Mi osobiście to też nie robi różnicy...jak Ty przelecisz jakąś chłopkę, to na Ciebie się z widłami będą rzucać, nie na nas xD
Offline
Chodzi o to, że jak będą zachipnotyzowani, to mimo ran będą walczyć do końca, a Ci, jesli tylko wkurzeni to mogę uciec, albo jak będziemy odcinać kończyny, to będą leżeć na ziemi i raczej nie będą się czołgać w naszą stronę
Offline
Administrator
Albo Lubek niechcący nadepnął na karalucha, a okazało się że w tej wsi akurat ten karaluch był uosobieniem wieśniackiego boga robót drogowych, no i oczywiście im to się nie spodobało xd No i chcąc nie chcąc muszą nas zabić.
___
A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka!
We mnie..."
___
Offline
To nie zmienia faktu, że i tak nie lubię zaczynać...
Jadąc drogą Sigion zatrzymał się wpatrując w krzaki po obu stronach drogi przed nimi. Nie był pewien, czy mu się to wydawało, ale był prawie pewien, że zauważył błysk stali. Zanim zdążył zaalarmować "przyjaciół" zza krzaków zaczęli wyskakiwać wieśniacy i z krzykiem się na nich rzucili. Sigion nie czekając na drużynę odpiął topór od pasa i rozpłatał głowę pierwszemu wieśniakowi (18-18).
- Do broni chłopacy. Na oko zostało jeszcze dwudziestu. - powiedział, po czym usmiechnął się i zeskoczył z konia.
Offline
Administrator
Amras błyskawicznie zeskoczył z wierzchowca, nakładając strzałę na cięciwę. Nie lubił walczyć z konia. Ogarnął wzrokiem okolicę - duża grupa wieśniaków wybiegała z lasu z okrzykami, otaczając ich obóz. Wybrał szybko cel - niskiego chłopa, z bardzo umięśnionymi rękami, prawdopodobnie drwala. W dłoni dzierżył też wielki topór. Miał przekrwione oczy, wymalowaną furię na twarzy. Amras wycelował, wstrzymał oddech i wypuścił strzałę. Trafił w bark, siła była tak ogromna, że wieśniakiem targnęło do tyłu (18-11). Elf nie zaryzykował i nie podbiegł by dobić przeciwnika, fala chłopów była już zbyt blisko. Klinga miecza cicho zasyczała, gdy dobył oręż z pochwy i zbliżył się do Sigiona, osłaniając go z tyłu. Czekał na odpowiedni moment do ataku, kątem oka widział gorączkowe przygotowania do walki ze strony reszty jego towarzyszy.
___
A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka!
We mnie..."
___
Offline
Garvey, zaskoczony, nie zdążył wyjąć miecza. Zanim wieśniacy go dopadli, zdążył jednak coś zrobić. Skupił się, uniósł dłonie. Delikatnie ruszając ustami wypowiadał formułę zaklęcia, szybko wykonał kilka gestów dłońmi. W efekcie nagle coś błysnęło, a wokół czarodzieja powstała magiczna ściana, ochraniająca go przed ciosami przeciwników. Miał chwilę czasu, gdyż chłopi byli oszołomieni - wyjął prędko miecz i ruszył na najbliższego. Wsunął klingę w jego ciało, celując w serce. Mężczyźnie udało się zrobić unik, więc mag trafił w ramię (18-9). Szybko wyjął miecz i przygotował się do kolejnego ataku.
Offline
Gość
W międzyczasie Almariel wzięła do rąk łuk i nałożyła strzałę na cięciwę z taką prędkością, że człowiek nie mógł tego zauważyć. Wycelowała w wysokiego chłopa i puściła strzałę, która poszybowała prostym torem i trafiła wieśniaka w szyję (18-10). Krew trysnęła z ciała, lecz mężczyzna wciąż się trzymał na nogach, nie chcąc prędko żegnać się z życiem. Rzucił się na elfkę, która zwinnie uskoczyła przed nim, tańcząc po ziemi.
Zaklecie Garveya spłoszyło konia, na grzbiecie którego siedziała Yevereth. Zdenerwowana zachowaniem wierzchowca czarodziejka ściągnęła energicznie wodze, na co zwierzak z oburzeniem odrzucił łeb w tył i uniosł się na tylnych nogach. Kobieta nie czekała, aż koń się uspokoi. Wysunęła nogi ze strzemion i zwinnie zeskoczyła na ziemię. Nie chcąc tracić czasu na rzucanie zaklęć, wyciągnęła miecz z pochwy i rozpłatała pierś najbliższego chłopa (18-9). Wieśniak zachwiał się i upadł, ale w jego oczach nadal widać było wolę walki. Yevereth już chciała dobić przeciwnika, kiedy zauważyła lecące w ich stronę widły. Szybko odskoczyła na bok, a narzędzie wylądowało niedaleko miejsca, w którym wcześniej się znajdowała.
Offline