Amras Helyänwe - 2014-02-24 19:12:41

Sigion patrzył na dziurę w spodniach Yevereth. Nie po to, żeby szydzić ze zniszczonej odzieży towarzyszki - po prostu dziura ta była w strategicznym miejscu. A czarodziejka, chyba zapominając o niej, pochyliła się, szukając czegoś pod łóżkiem. Jego obserwacje przerwał jednak Amras, który chciał czym prędzej dowiedzieć się, co udało ustalić się pozostałym.
- No, dobra. Pochwalmy się, co ustaliliśmy. Wraz z Elaine złożyliśmy dziś wizytę kapłanowi Kreve i arystokracie, który interesuje się dziwnymi zjawiskami. Niespodziewanie natrafiliśmy też na naszego starego znajomego. Althenor Altharis aps Calthaniel tym razem jednak zmienił ton swojej wypowiedzi. O ile w domu piekarza zdradzał ignorancję, o tyle wczoraj wyraźnie nam groził. Sugerował, że czeka nas tu śmierć a na rozwiązanie zagadki nie mamy szans. Jeśli mam być szczery, jestem pewny, że coś kombinuje. Chyba powinniśmy złożyć mu wizytę... Oprócz tego arystokrata Weyneryck przyznał, że nie wiadomo, co w mieście stoi za morderstwami. Przestrzegł nas jednak przed najbliższymi dniami. Mówił, że życie tu będzie naprawdę ciężkie, o ile nie ujmie się sprawcy lub sprawców.
Skończył. Postanowił nie mówić o tym, czego dowiedziała się Elaine - zdążył się zorientować, że wchodzenie w paradę elfce nie jest dobrym pomysłem. Spojrzał po twarzach pozostałych, oczekując, aż ktoś zacznie mówić. Im szybciej, tym lepiej. Powinni jak najszybciej ustalić, co robić.

Pers - 2014-02-24 21:14:24

Po wejściu do pomieszczenia Elaine od razu przyciągnęła sobie jakieś krzesło i usiadła na nim, wyciągając przed siebie nogi najdalej, jak się dało - bynajmniej nie dlatego, by odpocząć. Spod materiału sukni wychynęły blade, smukłe łydki, natychmiastowo przyciągając wzrok mężczyzn. Uśmiechnęła się na to z zadowoleniem. Jak chyba każda kobieta, tym bardziej elfka, była próżna. Cieszyły ją wszystkie spojrzenia pełne zachwytu, pożądania - czy zazdrości.
- Taaak... Ciekawy ten arystokrata. Maniery stoją u niego na wyjątkowo wysokim poziomie... - mruknęła niezadowolona, bardziej do siebie niż do kogokolwiek z obecnych w pokoju. Tęskniła do czasów, gdy w każdym domostwie przyjmowano ją z zachwytem i zainteresowaniem godnym królowej. No, dobra, nie aż tak. Chciała po prostu znów być chcianym gościem.
Tymczasem miała do przekazania resztę informacji - część, którą sama zdobyła, a którą Amras zmyślnie pominął, zapewne sądząc, że wolałaby opowiedzieć o tym sama. Ma pan plusa za domyślność, panie elfie, pomyślała i zaczęła mówić:
- Poza odwiedzeniem tego pożal-się-boże arystokraty, byliśmy na targu. Pozwoliłam sobie zasięgnąć języka wśród miejscowych i oto, co ma do powiedzenia gawiedź: według straży miejskiej zwłoki były wyżarte od środka i porozrywane, ale czy to prawda oceni nekromanta - ja nie wiem, nic nie widziałam. Dodatkowo, po mieście szwenda się pewien rajca, od niedawna czarownik od siedmiu boleści, najwidoczniej samozwańczy poszukiwacz magii, zlecający poszukiwania bądź transkrypcję jakiegoś tomiszcza o, jak to określono, "dziwnym tytule". Nie wiadomo jednak na jakim poziomie edukacyjnym stoją miejscowi, mogło więc chodzić choćby o książkę kucharską. - Wzruszyła ramionami, wydymając wargi. To nie było najważniejsze, ale wolała powiedzieć wszystko, żeby później nie było, że coś przed nimi ukrywa. - A teraz ciekawsza część. Kiedy po napotkaniu waszego Nilfgaardzkiego kolegi poszliśmy się spotkać z kapłanem, ten w czasie rozmowy wyjawił mi, że rajca i kochany przez wszystkich Althenor od jakiegoś czasu się znają i spotykają, nie wiadomo na jakim gruncie. Czy mają coś wspólnego z morderstwami również nie wiem, ale chyba warto się temu przyjrzeć. - Uśmiechnęła się delikatnie, rzucając luźnym pomysłem po czym wróciła do nieco już chaotycznego relacjonowania dnia. - Dodatkowo, zapytałam kapłana o ewentualne kulty krwi działające w okolicy. Stwierdził, że nic takiego ostatnio tu nie występowało, ale w przeszłości - owszem. Uważa jednak, że nie jest możliwe, by takie grupy wznowiły działanie. Uprzedzając pytanie, o Krwawej Matce nic nie mówił. Czyli pytanie, dlaczego napotkaliście mnie w takiej, a nie innej sytuacji, dalej jest bez odpowiedzi... Ale, wracając do najważniejszej rzeczy, kapłan twierdził też, że jak dotąd w mieście nie było odnotowanych przypadków lykantropii, nie wyklucza jednak, by nie chodziło tu o wilkołaka. Z jego słów można jeszcze było wywnioskować, że wie więcej, niż chciał powiedzieć... - Skrzywiła się delikatnie. Nieczęsto ludzie odmawiali jej w bardziej czy mniej zawoalowany sposób zdradzenia tego, co wiedzą. Dlaczego więc on, w porównaniu z nią młodziak, był odporny na jej urok?
No i ten mocny uścisk ręki...
Ale nie, o tym nie powie. Stwierdzą jedynie, że Elaine nie należy do najsilniejszych i po sprawie. Bo może rzeczywiście tak jest... Ach, nawet jeśli nie, nie zaszkodzi zatrzymać czegoś dla siebie, prawda? Najwyżej, jeśli będzie potrzeba, skłamie, że nie zwróciła na to uwagi.
- No, cóż, to chyba wszystko z mojej strony... A wy, czego się dowiedzieliście?

Szifer - 2014-02-24 21:39:05

Sigion leżał na jednym z łóżek w pokoju, ręce miał zaplecione za głową. Teraz patrzył w sufit.
- W zasadzie my dowiedzieliśmy się całego gówna od tych starych trupów. Żonka piekarza... Trochę odpłynęła. W skrócie, zaczęła wydobywać z siebie jakieś dźwięki, jak tak teraz myślę, może się modliła, aż padła do tyłu. Ciekawy widok. A później... Nie powiem niezła była, tylko zimnawa... - Wszyscy siedzący przy stole spojrzeli na niego obrzydzonym wzrokiem, komuś wyrwało się nawet "fuuj", a Cimeries parsknął śmiechem. - Taki niekrofilski żart. - Amras pokręcił głową, natomiast Cimeriesowi uśmiech pozostał na ustach. - Piekarz? On w zasadzie prawie nic nie widział. Mówił, że był szybki, że kiedy już był widział cień. Cień sylwetką przypominający człowieka. To może być jakaś poszlaka, jednak niewiele mówi. Najważniejsze było chyba to, co powiedziała ich córka. Jak to wydusiła z siebie - to powiedział z uśmieszkiem na twarzy - Rozumiecie? Była martwa, a my przyzwaliśmy jej duszę, więc wydusi... - Amras uderzył otwartą dłonią w stół.
- Możesz nabrać trochę powagi? Jak nam się uda możemy dostać ładną sumkę. Nie zależy Ci na tym? - Sigionowi zaświeciły się oczy. - Kontynuuj. - Najemnik oparł się na łokciu, aby tym razem patrzeć w stronę siedzących przy stole.
- Mówiła o włochatym potworze, który obryzgał ją krwią rodziców. - ponownie położył się na łóżku, patrząc w sufit, udając, że nie widział łydek elfki - Więc z ich "relacji", jeśli tak można nazwać słowa martwych świadków, wiemy, że mógł to być włochaty humanoid. O te nowsze ciała pytajcie Cimeriesa. - przypknął oczy, jednak nadal słuchał pozostałych.

Radosny Rabarbar - 2014-02-24 21:45:48

- A więc arystokraci to dupy z uszami - powiedziała czarodziejka z trudem powstrzymując śmiech. Nachyliła się aby poszukać igły i nici w swoich rzeczach. Była niemal pewna, że kiedyś je kupowała, jednak wszystko wskazywało na to, że albo je zgubiła...albo jednak nie kupowała? - Zamiast wziąć sprawy w swoje ręce, cała rodzina tego zamordowanego siedzi w chałupie i ryczy. Mówią, że to wszystko wina tej klątwy o bardzie i wszyscy szykują się na śmierć, bo jakaś zaraza ma się pojawić czy coś...nieważne.
Czarodziejka usiadła na łóżku ku niezadowoleniu męskiej części drużyny.
- Rajca miejski Estewar Artil natomiast - kontynuowała - mówiąc najprościej, olał nas. Zagroził nawet wezwaniem straży, a jedyną rzeczą, jaką się od niego dowiedzieliśmy, to niekonkretny bełkot odnośnie jakiejś klątwy. Podczas spotkania był bardzo nerwowy, więc nie wykluczam, że może mieć coś wspólnego z tym nilfgaardczykiem z długim imieniem i morderstwami. Co zaś tyczy się króla Ethaina...dziwię się jakim cudem on jeszcze trzyma księstwo w kupie. Gówno wie, bez Fercarta gówno jest w stanie zrobić, na dodatek ma zamiar wychędożyć każdą napotkaną na swojej drodze kobietę. Cóż, może i bym się zdecydowała na jego propozycję, gdyby nie miał tak odrażającego charakteru...i myśli. Wkurwia go ta cała sytuacja, morderstwa oraz to, że handel w Cidaris podupada i ma nadzieję uzyskać pomoc wiedźmina, który niedawno się tutaj zjawił. Potem próbował zrobić ze mnie swoją własną dziwkę...jednak trochę zbyt szybko pomyślał o tym, że w zamian za chędożenie nie ma mi nic więcej do zaoferowania. Nie zna mojego prawdziwego imienia, nie pamięta mojego prawdziwego wyglądu, bo sprzedałam mu fałszywe informacje o sobie. I pamiętajcie, żeby nigdy nie zeskakiwać z okien w róże - dodała wyciągając z ręki kolec. - Natomiast jeżeli chodzi o bibliotekę...likantropy nienawidzą elfiego mięsa, nie atakują Aen Seidhe jeśli mają inny wybór, a ludzie pod wpływem klątwy mordują jedynie rozumne istoty. Oznacza to, że to nie wilkołak przywiązał ciebie, Elaine, na tym kamiennym...czymś. Nie jest to też raczej klątwa, skoro oprócz ludzi ginęły też zwierzęta...

c4wjajach - 2014-02-25 19:48:39

Cimeries siedział na krześle pod ścianą. Słuchał uważnie tego co mówią inni, a gdy Yev skończyła, dołączył się do rozmowy:
- Przydatna rada, gdy jakiś król zechce mnie kiedyś wydymać.- powiedział. Sigion parsknął.- Choć reszta bardzo istotna. Ale do rzeczy, Elaine, jesteś pewna, że to wszystko, co powinniśmy wiedzieć?*
Elfka z przesadnym oburzeniem w głosie natychmiast odparła:
- Oczywiście! Twierdzisz, że coś ukrywam?
- Gdzieżbym śmiał.- odparł niezbyt przekonany. Zdradzała to jego mina. Jednak nie miał dziś ochoty na kłótnie. Najchętniej położyłby się spać. Wysiłek włożony we wskrzeszanie zmarłych, walkę z bandytami (również z użyciem magii) i wydarzenia w karczmie odbijały się na jego twarzy. Zarówno w postaci śladów po uderzeniach, jak i bladości oraz podkrążonych oczu. Kiedy indziej byłby pewnie bardziej dociekliwy.
- Możesz zacząć mówić o tych świeżych trupach?- ponaglił Amras.
- Oczywiście... tylko sobie przypomnę...- Cimeries trochę przez alkohol, jednak głównie z wyczerpania miał pewne problemy z dokładnymi wyjaśnieniami. Czarodziejka lekko podirytowana wcześniejszą kpiną warknęła:
- To wy macie do zrobienia tylko jedną prostą rzecz, a potem pijecie sobie w najlepsze, gdy ja musiałam wyjmować kolce róż z całego ciała, a teraz...
- Prostą rzecz?- przerwał także zirytowany nekromanta- To leć sobie na cmentarze ożywiać w jeden dzień tyle pieprzonych zwłok to pogadamy! Nie licząc komplikacji. Jestem... po prostu zmęczony. Mam do tego prawo po takim dniu. Ale już mówię. Otóż tak:
Marynarze stwierdzili, że nie zdążyli zobaczyć zabójcy. Poczuli tylko ostry ból.
Arystokrata cały czas ględził o klątwie, że wszyscy umrą i takie tam.
Czeladnicy krawca byli tak zmasakrowani, że nie udało się z nich wydu... nic dowiedzieć.- w porę ugryzł się w język. Starczy już aluzji na temat duszenia. Jak na razie drużyna nie była zbyt zachwycona jego "badaniami". Najlepszą wiadomość zostawił na koniec.
- Przydatny trop poddał nam jednak sam krawiec. Otóż nie tylko wy słyszeliście o rajcy Estewarze. Trup krawca nie powiedział niestety nic konkretnego, jednak wciąż powtarzał jego imię, że musi zapłacić za coś... myślę, że uważał, że to wszystko jest jego winą. Tak jakby morderstwa w Cidaris miały poważny związek z tym całym Estewarem.



* Przenikliwość na 3

Amras Helyänwe - 2014-02-26 16:26:18

Amras pozbierał wszystko szybko w głowie do kupy. Początkowo chciał przekonać resztę, by złożyli niezapowiedzianą wizytę Nilfgaardczykowi, teraz jednak uznał, że problem Estewara jest bardziej palący.
- Możemy z całą pewnością wykluczyć więc i klątwę, i wilkołaka. Co prawda córka piekarza mówiła coś o włochatym potworze, jednak nie tylko wilkołak ma owłosione ciało. Mógł to być pukacz, leszy... - Amras zastanowił się. - W sumie, ten leszy jest bardzo prawdopodobny, nie uważacie? Mogłaby to być też strzyga, na szczęście okoliczności to wykluczają, tak jak likantropa.
- I całe szczęście! - Rzucił Sigion.
- Co by to nie było, powinniśmy złożyć wizytę Estewarowi Artilowi. Wszyscy, bo razem łatwiej będzie nam z nim....porozmawiać - uśmiechnął się paskudnie. Wstał, odnalazł swój oręż. Postanowił przygotować się jednak później. Teraz wziął ze sobą jedynie nóż. - Ogarnijcie się jakoś. Za pół godziny widzimy się na dole - po czym ruszył do drzwi z myślą o ciepłym posiłku, który za moment będzie go czekał. Zatrzymał się jednak nagle w progu.
- Zauważyliście? Dziś żadnych wiadomości o morderstwach.
Nienaturalna cisza cisza panująca w karczmie wydała się podejrzana schodzącemu po schodach Amrasowi. Chwilkę później był już utwierdzony w tym, że to nie będzie udany dzień.
Miejsce gości zajęli bowiem żołnierze, odziani w błękitno-białe barwy księstwa Cidaris. Na oko, było ich dwudziestu. Elf rzucił szybko okiem w kierunku szynkwasu. Dobrze znany im karczmarz, zwany Kapitanem, wyglądał na wyraźnie zmartwionego całą sytuacją. Przy nim stał - jak się Amras domyślił - dowódca tego oddziału. Mówił on głośno, niemal krzycząc:
- Powtarzam ostatni raz! Z rozkazu króla Ethaina, nakazuję ci, pod groźbą aresztowania, wskazać pokój, który zajmowany jest przez poszukiwanych przez nas bandytów!
Amras, zorientowawszy się w sytuacji, starał się cicho powrócić do pokoju. Został jednak dostrzeżony przez jednego z żołdaków, uzbrojonego w krótki miecz.
- Tam jest! - Krzyknął, po czym rzucił się w jego stronę. Inni ruszyli jego śladem.
A Amras miał po prostu pecha. Odwracając się, wpadł bowiem w szczelinę w schodach, co uniemożliwiło mu jakikolwiek ruch. Sekundę później dopadł go pierwszy z żołnierzy. Szybki, mocny cios w brzuch wyperswadował bohaterowi jakiekolwiek plany walki. Drugi, kolczą rękawicą w potylicę, tylko go w tym przekonaniu utwierdził. Wydał z siebie głośny krzyk w nadziei, że jego towarzysze go usłyszą i się przygotują. Miał tę nadzieję, że nie rzucą się na korytarz, by sprawdzić, co się dzieje. Miał nadzieję, że słysząc zagrożenie, wezmą oręż do ręki i przypuszczą atak.
Niestety. Z drzwi pokoju, które Amras z klatki schodowej widział, wychynęły po kolei głowy Deariena, Sigiona, Heiana i Cimeriesa. Całkiem bezbronnych. Kątem oka elf dostrzegł tryumfalny uśmiech jednego z trzymających go żołnierzy.

***



W celi, w której się znaleźli, było zimno i wilgotno. Na dodatek śmierdziało szczurami. Promienie słońca padały przez malutkie, okratowane okienko (okno takie jak od piwnicy, niemal przy ziemi) na dwie prycze pod ścianą, oślepiając siedzące na jednej Elaine i Yevereth, i na drugiej, zajmowanej przez Sigiona, Heiana i Cimeriesem, rozmawiających o jadach trupojadów. Na ostatniej, spowitej mrokiem, rozwalił się swobodnie Amras. Ich cela była za mała dla całej siódemki.
Prócz miejsc do spania, znajdowało się tam przegniłe siano, którym wyściełano podłogę, i wiadro robiące za wychodek.
Powiedziano im, że nazajutrz rano zostaną osądzeni. Zarzucono im morderstwa w Cidaris i igranie ze śmiercią, bowiem ktoś wygadał o procederach nekromanckich.
Dearienowi, siedzącemu na podłodze, było zimno, doskwierał głód, na dodatek dupa mu odmarzała. Przez tego chędożonego elfa, który zajął całą prycz dla siebie. Pacnął sfrustrowany otwartą dłonią w ceglaną ścianę.
- No, no - zareagował na to z Sigion. - Całkiem chytry plan. Chcesz spróbować przebić się przez ścianę? - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Spierdalaj - mruknął tylko w ramach błyskotliwej riposty korsarz.
Mijały godziny. Słyszeli tylko kroki spacerujących tam i z powrotem strażników. Zdawać by się mogło, że są sami w tym więzieniu, bo z innych cel nie dochodziły żadne dźwięki.
Gdy zapadł zmrok, blade światło księżyca przesłoniła jakaś postać.
- Psst!
Bohaterowie ożywili się. Uważając, by nie wzbudzić podejrzeń pilnujących ich żołnierzy, podeszli do okna. Po drugiej stronie więzienia, przy oknie, klęczał Kapitan z jakimś pomocnikiem, trzymającym zawinięte, podłużne tobołki.
- Mam waszą broń - szepnął. Następnie ostrożnie wsunął przez kraty owinięte w owczą skórę miecze.
- Reszta jest bezpieczna w Zimowym Sztormie. Załatwcie to szybko, z fartem. I, jeśli mogę was prosić... - zawahał się. - W straży jest mój syn. Nie zabijajcie, jeśli nie będziecie musieli.
Po czym odszedł pospiesznie.
Bohaterowie zidentyfikowali broń. Karczmarz przyniósł im miecz Amrasa, Deariena, Cimereiesa, miecz Sigiona, zdobyty na Roegnarze, i wiedźmiński stalowy miecz Heiana.
- Kurwa, nie ma mojego - mruknęła Yevereth.
- Masz magię - przypomniał jej Heian.
- A ja? Nie ma moich noży! - jęknęła Elaine.
- Mam magię... - z wahaniem powiedział Cimeries, odstępując elfce swój miecz.

c4wjajach - 2014-02-26 20:05:06

Drużyna przyjęła swoją broń. On sam oddał swój elfce. Nie żeby zapunktować, to nie w jego stylu, jednakże liczył, że gdy dojdzie do walki, któryś ze strażników umrze, a wtedy zrobi z niego swojego ochroniarza, gdy on będzie się rozglądał za tymczasowym orężem. Jednak miał nadzieję, że dałoby się wyjść z tego bagna w inny sposób.
- Mamy broń, jednak ja bym uważał- zaczął po cichu, jednak tak aby wszyscy w celi go słyszeli.- Widzicie, moim zdaniem to cud, że po podejrzeniu o te morderstwa nie wzięli nas na spytki.
- Przesłuchanie?- sprostował Dearien.
- Dokładnie. Widzicie, ja już widziałem jak kaci rozmawiają ze szczególnie niebezpiecznymi przestępcami.- kilka par oczy zaczęło go oglądać.- Nie, nie chodzi o mnie- domyślił się co mają na myśli- Kiedyś przez pewien czas, byłem katowskim czeladnikiem. Jako młody gówniarz, gdy zaczynałem uczyć się nekromancji, aby poznać warunki i budowy różnych lochów i sposoby tortur. Chciałem wiedzieć czym ryzykuję. Sporo się przy okazji nauczyłem, patrząc i torturując... jednak za nic w świecie nie chciałbym tam na dole być potraktowany jako szczególnie groźny, wymagający przesłuchań. I uwierzcie mi, że wy także. Chcę stąd wyjść, jednak jeśli dałoby się zrobić to po cichu... Zbrojnych w karczmie było sporo, tutaj pewnie także, zabijemy kilku i co wtedy? Myślicie, że wybijemy cały posterunek? Nie wiem czy nie potrafiłbym jednym z moich czarów postarzeć tych krat. Takie kilkusetletnie np., może by się udało przepiłować mieczem, ale głowy bym nie dał, że czar zadziała na nie tak mocno. A tutaj magia regeneruje się bardzo powoli. Gdyby to były drzwi z drewna, mógłbym rzucić czar na nie, wtedy nie trzeba by tłuc w nie aż tak mocno, żeby je rozwalić... Tchnienie Śmierci, nie tylko zadaje obrażenia istotom żywym, ale także działa na martwe przedmioty. Natychmiast je postarza, im więcej mocy użyję, tym bardziej zadziała. Można to jakoś wykorzystać, ale lepiej uważać, gdyż jak mówiłem w tak małej celi, moc regeneruje się dużo dłużej niż na otwartej przestrzeni. A może wy macie jeszcze jakieś pomysły, strategie, cokolwiek?- spytał.

Radosny Rabarbar - 2014-02-26 20:37:05

- Ja...miecza i tak nie mam, mogę ci pomóc - czarodziejka zwróciła się cicho do Cimeriesa. - Przekazać część mocy, albo zrobić cokolwiek innego z tymi kratami. Moja magia też może być pomocna, mogę je podgrzać, ochłodzić, żeby osłabić stal, a nawet wyrzucić w powietrze wraz z podmuchem wiatru, przy odrobinie wysiłku wstawić potem iluzoryczne kraty. Tylko nie wiem, czy jest to rozsądny pomysł...każdą magię można przecież wyczuć, zidentyfikować czarodzieja, a jak się zorientują, że to nasza sprawa, będziemy mieć jeszcze bardziej przejebane - uśmiechnęła się. - I wtedy to już na pewno spotkamy się z tymi milutkimi narzędziami do, eee, "rozmowy" z więźniami. Z drugiej strony, wytłuczenie całego garnizonu przez naszą siódemkę raczej niezbyt nam się uda...zwłaszcza że tylko pięcioro z nas ma normalną broń.
Yevereth wstała z pryczy i zaczęła się przechadzać po celi. Bez miecza czuła się praktycznie bezbronna. Co z tego, że magią mogła również zadawać poważne obrażenia, usmażyć kogoś żywcem, rozerwać na strzępy, skoro obrony nie dawała praktycznie żadnej?

Szifer - 2014-02-26 20:49:47

- Pomysł masz dobry, tylko trzeba go dopracować - mruknął Sigion. Podszedł do krat i przyjrzał się im uważnie. - Dużo energii zajmie Ci postarzenie całych krat? - Cimeries spojrzał na kraty i zastanowił się chwilę.
- Pewnie większość. - najemnik się uśmiechnął.
- Więc pomyśl logicznie, do cholery. - podniósł szeptany głos jednak nadal mówił całkiem cicho. - Jestem kowalem, znam słabe i mocne strony tworzywa. Nie ma potrzeby postarzania całych krat. Zrób to tylko na dolnych, górnych i bocznych łączeniach. - nekromanta z uznaniem pokiwał głową, widocznie o tym nie pomyślał. W oczach elfa i reszty też widać było pewien szacunek.
- Masz rację i potem będzie można przepiłować kraty mieczem! - tym razem najemnik się nei powstrzymał i pacnął nekromantę dłonią w tył głowy. - Kurwa, co Ty robisz?! - powiedział głośnym szeptem.
- Jeśli jeszcze raz wspomnisz o piłowaniu krat jakąkolwiek bronią, to nie będę miły. Jak postarzysz kraty to je wyważymy. Sam powinienem dać rady, ale będę potrzebował pomocy... Dearien, Heian, wy mi pomożecie. Chyba, że szybciej po nas przyjdą... - odezwał się elf.
- Pomysł nie jest zły, ale myślisz, że jak narobimy hałasu to nie zleci się tu połowa garnizonu? - Sigion uśmiechnął się.
- Ty, Yev i Cimeries będziecie łapać kraty. Tylko nie wiem jak wyłamywanie... - tu z pomocą przyszedł pirat.
- Mamy te skóry, w które zawinięte były miecze. Możemy nimi obwiązać postarzane kraty. Robiłem kiedyś coś podobnego na statku. To miało bardziej służyć to przytrzymania beczek w jednym miejscu, ale też dawało niezłe wytłumienie. Będzie trochę ciężej wyrwać kratę, ale jeśli będzie stara to we trzech powinniśmy dać radę. - Sigion się uśmiechnął.
- Więc mamy plan. Tylko co zrobimy później?

Dearien - 2014-02-26 22:19:50

Dearien, niespecjalnie przychylny obmyślanym planom, podszedł kolejna do okna, wiadra na gówno i krat, każde skrupulatnie oglądając.
- Siedziałem już w cidarskim pierdlu. I jeśli coś wiem, to to, że łatwiej zgwałcić driadę w Brokilonie, niż stąd zwiać bez pościgu i bełtu w dupie.
Drużyna spojrzała na niego bez specjalnego uznania.
- To buk. - pirat wskazał wiaderko. - Zwykle używa się sośniny, jest tańsza. Ale to wiadro zrobili z buku. Znaczy, siedzimy w nowym skrzydle, wschodnim. Zamek na czwórgranny klucz z elegancka grawerką i firmowym płomykiem na tarcz to Kovir. Manufaktura ślusarsko-kowalska Rotterhornów. Zaopatrywali w szekle, łuzy, kausze i zamki marynarkę Temerii i Cidaris, aż do założenia blokady handlowej osiem lat temu. Ten sprzęt - pirat klepnął dłonią w mechanizm - przeleżał w magazynie pięć lat. Trzy wiosny temu użyli go do renowacji cel od sto do sto pięćdziesiąt. Jesteśmy na drugim poziomie, znaczy, siedzimy w celi z przedziału od sto dziesięć do sto trzydzieści pięć. - Korsarz nie dał po sobie znać, że napawa się błyskiem w oku kompanów. Wszystkich, oprócz Amrasa, który siedział ze wzrokiem wlepionym w zgniłą słomę klepiska.  - Stąd do klatki schodowej jest siedemdziesiąt kroków, po drodze dwie kordegardy, każda z bramką kontrolną. Korytarz na dwóch końcach zwieńczony jest gniazdem strzelca. Na parterze znajdziemy drzwi do magazynu. Klucz do nich posiada kwatermistrz, urzęduje w skrzydle północnym. Oraz komendant garnizonu, urzęduje w burdelu dwie dzielnice stąd. Są też piwnice. Nie, kanałami nie uciekniemy, kanałów nie ma. Cały syf idzie za okno, do morza. W piwnicach możemy co najwyżej zamknąć się w beczce po śledziach i trzepać gruchę po kres naszych dni. Nie ma stamtąd wyjścia.
Kompania z umiarkowanym zainteresowaniem przyjmowała wiadomości. Elaine, założywszy nogę na nogę, przeczesywała palcami włosy. Heian malował w głowie plan więzienia, a tylko jego błyszczące w zamyśleniu oczy pozwalały odróżnić go od posągu.
- Jest jeszcze droga biegiem do głównego wyjścia, na dziedziniec i przez bramę. Ale to pomysł równie głupi, co mieszanie mleka z rybami i ogórkiem.  - skonkludował pirat.
Ktoś westchnął. Ktoś syknął.
- Proponuję pójść jutro grzecznie na rozprawę. - przerwał ciszę korsarz.
- Proponuję, żebyś zeżarł gówno z tego bukowego wiadra. - warknął Amras. Oczy Sigiona były podobnego zdania.
- Z sali sądowej - kontynuował niezrażony Dearien. - najłatwiej uciec. Rozprawy są otwarte dla bogatych mieszkańców miasta, panuje tam tłok, a nielicznym strażnikom ciężko panować nad sytuacją. Ponad to, obecność postronnych ogranicza potencjał strzelców. No i w końcu: budynek sądu więziennego dzielą od głównego rynku dwie przecznice i kanał. Dwie przecznice i kanał to tysiąckroć mniej niż dwie kordegardy i gniazdo strzelca.
Przez chwilę drużyna trawiła nowości. Jako pierwszy, zgrzyt wykrył najemnik.
- Tutaj, czy w sądzie, bez żelastwa wiele nie zrobimy. Pięść na halabardę? Chujówka.
- Dlatego weźmiemy broń ze sobą. - Dearien uśmiechnął się sam do siebie kącikiem ust. - Nie tylko płaszcz zabezpieczy ją przed wrogim wzrokiem. - pirat posłał Yevereth wymowne spojrzenie.
- Tak... - podchwyciła czarodziejka. - Mogę wyczarować odpowiednio silną iluzję. Ale nie zamaskuję dobrze więcej, niż dwóch mieczy...

c4wjajach - 2014-02-27 14:06:28

Nekromanta słuchał uważnie słów Deariena. Na pierwszy rzut oka plan wydawał się idealny... jednak cały czas coś mu się nie zgadzało. Karczmarz, podszedł pod samo okno, z mieczami owiniętymi skórą i nic mu się nie stało. A przecież nie jest jakimś wprawionym w skradaniu się łotrzykiem- legendą ani magiem umiejącym stawać się niewidzialnym, tylko zwykłym właścicielem tawerny...
- My mamy magię. A ta odpowiednio wykorzystana, również jest silną bronią.- rzekł Cimeries, gdy drużyna zaczęła mówić o ewentualnej walce na sali rozpraw- Jeżeli Dearien dobrze zna plan więzienia, to myślę, że faktycznie przemknięcie niezauważonym graniczyłoby z cudem... jeżeli jest jak mówi, to równie dobrze kraken mógłby próbować przemknąć niezauważony z miednicy z wodą do szklanki... jednak karczmarzowi udało się tutaj podejść i to z pakunkiem mieczy. A skoro to miejsce jest tak pilnie strzeżone to jakim cudem mu się to udało?- zwrócił się do pirata.

Amras Helyänwe - 2014-02-27 15:46:24

- Skoro syn karczmarza tu służy, to było możliwe - zauważył Sigion.
Amras pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Ty na prawdę jesteś pojebany - oznajmił Dearienowi. - Nawet jeśli jest tak jak mówisz, łatwiej będzie sprytnie i po cichu spróbować się oswobodzić teraz, niż próbować szansy na rozprawie. Głupotą jest liczyć, że strażników będzie niewielu. W końcu, ujęli sprawców ostatnich morderstw, najniebezpieczniejszych obecnie osobników na Kontynencie! - zakrzyknął zdenerwowany. - Chcesz z nimi walczyć dwoma mieczami? Nim byś zdążył jeden wyjąć, przypominałbyś jeża z bełtami zamiast kolców. Skoro komuś udało się wrobić nas w tę historię to znaczy, że ten ktoś miał mocne argumenty. Na tyle, żeby przekonać samego króla, którego sytuacja ta denerwowała najbardziej, ponieważ notował największe straty. A skoro stratom tym można przynieść kres, myślisz, że życie kilku przypadkowych ludzi będzie dla niego ważniejsze, żeby zakazał strzelcom polować na nas, gdyby udało nam się zbiec w tłum? Ja tak nie uważam. Poza tym, jestem pewny, że nie mielibyśmy czasu na jakąkolwiek reakcję. Zaprowadzono by nas na szafot, nałożono stryczek, szybko odczytano zarzuty. Potem kopniak w stołek. Przez cały czas wymierzone byłyby w każdego z nas kusze. I bałbyś się, szczurze, nawet kichnąć, a co dopiero próbował uciec!
Dearien zacisnął pięści, jednak zachował spokój. To wciąż za mało, by wyprowadzić go z równowagi.
- Więc co proponujesz? Ostatecznie, to ty nas w to wplątałeś. Gdybyś siedział na dupie wtedy, w karczmie, nie aresztowano by nas.
- Zrobimy tak, jak zaproponował Sigion. Po krokach można odgadnąć, że strażników jest dwóch, chodzących w przeciwnych kierunkach. Mijają się mniej więcej przy naszej kracie. Cimeries postarzy kraty, a wyłamiemy je, gdy strażnicy będą na tyle daleko, byśmy nie słyszeli ich kroków. Wtedy Yevereth wyrwę zastąpi iluzją. Gdy oni będą wracać, powiemy, że Elaine zasłabła i potrzeba dla niej medyka. Rozkażą nam stanąć pod ścianą, i oboje wejdą. Nie spodziewają się, że jesteśmy uzbrojeni, schowamy miecze pod prycze. Jednym ze strażników będzie syn karczmarza. Musimy szybko rozpoznać, kto nim jest, zanim wkroczą do celi. Wtedy odwrócimy się. Heian zaszlachtuje tego drugiego, ja złapię syna*. Myślę, że zrobimy to na tyle cicho, by strzelcy z gniazd się nie zorientowali. Jak już to załatwimy, przekonamy strażnika, że nie jesteśmy mordercami i że współpracujemy z jego ojcem. Na dowód pokażemy mu broń. I zaczniemy się modlić by nie był służbistą, który wezwie alarm... Jeśli tak nie będzie, udamy, że jesteśmy przez niego prowadzeni na przesłuchania. To powinno się udać. Chyba, że jednak macie lepsze pomysły? Nie, to pytanie nie jest kierowane do ciebie, piracie.


*No bo mamy największą zręczność przy zachowanej sile

Pers - 2014-02-27 21:19:34

Elfka, pozornie niezainteresowana podejmowaną właśnie decyzją, słuchała ich z uwagą.  Ale nie była zadowolona. Wszyscy zakładali, że poleje się krew - a tak przecież nie musiało być. Już nawet nie chodziło o to, że nie przepadała za wyjściami siłowymi…
- Zwolnij – powiedziała do Amrasa, wstając z krzesła. Przeciągnęła się leniwie, jakby właśnie wychodziła z łóżka po długim wypoczynku, a gdy odzyskała pełnię władz nad kończynami - posłała elfowi przelotne spojrzenie. Podeszła do krat celi i przyjrzała się im dokładnie. Mocna stal, ciężka, drzwi nie do podważenia czy wyważenia jej siłami, ale… Tak, jakby spróbowała, trochę się powyginała - na pewno by się przecisnęła. – W twoim planie widzę co najmniej jedną lukę. – Dopiero teraz odwróciła się w jego stronę, poświęcając mu nieco uwagi. Karcącej uwagi. Swoje lata już miał, nie powinna być zmuszoną do zwracania mu uwagi na takie błahostki! - Po co czarodziejka i nekromanta mają zużywać swoją energię na postarzanie krat, skoro będą one otwarte, gdy będziemy stąd wychodzić? Równie dobrze możemy zrealizować twój pomysł do momentu, gdy strażnicy wejdą tutaj sprawdzić, co się ze mną dzieje. Ty i Heian ich ogłuszycie, wtedy mamy pewność, że się nie pomylimy i nie zabijemy syna karczmarza, zabierzemy im klucze i mundury, a ci, na których te ostatnie będą pasowały, się w nie przebiorą. Będą udawać, że prowadzą część naszej grupy na przesłuchanie, a jeśli ktoś zapyta, dlaczego brakuje dwójki, powiedzą, że takie było rozporządzenie.
Wzruszyła ramionami, zrobiła jeszcze kilka kroków wzdłuż krat celi i wróciła na krzesło, znów siadając w tej samej nonszalanckiej pozie, co wcześniej. Nie zamierzała decydować za wszystkich, nie mogła im niczego nakazać, ale gdyby tylko coś nie poszło po jej myśli, gdyby im się nie udało – zamierzała zwinąć się stąd na własną rękę. I już nawet wiedziała, jak to zrobi...

Szifer - 2014-02-27 22:22:24

- W zasadzie pomysł nie jest zły, ale musimy się pośpieszyć. Jeśli ma się nam udać, nie możemy stać i dyskutować, tylko zacząć działać. - najemnik się uśmiechnął - No i dochodzimy do konkretów. - spojrzał po reszcie drużyny - Dobrze by było, gdyby w mundury pasowały na osoby, które mają miecze. Mam nadzieję, że mi się poszczęści.
Powoli wszyscy zaczęli przygotowywać się do akcji. Sigion, zanim schował swój miecz pod pryczą, sprawdził jego ostrość. Jako najemnik dbał o swoją broń. Był ostry, nawet bardzo, jednak na ostrzu zaczęły pojawiać się wżery. Za jakiś czas będzie musiał zanieść go do kowala, albo sam go ostukać. Co prawda mógłby kupić pilnik i nim je usuwać, jednak wtedy jego ostrze byłoby coraz cieńsze i coraz bardziej podatne na złamania. To był jego jedyny półtorak i świetnie nadawał się do walki z większą ilością przeciwników. Nie chciał go stracić w głupi sposób.
Schował go w końcu pod pryczą. W końcu w głowie zaświtała mu jedna niepokojąca myśl.
- Co jeśli do celi wejdzie tylko jeden, w ramach bezpieczeństwa? Jeśli go ogłuszymy drugi zdąży podnieść alarm...

Radosny Rabarbar - 2014-02-27 23:02:18

- Nie zdąży - powiedziała cicho czarodziejka. - Magiczny knebel, przydatne zaklęcie, rzucone w pośpiechu i nieładzie powoduje całkiem...sympatyczne skutki uboczne. Człowiek czuje się tak, jakby ktoś mu z całej siły przywalił pięścią w mordę - wyjaśniła, widząc zdziwione spojrzenia reszty. - W rękawicy z ćwiekami. Z siłą parę razy większą niż przeciętnego wojownika. Jak chcecie mogę postarać się o efekty specjalne, na przykład wybite zęby, mogę wyrzucić go paręnaście metrów dalej, unieruchomić potem ognistą siatką...
Yevereth wstała z pryczy, podeszła do krat i wyjrzała przez nie. Była bardzo zmęczona, a na dodatek głodna. W celi śmierdziało potem, moczem i szczurami, na dodatek wszyscy ledwie się w niej mieścili. Pomyślała tęsknie o całkiem wygodnym łóżku i ciepłych posiłkach, jakie serwowali w karczmie. Może nie były to kulinarne dzieła sztuki, ale przyzwyczajonej do ciągłego podróżowania czarodziejce jakość nie robiła różnicy. No, chyba że było smakiem zbliżone do tego, co przynieśli im strażnicy.
- W sumie dzwne, że nikt z tych, którzy nas zamykali nie pomyślał o tym, żeby zakuć mnie i Cimeriesa w dwimeryt...albo go nie mieli. Ignoranci. Chyba i tak żadnego lepszego planu nie wymyślimy. Elaine - zwróciła się z uśmiechem do elfki - wiesz co robić.

Dearien - 2014-02-28 18:52:35

- Ejejej, czekać. - pirat uniósł ręce nad głowę. - Zakładając, że syn karczmarza będzie współpracował, gdzie nas zaprowadzi? Powie, że samotnie wyprowadza grupę skazańców na spacer po plaży?
Ostudzony zapał kompanów sprawił, że autentycznie zrobiło się chłodniej.
- Jeśli dopisze nam fart, może miniemy stróżówki, ale choćbyśmy obrobili fajfusy halabardnikom, nie wyjdziemy z budynku bez nakazu komendanta, lub eskorty królewskiej gwardii. Nie ma bata.
Gdzieś daleko nad otwartym morzem przetaczała się burza.
- Mój pogląd i moje zdanie znacie. Mój plan też. Możecie podetrzeć sobie tym dupę, możecie wykorzystać.
- Oho, chyba mnie coś akurat bierze na sranie. - Sigion wydął wargi i wziął się pod boki.
- Nie mam nic do gadania. - stwierdził fakt pirat. - Jeśli rozpoczniecie dywersję, nie zostanę przecież w celi. Ale...
- Stul już rudy pysk. - przerwał mu Amras. - Każdy wie, co ma robić? Yev, rączki rozgrzane? Elaine, to samo? - elf wysunął w pochwy miecz na piędź i przejrzał się w klindze. - Graj, muzyko.

c4wjajach - 2014-03-01 11:11:47

Plan faktycznie miał luki, jednak w końcu trzeba coś zrobić. Pirat miał plan do chrzanu, aczkolwiek tym razem miał rację. Zaskoczyło go podejście reszty, gdy ten zauważył problem.
- Muzyko, stop!- syknął nekromanta. Amras posłał mu spojrzenie typu "co znowu?!"
- Dearien może i nie przemyślał swojego planu- zaczął Cimeries-, jednak tym razem słusznie mówi. Byle strażnik nie może od tak sobie wyprowadzić takiej grupy jak my. Nawet komendant musiałby to uzasadnić i zrobić potrzebną papierkową robotę. Możemy ruszyć bez tego, ale co dalej? Myślicie, że nikt nie ujrzy nic podejrzanego w całej grupie więźniów oskarżonych o seryjne morderstwa i nekromancję, wyprowadzanych na wolność przez dwóch przeciętnych strażników bez żadnych pozwoleń? Nie mówię, że pomysł o przebieraniu i tak dalej jest zły, ale nie da się nie zauważyć luki. I cholernie ważnej luki.

Pers - 2014-03-01 13:08:29

Elaine syknęła. Chyba jednak będzie musiała zwiać sama.
- Czy wy potraficie cokolwiek ze sobą ustalić? - przyciągnęła ich uwagę niezbyt przyjaźnie brzmiącym pytaniem. Zwykle uśmiechnięta elfka powoli zaczynała się gotować od środka. - Jeśli czarodziejka nie zmarnuje energii na durne rozwalanie krat, tylko pójdziemy tropem mojego pomysłu, to będzie mogła użyć swojej magii do odwrócenia uwagi - czy też zwykłego omamienia - wszystkich, którzy mogliby nam przeszkodzić. To umieć powinna. Na przykład jakiś wybuch w drugim skrzydle... Zastanówcie się chwilę, zamiast od razu ruszać do akcji. Niezawodnego planu ucieczki nie da się przygotować w pięć minut. Coś o tym wiem.
Jej ostre spojrzenie dosięgnęło wszystkich towarzyszy niedoli, a zwłaszcza pirata i Amrasa, wywołując u nich ciarki na plecach. I ich stopując.
Doskonale.

Szifer - 2014-03-01 16:24:01

To Sigionowi pasowało. Nie znał się na magii, jednak skoro dostał zapewnienie, że można nią omamić ludzi, w co zresztą nie wątpił, ostatecznie byś świadkiem zmartwychwstania trupów, plan można było wcielić w życie.
- Elaine na miejsce, idą. - rzeczywiście słychać było odgłosy kroków na korytarzu. Elfka zwinęła się w pozycji embrionalnej i udawała, że zaczyna wyć z bólu. Najemnik podszedł do krat po czym zaczął nimi szarpać, co dało się słyszeć na korytarzu i krzyknął. - Pomocy! Szybko, potrzebujemy pomocy! Strażnik! Pomóż nam! - Jak na zawołanie przybiegli obaj, stanęli w bezpiecznej odległości od krat.
- Odsuń się! - jeden ze strażników był uzbrojony w krótki miecz przy pasie i w pikę. Drugi, zamiast miecza miał kuszę, przywiązaną grubym rzemieniem do pasa. Najemnik posłusznie się odsunął. Wskazał ręką na elfkę.
- Proszę, pomóżcie! Coś się jej stało... - strażnicy spojrzeli po sobie. W końcu odezwał się ten z kuszą.
- Gówno mnie ona obchodzi. Zapewne i tak zdechniecie, więc co za różnica kiedy... - tu w słowo wszedł mu ten drugi. Spojrzał na celę.
- Mieli zostać przesłuchani. Wszyscy. Jeśli na mojej służbie zginie któryś z więźniów i to takiej rangi, będę mieć ostro przejebane. - odwrócił się w stronę tego drugiego. - Ty z resztą też. - Ten drugi pokręcił głową.
- Kurwa. Nie nadawałem się do księgowości, więc wstąpiłem do straży. Nie mam pojęcia, co Ty tu robisz, ale skoro możemy mieć przejebane... - Obaj oparli piki o ścianę. Klucz miał ten z mieczem. Ten drugi naciągnął cięciwę kuszy i nałożył na nią bełt, z kołczana, który miał przywiązany po drugiej stronie pasa. Wycelował w kraty.
- Wszyscy pod ściany, odsuńcie się od niej! Jeden delikatny ruch i nie żyjecie. - odezwał się do tego z mieczem. - Znasz procedurę. W razie czego zostajesz tam z nimi. - Ten miał już klucz w ręku, podrapał się po głowie.
- To chyba nie może być gorsze, od tego co nam zrobią, jeżeli coś im się stanie... - drugi przytaknął.
- Taa... Kierownik to skurwiel... - jęk Elain stał się głośniejszy. Wszyscy już stali pod ścianami, Sigion najbliżej krat.
- Pośpieszcie się do cholery jasnej! Jest coraz gorzej! - ponaglał Sigion. Strażnik znalazł klucz i otworzył celę. Wszedł do środka zostawiając klucz w zewnętrznej stronie krat. Ten drugi podszedł do nich i je zakluczył, kiedy ten był już w środku, cały czas nie opuszczając kuszy. Strażnik podszedł do Elaine...

Amras Helyänwe - 2014-03-01 18:27:07

Amras zaczął gorączkowo myśleć. Nie tak miało być! Oboje powinni wejść do celi. Wtedy jego plan miałby sens. A tak... Mogą ogłuszyć strażnika z mieczem, tylko po co? Nawet gdyby któreś z nich się poświęciło i przyjęło strzałę w swoje ciało, to kusznik zdołałby podnieść alarm. Elf spojrzał kątem oka na stojących po obu jego stronach magikach. Wiedział, że magia też na nic się nie zda, bo musieliby wykonać dłoniami gesty i wyszeptać magiczne formuły, a na to nie pozwoliliby wartownicy.
Ten z mieczem nachylił się nad zwiniętą Elaine.
- Co ci?
- W ciąży, kurwa jestem! - wycharczała w odpowiedzi.
Heian postanowił się włączyć do rozmowy. W głowie zakwitła mu pewna myśl.
- Jestem wiedźminem. Pozwolicie, że rzucę na nią okiem? - Nie czekając na przyzwolenie, odwrócił się i zaczął powoli zbliżać się do dwójki przy kratach. Kusznik zmarszczył brwi, podniósł kuszę, lecz nie strzelał. Heian tymczasem uklęknął, położył dłoń na czole towarzyszki. Rozchylił powieki palcami, następnie pochylił się, jakby badając akcję serca. Tak naprawdę jednak miał idealny pogląd na to, co znajdowało się pod pryczą najbliżej niego. Miecz, zdaje się Deariena, zachęcająco odwrócony był rękojeścią do wiedźmina. Na razie jednak pożytku z niego nie będzie.
- Rozszerzone źrenice, przyśpieszone tętno, wysypka... - mruczał pod nosem Heian, wyliczając nieistniejące symptomy. Zwrócił się bezpośrednio do strażnika z mieczem:
- Jestem pewny, że to jad trupi. Zaczyna się przemiana. Najpóźniej za godzinę będziecie tu mieli strzygę!
Strażnicy wyglądali na przerażonych.
- To co my mamy robić?! Zabijmy ją! - wrzasnął jeden, wyciągając miecz z pochwy. Heian jednak powstrzymał jego rękę.
- Nie zapominajcie, że jak któremuś z nas choćby włos spadnie, wy będziecie mieli wielkie kłopoty. Temu - wskazał dłonią Elaine, która wczuła się w rolę, tarzając się po podłodze - można jeszcze zapobiec. Zmiany dopiero się zaczynają. Trzeba ją jednak zranić... LEKKO zranić czymś metalowym. Nie, nie włócznią, włócznią to ty ją zabijesz. Do tego najlepiej nadałby się grot strzały.
Kusznik głośno przełknął ślinę.
- Nie bój się, ona zaraz zapadnie w stan letargu. Teraz nic nam nie zrobi... Jeszcze. Chodź tu szybko z tym bełtem!
Żołnierz skinął głową i posłusznie wszedł do celi. Całkiem bezmyślnie.
Potem drużyna zadziałała już automatycznie. Gdy tylko oboje znaleźli się w polu rażenia ramion, Amras odwrócił się i mocno kopnął kusznika w kolano. Ten nie zdążył nawet krzyknąć z bólu, gdy okładał go już pięściami. W tym samym czasie Heian uderzył klęczącego wciąż miecznika w skroń. Po chwili wartownicy byli już unieszkodliwieni. Siedzieli na środku celi, za jednym stał Sigion, za drugim Cimeries. Oboje przykładali ostrze mieczy do szyi.
- Który z was ma za ojca karczmarza w Zimowym Sztormie?
Miecznik podniósł rękę. Nie mógł mówić, podobnie jak jego kompan miał usta wypchane zgniłą słomą z podłoża. Amras skinął na Sigiona, stojącego za drugim pochwyconym. Najemnik odłożył miecz i silnym ciosem w potylicę pozbawił przytomności kusznika. Następnie wyjął słomę z ust drugiego.
- Wiedz, że z twoim ojcem współpracujemy. On przyniósł nam miecze do tej celi. On też zlecił nam rozwiązanie tej zagadki. Rozwiązanie - podkreślił elf - bo wszystko działo się już przed naszym przybyciem do Cidaris. Nie wiem, dlaczego wylądowaliśmy w więzieniu. Komuś widocznie nasze śledztwo było nie na rękę. Ale my nie mamy zamiaru tkwić bezczynnie i oddać życie za kogoś innego. Dlatego musisz nam pomóc i wyprowadzić nas stąd.
- I jak to sobie niby, kurwa, wyobrażacie?
- Przebierzemy nekromantę w ciuchy twojego towarzysza. Wyprowadzicie nas przez wszystkie bramki strażnicze. Jak zapytają, czemu jednego brakuje, powiesz, że dostałeś polecenie tylko co do nas i że nekromantą w czasie naszego przesłuchania zająć się ma kat, by Cimeriesa nieco rozgrzać. Powiesz jednak, że on śpi, i by go nie budzić.
- Gówno z tego wyjdzie. Na stryczek pójdziecie nie tylko wy, ale jeszcze ja.
Amras skinął głową.
- Możliwe. Ale my tu nie będziemy tkwić. Jeśli nie chcesz współpracować, zabijemy ciebie i twojego kompana, a następnie Cimeries ożywi wasze zwłoki. Więc tak czy siak nam pomożecie, przed lub po śmierci.
Miecznik się zakrztusił. Powiódł wzrokiem po całej drużynie.
- Wiem, że nie mam innego wyjścia. Przygotujcie zatem tego waszego nekromantę.

Szifer - 2014-03-04 19:44:39

Cimeries przebrał się w strój strażnika. Był trochę za krótki, jednak na niego pasował najlepiej. Sigion był za szeroki, Dearien miał charakterystyczny kolor włosów, Yev była kobietą a reszta... Nieludźmi. Delikatnie zwolnili cięciwę kuszy, aby nie narobić hałasu i nie poucinać sobie palców, po czym przywiązali ją nekromancie do pasa. Wszyscy pozakładali łańcuchy na kostki i przeguby, jednak każdy miał pod ręką od nich klucz - magiczna sztuczka Yevereth z powielaniem. Cimeries wziął pikę, tak samo ich przewodnik.
- Jeśli wpadniesz na jakiś głupi pomysł, , a wiedz, że dowiem się o tym szybciej niż ty... - czarodziejka pokazała palcem w stronę strażnika - to postaram się, aby nikt nie dostrzegł tego, że prowadzą nas żywe zwłoki, a nie ty. Zrozumiane? - strażnik był widocznie zdenerwowany, a to nie poprawiło mu humoru, jednak to była już kolejna pogróżka pod jego adresem, więc wiedział, że może przejść przez każdy przerażający scenariusz jeżeli coś spieprzy.
- Dobrze... Rozumiem... - jego głos stracił na władzy i mocy. mówił prawie szeptem, jakby miał zaschnięte gardło. - Chodźmy, im szybciej to zrobimy, tym lepiej...

Radosny Rabarbar - 2014-03-05 22:06:59

Przeszli ledwie połowę drogi, kiedy okazało się, że ktoś odkrył ich nieobecność.
Syn karczmarza przyspieszył kroku.
- Szykujcie się w najlepszym wypadku na szafot. Wcześniej czekają was tortury, może łamanie kołem…mówiłem, że nie dacie rady uciec.
- Darują ci życie? – spytał elf.
Syn karczmarza prychnął
- Może gdyby nie byli w stanie mnie z wami powiązać. A zresztą, teraz to i tak znaczenia nie ma, mnie może jedynie torturować nie będą…
- Dobra, już, zamknij się . Mam pomysł – przerwała mu czarodziejka. – Nie znasz nas, nie widziałeś, nie wiesz co tu robisz, a jeśli będą chcieli coś z ciebie wycisnąć, bełkocz coś o klątwie i urokach. Rozumiesz? – strażnik kiwnął głową. – Przykro mi, nie chcę tego robić, ale w ten sposób wszyscy mamy większe szanse na przeżycie.
- Yevereth, co ty do jasnej cholery robisz?! – krzyknął elf, widząc jak pogrążony we śnie syn karczmarza osuwa się na podłogę. Czarodziejka nie odpowiedziała mu, skupiona na wykonywaniu skomplikowanych gestów rękoma i skandowaniu formuły zaklęcia.
Drużyna spojrzała nieufnie na pojawiający się na ścianie mleczny owal.
- Losowo rzucający, na inny nie starczy mi czasu, jazda!

Zmaterializowali się pod samym sufitem, upadli na ziemię. Impet uderzenia pozbawił czarodziejkę oddechu, słyszała głośne przekleństwa reszty drużyny, piskliwy, dziewczęcy krzyk, na dodatek czyjś łokieć  wbijał jej się w żebra, a bark, na który spadła dawał o sobie znać ostrym, przeszywającym bólem.
Drużynie wystarczyło jedynie szybkie spojrzenie na pomieszczenie, w którym się znaleźli, by móc jednoznacznie stwierdzić, że są w burdelu.
- Cicho, nie krzycz! – czarodziejka usłyszała szept Elaine. Przewróciła się na wznak i uniosła na łokciach.
Pomimo panującego w pomieszczeniu półmroku uwadze czarodziejki nie umknęło to,  że wpadli w najmniej odpowiednim momencie…oraz to, że dziwka była prawie dzieckiem.
- Ach, cholera, znowu źle wycelowali z tym portalem, sądząc po waszych minach – westchnęła Yevereth. – Mówią, że przetransportują prosto do celu, a wychodzi jak zawsze, tfu! Co to za rzeka? – zapytała podchodząc do okna.
- Adalatte – odpowiedziała jej szeptem dziewczyna.
Adalatte…jest to nadal Cidaris, albo Verden, albo…Temeria? Ach, nieważne, Yevereth nigdy nie interesowała się geografią. W każdym razie nadal są stosunkowo niedaleko Cidaris, więc powrót nie powinien sprawić im dużo kłopotów.
- Nas tu nie było – powiedziała szorstko czarodziejka. – Nic nie pamiętacie, nikogo nie widzieliście. A my tym czasem wyjdziemy sobie przez okno.

- Nie znajdą tego portalu – odpowiedziała na niezadane pytanie, kiedy wszyscy wyszli. – Nawet jeśli uda im się go odtworzyć, nikt nie jest na tyle głupi, żeby w niego wleźć. No co tak na mnie patrzycie?
- Wiesz chociaż gdzie jesteśmy? – zapytał Sigion.
- Nie. Przynajmniej nie wiem dokładnie, ale jesteśmy stosunkowo niedaleko Cidaris, o ile nie nadal w samym Cidaris. Jeśli chcecie, możemy wracać od razu z powrotem do Zimowego Sztormu…chyba że wolicie się tu zastanowić nad tym, co zrobimy dalej.

c4wjajach - 2014-03-06 20:50:11

- Przydałoby się inne ubranie.- stwierdził Cimeries patrząc krytycznie na przyciasny strój strażnika.
- Osobiście uważam- zaczął-, że lepiej byłoby jakoś pojedynczo wpaść do karczmy po rzeczy i tyle, jak wszyscy się tam zlecimy, to zaraz wrócimy znowu do więzienia. Ale przede wszystkim warto byłoby spytać się kogoś gdzie jesteśmy. Albo dowiedzieć samemu. Swoją drogą nie było tak źle z tym portalem- pochwalił czarodziejkę- szczerze mówiąc spodziewałem się, że któremuś z nas coś urwie albo spadniemy z nieba na jakieś skały i się pozabijamy.
- To było możliwe?!- krzyknął najemnik, jakby mieli to dopiero zrobić, a nie byli po wszystkim
- Jak widać Yev zna się na rzeczy więc... biorąc jednak pod uwagę pośpiech... tylko trochę możliwe.- Uśmiechnął się nekromanta.
Amras chrząknął ponaglająco.
- Na zdrowie.- rzekł do niego pirat. Elf spojrzał na niego chłodno.
- A ty coś proponujesz?- Cimeries zwrócił się do przywódcy drużyny.


*Sorry, że tak mało ale spieszyło mi się a nie chciałem kolejki znowu tracić :) Nadrobię następnym.

Szifer - 2014-03-08 19:18:26

- Myślę - wtrącił się zamiast niego Sigion - że najpierw powinniśmy wybadać nastroje w mieście. Zapewne już wiedzą o naszej ucieczce, więc ochrona miasta będzie wzmożona. Do tego mogą zaczać przeszukiwać okoliczne miasta i w końcu nas znajdą. Ostatecznie jest z nimi ten nilfgardzki kurwiarz, który powinien się trochę znac na portalach i ich możliwościach... - zastanowił się chwilę - Yevereth, jak trochę odpoczniesz to będziesz mogła rzucić na nas jakąś iluzję, tak, żeby zmienić nasza aparycję?? - Ta zastanowiła się chwilę.
- Ten portal kosztował mnie dużo siły... Nie wiem, czy mamy tyle czasu na mój odpoczynek. - tu wtrącił się Cimeries.
- Mogę Ci użyczyć cześć swojej energii. Nie mam swoich słoików z ziemią, ale nie miałem okazji wykorzystać energii, a jestem wypoczęty. - Sigion kiwnął głową.
- No dobra, w takim razie musimy przedostać się do miasta... I zarżnąć tego pieprzonego nilfgaardczyka. - wszyscy spojrzeli na niego z pewnym zdumieniem.
- Nie posuwasz się za daleko w swoich rozważaniach? - westchnał Amras - Nie powinniśmy w jakiś sposób próbować wpaść na rozwiązanie, albo wyczuć nastroje w mieście? - Sigion zaprzeczył ruchem głowy
- On jedyny może w tej chwili wykryć iluzję... Poza tym jeśli odpowiednio przygotujemy jego ciało ludzie pomyślą, że to był kolejny atak potwora. A jeśli on miał związek z tymi atakami, to jego śmierć będzie wiadomością dla jego wspólników. Uważam, że jest tylko pionkiem. A jeśli nie... - spojrzał na drużynę - ...to i tak gorzej nie wpadniemy. Ostatecznie dopiero co uciekliśmy z celi śmierci...

Pers - 2014-03-09 15:41:10

Gdy wyszli przed burdel, co Elaine przyjęła ze zdecydowaną ulgą, elfka zapatrzyła się na rzekę, która z racji smrodu i zawartości równie dobrze mogła być zwykłym, choć nieco szerszym ściekiem. Ale na pewno nie była wybrzeżem, które widzieliby w mieście Cidaris. A to oznaczało, że...
Zaklęła pod nosem.
- ...i trafiliśmy kilkanaście ładnych staj z dala od miasta Cidaris, bez broni, pieniędzy czy choćby koni - wtrąciła się w rozmowę. Nieopatrznie jednak wlepiła wzrok we wciąż powiększającą się dziurę na odzieniu czarodziejki, co wywołało jej natychmiastowe oburzenie.   
- Sugerujesz, że to moja wina? - zaperzyła się Yevereth.
- Sugeruję, że mamy więcej problemów, niż się wydaje, lecz nie pociągam nikogo do odpowiedzialności. - Przerzuciła długie włosy przez ramię i wyprostowała się, dumnie unosząc głowę. Takie zachowanie nie było codziennością tuż przed drzwiami do przybytku rozkoszy, przyciągała więc wzrok wszystkich dookoła. Nie do końca o taki efekt jej chodziło...
- Bardzo miło z twojej strony, że nas uratowałaś, naprawdę, i całkowicie rozumiem, dlaczego otworzyłaś portal wyrzucający na "chybił-trafił", ale to nie zmienia faktu, że z jednej kabały trafiliśmy w drugą. Trzeba teraz szybko znaleźć drogę powrotną. Nie zamierzam zostawić mojego łuku na pastwę tych barbarzyńców. - Zmarszczyła nos, głównie z niezadowolenia - ale i fetor Adalette nie działał najlepiej na jej powonienie.
- Elaine ma trochę racji, Yev. - Amras spróbował załagodzić sytuację. - Musimy znaleźć sobie jakiś transport ...albo zajęcie, by odrobić straty, nie wracając do Cidaris.

Radosny Rabarbar - 2014-03-09 22:32:40

Heian prychnął.
- Tak jakby bycie politycznym zbiegłym z celi śmierci było niewystarczającym problemem…
- Miło – głos czarodziejki zmienił się nieznacznie, a jej w oczach, które wbiła w Elaine, zatańczyły iskierki wściekłości. Elfka opuściła wzrok. – Cóż, nie będę ukrywać, spodziewałam się czegoś więcej, niż „miło”. Chociażby z racji tego, że uratowałam wam życie. Jeśli tak gorączkowo szukasz drogi powrotnej, Elaine, mogę specjalnie dla ciebie stworzyć teleport prowadzący bezpośrednio do przytulnego loszku w Cidaris, który zajmowaliśmy jeszcze niecałą godzinę temu. Ale podejrzewam, że twój koń może leżeć gdzieś z trzewiami na wierzchu, a swojego łuku nie dostaniesz…choćby dlatego, że tam czekają na nas z wymyślnymi narzędziami tortur i będą nas nimi raczyć tak długo, że będziemy błagać o śmierć. A kiedy już skończą, nabiją nas dupami na pale, na których będziemy sterczeć niczym kukiełki w teatrzykach dla dzieci, a wrony będą wydłubywać nam oczy. O ile jeszcze będziemy mieć oczy.
- Dość! Yevereth, skończ! – warknął Amras.
- Czy coś jest ze mną nie tak, że najzwyczajniej w świecie nie chcę już umierać? – odparła Yevereth.
- Już?
- Ano, już. Cóż, nawet samobójstwo mi nie wyszło, jak widać – uśmiechnęła się paskudnie i kopnęła kamień. Wyczuwała w spojrzeniach drużyny pytanie „dlaczego”. Cieszyła się, że nikt go nie zadał. Nie chciała odpowiadać. - Swoją drogą, Sigionie, pomysł z iluzją nie jest dobry. Jakbyś wlazł tam z przypiętą do rzyci tabliczką „mam coś do ukrycia”. Ten nilfgaardczyk na pewno nie jest jedynym zdolnym nas zdemaskować czarodziejem w Cidaris.
- Traktem wrócić też nie możemy, pewnie niemałą kwotę ofiarują za nasze głowy – powiedział Cimeries.
- Za żywych znacznie więcej – rzucił Sigion.
Milczeli długi, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Każde wyjście z tej sytuacji wydawało im się bardziej bezsensowne od poprzedniego.
– Możemy wrócić do Cidaris…portalem, do naszego pokoju w karczmie. Potem będziemy się zastanawiać co dalej.

Amras Helyänwe - 2014-03-11 18:21:44

- Tak, konieczne portal. Prosto do Cidaris. Mam nadzieję, że dasz radę, Yev? Wiem, że tamten portal dużo już cię kosztował, ale Cimeries zaproponował pomoc.
Czarodziejka skinęła głową i podciągnęła rękawy, zabierając się do pracy. Amras zamknął oczy i zacisnął zęby. Jego organizm zawsze źle znosił styczność z magią.
Poczuł znowu to ciepło zalewającego jego ciało, barwy się rozmyły. Chwilę później wszystko ustało, a drużyna znajdowała się w sowim pokoju w Zimowym Sztormie.
- Dobra - zakomenderował. - Nie ma co tu dłużej zabawiać. Bierzmy cały sprzęt i wymknijmy się z Cidaris, jak najdalej. Nic tu już nie ugramy, a ryzykujemy naszym życiem. To bez sensu. Cidaris musi samo sobie poradzić.
Rzucił ukradkowym spojrzeniem po twarzach jego towarzyszy. W sumie, nie wiedział, jakich reakcji się spodziewać. Cimeries wydawał się być zadowolony z takiej decyzji - wiedział, że już tu życia i tak nie będzie miał. Elain również było to na rękę, nie podobała jej się od początku ta sytuacja. Heian, jak to wiedźmin, stał bez cienia emocji na elfiej twarzy. Sigion jednak wyglądał na takiego, któremu nie do końca w smak jest pozostawienie tej historii samej sobie. Podobnie co Dearien - ten jednak frontalnie marszczył czoło, prychał. Yev, podobnie jak Heian, stała bez wyrazu.
Amras chciał uprzedzić malkontenctwo pirata.
- A jeśli ktoś czuje się zbawcą świata, to niech zostanie. Mi już nie w smak nadstawianie karku za ludzi.
Nikt nie oponował. Pozbierali swój dobytek, sprawdzili ostrożnie, czy w izbie na dole nie czeka na nich straż. Ruszyli do stajni i odebrali swoje wierzchowce.
Wymknęli się z miasta jedną z bocznych bram. żołnierze ze stróżówki nie przejawili większego zainteresowania nimi, nie podnosząc nawet oczu znad kart.
Zapadał już zmierzch. Skierowali swoje wierzchowce na wschód, przejeżdżając nieopodal miejsca, gdzie niedawno znaleźli Elaine. Każdemu towarzyszyło dziwne uczucie, jakby coś się miało wydarzyć...
Usłyszeli krzyk.
Najemnik, nie bacząc na nic, pognał konia w gąszcz drzew. Zaraz za nim popędził Dearien.
"Kurwa!" warknął w głowie Amras. Jak zwykle, mieli się nie mieszać, a koniec końców rzucają się w bagno bez przygotowanego planu. Jak zwykle. Elf ruszył w ślad za mężczyznami, czując, jak Elaine mocniej obejmuje go w pasie, by nie spaść. Kątem oka dostrzegł, że reszta robi to samo.
Szaleńczy galop zakończył się dopiero kilkanaście metrów od tego samego kamiennego ołtarzu. Tym razem nie spotkali jednak jednej elfki związanej. Spotkali za to około dwudziestu ludzi, odzianych na czarno. Każdy z nich miał czarną chustą przysłoniętą twarz. Prócz nich stał jeszcze zapłakany - Amras nie był pewny, czy na pewno - rajca Estewar, i drugi człowiek, wysoki, którego wcześniej nie poznali. Miał na głowie spiczasty kapelusz. Rozcinał on właśnie wielkim sztyletem policzek przywiązanego do ołtarza chłopca, który krzyczał w niebogłosy.  A każdy jego krzyk mieszał się z krzykiem bólu Estewara.
W cieniu elf dostrzegł jeszcze jedną postać, górującą nad resztą posturą. Kreatura ta miała włochatą skórę i długie, wilcze uszy. Stała do bohaterów jednak bokiem, przez co elf nie dostrzegł jego pyska.
Postać w kapeluszu - czarodziej, jak się domyślili - podniósł właśnie do góry sztylet, by zadać ostateczny cios w serce chłopca.
- Wchodzimy - rzucił krótko Sigion, wyciągając miecz z pochwy. Z okrzykiem rzucił się na sekciarzy na polanie. W ślad za nim pognał Heian i Dearien.
Amras gorączkowo napiął łuk, nałożył strzałę i strzelił. Trafił najbliższego w ramię, poważnie go raniąc (24-10). Szukał już kolejnego celu.


Sekciarz (jest ich 19)
Ko: 2    Po: 2     Si: 3     Zm: 1    Zr: 2     Zw: 1
In: 1     Og: 1    Wo: 1
Żywotność: 24
Zbroja: Brak
Broń: Buzdygan (k6) / krótki miecz (k6) / sztylet (1/2k6) / nóż (1) *
* Jedno do wyboru

- potwora i czarodzieja nie ruszamy na razie. Będą się tylko przyglądać bójce, ale nie zareagują.

Radosny Rabarbar - 2014-03-11 21:45:16

Klinga wysunęła się z pochwy z cichym sykiem. Yevereth zaatakowała stojącego najbliżej sekciarza, tego, którego przez momentem ugodziła strzała Amrasa. Cięła szeroko, od dołu, przeciwnik nawet się nie zasłonił [14-(6+2x2)]. Upadł na ziemię starając się wepchnąć z powrotem do brzucha wypadające trzewia. Wykończyła go, wbijając mu jego własny sztylet w serce (pierwszy truposz!).
Odwróciła się i zobaczyła spadający na jej głowę buzdygan. Uchyliła się, lecz stal musnęła jej rękę. Cięcie nie było głębokie, początkowo myślała, że ostrze przecięło tylko materiał koszuli, lecz spływająca jej po ręce krew uświadomiła ją, że się myliła (28-4+2). Zamiast uniknąć kolejnego ciosu, sparowała cięcie, co zaowocowało tępym bólem w ręce. Sekciarz uderzał silnie, ale powoli, więc mała i zwinna czarodziejka unikała ich bez problemu, prawie tanecznym krokiem  i z bezczelnym uśmiechem na ustach. Widziała, jak bezsensowne machanie buzdyganem męczy jej przeciwnika coraz bardziej. Zaatakowała, korzystając z zachęcająco odsłoniętego prawego boku sekciarza. Miała nadzieję, że klinga przejdzie równie gładko, jak za pierwszym ciosem, lecz zostawiła rozcięcie płytsze, niż się spodziewała [24-(3+2x2)].

Szifer - 2014-03-12 14:55:24

Sigion nie zsiadał z konia. Widział, że to zbiorowisko nie może być dobrze uzbrojone, więc przypuścił szarżę. Z półtora ręcznym mieczem zbira Roegnara wjechał w krąg, który zaczynał się skupiać. Świetnie. Wjechał w trzyosobową grupę tratując ich. Jeden z nich został tylko zachaoczny o konia (24-2=22) i uskoczył, drugi potrącony (24-4=20), jednak trzeci miał najgorzej, gdyż wpadł prosto pod kopyta (24-6=18*) i poleciał na ziemię, prawdopodobnie tracąc przytomność. W tym samym czasie Sigion już podnosił miecz na tego, który uskoczył (22-(9+8)=5)(drugi zneutralizowany), odcinając mu rękę przy samym ramieniu. Pewny siebie najemnik odwrócił się w stronę przyjaciół. Krzyknął w ich stronę:
- Nie zsiadajcie z ko... - cios buzdyganem (34-6=28) zrzucił go w tył z konia. Ten zrobił przewrót w tył, jednak krasnoludzki miecz na plecach uraził mu je (28-1=27). Gdyby nie skórzana kurtka, prawdopodobnie straciłby po takim ciosie przytomność. I tak go mdliło. Nie widział twarzy osoby, która zrzuciła go z konia, ale na ciemnej szacie widoczny był odcisk podkowy jego konia. Sigion pochylony, próbując powstrzymać mdłości położył dłoń na rękojeści miecza na plecach.
- Nie jesteś kurwa człowiekiem... - powiedział w stronę nadchodzącego człowieka z buzdyganem. Ten pokazał kły w uśmiechu
- Myślałeś, że po staranowaniu przez konia już nie będę ci przeszkadzał? - zaśmiał się. Jako, że najemnik wysunął się w sam środek tych dziwnych okultystów zaczęli go właśnie otaczać. Ten, który do niego podchodził był najbliżej. Miecz Roegnara leżał gdzieś w pyle, prawdopodobnie przy koniu. Już zaciskał dłoń na krasnoludzkiej rękojeści. - Myliłeś si... - Sigion jednak nie powstrzymał mdłości i zwymiotował mu prosto w otwarte usta. Nie był pewien, ale chyba w wymiocinach było trochę krwi. Albo był to poruszający się jeszcze język jego przeciwnika. Trochę osłabiony wykorzystał oślepienie przeciwnika i odciął mu głowę (18-[10+8]=0, trzeci rozwalony**). Yevereth nie było przy nim, więc domyślał się, że walczy poza owym okręgiem. Przyjął postawę obronną. Żałował, że nie ma tarczy...

*Improwizowałem, rzuciłem trzy razy kością i wypadło 2,4,6, więc odpowiednio każdemu po tyle obrażeń od konia zadałem.
** Wypadło mi 4 i 6, a że to zgadzało się z jego stanem życia postanowiłem zrobić mu fatality :)

Radosny Rabarbar - 2014-03-13 22:16:43

Czarodziejka znudziła się zliczaniem wszystkich sytuacji, w których mogła bez problemu zabić swojego przeciwnika. Mogłaby pobawić się nim jeszcze chwilę, ale nie widziała w tym najmniejszego sensu. Cięła zadziwiająco celnie, ostrze miecza przecięło tętnicę szyjną (czwarty)*. Odeszła kilka kroków, aby poszukać kolejnego celu, kiedy obok niej  przegalopował koń Sigiona bez jeźdźca. Odwróciła się i zobaczyła, dlaczego żaden z sekciarzy nie został w jej pobliżu.
- A wam co, kurwa, specjalne zaproszenie gońcem wysłać?! – wrzasnęła do stojących na uboczu członków drużyny.  Pobiegła  w stronę zacieśniającego się kręgu. Przerzuciła miecz w lewą rękę by móc rzucić ognistą siecią w jednego ze stojących za plecami najemnika sekciarzy, który zamierzał zadać cios buzdyganem. Swąd palonego ciała oznaczał, że próbował się uwolnić z pętającej go sieci, która zadawała obrażenia przy każdym ruchu (piąty)** . Drugiego, po przełożeniu broni z powrotem w prawą rękę, cięła lekko w udo [24-(3+2x2)]. Sekciarz zachwiał się i opuścił swoją nędzną obronę w postaci krótkiego miecza. Czarodziejka zaklęła równie paskudnie, jak krasnoludzcy grabarze, kiedy zamiast malowniczo odrąbanej ręki na ziemi zauważyła tylko i wyłącznie strużkę krwi cieknącą po ręce przeciwnika [17-(2+2x2)].
- Za tą durną szarżę to powinnam tak ci rzyć skopać, żebyś do następnego Belletyn nie mógł na niej usiąść! – krzyknęła do Sigiona.


* wyszło mi 5 i 6 na kościach, żal marnować na dwa osobne ciosy.
**każda próba szamotania zadaje 3 obrażeń, więc co to za różnica, czy umrze w tym poście czy w kolejnym :>.

Szifer - 2014-03-13 23:12:05

"Ta durna szarża odniosłaby skutek, gdyby ktoś się do niej przyłączył..." pomyślał szybko najemnik, przestając na chwilę zwracać uwagę na ból, na wysokości żołądka. Część sekciarzy odłączyła się od ataku na najemnika i ruszyła w stronę czarodziejki. Właśnie na coś takiego czekał. To była jedyna szansa, żeby wydostać się z otoczenia, zanim ponownie zacieśnią krąg. Sigion mocniej zacisnął miecz w ręku, po czym wbiegł na idącego w stronę Yevereth przeciwnika. Wskoczył na niego wbijając mu kolano w plecy (24-1=23). Ten przewrócił się, a Sigion próbując złapał równowagę wbił mu miecz gdzieś w plecy (23-11=12). To go chyba przygwoździło do ziemi na tyle, żeby nie próbować wstać (chyba szósty, można go potem dobić). Najemnik dobiegł do czarodziejki, przy okazji rozbijając łokciem nos jednemu z sekciarzy, którzy ją akurat atakowali (24-2=22). Stanął do niej plecami z bronią w gotowości do użycia. Jeżeli reszta nadal nie będzie nic robić, to mają małe szanse na wyjście z tego cało. Sigion ponownie zaczął odczuwać ból żołądka (27-1=26).

Pers - 2014-03-15 13:06:09

Elaine zamarła na moment, przerażona - głównie faktem, że wokół niej kręci się tylu przeciwników.  Z odrętwienia wyrwał ją dopiero wrzask Yevereth. Elfka zeskoczyła z konia, już sięgając za siebie do kołczanu pełnego strzał. Szybko oceniła sytuację - najgorzej miał się Signion, aktualnie walczący w parze z czarodziejką. Pierwszy z jej grotów przeciął powietrze i trafił w sam środek brzucha sekciarza, któremu tuż przed chwilą najemnik rozbił nos, a który właśnie brał się za odwet [22-(2x4*)+3=11]. Człowiek zachwiał się i złapał za wystający z jego ciała bełt, a po chwili upadł twarzą do dołu. Dopiero teraz zauważyła, że przebiła go na wylot - najwidoczniej jednak, skoro dalej żył, ominęła większość narządów. Takie przebicie było jednak wyjątkowo bolesne i nie rokowało większych szans na przeżycie, a ona nienawidziła podobnego okrucieństwa. Oszczędziła mu cierpień, szybko wypuszczają drugą strzałę. Tym razem trafiła go prosto w szyję [11-(3+4*+3)=1] i już po chwili ziemię zaścielał kolejny trup. Ale... straciła jedną strzałę.
Spięła się, postanawiając już więcej nie dobijać nieszkodliwych rannych. Nie ma na to czasu, upomniała się w duchu, i posłała dwie strzały w kierunku ludzi zachodzących od tyłu Amrasa. Jeden z mężczyzn od razu zatrzymał się i zawył, wypuszczając z ręki broń, której, trafiony w prawe ramię, nie był już dłużej w stanie utrzymać [24-(6+5*+3)=10]. Uśmiechnęła się. Z drugim poszło jej trochę gorzej, strzała trafiła go w udo [24-(2+1*+3)=18], zatrzymując tylko na chwilę - po chwili złamał jej drewniany promień i ruszył dalej, rozwścieczony. Jedyne, co mogła teraz zrobić, to wrzasnąć do elfa, by uważał.


*nie rzucam jedną kością, mnożąc liczbę oczek razy dwa, tylko raz, ale dwiema kośćmi :D

Amras Helyänwe - 2014-03-16 15:17:06

Amras usłyszał nieartykułowany wrzask Elaine. Instynktownie odwrócił się. Podkradał się do niego jeden z ubranych na czarno wyznawców. Elf wyjął miecz z pochwy, klinga cicho jęknęła. Zwiódł przeciwnika i uderzył na odlew (18-8). Ten upadł na zranione kolano, zdołał jednak uderzyć elfa płazem w łydkę (31-3). Chwilę później jednak w oku sekciarza utkwiła strzała. Amras odwrócił się i podniósł rękę w kierunku Elaine w geście podzięki.
Elf omiótł wzrokiem pole bitwy. Jego towarzysze dzielnie stawiali opór, jednak entuzjazm po pierwszym natarciu zaczął lekko ulatywać, i to sekciarze mieli inicjatywę. Sigion dostawał właśnie pięścią w skroń (26-3), Yevereth zgarniała serię ciosów na brzuch (26-4). Amras z kolei poczuł zimno stali na grdyce.
Zabawa dobiegła końca.
Zostali brutalnie sprowadzeni na środek polany, rzuceni na kolana, przed oblicze potwora i czarodzieja. Na ustach tego drugiego rozkwitał szyderczy uśmiech. Potwór z kolei - co potworom zdecydowanie nie przystoi - odrzucił głowę do tyłu. Która okazała się kapturem.
- A więc nie posłuchaliście mojej rady - silny akcent zdradzał Nilfgaardczyka. - Upór godny podziwu, ale to wasza sprawa. Nie chce mi się prawić wam morałów, dlatego zaproponuję wam układ. Ile Cidarisiańczycy wam płacili za rozwikłanie tajemnicy? Pięć tysięcy? Ja wam daję piętnaście tysięcy. I oczekuję, że będziecie spierdalać stąd w podskokach i nigdy więcej w tych okolicach się nie pojawicie. Daruję wam życie, w zamian wy nie będziecie wtrącać się w sprawy naszego kultu. Inaczej - obnażył drapieżnie kły - stracicie oczywiście życie. To jak?

Amras Helyänwe - 2014-03-31 17:47:52

Sigion splunął siarczyście.
- Ha, jeszcze pytasz? Ładuj dukaty w sakwę, a hyżo! - Krzyknął rozentuzjazmowany najemnik. Amras dostrzegł zmianę w oczach kompana. Teraz, miast szaleństwa bitwy, widział w nich szaleństwo bogactwa. W twarzach reszty drużyny widział to samo. Poczuł dreszcz, przekonując się po raz wtóry o sposobie życia ludzkiego pomiotu i o ich całkowitym zapomnieniu dla wartości wyższych.
Nilfgaardczyk uśmiechnął się, z pogardą, lecz nic nie powiedział. Skinął tylko na jednego z odzianych w czarne szaty człowieka, który prędko oddalił się w stronę wozu i po chwili wrócił z dużą sakwą końską, wypełnioną po brzegi monetami. Była ona tak ciężkia, że człowiek ledwo wlókł ją po ziemi.
- Oto wasze pieniądze - rzekł głębokim basem Nilfgaardczyk. - Tysiąc pięćset florenów. Na wasze barbarzyńskie pieniądze, to piętnaście tysięcy. I, zgodnie z umową, spierdalajcie w podskokach.
Amrasa uderzyła bezczelność i sposób, w jaki rozmawia się z nimi ten człowiek. Gotowało się w nim.
Sigion podbiegł i spróbował podnieść wór, jednak poczuł nagle ostry ból w zranionym żołądku. Wypuścił materiał z dłoni i z głośnym syknięciem odskoczył na bok. Wśród okultystów przebiegł szmer szyderczego śmiechu.
- Rumaka im dajcie!
Inni przytaknęli ze śmiechem, wprowadzając wychudzonego osła. Zarzucono mu sakwę na grzbiet, lejce rzucono wręcz Dearienowi w twarz.
Jeszcze długo słyszeli szyderstwa i obelgi, gdy odchodzili. W pewnym momencie przebił się jednak wrzask Estewara, zmieniający się w rzężenie. Nikt jednak się nie obrócił nawet.
- O co właściwie chodziło z tym rajcą? - zapytała tylko, niby od niechcenia, Elaine.
- Na tym ołtarzu leżał jego syn. Kultyści upatrzyli go sobie na ofiarę. Estewar obnosił się z nami tak oschle, bo... Bo zagrożono mu, że wyrżną całą jego rodzinę, jeśli komukolwiek - choćby przypadkiem - zdradzi istnienie kultu. A tak straciłby tylko syna. Nie wiedział jednak, że przywloką go na ten ołtarz i będą kazali przyglądać się egzekucji chłopca. Wiem to, bo sondowałam jego mózg - rzekła cierpko Yevereth.
- A teraz - prychnął Amras - spierdalajmy w podskokach. Ściągnąć nieszczęście na jakąś inną wieś.

www.bolecairsoft.pun.pl www.1x2.pun.pl www.dajkamienia.pun.pl www.freeheadshotteam.pun.pl www.streetofrace.pun.pl