-02-03 19:12:08

- Dearien ma racje, lepiej schowaj te gówna z powrotem - powiedziała czarodziejka, spoglądając obojętnie na wyrzucone przez towarzyszkę świecidełka. - Najlepiej będzie przy najbliższej okazji je spieniężyć, ale teraz mamy inne sprawy na głowie.
- No i oczywiście dołączam się do pytania. Jak na razie, Amrasie, wprowadzasz nas do Brokilonu w niewiadomej sprawie. Może dla ciebie las jest przyjazny. Ja na przykład na obecną chwilę czuję się tu jak intruz.

manifest - 2013-02-04 20:43:06

- Wszystko wyjaśnię Wam jutro. Zapada zmrok. Nie możemy rozpalić ognia, który odstraszałby zwierzynę zatem musimy poszukać dobrego miejsca na nocleg- pouczył drużynę Amras i zaczął się rozglądać. Tymczasem w  Brokilonie robiło się coraz ciemniej i mroczniej, a drzewa w różnych odcieniach zieleni za dnia powoli  zmieniały swój kolor na fiolety.  Las powoli ożywał, jakby budził się ze snu. Słychać było coraz więcej oznak obecności wszelakich dzikich stworzeń, czasami wręcz niepokojących. W samą porę znaleźli malutką polankę otoczoną dziwnym rodzajem kwitnących na niebiesko ostrokrzewów. Pośrodku rosło średniej wielkości drzewo, do którego Amras postanowił przywiązać Ariel.  Pierwszą wartę miał  pełnić Dearien.

Była już późna noc i dziewczyna nie mogła zasnąć. Lina strasznie ją uwierała, poza tym czuła obecność jakiejś niepożądanej osoby*. Gdy Dearien oddalił się nieco, szepnęła:
- Kici kici, Sigion! Obudź się… SIGION!
- Hęęęę…? –odmruknął zaspany.
- Sikać mi się chce. Mógłbyś mnie rozwiązać?
Sigion, wrażliwy na niewieście potrzeby podszedł chwiejnie do drzewa i ziewając mocował się z supłem.  Gdy skończył, dzikuska szybko wstała i przewaliła najemnika na futra. Półprzytomny Sigion patrzył tylko zdziwiony na dziewczynę, gdy ta brutalnie zdzierała z niego koszulę. Przez chwilę podziwiała jego umięśniony tors porównując go do swojego niepozornego ciała.  Następnie przywarła ustami do ciepłych warg mężczyzny. Wyostrzyły jej się wszystkie zmysły. Czuła miękkość mchu, szorstką skórę najemnika,  pachnący wilgocią las…

Skończyło się równie szybko, co  zaczęło. Gdy wzięła to czego chciała, odtrąciła go na bok i wróciła zadowolona pod drzewo.  Sigion chciał się poruszyć lecz jego ruchy coś krępowało. Usłyszał dziewczęcy chichot i zaklął cicho.



Primo- Wyżyj się jakoś po ludzku, a nie na biednym najemniku
Secundo- Sigion ma już swoją czarodziejkę
Tertio- Rób mniej błędów
Quatro- Nie myśl, że nikt nie zauważył
Quinto- Nie lubie Cie :(










                                                                                                  *Helyasie przybywaj!

c4wjajach - 2013-02-05 13:24:10

Bard, który akurat zdążył zetknąć się z grupą razem ze znajomą z dawnych lat, przyglądał się temu zajściu powoli przygotowując kuszę do strzału. Morenn już dawno miała nałożoną strzałę na cięciwie prostego, aczkolwiek wykonanego z wielką dokładnością łuku refleksyjnego. Jak przystało na dżentelmena, odczekał aż złodziejka wyłoni się zza krzaków.
- Coś jest z tym...- szepnęła do niego driada wskazując dyskretnie na Sigiona- Nie wygląda jakby spał.
- Chyba, że go zamurowało, albo zasłabł.- odparł Helyas, jednak i on i ona wiedzieli, że coś się z nim dzieje.
- No, wykaż się.- uśmiechnęła się do niego, kiedy dziewczyna, która miała być stracona, wyłoniła się z zarośli.
Bard wstał z wycelowaną w nią kuszą.
- Stój!- powiedział głośno. Sigion drgnął, Amras od razu zerwał się na kolana podnosząc broń z ziemi. Ariel chciała odskoczyć na bok, aby nie groziła jej kusza, lecz tuż obok niej przeleciała strzała Morenn. Niesamowite- pomyślał.- tak blisko... a już nałożyła kolejną strzałę.
Ariel stała patrząc z pod byka na groty wycelowane prosto w nią. W końcu podniosła ręce w górę. Strzał driady był tylko ostrzegawczy. Bard szczerze wątpił, żeby chciała ujrzeć kolejny.
- Amrasie- zwrócił się do elfa oceniającego sytuację.- Coś chyba jest Sigionowi.
Większość wojowników zdążyła się już pobudzić.
- Wybaczcie, że musiałem was chwilowo opuścić. To jest Morenn.- towarzyszka Helyasa kiwnęła głową na znak powitania nie spuszczając jednak oczu (ani strzały) z Ariel.- Pomoże nam obeznać się w terenie.


Helyas
Yevereth
Ariel
Amras
Sigion
Dralann
Dearien

Amras Helyänwe - 2013-02-05 15:40:44

Amras zerwał się z posłania, dzierżąc w dłoni sztylet. Niewiele czasu zajęło mu zorientowanie się w sytuacji.
- Amrasie- rzekł bard.- Coś chyba jest Sigionowi.
Elf prędko rzucił okiem w stronę rozchełstanego najemnika. Wyglądał na lekko zszokowanego, ale w żadnym wypadku nie na rannego. Nawet ten próbował coś wybełkotać, chyba na znak że wszystko w porządku.
- N'aen aespar* - rzekł w prędko w Starszej Mowie do Morenn. Gdy ta opuściła łuk, przemówił dopiero ze spokojem i z uśmiechem do Helyasa - Więc jednak niebezpieczne przygody są dla ciebie więcej warte niż żniwa? Ale nie czas na pogaduszki.
Amras podszedł w stronę skrępowanego (xd) najemnika i przeciął jego więzy. Następnie poprosił go o wytłumaczenie sytuacji.
- Zbudziła mnie w nocy - burknął, pocierając obolałe nadgarstki. - Mówiła, że szczać jej się chce, to ją rozwiązałem. Wtedy ona się na mnie rzuciła. No... Uciec pewnie chciała, ale ta driada z Helyasem ją powstrzymali.
Elf skinął głową. Domyślał się znaczenie więcej rzeczy niż to, o czym mówił Sigion, ale zgadzał się z nim w tym, że złodziejka chciała zbiec. Inaczej poprosiłaby o pomoc mającego wartę Deariena, lecz wyczuła że to wojownik jest bardziej uległy kobietom, niż pirat.
- Nie rozumiem jednej sprawy. Po co prosiłaś nas o możliwość wspólnego podróżowania, skoro teraz chciałaś się wymknąć? Gdzie tu sens, gdzie logika? Przecież nikt z nas nie oczekiwał od ciebie żadnej zapłaty za to, że uratowaliśmy twoje parszywe życie. Jak chcesz, to idź - droga wolna. Nie pożyjesz zbyt długo w Brokilonie sama, to pewne, ale przynajmniej w ostatnich chwilach swojego życia będziesz całkiem wolna - mówił elf ze sztucznym uśmiechem na ustach. - A jak życie ci miłe to bądź grzeczna. Jak się sama przekonałaś, oczom driad nic nie umknie. - Kończąc mówić, podszedł do niej i związał dłonie z tyłu. Drugą liną z kolei przywiązał ją do drzewa.
Po tym spojrzał na Morenn. Wielu ludzi miało problem z odróżnianiem dziwożon od siebie, ale elfów ten problem nie dotyczył. Amras wiedział, że nigdy wcześniej tej nie widział.
- Cieszę się, że zgodziłaś się z nami podróżować. Twoja pomoc będzie nieoceniona.

________________________________________________________________________
* Nie strzelaj

Helyas
Yevereth
Ariel
Amras
Sigion
Dralann
Dearien

Sarumo - 2013-02-07 01:01:28

Dralann zmęczona całym zajściem, w końcu wydarła się na nich, że mają przymknąć mordojapy, bo i tak za chwile świta, a ona chce spać. Driada, którą przyprowadził bard zasyczała na nią groźnie, za to bezczelne uniesienie głosu, ale widząc, że tego samego chce większość podróżników, w tym jej przyjaciel Helyas dała za wygraną i pozwoliła tym nędznym, kruchym żywotom na sen, sama czuwając nieustannie.

Po krótkiej drzemce drużyna zebrała manatki i była gotowa do drogi. Helyes z przykrością stwierdził, że jego wierzchowiec uciekł w nocy z tego przesiąkniętego dziwną aurą lasu.
-Kutafonie, źle go przywiązałeś- żachnął się Dearien. Mądrzył się dalej, póki nie odkrył, że jego własny koń te dał nogę.
-Na waszym miejscu już teraz bym pozwoliłabym im wszystkim uciec. Są przerażone i daleko was nie poniosą. Urwą się i nawet nie będzie cie mieli możliwości przeładować ekwipunku.
- Konie to niezbyt wysoka cena tej wyprawy?- zapytała czarodziejka.
-Gdy już dotrzecie na miejsce dostaniecie tyle koni, że będziecie mieli co jeść do końca życia- odparła łagodnym głosem.

Brnęli przez ponury las, często wyznaczając postoje i nasłuchując jakiejkolwiek oznaki normalności. Czasami udało im się usłyszeć głos leśnych ptaków, ale bardziej przypominało ono zawodzenie, niż wesoły świergot, który zazwyczaj się słyszy.
Odpoczywali właśnie pod wyniosłym bukiem, gdy pirat Dearien poinformował ich, że idzie się odlać. Na nikim nie zrobiło to specjalnego wrażenia- odlać się rzecz ludzka. Gdy po pół godziny, gdy zbierali się do dalszej zaniepokojona czarodziejka zaproponowała Amrasowi, czy może nie poszukać pirata, który już dawno powinien skończyć szczać.
-Pewnie przygruchał sobie jakąś driadę- powiedział Amras- nie ma co panikować.
-Nie znajdzie nas potem, a marnujemy czas.
Amras schował resztki prowiantu to torby.
-W porządku...
-Masz mój łuk- powiedziała Dralann do Yevereth.
-I moją lutnię!- zakrzyknął Helyas.
-Ludzie, on poszedł tylko się wysrać!- przypomniał Amras
- No to co, mam cie dosyć- odparała Dralann i poszła wraz z czarodziejką i bardem wgłąb lasu.

Uznali, że nie najlepszym pomysłem będzie nawoływać pirata, więc tylko rozglądali się dookoła. Bard cichutko pobrzdąkiwał na lutni, którą zawsze miał przy sobie. Zaczynało zmierzchać, a nadal nie udało im się namierzyć pirata.
-Nie wydaje mi się najlepszym pomysłem, by tak się oddalać-powiedziała Yevereth- to bezsensowne.
-Pamiętam drogę- odparła Dralann, która nieco oddaliła się od towarzyszy.
W pewnym momencie poczuła jak coś ostrego wbija jej się w nogę. Ogarnął ją paraliż i padła na ziemię.
Chwilę potem usłyszała jak Yevereth coś do niej mówi, ale obraz stawał się zamglony, aż nastąpiła zupełna ciemność.

Ocnkęła się ciemnym pomieszczeniu, leżąc obok swoich sześciu towarzyszy. Sigion, Amras i Ariel nadal sprawiali wrażenie nieprzytomnych. Najbardziej trzeźwo wyglądał Dearien, który siedział w kącie z ponurą miną.
-Co jest...- chciała wstać, ale uderzyła się w głowę. Niski sufit stanowiła plątanina korzeni i ziemi. Byli w jakiejś norze, która sprawiałaby wrażenie zwierzęcej gdyby nie to, że poprzez szpary w kamieniach, które zastawiały wejście widać było małe ognisko.
Dralann potarła ręką twarz. Była cała obolała i nadal czuła się skrępowana.  Zaczęła kląć na swoje zbolałe plecy.
-Cicho bądź- warknął pospiesznie Dearien, ale miał minę jakby już było za późno.  Coś w z ogniskiem zaczęło chrobotać, a po chwili głazy przysłaniające wejście rozstąpiły się.
-Szyscy się już pobudzili?- zapiał tym irytującym skrzacim głosem.
Przed nimi stał jakiś wyrodny mały człowieczek o szpetnej, złośliwej twarzy, z której nie schodził uśmiech.  Leprekaun.
-Nie? – zdziwił się ogromnie, po czym pstryknął palcami. Nieprzytomni dotąd członkowie drużyny zaczęli się budzić jeden po drugim.  Gnomopodobne stworzenie wydawało się być tym bardzo rozbawione.
Helyas, który miał lekko obtłuczoną głowę pierwszy zdawał się wytrzeźwieć, zaczął w panice rozglądać się dookoła, aż wreszcie jego wzrok spoczął na leprekaunie i bard prawie zakrzyknął.
-Co to ma być? Gdzie moja lutnia?
-Cały wasz dobytek spoczywa sobie bezpiecznie TAM- wskazał oświetloną część nory- Wy natomiast na razie jesteście zobowiązani spoczywać tutaj- zachichotał, przykrywając usta dłonią.
-Chcesz z nas zrobić zupę?
-…Tak! Dokładnie tego chce. Tylko jego po prostu zabiję- wskazał na pirata- bo rudy i bo śmierdzi i zepsułby smak.
-To ją lepiej też- niewzruszony elf wskazał na Dralann.
-Dosyć tego pierdolenia- odezwał się Sigion- Wychodzimy*
-Zapraszam do wyjścia- zachichotał stworek i uczynił uprzejmy gest, zapraszający do przejścia.
Sigion na czworaka pchał się do wyjścia, ale w pewnym momencie stanął i zaczął przeklinać, trzymając się za czoło.
Leprekaun był tym tak rozbawiony, że upadł i zaczął tarzać się ze śmiechu. Sigion chciał to wykorzystać i złapać skrzata za kark, ale w porę przypomniał sobie o barierze, która oddzielała ich rozdzielała. Gdy leprekaun skończył się śmiać, otarł teatralnie łzę rozbawienia i przemówił:
-Jestem Mullog, wesoły Mullog z lisiej jamy. Mógłbym was pozabijać- ale nie dostarcza mi to tyle radości, co wam prymitywni wojownicy- prychnął, patrząc na nich z pogardą. Chcielibyście jeszcze zobaczyć piękny Brokilon, wrócić do rodzin i zjeść kawał mięcha? Ha! Ale tak się nie stanie.
-Nie dasz rady zjeść nas wszystkich.
-Zjeść nie, ale rozbawić-owszem . Powiedzmy, że chcę byście wszyli stąd weseli . Mogę też wyrzucić zwierzynie wasze zwłoki na pożarcie. Wszystko zależy od tego jak umiecie się bawić. Zagrajmy w grę- Oświadczył oficjalnie- Jeżeli wykonacie zadania, które wam zlecę, nie oszukując przy tym,  pójdziecie dalej swoją drogą, jeśli nie… mam dość mocy, by zabić was wszystkich to w jednej chwili.
-Jak?- zapytała czarodziejka, niedowierzając, że tak małe stworzenie posiadło tak wielkie zaklęcia.
Leprekaun zachichotał ponownie.
- Zasady są banalne- ja rozdaję zagadki, wy na nie poprawnie odpowiadacie, obiecuję, że będę grać honorowo- irytujący chichot doprowadzał ich do szału- Jeżeli nie zgadniecie, nie zabiję was- podejmę kolejnej próby. Wszakże przedtem będziecie musieli zjeść swój własny kciuk. Co wy na to?
-Zgoda!-ryknął Dearien.
-Więc kto pierwszy?- rozjerzał się- Może ty, mój długowłosy przyjacielu- Łypnął parszywym wzrokiem na Helyasa.

Z zieleni w czerwień barwi się w południe
Sentyment, słodycz, rodzinne strony
Tak dawno go tutaj nie widziałem
Pożąda go każdy podróżnik spragniony
**

-Haha! Mamy i elfa… no więc.. pomyślmy…

W ciemnościach spokojnie cię obserwują
Z tą samą miną, zawsze u siebie
Potężne jak świat i tajemnicze
Ziarenka maku na świeżym chlebie


-Rudy! Teraz ty.

Kołysze do snu jak matczyne serce
Choć gniewne bywa w swej wspaniałości
Owocne ono, a  i śmierć niesie
I jego chłód przenika do kości


-Czarodziejko-ukłonił się

Stróż brudnych domów
Esencja zwinności
Wciąż błyska w ciemnościach
Ten król dostojności


-Twoja zagadka, brudny najemniku

Silniejszy od pięści i niezastąpiony
Odbija kim jesteś
On z ziemi zrodzony
A gdy ucztuje grzmią  dzwony żałobne


-Moja droga- zwrócił się do Ariel

Prastary przodek zrodzony przez bezmiar
Kolorów nadaje, gdy w drzewa  uderza
Największy strażnik całego życia
Brakuje mi go w podziemnych ukryciach


Następnie przeniósł wzrok na Dralann. Oblizał lubieżnie wargi, po czym wypowiedział jej zagadkę:

Żdy człowiek czy stworzenie
Tym ubiera swe pragnienie
Wiatr cichutko podśpiewuje
myśl ku niebu ulatuje




*Przypomniał mi się Obelix :)
**Zgadaki starałam się robić takie, by były możliwe do rozszyfrowania. Niestety nie umiałam chyba dostosować ich do możliwości intelektualnych poszczególnych użytkowników :D Jeżeli ktoś naprawdę nie będzie mógł ich zgadnąć, proszę zgłosić się do mnie, ja postaram się pozmieniać coś tak, by były bajecznie łatwe. A jeśli mimo to ktoś nie da rady, to trudno, zostaje bez kciuka :)

Istotnym jest, że odpowiadamy wyłącznie na swoją własną zagadkę.

Jednocześnie kieruję prośbę do któregoś z adminów (tylko Wam ufam) by napisał zagadkę dla mnie, gdyż trochę nie w porządku byłoby, gdybym skierowała ją sama do siebie 



Ostatnia zagadka autorstwa manifest


Helyas
Yevereth
Ariel
Amras

Sigion
Dralann
Dearien

Radosny Rabarbar - 2013-02-07 21:24:59

Sytuacja wydawała się Yevereth zdecydowanie komiczna. Zaczęli od szukania szczającego pirata, wylądowali w jaskini małego, wrednego złośliwego stworzonka, które w obecnej chwili im groziło. Cudownie.
Poza tym lubiła swój kciuk. Miała go od kiedy pamiętała. I jakoś nie miała zamiaru się z nim rozstawać, mimo to zamiast starać się go ocalić, najpierw myślała, jak można by unieszkodliwić leperkauna. Leperkauna, który dysponował o wiele większą mocą, niż się im wszystkim zdawało.
Jaskinia była przesiąknięta magią, zdecydowanie potężniejszą od jej własnej, fizyczne ataki zablokuje magiczną tarczą.
Co oznacza, ze chyba jednak trzeba będzie zagrać w tę cholerną grę.
- Wydaje mi się, ze chodzi o kota - powiedziała czarodziejka po długiej chwili zastanawiania się. - Zwinna, cwana, bezczelna, samolubna i jednocześnie nawet dostojna bestia. Jego oczy odbijają w ciemności światło. W "brudnych domach" łowi myszy. - spojrzała wyzywająco w oczy Mulloga. - To jak?
Mullog długo nie odpowiadał.

"Kciuku, przepraszam!"

Dearien - 2013-02-07 22:44:39

Dearien był o krok od pobicia życiowego rekordu. Strumień uryny znaczył korę na wysokości prawie dwóch metrów! "Jescze tylko trochę wy-żej..."
Z przejęcia nawet nie poczuł ukłucia. Oczy zasżły mu tylko śnieżnobiałą mgłą i otoczył go zapach wigotnej ściółki. I był pusty, niespokojny sen.

Nie kryjąc zdenerwowania, pirat słuchał leprekauna. Nieznana energia otaczała korsarza, krępując wszystkie gwłotwniejsze ruchy. Przekonał się o tym w sposób bolesny, kiedy poderwał rękę  po napadzie okropnego swędzenia nosa. Gdy cała drużyna zgromadziła się na zewnątrz, Mullog aż kipiał z podniecenia. Szpetna twarz skrzata kusiła rękę bardziej, niż wiszący na wysokości piersi sopel. Słowa wypluwał z pasją barda i dykcją grabarza. Jego wesołkowatość doprowadzała pirata do granicy między rozsądkiem a desperacją.
- Zgoda! - krzyknął, gdy na straży zagrożonego rozsądku stanał już tylko strach przed bólem. Podjął się tym samym udziału w zagadkowej grze. W każdym znaczeniu tej frazy.

Gdy każdy usłyszał treść swojej łamigłówki, Leprekaun zatańczył w kręgu, zachichotał i przysiadł na pieńku. Rzeki potu spływały po karkach kompanów, gdy ci, gryząc paznokcie, przetrząsywali najdalsze zakamarki swoich umysłów. Spokojny z pozoru był jedynie Amras, jednak nawet jemu pulsowała żyłka u skroni. Pierwsza odpowiedź rzuciła Yevereth. Swój wybór sensownie uzasadniła. Wszyscy zamarali w oczekiwniu na reakcję Mulloga, ten jednak spojrzał na nich wyjątkowo nieprzyjemnie i krótko odparł:
- Czekam.
Pirat raz jeszcze dla pewności przeanalizował, wers po wesie, swoją rymowankę, po czym rzekł śmiało i pewnie:
- Morze.
Mullog podniósł z ziemi szyszkę i zaczął skubać ją z nasionek.

manifest - 2013-02-09 17:40:46

Ariel długo zastanawiała się nad  odpowiedzią. Wydawała się ona  tak oczywista i prosta, że dziewczyna zaczęła się zastanawiać czy nie jest podchwytliwa.  Leprekaun wcale nie wydawał jej się honorowym graczem i podejrzewała, że nawet jeśli wszyscy odpowiedzą poprawnie nie dopełni się jego obietnica. Sytuacja w jakiej się znaleźli zmusiła ich jednak do gry na jego zasadach. Spojrzała na skupione twarze swoich towarzyszy i w jej głowie pojawiła się dziwna myśl- nie chciała ich opuszczać. Mimo że cały czas coś robiła źle przywiązała się do nich.  Zdziwiła się sama sobie i zaczęła jeszcze raz analizę zagadki.
- Odpowiedzią jest słońce, Mullogu- odpowiedziała wolno i z uwagą obserwując reakcję stworzenia.

Szifer - 2013-02-09 18:40:43

Silniejszy od pięści i niezastąpiony
Odbija kim jesteś
On z ziemi zrodzony
A gdy ucztuje grzmią  dzwony żałobne

Najemnik miał dylemat. Silniejszy od pięści. Prawdopodobnie broń... Nie zastąpiony... Niczym druh. Odbija kim jesteś... Jestem najemnikiem. On z ziemi zrodzony... Broń z piasku, z drewna... Ze stali... A gdy ucztuje grzmią dzwony żałobne... Zabija jednym celnym uderzeniem. Ucztuje, pławi się we krwi.
- Miecz. Odbija kim jestem. Oferuję go temu, kto da więcej. Zabijam. Jest niezastąpiony i silniejszy od pięści. On z ziemi zrodzony, gdyż jest z jej rud, ze stali. Gdy nim zabijam, wielu ludzi przywdziewa szaty żałoby po zabitych. - Leprekaun wpatrywał się przez niego chwilę, po czym zaczął coś pisac bądź rysować palcem po ziemi. Sigion zdążył tylko pomyśleć "Oby nie chodziło o topór..."

c4wjajach - 2013-02-09 20:19:01

Helyas usłyszał zagadkę po czym zaczął się zastanawiać. Zauważył, że w"mieszkaniu" leprekauna nie było driady, ale lepiej nie polegać na innych tylko odgadnąć. Przynajmniej jak coś spieprzysz, masz świadomość, że to wyłącznie twoja wina.
W południe czerwone...- myślał- może jakaś roślina... nie, to jakaś głębsza myśl. Tak jak z tym o człowieku "Rano na czterech, w południe na dwóch, wieczorem na czterech..."*
Czarodziejka odpowiedziała. Następnie Pirat.
Cholera... potrzebuję tych kciuków. Co to za bard, któremu brakuje palców...może staw... nie, południe się nie zgadza, jeśli już to czerwieni się o zachodzie słońca. Może z tym rankiem i południem chodzi o pory roku...
Sigion odpowiedział na swoją zagadkę. Czasu coraz mniej... słodycz... pożąda go spragniony podróżnik.
- Jabłko.- powiedział krótko bard. Tak... to na pewno jabłko.

*fragment zagadki Sfinksa z Egipskich legend.

Helyas
Yevereth
Ariel
Amras
Sigion
Dralann
Dearien

Amras Helyänwe - 2013-02-11 21:05:44

Amras wsłuchał się w swoją zagadkę. Denerwowało go to, że znowu wepchnęli się w jakąś dziwną sprawę. Mieli jasny cel od driad, ale oczywiście coś musiało pójść nie tak, jak zwykle.
Zagadka...
Amras starał się co prawda analizować poszczególne wersy, ale miał niezwykłe zaburzoną koncentrację. Podejrzewał że to przez nagromadzenie dużej ilość magii w tak stosunkowo niewielkiej przestrzeni - elf źle znosił magię. Frustrację potęgował fakt, że każdy z jego towarzyszy - prócz Dralann - poradził już sobie ze swoją rymowanką.
Krople potu zaczęły szklić się na czole przedstawiciela dumnej rasy. Nie miał absolutnego pojęcia, co może być odpowiedzią na zagadkę tego parszywego pokurcza.
Amras spojrzał na swoje dłonie. Perspektywa utracenia któregokolwiek palca wydawała się co najmniej nieciekawa. Jasne było, że bardzo straci na wartości dla drużyny, jeśli nie będzie mógł dawać jej w walce tyle, co dotychczas. Myślał o dawnych latach, gdy pracował jako goniec. Niezliczoną ilość razy jego umiejętność celnego posyłania strzał ratowała mu życie. Ach, te nocne galopy traktami, gdy trzeba było dostarczyć listy...
... Noc!
- Gwiazdy! - wykrzyknął rozdygotanym głosem. - Odpowiedzią na moją zagadkę są gwiazdy!

Sarumo - 2013-02-11 21:15:41

Dralann, jak można by się spodziewać zdziczałym człowieku, przeraziła konieczność intelektualnego wysiłku. Zagadka na początku wydała się banalna- później popatrzyła na paskudnego gnoma i uświadomiła sobie jak bardzo się myli. Myśl jak gnom, myśl jak gnom. Skąd miała wiedzieć w co ludzie ubierają pragnienia?Miała ich gdzieś, jej własne były inne... Może to słowa, których tak nadużywają? Jednak nie każde stworzenie posługuje się mową.
-Marzenia- rzekła wreszcie, jakoż, że nic bardziej odpowiedniego nie przychodziło jej do głowy. Skąd leprekaun mógł znać takie słowo? I przecież nie każdy ma marzenia. Podludzie ich nie mają. Coś już o tym wiedziała.

Szifer - 2013-02-13 21:12:12

-Wszyscy dali już odpowiedź. - najemnik zaczynał się niecierpliwić - Mówże teraz, czy wszyscy udzielili dobrej. Nie mam zamiaru gnuśnieć w tej norze...

Sarumo - 2013-02-13 23:20:53

Mały, złośliwy leprekaun zaczął się trząść, po czym wydał z siebie coś, co brzmiało jak pisk bezsilnej złości. Zaczął walić piąstkami w ściany jaskini.
-To znaczy, że dobrze?- domyślił się Sigion
-Wszyscy dobrze, wszystko dobrze- zapłakał gnom i upadł na ziemię, szlochając.
-Obiecałeś nas wypuścić-przypomniał elf.
Gnom wstał gwałtownie, a jego duże zalśniły złowróżbnie.
-Bo co?- pogroził im palcem- wciąż jesteście w mojej mocy, nic was z tego nie zwalnia...
-Oprócz umowy-przerwał mu Amras.
Mullog zaśmiał się perfidnie.
-Mullogu, powiedz, po co miałbyś nas tu więzić-powiedziała łagodnie Yevereth- nikt nie wątpi w twoją wielką moc...
-Tak, zaiste, jestem wszechpotężny!
-Doprawdy, frantowski, acz najprawdziwszy władca podziemi...
Gnom zachichotał.
-Zdradziłbyś nam może skąd czerpiesz taką moc?
Mullog rozejrzał się wokół, jakby bał się, że ktoś go podsłucha, po czym skinął na Yevereth, jakby chciał jej coś powiedzieć na ucho.
-Nie mogę przejść-powiedziała- Gdybyś tak...
-Ha! Myślicie, że dałbym się nabrać na taki niby fortel? Mullog stary, ale jeszcze nie głupi jest gnom.
I z takimi słowami zostawił ich przepełnionych trwogą i zmęczeniem. Każdy z nich tej nocy ukatrupiał leprekauna na tysiące wymyślnych sposobów. Dralann wsypywała mu właśnie gwoździe do gardła, gdy obudziło ją szturchnięcie.
Był to Dearien, który wskazywał kawałek ziemistej ściany, w którym zaczął drążyć otwór, gotowy pomieścić i najszerszego w barach Sigiona. Dralann szybko podchwyciła pomysł i razem z piratem zaczęła rękami przekopywać się przez kilogramy ziemi. Nie była specjalnie twarda i kamienista, co znaczyło, że nie mogą być zbyt głęboko. Plan choć banalny, wydawał się mieć możliwość powodzenia. Zablokowane przejście znajdywało się na tej samej ścianie jaskini i nie było z niego widać, co też czyni się zaraz obok. Stamtąd można było kopać w bok, lecz nie wiadomo jak długo musieliby to robić, zanim by wyszli, gdyż trudności niemałe stwarzałoby kopanie w górę. Druga możliwość zakładała przedostanie się wprost do 'komnaty' Mulloga. I tak też zamierzali uczynić, gdyż tam znajdował się ich cały ekwipunek i gdyż chęć zemsty na małym wrednym stworzonku zawładnęła ich umysłami.
Nie wiadomo jaka była pora dnia- ale godzinę potem jak się przebudzili w zablokowanym przejściu stanął Mullog i oświadczył, że ma dla nich strawę. Wszyscy szybko odskoczyli od ściany, w której już znajdował się otwór, który mógł mieć połowę potrzebnej długości.
Sigiona udało się nakłonić do zjedzenia garści dżdżownic, pod groźbą zniszczenia jego miecza. Dralann bez większych ceregieli zrobiła to samo, a i pirat jakoś to na sobie wymógł. Yevereth jednak patrzyła na swoją porcję z ogromnym obrzydzeniem, ino znów szantażowani straceniem pewnych części ciała wszyscy w końcu pochłonęli posiłek.
Po odejściu Mulloga wznowili kopanie i po dwóch godzinach, zauważyli, że przez grudki ziemi przebija ciepłe światło ogniska. W tym samym momencie Yevereth obwicie zwymiotowała,  Sigion chcąc uniknąć zetknięcia z rzygowinami oparł się resztki ściany, która natychmiast runęła.
-Kurwa, weź na mnie nie rzygaj- Powiedziała głośno Dralann.
Mullog skoczył ku nim rozwścieczony. Za nim z ziemi wyrosły dwa stworzenia, które sprawiały wrażenie jakby i ich tkanką była ziemia właśnie,a w tyłek Sigiona została posłana ognista strzała (34-5)


Mullog
Jak wiadomo nie jest on zwykłym leprekaunem, więc i jego cechy odbiegają troszkę od przeciętnych dla jego gatunku :)
Żywotność: 32
Uniki:6
Zbroja:brak
Broń:ręce,zęby, silnie zaawansowana magia
Czary:Blokada,Przywołanie żywiołaków, grot,pirokineza

Żywiołak ziemi (2)
Żywotność:34
Uniki:2
Broń:uderzenia pięścią megamocy (6)

Dla  nie orientujących sie w terenie ;)
http://img210.imageshack.us/img210/5408/beztytuujsq.jpg





Misja:zajebać skurwysyna :)

Dearien - 2013-02-14 22:46:15

- Ja pierdolę. - skomentował lakonicznie pirat.

POST JEST KURWA MAĆ NIEREGULAMINOWY

manifest - 2013-02-16 17:00:44

Na twarz Sigiona wystąpił grymas bólu. Był teraz gotowy zabić leprekauna choćby gołymi rękoma. Wzniósł okrzyk bitewny i zaczął biec jak szalony na wrogów. W ostatniej chwili czarodziejka wyczarowała przed nim barierę ochronną, która odbiła lecące ku niemu zaklęcia.  Teraz, gdy nie było już między nimi zapory Mulloga Yevereth poczuła się pewniejsza. Wciąż nie wiedziała czego może oczekiwać od tego dziwnego stworzenia,  szanse drużyny na powodzenie były bardzo małe. Musieli szybko dostać się do ich oręża.
     Ariel odrzuciła jasne włosy do tyłu i zaczęła obmyślać plan. Po chwili już biegła między stwory zwinnie unikając ataków. Mullog zaśmiał się szyderczo i posłał w nią strumień ognia. Przeskoczyła ponad nim. Jej łuk, kołczan i miecz były coraz bliżej...Jeszcze trochę!

Radosny Rabarbar - 2013-02-16 21:23:44

Gdyby nie to, że musiała ratować tyłek złodziejki, która ot tak pobiegła sobie bez osłony po broń, poszłoby sprawniej. Ariel przeskoczyła nad pierwszym posłanym w nią strumieniem magii, drugi zrobiłby z niej grzankę, gdyby czarodziejka nie odbiła go własnym. Efektem tego była dość sporych rozmiarów wyrwa w ścianie, no i oczywiście widok uśmiechniętej twarzy Ariel dzierżącej swoją broń.
- Po raz kolejny uratowałam twój tyłek, złodziejko! - wrzasnęła na nią Yevereth, po czym zajęła się przyzwanymi przez Mulloga istotami.
Żywiołaki na szczęście nie należą do zbyt inteligentnych stworzeń. Małe, zwinne iluzje w kształcie świetlistych smoków zmyliły stworzenia na krótki czas. Czas, który jednak wystarczył reszcie druzyny na dostanie się do broni. Czarodziejka po swój miecz nie szła. Mimo ze czuła się bez niego jak bez ręki, zdawała sobie sprawę, ze jej magia bardziej się przyda w tej sytuacji.
Zdolności leperkauna były dla niej zagadką, wiedziała tylko, że są zdecydowanie potężniejsze od jej własnych. Może nie na tyle, żeby zabić ich wszystkich od razu, ale wystarczające, żeby wykończyć każdego po kolei.
- Chodź tu, mała gnido! Niemagiczne istoty czarami atakujesz, co? Honoru nie masz w sobie za grosz, sukinsynu jeden.
Mullog tyko się zaśmiał i posłał w jej stronę kolejny strumień ognia. Wyczarowana przez nią tarcza odbiła czar.
Panuj nad sobą, Yevereth panuj, bo wiesz, co się dzieje, jak tracisz kontrolę!
Kolejny ogień, kolejna tarcza, grot, unik i tak w kółko. Obrona czarodziejki słabła, wiedziała, że nie wytrzyma długo tego pokazu fajerwerków. Miała tylko nadzieję, że któryś z towarzyszy zdąży odciąć tej małej gnidzie łeb, zanim ją wykończy.

Amras Helyänwe - 2013-02-19 19:08:14

Amras, jak to już weszło mu w nawyk, po pierwsze ocenił sytuację. Nim dopchał się do jamy Mulloga, wewnątrz zdążyło się sporo zadziać; błyskało światło zaklęć, Yevereth chyba za punkt honoru obrała sobie usmażyć leprekauna. Ten z kolei powołał do życia żywiołaki ziemi.
W całym tym zamieszaniu odnalazła się Ariel, która wydobyła swoją broń.
- Rzuć mi mój miecz! - zakrzyknął Amras biegnąc w jej stronę, zręcznie unikając ziemistych łap stworów. Ariel chwilę się zawahała, uświadamiając sobie, że nie wie, kto jakim orężem włada. Wybrała na szczęście odpowiednie ostrze i rzuciła w stronę elfa.
Ten podniósł swój miecz i ruszył na jednego ze stworów. Amras był o wiele szybszy od przywołańca, raz za razem zadawał mu ciosy (32-5). Jednak jego przeciwnik sprawiał wrażenie niewzruszonego, nawet gdy elf odciął mu prawe ramię (27-7). To znacznie utrudniało sprawę, bo żyjącą istotę otumaniał zwykle ból. Problemem było tez to, że po każdym celnym ciosie w powietrze unosił się mały obłok pyłu i ziemi, co drażniło o czy. Właśnie po jednym takim zdarzeniu Amras stracił koncentrację i rozkaszlał się, co bezwzględnie wykorzystał żywiołak, zadając potężny cios ocalałą ręką (31-5). Elfa odrzuciło do tyłu, jego szlachetny zadek zaliczył bolesny upadek, ten jednak wiedząc że pozostawanie zbyt długo w parterze grozi niebezpieczeństwem, zerwał się na nogi i przybrał pozycję gotową do walki. Kątem oka starał się dostrzec, jak radzi sobie reszta drużyny.


Helyas
Yevereth
Ariel
Amras
Sigion
Dralann
Dearien

Szifer - 2013-02-21 20:17:26

Sigion ruszył z furią na przeciwników. Widział pędzące w jego stronę zaklęcia i wiedział, że w żaden sposób nie zdazy przed nimi uskoczyć, gdy one nagle zaczęły się odbijać. Yevereth! Sigion biegł dalej, a Mullog w tym czasie rozpoczał pojedynek z czarodziejką. Najemnik widział jak był nim pochłonięty, na tyle, że przestał zwracać na niego uwagę. Postanowił odrobinę zwiększyć szanse czarodziejki więc zatoczył łuk, aby zniknąć z pola widzenia leprekauna. Kiedy zaszedł go od drugiej strony on tylko zdązył odwrócić głowę w jego stronę. Sigion uderzył go pięścią w policzek (32-3). Ten zachwiał się, a Yevereth wykorzystała szansę i rzuciła w stronę karła ognistą (29 - 7). Sigion nie pozostawał przy karle. Szybko złapał za swój topór i rzucił się pomóc Amrasowi, który właśnie zrywał się z ziemi, po ciosie żywiołaka.

Helyas
Yevereth
Ariel
Dralann
Dearien

Amras
Sigion

Sarumo - 2013-02-23 16:28:08

Dralann w całym zamieszaniu czuła się bezradna. Nie miała broni, ale widziała gdzie się znajduje. Co z tego, że dopadnie swój łuk, skoro w ciasnej norze nie było warunków by go użyć. Poza tym na drodze do ekwipunku stał żywiołak. Dralann szybko przemknęła obok niego. Póki wrogowie byli zajęci resztą drużyny, ona zaczęła poszukiwać czegoś czym można walczyć. W końcu wygrzebała sztylet barda. Zapiała głośno i rzuciła się ku Mullogowi, ale w tej samej chwili odwrócony do niej plecami gnom wyczarował wokół siebie ognistą aurę. Dralann zamarła i cofnęła się. Obok niej znajdowało się ognisko, a na nim kociołek wrzącej wody. Dralann chwyciła go przez koszule i zawartość wylała prosto na zajętego walką Mulloga (22-4). Gnom krzyknął, a ognisty krąg wokół niego zniknął. Natychmiast wykorzystał to Amras, który uderzył mieczem prosto w kark gnoma. Jego łeb  upadł na ziemię i on sam po chwili osunął się i na zawsze zamarł. Ale z karku Mulloga nie wypłynęła klasyczna czerwona krew. Z leprekauna polała się ciecz podobna do wody, ale gęstsza, a gnom wydawał się rozkładać w trybia natychmiastowym. Wraz ze śmiercią Mulloga zniknęła jego magia i żywiołaki ziemi stały sie zwyczajną poczciwą ziemią.
Stali chwile zziajani nad znikającymi zwłokami gnoma.
-Zwijamy się-rzucił Amras
-Hej- Zakrzyknęła Dralann- tu coś jest- wskazała na przykrytą ziemię klapę w podłodze
-Nie otwieraj- Zdenerwowała sie Yevereth, ale już było za późno.
-Chodź tu zaświeć lepiej- powiedziała do niej. Yevereth podeszła i wyczarowała małą kulę światła, którą skierowała w głąb zapadni. Dralann zajrząła do środka.
-O rzesz ty kurwa...

Wskoczyła do dziupli, w której można było sie poruszać tylko na czworaka. Nie miało to specjalnego znaczenia. Jama była wypełniona pordzewiałymi denarami, zdobioną bronią, księgami, szkatułkami.
-Nie wpuszczajcie tu tej złodziejki!- krzyknęła do pozostałych na górze.




Robimy tak:obławiamy się i spierdalamy :)

Radosny Rabarbar - 2013-02-23 18:37:13

Czarodziejka wskoczyła za Dralann i rozejrzała się wokół. Ilość skarbów nagromadzonych w tym miejscu przerosła jej najśmielsze oczekiwania.
Jej wzrok przykuł srebrny miecz.
"Cóż, martwemu gnomowi i tak na nic się nie przyda, a szkoda, by się zmarnował" pomyślała biorąc go ze sobą. Niedaleko niego znalazła magiczny amulet. Bez namysłu wzięła go ze sobą. Wpakowała do kieszeni tyle denarów ile się w nich zmieściło, po czym rozpoczęła przeglądanie jednej z ksiąg. Wyrwała interesujące ją strony i wygramoliła się niezgrabnie z wyjścia. Zabrała swój oręż i oparła się o ścianę jaskini. Po raz kolejny wydała więcej magii niż powinna, przez co siłą woli powstrzymywała się od stracenia przytomności.
- Pospieszcie się, nie dam rady już długo utrzymać tego światła - powiedziała do reszty, która nadal była zajęta przetrząsaniem skarbów Mulloga.


Helyas
Ariel
Dearien
Yevereth
Dralann
Amras
Sigion

Dearien - 2013-02-25 21:05:14

Członkowie drużyny, jeden po drugim, wtoczyli się do groty, gdzie czekał już na nich mały skubaniec. Leprekaun machnął kosmatą ręką raz i drugi, a z ziemi wyrosły golemopodobne kreatury zdecydowanie nie budzące sympatii ni zaufania. Pirat nie postrzegał sytuacji jako skomplikowanej. Jedyna droga ku wolności wiodła po trupie leśnego gnoma. Uchylając się przed łapą żywiołaka, przeturlał się w róg nory. Złodziejka dopadła już oręża i rozrzucała go członkom kompanii. Dearien zdał sobie sprawę, że nie pamięta jej imienia. 'Cholera - myślał gorączkowo - jak wołają na nią inni? Jak woła na nią Dralann...'
- Kurwo! - zakrzyknął - Rzuć miecz. Pierwszy z brzegu!
Nim stanął w pozycji szermierczej, było po sprawie. Elf wycierał o leprekaunie łachy ostrze miecza, a dumna z siebie Dralann wzięła ręce pod boki.

Na próżno szukał zdobionych sekstansów, nilfgardzkich busoli, krasnoludzkiej roboty szekli, czy choćby ładnej fajki. Łupem Mulloga nie padł najwidoczniej nigdy żaden kapitan. Znalazł za to elfie pasy z lśniącej, brązowej skóry zdobione szeregiem runicznych tłoczeń, a do kompletu pochwę na miecz, bukłak i dwie sakiewki, które na miejscu wypchał denarami. Nim Sigion przepchnął go w tył potężnym ramieniem, pirat chwycił jeszcze puzderko maści do impregnacji drewna i skóry. Nieco markotny, że zdołał wziąć tylko tyle, natychmiast rozchmurzył się, gdy dopiął złote sprzączki pasów, umocował na nich przyjemnie obciążone sakiewki i przełożył miecz do nowego pokrowca. Teraz przysiadł w rogu nory, splótł ręce na piersi i spokojnym wzrokiem śledził ruchy oswobodzonej złodziejki.

Helyas
Ariel

Dearien
Yevereth
Dralann
Amras
Sigion

manifest - 2013-02-26 21:46:35

Walka ze stworami przebiegła szybko a drużyna nie odniosła żadnych poważniejszych szkód, ba!- nieźle się przy tym obłowili. W skarbcu znajdowały się złoto, klejnoty, broń i wiele innych majętności- każdy znalazł coś dla siebie…prócz Ariel. Mimo perfidnych podejrzeń jakimi nią oskarżali domniemana złodziejka nie była zainteresowana skarbcem leprekauna. Dla niej były to tylko kolejne przedmioty do dźwigania, niepotrzebny  balast. Cicho nucąc przechadzała się po małej izbie rozglądając się za jakimś prowiantem.  W końcu zadowoliła się butelką jakiegoś dziwnego, acz smakowicie wyglądającego trunku. Uśmiechnęła się do czujnie obserwującego ją najemnika i pociągnęła kilka łyków. Poczuła rozpływające się po całym ciele przyjemne ciepło i nagły przypływ siły. Powrócił jej dobry humor, przymknęła oczy i upierając się o ścianę zaczęła wspominać. Czas powoli upływał a oni wciąż penetrowali grotę Mulloga.
- Bardzie! Umil nam to dłużące się oczekiwanie pieśnią-poprosiła Heylasa, a ten obojętnie wzruszył ramionami i szarpnął struny lutni.

                                         Zapachniało powiewem jesieni
                                         Z wiatrem zimnym uleciał słów sens
                                         Tak być musi
                                         Niczego nie mogą już zmienić
                                         Brylanty na końcach twych rzęs

                                                               …
    Ariel dołączyła się do śpiewającego trubadura. Gdy zabrzmiał już ostatni wers jej bystre oczy dostrzegły kobiecą postać stojącą w wejściu. Rozpoznała w niej wcześniej już poznaną dziwożonę.
- Gdzie ona się do cholery podziewała?-pomyślała Ariel patrząc na nią podejrzliwie . Heylas chyba myślał o tym samym ale cierpliwie czekał aż driada się odezwie.

Amras Helyänwe - 2013-02-28 20:00:52

Amras odepchnął nieco brutalnie stojącą Ariel. Skoro nie chciała sama się wzbogacić to jej sprawa, elf jednak nie miał zamiaru pozwolić, by przeszkodziła w tym jemu samemu.
Amras wskoczył do dziupli. Było tu bardzo nisko, nawet na czworakach czuł wysoki dyskomfort. Ale tylko z początku - wszystkie niedogodności poszły momentalnie w niepamięć gdy zobaczył, ileż bogactwa nagromadził leprekaun.
Bez zbędnych ceregieli elfi łucznik nie mógł nacieszyć wzroku ślicznie zdobioną bronią. Co wybrał jakiś miecz to musiał go odrzucić, znajdując następny, lepszy od poprzedniego. Nie mógł zdzierżyć że stracili konie - mogli wynieść z tego skarbca tyle, że wszyscy razem byliby bogatsi niż królowie Bremervood, Cidaris i Caingornu razem wzięci! Nie można było jednak w takiej sytuacji narzekać. Amras wziął półtoraręczny miecz z posrebrzaną rękojeścią i rubinem wprawionym w głowicę. Ponadto do pasów na ramionach przymocował dwa sztylety. Kieszenie wypchał denarami - początkowo chciał nabrać jedynie zdobionego oręża, sądząc, że w razie potrzeby może to sprzedać, po namyśle jednak stwierdził, że trudno może być pozbyć się tego. Ktoś mógłby zadawać pytania, a denary to jednak denary.
Gdy stwierdził że jest już dostatecznie obłowiony, odstąpił na bok, robiąc miejsce zniecierpliwionemu Sigionowi.



Amras
Helyas
Yevereth
Ariel
Sigion
Dralann
Dearien

Szifer - 2013-02-28 20:28:44

Sigion postanowił, że pomyśli logicznie. Jako, że znał się trochę na broni, od razu odrzucił na bok większość tych ozdobnych. Był najemnikiem. Potrzebował broni do działania. Gdyby nosił tę ozdobną, pierwszej nocy w przydrożnej karczmie miałby nóż w plecach. I tyle po takiej broni. Znalazł jednak coś, co go zainteresowało. Pas, do którego przymocowane było 8 noży. Wszystkie były identyczne. Najemnik podniósł pas i wyjął jeden z noży. Był idealnie wyważony. Podrzucił go w ręku, a ten zrobił pełny obrót, a jego rękojeść ponownie wpadła mu do ręki. Sigion nie przepadał, za bronią dystansową, ale noże do rzucania były tym, co mu się przyda. Poza tym rozejrzał się po skarbcu. Oczywiście nie było tu toporów. Kto trzyma w skarbcu topory. Z resztą, nawet te ozdobne są raczej rzadkością. Najemnik myśląc logicznie poprzypinał do nowego i starego pasa kilka sakiewek i napełnił je denarami. Dodatkowo kilka większych sakiewek umieścić w wewnętrznych kieszeniach, a kilka innych, mniejszych, wypełnionych kamieniami szlachetnymi, w skrytkach, które już wcześniej zrobił w swoim ubraniu. Aby wziąć jak najwięcej, w końcu był najemnikiem, był gotów zrobić wszystko dla pieniędzy, pozakładał po dwa pierścienie na każdy palec, a na szyję założył kilka medalionów. Wychodząc spostrzegł, że na ziemi leży nóż. W zasadzie był to kord, całkiem zwyczajny, z wygodnym paskiem, który można było założyć na ramieniu lub łydce. Był całkiem dobrej jakości. Obok niego leżał drugi, identyczny. Sigion wziął oba, jeden przymocowując na ramieniu, a drugi na łydce. Tak obłowiony wyszedł ze skarbca leprekauna.
- Ciekawe ilu takich jak my musiał zajebać, żeby to wszystko zgarnąć... Jesteście pewni, że wzięliście tyle ile chcecie? Jeśli mi coś zniknie, to dzisiejszej nocy kogoś zajebię... - Sigion miał teraz sporo obciążenia, był świadom tego, że w walce będzie mu to przeszkadzać, dlatego postanowił po wyjściu z Brokilonu gdzieś to ulokować, aby móc spokojnie wykonywać swoją pracę.

Sarumo - 2013-04-01 21:53:23

Dralann rozejrzała się po grocie pełnej skarbów. Po przerzuceniu kilkunastu kilogramów błyszczących dupereli stwierdziła, że nie ma w niej wiele tego, co naprawdę mogłoby się jej przydać w dalszej podróży. Jej uwagę przykuł dość ciężki skórzany kołczan. Wytłoczona na nim była historia pewnego smoka, który odwiedzał nieprzyjazne miejsca w świecie ludzi. Zewsząd atakowany w końcu wzbił się w górę i leciał prosto w chmury, by tam odnaleźć dom. Dralann zaintrygowana historią smoka, wzięła kołczan ze sobą. Wzięła też pusty zdobiony dzienniczek i ciężki zapewne też cenny owalny kamień.
-Ej- kopnęła Sigiona w tyłek, wyrywając go brutalnie z transu zbieracza badziewi- zbieramy się.
Wychodząc Dralann wycelowała i rzuciła prosto w uśmiechniętą gębę Ariel.
-Nie podlizuj się mu, suko- rzuciła w stronę złodziejki.

Gdy już wszyscy wygramolili się z podziemi odnalazła ich driada- przyjaciółka Helyasa. Skrzywiła się, widząc ich usmarowanych ziemią.
-Gdziekolwiek byliście musimy iść co prędzej do Duén Canell- powiedziała, po czym odwróciła się gwałtownie. W oddali spostrzegła sylwetkę niedźwiedzia, do którego szybko strzeliła.
-Co robisz?- krzyknęła Dralann- nawet nie podszedł by do nas.
-Zaatakowałby, w tej sprawie macie się udać serca Brokilonu.
-Ale przecież on już nie żyje- Zauważył Helyas
-W sprawie wściekłych niedźwiedzi?-skrzywiła się Dralann
Driada nie patrzyła już na nich.
-Idziemy


Dalej już sami wymyślcie. Szczerze miałam na tę przygodę nie najgorszy pomysł, ale teraz musiałam zrobić coś na szybko

Szifer - 2013-04-08 22:48:52

Sigionowi się to wszystko nie podobało... Lubił wiedzieć z kim będzie miał do czynienia, jednak wyglądało na to, że tutaj, w każdej chwili, z każdego zakamarka może wyskoczyc na nich zabójca w postaci, ot choćby zająca szaraka.
- Kurwa! - na tą myśl nie mógł sie powstrzymać od tego krótkiego, wszystko wyjaśniającego komentarza. Zazwyczaj nie bał się zwierząt, jednak szanował je. W końcu to one uosabiały różne cechy ludzkie. Niedźwiedź na przykład siłę, a wilk pracę w grupie i rodzinę. Jednak byli w Brokilonie*. Tu nie wiedział nawet jakich zwierząt może się spodziewać, gdyż driady dosięgały strzałą każdego, kto zrobił krok za dużo w stronę tego lasu...
Tak więc idąc przez brokilon, ku trwodze driady, natknęli się na kilka, o dziwo!, samotnych wilków, które musieli zabić, gdyż te od razu rzucały się na nich jak szalone, niedźwiedzi było mniej, leż także się zdarzały. Były też inne mniej lub bardziej drapieżne zwierzaki. To zaczynało robić się męczące. W Brokilonie nie było dróg, a jedyne ścieżki, to te wydeptane przez zwierzęta. Dodając do tego fakt, że nigdy nie byli w lesie ciężko było ustalić ile jeszcze drogi zostało do przejścia. Szli chyba cały dzień. Co prawda nie było widać nieba, jednak robiło się coraz ciemniej. Nic dziwnego, że zmęczona kompania straciła na czujności, a on zaszedł ich niespodziewanie. Nagle z któregoś drzewa w stronę Dralann spłynął jakiś ciemny kształt. Uratował ją tylko refleks elfa, który szybko ją przewrócił. W powietrzu przed nimi unosiła się wiwerna**, miała czerwone oczy i wyglądała na cholernie głodną.
- Kurwa! - powtórzył najemnik, po czym wyjął miecz.

Cechy
Ko: 3    Po: 3/1*    Si: 4     Zm: 3    Zr: 2     Zw: 4
In: 1     Og: 0    Wo: 1
* Latanie/marsz.
Żywotność: 56
Uniki: 1
Zbroja: Łuska, poza podbrzuszem.
Broń: Przednie łapy(12), kły (8) i kolczasty ogon (14).

*To brzmi jak "Byli w Rosji. Tu nic nie jest takie jak powinno być" xD
** Mimo, że występują w górach, doszedłem do wiosku, że i w Brokilonie powinniśmy móc je spotkać. W grze takowe chodziły w zagajnikach druidów. Zastanawiałem się, czy nie dać dwóch, ale zauważyłem, że jedna ma wystarczająco duże obrażenia i nawet sporo życia.

Radosny Rabarbar - 2013-04-16 20:31:30

Kolczasty ogon wiwerny uderzył czarodziejkę po plecach, pozostawiając długą, choć dość płytką ranę (28-7).  Yevereth zaklęła, czując ciepłą krew spływającą po jej ciele. Atakowanie mieczem nie miało sensu, prędzej zakończy swój żywot jako krwawa papka w środku Brokilonu. Kiedy wiwerna odwróciła się w jej stronę, uderzyła grotem w nieosłonięte łuską podbrzusze stworzenia (56-5).

manifest - 2013-04-25 18:53:23

Im głębiej zagłębiali się w las tym czuli się gorzej. Jakby zgniłe serce Brokilionu zatruwało cały obszar. Ciepłe powietrze drgało od niepokojących szeptów i szelestów przemykających przez zarośla zwierząt. Ariel cały czas myślała nad zagadkową driadą i powodem dla którego tu przybyli. Cóż takiego mogło się stać skoro nawet dziwożony nie potrafiły same sobie z tym poradzić? Skoro poprosiły ludzi o pomoc sprawa musiała nabrać poważnego obrotu. Przyjaciółka Helyasa prowadziła ich ledwo widoczną dróżką. O ile można to tak nazwać. Bezpiecznie stąpali po plątaninie korzeni, uważając by nie stanąć na ziemi, która wyglądała niepozornie acz driada ostrzegła ich że jest grząska i nie zamierza wyciągać z niej nieostrożnych. Nikt z drużyny na szczęście nie miał humoru na takie przygody. Nawet Sigion był markotny i tylko od czasu do czasu dźgał mieczem grunt, który wtedy zapadał się i tworzył się dół.


Ponurą wędrówkę przerwało nagłe pojawienie się wiwerny, która skutecznie rozruszała podróżnych. Po nieudanej próbie rozszarpania Dralann i Yevereth skuliła się i sycząc dziko przygotowywała się do skoku na elfa. Nie czekając na jego reakcję Ariel wyjęła łuk, napięła strzałę i wycelowała w zranione już podbrzusze stwora(51-5). Ciszę lasu przerwał głośny skowyt pełen bólu i wściekłości. Wiwerna pobiegła niezgrabnie na dziewczynę i wyskoczyła nad nią wyciągając szpony, niemal dosiągając jej twarzy. Złodziejka czekała spokojnie aż jej łeb znajdzie się na dobrej wysokości i uderzyła mieczem w tętnicę(46-5). Zbryzgana krwią wycofała się pod drzewo, po czym wspięła na nie dobierając wygodną pozycję do strzału. Pirat, Sigion i Amras otoczyli wiwernę. Zdekoncentrowany stwór rzucił się na najbliższą ‘ofiarę’  czyli pirata, który natychmiastowo wymierzył cios osłabionemu przeciwnikowi. Czarodziejka skierowała ku niemu ognistą kulę. Oślepiona na chwilę wiwerna przecięła szponami pancerz nieostrożnego pirata i pociągnęła ze sobą na ziemię. Driada w ostatniej chwili uratowała go przed trzęsawiskiem i zajęła się krwawiącą Yevereth, która tak bardzo skupiła się na zapewnianiu iż nic jej że nie zwróciła uwagi na pergaminy elfa, które całe już przesiąknęły krwią.

Ariel i Amras jednocześnie szyli strzałami(41-(2*4)), Sigion rzucił się unosząc wysoko miecz i szybko ciął ciało bydlaka próbując trafić w miejsce niepokryte łuskami. Co było o tyle trudne, że cały czas zmieniał pozycję i walił ogonem o ziemię. Najemnik zwinnie nad nim przeskakiwał, jednocześnie ustawiając wiwernę na dobry cel na łuczników.  Gadzina nie miała szans z taką ilością przeciwników. Zaryczała głośno wzywając pobratyńców.
- Co do cholery…-szepnęła Ariel widząc ruch między drzewami- Jest ich więcej! Otaczają nas! Elfie, dwie są za tobą.


Sytuacja drużyna raptownie nabrała tragicznego obrotu.

* Po co jedną wiwernę skoro można całą zgraję?XD Sorka Szifer!



* 1 zraniona +3 nowe



Zraniona(życie) -33

Szifer - 2013-04-29 16:17:04

Sigion pierwszy raz żałował, że nie ma tarczy. Ta wiwerna nie, szczególnie po kilku ciosach nie była na tyle silna, żeby zmiażdżyć mu rękę ogonem, a tarcza byłaby dobrą ochroną przed kolcami. "Trudno" pomyślał, po czym dalej uskakiwał przed ogonem. Zdał sobie sprawę, że nie ma sensu zamachiwać się mieczem na wiwernę, gdyż jest małe prawdopodobieństwo trafienia w podbrzusze. W pewnym momencie, kiedy ogon zaczął mknąć w jeko kierunku, on zamiast odskoczyć w bok skoczył do przodu, ponad jej ogonem. Zmniejszył dystans, dzięki czemu mógł dźgnąć potwora. Dźgnął ją dwa razy (33-8)(25-4), po czym uskoczył na ukos w tył, unikając łap. Wiedział, że jeden cios trafił w nieosłonięty zad potwora, a potem, kiedy osłonił go ogonem, ostrze trafiło między łuski, wbijając się jednak płycej. Zadowolony z siebie krzyknął do towarzyszy:
-Widzieliście! Dźgnąłem go w duuuuuuu....... - W tym momencie przeleciał nad nim drugi stwór. Dopiero teraz najemnik zauważył, że jego przyjaciele szykują się do obrony przed dwoma potworami, które dopiero co wyszły z lasu. Ta, która przeleciała nad nim widocznie miała zamiar bronić rannej.
-Niedoczekanie twoje! - Sigion skoczył z mieczem goniąc lecącą jeszcze wiwernę i przeciął jedno z jej błoniastych skrzydeł (56-6). Ta zawirowała w powietrzu i uderzyła grzbietem o pobliskie drzewo (50-1). Sigion nie zwracając uwagi na nią, podbiegł do rannej wiwerny. Kopnął ją, przewracając na plecy, przy czym został zraniony pazurami po plecach (34-5). Nie zwracając uwagi na ból wbił miecz w podbrzusze bestii i ciął do góry (krytyk, 21-21). Gorąca posoka poplamiła jego twarz i ubranie, nie zdążył na czas odskoczyć, więc dostał jeszcze wierzgającymi łapami (29-3). W tym samym czasie druga wiwerna wstała z pod drzewa i próbowała otrząsnąć się po uderzeniu. Machała skrzydłami, jakby znowu próbowała się wzbić. Najemnik chciał ją zaatakować, ale zachwiał się i musiał podeprzeć o pobliskie drzewo. Przez chwilę widział podwójnie, jednak po chwili odzyskał ostrość widzenia. Driada podbiegła, aby mu pomóc...

Radosny Rabarbar - 2013-04-30 16:36:27

Driada ani myślała się od niej odczepić, toteż czarodziejka pozwoliła jej zająć się ranami. Obserwowała poczynania drużyny, która zdołała zabić jedną z wiwern.
- Idź pomóc Sigionowi - powiedziała wstając.
- Ale...
- Idź. Pomóc. Sigionowi. - powtórzyła robiąc przerwy po każdym słowie. - Ja sobie to pożyczę.
Trzymając w rękach łuk driady podeszła trochę bliżej, nakładając strzałę na cięciwę. Pierwsza strzała chybiła, druga odbiła się od grzbietu stworzenia.
Trzecia strzała celowała idealnie w podbrzusze, kiedy wiwerna zniżyła łeb. Strzała trafiła ją w oko (49-6), Dralann i Amras dobili stworzenie (martwa*).
Drużyna rozejrzała się wokół, lecz oprócz dwóch martwych wiwern nie widzieli żadnych innych stworzeń. Tylko czarodziejka i Sigion byli ranni.
- Doprowadź go do stanu używalności i zabierajmy się stąd - powiedziała Yevereth oddając driadzie łuk i kołczan. - Daleko jeszcze?


*w innym wypadku będziemy się z nią bić przez kolejne 20 postów :>.

Szifer - 2014-02-04 04:38:02

- Nie, nie daleko.  - Driada spojrzała po całej drużynie - Nadal nic nie zauważyliście??
- Rzeczywiście, zwierzeta zachowują się strasznie dziwnie... Do tego te wiwierny. Miałem okazję spotykać już te stworzenia, ale nigdy nie były tak agresywne! Ta agresja dodawała im sił, przez co...
- Nie o tym mówię! - Driada nadęła śmiesznie policzki, jakby próbując zadrwić z podróżników. Nagle jej kształt zaczął falować, zmieniać kolory. Przez swój zielony kamuflaż zaczęła robić się niebieska, później ciemniejsza, fioletowa. Kształt zmieniał się razem z nią. Po chwili była o wiele niższa i... Miała brodę!
- Mwahahahahahha - Leprekaun, dokładnie ten sam, które zarżnęli w jego jaskini naśmiewał się z nich - Haushaushaushaus. Niczego nie zauważyli!!! Hahahahaha. - Sigion nie miał zamiaru grać w niczyje gierki, a już na pewno nie Leprekauna, które razem z towarzyszami zdążył zabił. Ostatecznie, kto umarł ten nie żyje... Już miał się zamachnąć mieczem na karła, kiedy ten zniknął pojawił się za nim i delikatnie popchnął. Najemnik, po tym jak stwór wykorzystał jego impet, potknął się, upadł twarzą w błoto... Którego tu przed chwilą nie było.
-Hahahhha, nawet nie próbuj! Hehehe, chcecie wiedzieć o co chodzi, czy nie? - najemnik podniósł się, chciał ruszyć ponownie, ale Amras złapał go za ramię i pokręcił głową.
- Mów. Dla odmiany od walki chętnie posłuchamy. - Sigion strącił jego dłoń z ramienia, ale schował miecz i posłusznie usiadł. To samo zrobiła też reszta drużyny. Kiedy już wszyscy usiedli elf kontynuował. - No więc, co Cię tak rozbawiło i czego się nie domysliliśmy?
- Wy mnie rozśmieszyliście, hhahahaha. Czym?? Hehe, od początku nie domyśliliście się, hahaha, że to wszystko to tylko... phi! Iluzja! - Wszyscy byli zdziwieni, jednak nikt tak mocno jak Yevereth.
- Jak to iluzja?! Wyczułabym, gdyby ktoś używał na mnie lub pozostałych iluzji! - Leprekaun nadal zanosił się od śmiechu.
- Wiem o tym! Więc Cię uśpiłem!!! Hahahaaa! Tak jak wszystkich was! - leprekaun tarzał się ze śmiechu po ziemi.
- Iluzja... Sen... Użyłes iluzji we śnie? - to chyba odrobinę przerastało wiedzę czarodziejki.
- O! Wielka pani wreszcie to ogarnęła! Hahahaha!!! - Sigion spojrzał na niego spod byka.
- Więc wszystkie rzeczy, które zabraliśmy z rzekomo Twojej jaskini, były jedynie snem?! - mówił podnosząc powoli głos, kończąc prawie na krzyku.
- Heh - Leprekaun już powoli sie uspokajał - I tak i nie. - najemnik był odrobinę zmieszany - Te przedmioty znaleźliście we śnie, ale jestem gotów je wam podarować za to, że mnie tak rozbawiliście. Mam je w swoim posiadaniu. - Cała ekipa uśmiechała się, jak głupi do sera. Każdemu się to podobało. Najemnik zastanawiał się nad jedną rzeczą.
- Skoro to tylko sen, to możemy tu robić co chcemy? - leprekaun podniósł palec i zaczął mówić.
- W zasadzie tak jednak... - nie zdążył dokończyć, bo najemnik już wyciągnął miecz i odrąbał nim ramię Helyasa. Ten zaczął krzyczeć w niebogłosy.
- Co TY do kurwy jebanej robisz świniojebco! Kurwa mać! Masz pojęcie jak to boli! Osz w mordę Twoją jebaną, utną Ci za to kutasa Ty parszywy ścierwojadzie! - Najemnik tylko się uśmiechnął.
- Nie pierdol, to tylko zły sen. Zaraz się obudzisz i będziesz jak nowy! - Helyas zdążył zasłonić się ręką, przez co oprócz głowy na ziemię poleciały też jego odcięte palce drugiej ręki. Cała drużyna patrzyła na niego z oburzeniem i strachem.
- No co? Wy nie mieliście na to ochoty?? Chciałem mu wpierdolić już dawno, ale skoro to sen, to pomyślałem, że raz sprawię sobię tę przyjemność. - Leprekaun wydawał się załamany...
- Panie najemniku... Jest pewien szkopuł... - niedużej postawy człowieczek wykręcał sobie palce... - To jest sen, ale realny. Tak, jak wynosicie z niego przedmioty ode mnie, tak też wynosicie doświadczenie z walki, ból mięśni, rany... Z resztą, sam zobacz. - Leprekaun zniknał, po czym otoczenie zaczęło się rozmazywać, aż całkiem ściemniało. Najemnik otworzył oczy. Był pod Brokilonem. A przed nim stał karzeł. Rozejrzał się dookoła. Część spała tak jak i on, oparty o pień drzewa, jednak większość leżała na ziemi i w tej chwili przecierała oczy zaciśniętymi pięściami. Obudzili się, jednak widział ich rany po walce z wiwiernami. Helyas siedział pod drzewem. To była dosyć majestatyczna poza, wyprostowany, jedna noga płasko na ziemi, drugi zgięta, przytrzymywana przez rękę... I tyle z majestatyczności, gdyż na wysokości krocz, leżała jego głowa, barwiąc spodnie krwią. Wyglądało to trochę, jakby miał problemy z penisem i zsikał się krwią. Przez zgiętą nogą leżały palce od ręki, która go podtrzymywała, a obok niego, leżała ręka, która się delikatnie odturlała od ciała. Krew już nie tryskała, z reszta, nie było widac, żeby w ogóle tryskała.
- Kurwa, Sigionie! - To był elf - Coś Ty do cholery jasnej narobił! - najemnik tylko spojrzał na pas, przy którym widniało nowe uzbrojenie.
- Śniłem... można powiedzieć, że na jawie. - wzruszył ramionami, po czym wstał. - Chyba trzeba go pochować, co? - Reszta drużyny nie mogła uwierzyć, że ten mówi takim spokojnym tonem. Był najemnikiem. Przywykł do śmierci. Niektóre zlecenia wymagały od niego bliższego podejścia do ofiary. Jednak pierwszy raz zabił kompana. To prawie coś w nim ruszyło. Prawie. - Przygotujcie coś do jedzenia. Ja się tym zajmę. - Ostatnie spojrzenie na leprekauna. On wzruszył ramionami i zrobił minę w stylu "a chciałem Ci o tym powiedzieć, teraz to nie moja sprawa", po czym zniknął. Sigion wstał, palce Helyasa włożył do jego kieszeni, ciało zarzucił na ramię, a głowę złapał za włosy. Towarzysze przyglądali mu się, puki nie zniknął w drzewach. Ten z kolei poszedł miedzy nie, wiedząc, że na pewno będą tam jakieś driady. Dostrzegł jedną, ledwo co, a czuł na sobie spojrzenia przynajmniej ośmiu. - Był artystą. Czy może spocząć tu, w Brokilonie, gdzie driady kochają sztukę? - Wyszły ku niemu trzy, miały opuszczone łuki, jednak nadal był gotowy odskoczyć w razie szmeru puszczanej cięciwy.
- Kochamy sztukę, bo jest ona części natury. Jednak, jeśli chcesz go tu pochować, nie możesz użyć niczego co ludzkie, aby sobie pomóc. - Sigion mruknął tylko w odpowiedzi.
- Niczego nie macie zamiaru mi ułatwiać. - Po czym zaczął rękami kopać płytki dół, gdzie póxniej z kolei złożył ciało barda, Złożył tam cała jego wyposażenie (nie przepadał za walką bronią jednosieczną, a inni i tak obłowili sie po przygodzie we śnie). Dół zakopał, żeby był na równi z teren, po czym przykrył go kamieniami, tworząc mały kurhan. NA jego wierzchu położył lutnię. Trzy draidy cały czas go obserwowały. - Zajmijcie się nim. - Trzy kobiety kiwnęły głowami, po czym rozpłynęły się w lesie. Sigion wrócił do reszty, nastawał już wieczór. Spędził połowę dnia na tym, aby godnie pochować tego, którego sam zabił. Podchodząc do obozu widział spojrzenia rzucane mu ukradkiem przez resztę. Pirat plunął mu pod stopy.
- Tylko Ty mogłeś wpaść na taki pojebany pomysł! - Sigion nie przejął się tym specjalnie.
- Wiesz co nam przyniosła śmierć Helyasa? - pirat patrzył na niego krzywo, natomiast zaciekawiła się reszta drużyny. - Możemy jechać dalej, wiedząc, że świat nie przewrócił się do góry nogami. Zwierzęta nie szaleją. Jeśli dobrze pamiętam Helyas przywiódł nas do Brokilonu. I on zapłacił za to cenę. Z rana ruszajmy dalej. - Wydawało się, że jedynie Amras w jakiś sposób współczuł najemnikowi, jednak nic nie powiedział. Drużyna uszczupliła się o jedną osobę, co nei znaczy, że ponownie nie może się powiększyć. Ostatecznie, to i tak już była dziwna kompania.

www.kidsfree.pun.pl www.europeistyka2010.pun.pl www.forumbezimienni.pun.pl www.pm-gaming.pun.pl www.fcbielany.pun.pl