Ogłoszenie


#1 2012-02-06 20:01:15

 Dearien

http://fotoo.pl//out.php/i126697_za-yadminh.jpg

22692500
Skąd: Ziemie Pomorskie
Zarejestrowany: 2010-07-25
Posty: 812
Punktów :   -39 

I - Prolog (2)

Dearien nie krył, że zmierza do Tretogoru, aby skontaktować się ze starym znajomym. Cel, dla którego swą drużynę prowadził tam Amras, pozostawał zagadką. Z dnia na dzień robiło się coraz chłodniej. Mróz przynajmniej studził napiętą atmosferę między dwoma liderami. O ile cała drużyna zapomniała o niechlubnej przeszłości i swobodnie ze sobą dyskutowała i spędzała czas, o tyle elf brzydził się choćby spojrzeć na pirata.

Jechali opustoszałym gościńcem dłuższy czas, nie spiesząc się zbytnio, gdy pewnego wieczora w końcu ukazały im się mury miasta. Łuna zachodzącego słońca i złote refleksy na okuciach dachów maskowały sterty śmieci, dzięki czemu Tretogor nie wyglądał tak źle, jak wygląda w rzeczywistości. Zwalniając wierzchowce jeszcze bardziej, drużyna minęła sklepienie kratowanej bramy. Odprowadzały ich czujne i podejrzliwe spojrzenia strażników, których na ulicach było niespodziewanie dużo. Przeszli kompleksową kontrolę gdy chcieli wejść do karczmy. Z ust odźwiernych padały pytania tak dziwne jak: Masz w rodzinie elfa? Handlujesz z krasnoludami? Jak często zapuszczasz się w lasy?
Amras miał nie lada problem, aby pomimo swojej elfickości móc usiąść przy kuflu piwa. Zrezygnowałby z tego i kierowany dumą odszedł zapewne gdzie indziej, ale onieśmielony widokiem mięśni Sigiona strażnik przeprosił i wpuścił całą kompanię do gospody.

Stojaki na świece grubo pokryły się woskiem, kiedy do stolika drużyny podszedł wysoki, kędzierzawy typ. Głęboko osadzone, zielone oczy i wyraz twarzy zdradzały osobowość nieroba, spryciarza i dowcipnisia. Splatając ręce na piersi okrytej czarną, wełnianą kamizelką, stanął za krzesłem Deariena.
- Śmierdzisz, piracie. Mógłbyś się raz na jakiś czas podetrzeć papierem, a nie starą rybą.
Korsarz, z szyderczym uśmiechem na ustach, wstał. Odwrócił się do przybysza i zaczął oglądać ze wszystkich stron.
- A, Marco! Wybacz, bez rozkwaszonej twarzy i kajdanków nie poznałem.
Po powitalnym ceremoniale dwaj znajomi uścisnęli sobie dłonie.
- Lepiej będzie - Marco ściszył głos - jak przed jakąkolwiek dyskusją pójdziemy do mnie. Ostatnio strażnikom urosły uszy, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Pirat przytaknął i zachęcił Dralann i Helyasa ruchem głowy, aby podeszli. Niespodziewanie wstał również Amras. Zaraz za nim uczynili to Sigion, Yevereth oraz Garvey. Cała czwórka skierowała się ku drzwiom. Uważnie, ale nie dociekliwie przyglądał im się Marco.
- A kto to? Nie twoi?
- Nikt tu nie jest mój, a już na pewno nie ten elf. Chodź, zaprowadź nas do siebie.
Gdy tuż za gromadą Amrasa z karczmy wytoczyli się pirat, Dralann, Helyas i łobuz Marco, Dearien zapytał znajomego:
- Co się stało w mieście? Skąd tyle straży? I spójrz, wszystkie okiennice pozamykane! A z tamtej chałupy właśnie dochodzi odgłos ryglowanych drzwi. Wojna jakaś, czy co?
- Można tak rzec. Ostatnio w naszych kanałach pojawiły się stwory... kikimory, czy jak im tam. Nocą wyłażą ze studzienek i mieszczuchów pożerają, temu wszyscy się zamykają po zmroku.
- Ale skoro tyle tu straży, to ludzie nie powinni się bać kikimor.
- Tych nadętych gwałcicieli w kolczugach nie obchodzą potwory. Od tygodnia, kiedy się pojawiły, zginęło ledwie dziesięciu bezdomnych. Nie ma powodu podnosić alarmu ani wiedźminów ściągać. Żołnierze mają inne zadanie...
- Rad byłbym wielce, gdybyś przestał być tak tajemniczy i walnął prosto z mostu o co idzie.
- O Wiewiórki, drogi przyjacielu, o Wiewiórki. Stwory same nie zalęgłyby się w naszych kanałach. Ktoś podłożył tam jaja. I jesteśmy pewni, że to nieludzie. Dlatego wszyscy tutaj srają w gacie, jak widzą długie uszy albo wielkie brody. Ale przejdźmy do sedna, chciałeś się spotkać, bo... - Marco nie dokończył, kiedy metaliczny brzdęk zadudnił w uszach. Pokrywa pobliskiej studzienki wystrzeliła w powietrze, a z kanału wylazł czarny pająk. Kłapiąc ostrymi szczękami rzucił się na Yevereth, która wraz z Amrasem szła kilkanaście kroków przed piratem. Usunięta z toru szarży bestii przez Sigiona czarodziejka legła z najemnikiem na zimnym bruku...


Kikimora


http://images3.wikia.nocookie.net/__cb20060901172652/wiedzmin/images/thumb/f/f5/KikimoraGW.jpg/180px-KikimoraGW.jpg

Cechy
Ko: 3    Po: 4     Si: 2     Zm: 2    Zr: 1     Zw: 3
In: 1     Og: 0    Wo: 1
Żywotność: 58
Uniki: 3
Zbroja: Brak.
Broń: Pazury(5) i zęby(3).
Moce:
* Atakuje jednocześnie pazurami i zębami.
* Czasem próbuje pochwycić ofiarę i topić ją.
* Odporna na żelazo.


http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRxqPgBW4QmpI3ZFVP7mbg9rDykFP8FmXlmOK2apVAdGOA1TqAf

Offline

 

#2 2012-02-07 16:32:20

 Amras Helyänwe

Administrator

7892318
Skąd: Stamtąd
Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 3484
Punktów :   -7 
.: Tu eşti dragostea vieţii mele.

Re: I - Prolog (2)

Podróżowali już długo w starej kompanii. O ile starzy znajomi zdołali zapomnieć o urazach, Amras wciąż żywił ogromną urazę do pirata, co okazywał na każdym kroku, gdy tylko było to możliwe.
Elf zamykał ich podróżującą grupę. Jechał z tyłu, w nieznacznej odległości za Yevereth. Pozwolił, by Dearien prowadził, samemu zajmując się obmyślaniem planów na przyszłość.
Korsarz, jak się okazało, poprowadził do Tretogoru. Korzystając z okazji, Amras kupił sobie wysokie, jeździeckie buty i rękawice nabijane gęsto ostrymi, stalowymi ćwiekami, za pieniądze zarobione podczas nieszczęśliwej przygody ze Slanią.
W karczmie Dearien odnalazł swojego znajomego. Marco, bo takie nosił on imię, jednoznacznie dawał znaki rudemu wilkowi morskiemu, że chciałby zamienić z nim słowa na osobności. Elf wstał od stołu i ostentacyjnie opuścił przybytek, a kątem oka dostrzegł, że jego najbliżsi towarzysze robią to samo. Cieszył się w duchu, że darzą go przynajmniej jakimś tam szacunkiem.
Szli ulicami miasta, a pirat wraz ze swoją świtą, jak sie okazało, wyszedł z karczmy zaraz po nich. Amras zwolnił kroku i z uwagą nadstawił swe elfie, czujne uszy, nasłuchując, o czym rozmawiają.
Nagle pozorny spokój zakłóciło niespodziewane poruszenie. Wysoki elf jakby w zwolnionym tempie widział, jak Sigion rzuca się na Yevereth i ląduje z nią ciężko na bruku. Kilka metrów dalej zaś biegła czarną plątanina nóg i odwłoka. Amrasa zmroziło gdy uświadomił sobie, że jest to kikimora, o której rozmawiał Dearien z Marco.
Popisując się refleksem, obrócił się z gracją wokół potwora, wbijając mu przy tym w bok swój nóż (58-5).
Jednocześnie dziwił się w myśli, że kikimora jest tak...niewielka. Owszem, wielkością bardzo przewyższała psa, lecz elfowi zdawało się, że stwory te winny być rozmiarów kuca. Ostatecznie jednak, potwory nigdy nie były jego dziedziną więc dał spokój myślom i skupił się na walce.
Wyjął z cichym sykiem miecz z pochwy, osłaniając sobą gramolących się z ziemi towarzyszy. Stwór jednak wydawał się być nieco otępiały po ciosie zadanym mu w śliskie oko, gdyż pognał w stronę mieszkańca Skelliege i jego znajomego.
- Gar'ean! - Zdążył wykrzyknąć tylko Amras. Oni jednak byli już gotowi do walki, w dłoniach dzierżąc mężnie swój oręż.


Dearien x
Amras x
Heian
Helyas
Dralann
Garvey
Sigion
Yevereth


-----------------------------------------------------------------------------------------------



http://oi62.tinypic.com/lzmtx.jpg

___

A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka!
We mnie..."
___

Offline

 

#3 2012-02-07 19:22:21

Sarumo

Moderator

4806825
Skąd: warmińsko-mazurskie
Zarejestrowany: 2011-09-14
Posty: 2104
Punktów :   36 
WWW

Re: I - Prolog (2)

Paskudztwo, które wylazło z miejskiej studzienki zaatakowało gwałtownie. Dralann pierwszy raz widziała podobne plugastwo. Szybko poczęła się cofać, wyciągając jednocześnie strzałę zza pleców. Będąc w bezpiecznej odległości napięła łuk, celując w stwora, który pognał w stronę pirata i jego towarzysza. Puściła strzałę. Chybiła.
Kikimora, która nie była jednak tak głupia na jaką wyglądała zorientowała się skąd odeszło zagrożenie. Pewnie już ktoś do niej strzelał. Pewnie też chybił. Plugastwo rzuciło się w miejsce, gdzie stała Dralann, sięgającą po kolejną  strzałę. Ta kolejna wypadła jej z rąk, gdy próbowała odskoczyć. Kikmora uderzyła niepostrzeżenie, tnąc jej bark (26-7).
-Dziwko- Zaburczała, łapiąc się za ramię. Wyciągnęła nóż w panicznym szale dźgnęła silnie stwora w odwłok dwa razy (53-6). Kikimora odpełzła oszołomiona, choć rana była niewielka. Szczwana bestia.

Ostatnio edytowany przez Sarumojad (2012-02-07 19:22:37)


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


There is a pleasure in the pathless woods,
There is a rapture on the lonely shore,
There is society where none intrudes,
By the deep Sea, and music in its roar:
I love not Man the less, but Nature more

Offline

 

#4 2012-02-07 23:39:49

 Radosny Rabarbar

http://oi60.tinypic.com/2zp2j5c.jpg

13204951
Skąd: Tam,gdzie diabeł mówi dobranoc
Zarejestrowany: 2011-04-12
Posty: 2502
Punktów :   -17 
WWW

Re: I - Prolog (2)

Bruk był twardy. Cholernie twardy. Nie zauważyła, co się z nią dzieje, toteż nie zamortyzowała upadku. Coś twardego wbiło się jej pod żebra (26-3), usłyszała trzask rozrywanego materiału. Jeszcze niedawno całe spodnie zdobiła dziura długości połowy dłoni.
- Zostaw mnie, idioto! - krzyknęła, zauważywszy kto ją przewrócił. Dorzuciła do tego jeszcze kilka epitetów, które z każdym kolejnym stawały się coraz barwniejsze od poprzednich. Wstała. I dopiero wtedy spostrzegła paskudne coś, co przypominało trochę wyrośniętego pająka. Skierowała grot na stworzenie i z przerażeniem patrzyła, jak odrzucone siłą zaklęcia trafia w studnię (47-12). Studnia rozpadła się.
- Yyy...więc tego, co to było za przyjemne stworzonko? - zapytała zszokowana. - I mam nadzieję, że studnia nie będzie nikomu zbytnio potrzebna...wypadek przy pracy.
Kikimora wstała spod gruzów i zaatakowała kolejny raz.

Dearien x
Amras x
Heian
Helyas
Dralann x
Garvey
Sigion
Yevereth x

Offline

 

#5 2012-02-08 00:34:51

 c4wjajach

Użytkownik

48946049
Skąd: Za daleko...
Zarejestrowany: 2011-05-28
Posty: 2546
Punktów :   -1 
.: spam-master

Re: I - Prolog (2)

Bard szedł milcząc, wsłuchując się w rozmowy drużyny kiedy jakby znikąd pojawiła się szkaradna bestja przypominająca pająka. Obie grupy zareagowały natychmiastowo. Co to jest? Że takie brzydactwa po ziemi łażą- pomyślał i nagle się otrząsnął. Wyciągnął szablę z pochwy. Czas cię przetestować!- powiedział cicho na głos patrząc w połyskujące ostrze broni. Ruszył na szykującą się do ataku kikimorę. Bestja uniknęła ciosu skokiem do tyłu a następnie skoczyła na niego. Jemu również udało się zrobić unik, lecz on skoczył na lewo i machnął szablą tnąc robala czy nie robala po boku. Impet z jakim szabla napotkała się uderzając lecące ciało był duży, lecz broń dzięki swemu kształtowi bez większych trudności jakby prześlizgnęła się po poczwarze (35-4 <bestja odporna na żelazo>). Stwór jednak szybko ruszył znów na niego i ugryzł go w udo (26-3) i uniósł jedną z kończyn w celu kolejnego ataku  na co bard zareagował kopniakiem w pysk stwora (31-2). Kikimora po uderzeniu odsunęła się w tył i wydaał z siebie dziwny dźwięk (coś pomiędzy syknięciem a warknięciem) raczej nie oznajmniający miłych zamiarów. Helyas zaklął głośno patrząc na wstrętne choć nie tak wielkie cielsko przd nim.
- Obyś zdychała w męczarniach!- powiedział  unosząc szablę ku lewemu ramieniu aby w każdej chwili móc zaatakować.

Offline

 

#6 2012-02-08 10:43:42

 Wilk

Moderator

2107395
Zarejestrowany: 2011-06-03
Posty: 1277
Punktów :   

Re: I - Prolog (2)

Garvey szedł, wsłuchując się w swoje myśli. Nie zastanawiał się gdzie idzie, podążał za drużyną jak wierny piesek. Po co? W jakim celu? Dlaczego to robił? Sam nie wiedział. Myślał też nad tym, kto zostanie przywódcą… Będzie walka?
Z zamyślenia wyrwało go krzyczenie pozostałych. Nagle przed nim pojawiła się kikimora. Wielkie, obrzydliwe zwierzę, potwór. Próbował sobie przypomnieć wiedzę o niej… atakuje pazurami. I zębami. Jest odporna na żelazo… Czyli ich jedynym ratunkiem może być tylko magia czarodzieja. Garvey westchnął, skupił się. Czas dla niego biegł powoli, spokojnie, w zwolnionym tempie. Ułożył dłonie w geście, bez którego zaklęcie nie miało prawa się udać; wypowiedział skomplikowaną formułę. Po chwili w jego dłoniach pojawiła się ognista sieć [na którą wydał 10PM z puli zaczerpniętych wcześniej 20PM], którą zręcznie zarzucił na stwora tak, by ten nie mógł się wydostać.
- Mamy 15 minut! - krzyknął do drużyny, przy czym starał się utrzymywać zaklęcie jak najdłużej, obchodząc sieć dookoła. Stwór delikatnie szarpał się, gdyż na większe ruchy nie pozwalała mu sieć [29-3]



Dearien x
Amras x
Heian
Helyas x
Dralann x
Garvey x
Sigion
Yevereth x

Offline

 

#7 2012-02-08 22:33:44

 Dearien

http://fotoo.pl//out.php/i126697_za-yadminh.jpg

22692500
Skąd: Ziemie Pomorskie
Zarejestrowany: 2010-07-25
Posty: 812
Punktów :   -39 

Re: I - Prolog (2)

Najpierw Amras, potem Dralann i jeszcze Helyas. Skoro tak wiele osób zainteresowało się już kikimorą, pirat postanowił dać sobie spokój. Odrzucając włosy na plecy schował miecz. Musi oszczędzać ostrze. I oddech. Skrzyżowawszy ręce na piersi, okrytej nie najgorszej roboty ćwiekowaną skórznią, obserwował całe zajście.  Patrząc na taniec Helyasa uśmiechał się pobłażliwie. W chwili, gdy stwora unieruchomił Garvey, przemówił do Marco:
- Chodź no, zabieramy tych dwóch i idziemy. A przy okazji, rzeknij słówko więcej o tych całych Wiewiórkach i nagonce na nieludzi.
- Chodźmy. Na pewno chcesz o tym słuchać?
- Na pewno. Czuję, że można tutaj nieco zarobić, opowiadając się po którejś stronie.
- Z tego co pamiętam, Dearien nie jest przysadzistym wojem zbierającym grosza rozłupując łby. A i zręczności nie masz tyle, aby elfów tropić.
- Co racja, to racja. Ale idę o zakład, że długousi zrobią wiele, aby poznać tajne przejścia, kryjówki, sposoby na gwardzistów i trochę innej nielegalnej, ale przydatnej wiedzy. A z tego co pamiętam ja, Marco obrobił w tym zakichanym mieści niejeden magazyn i uciekł z niejednego lochu...
Kędzierzawy mężczyzna obruszył się i niepewnie spojrzał na pirata. W jego zielonych oczach, tak beztroskich, dało się teraz dostrzec wahanie.
- Chcesz...
- Dokładnie tak. -  zakończył dyskusję korsarz, odwracając głowę od rozmówcy i zatykając ręce za pas. Widząc wlekących się tuż za nimi Helyasa i Dralann, postanowił przystanąć. A co z resztą starej kompanii? Gdzie idą? I po co? Wypadałoby się chociaż pożegnać...


http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRxqPgBW4QmpI3ZFVP7mbg9rDykFP8FmXlmOK2apVAdGOA1TqAf

Offline

 

#8 2012-02-09 00:23:33

 Radosny Rabarbar

http://oi60.tinypic.com/2zp2j5c.jpg

13204951
Skąd: Tam,gdzie diabeł mówi dobranoc
Zarejestrowany: 2011-04-12
Posty: 2502
Punktów :   -17 
WWW

Re: I - Prolog (2)

Czarodziejka zauważyła, jak pirat z badem, Dralann i jego znajomym odchodzą. Świetnie. Niech sobie robią co chcą. Ma ich gdzieś. W ogóle to zasadniczo nie zależało jej na tym, żeby z nimi zostali.
Kikimora miotała się w więzach rzuconych przez Garveya (26-3). Koniec z magią, powiedziała sobie. Cholera, jeszcze bedzie musiała może płacić za tą studnię. Marzenie. Zrobiliby coś z tymi zafajdanymi kikimorami, to studnia nadal by stała.
Podeszła do stworzenia i wbiła mu miecz w bok do połowy jego długości (26-7). Kikimora zawarczała gniewnie. Yevereth wyciągnęła miecz z potwora i cofnęła się kawałek. Niech reszta się z nią pomęczy. Znając jej szczęście, to jeszcze rozwali pół miasta.
Przemkneło jej przez myśl, że może wypadałoby przeprosić Sigiona i mu podzękować. Tak przecież zrobiłby każdy porządny człowiek...
Nie. I tak pewnie się upomni o zapłatę za pomoc. Na tym świecie przeiceż nikt nie robi nic bezinteresownie. Wszystko ma swoją cenę.


Dearien x
Amras
Heian
Helyas
Dralann
Garvey
Sigion
Yevereth x

Offline

 

#9 2012-02-09 09:50:56

Sarumo

Moderator

4806825
Skąd: warmińsko-mazurskie
Zarejestrowany: 2011-09-14
Posty: 2104
Punktów :   36 
WWW

Re: I - Prolog (2)

Już nie zdolna walki pokuśtykała za Dearienem tamując krew, która obwicie*** ciekła z jej barku. Bard też oberwał  starciu z bestją*, takoż i on podążył za piratem, pewno jak Dralann bardziej z chęci wycofania się z pola bitwy, niż wielkiej sympatii do kompana. Dearien, była tego pewna chciał by i reszta, teraz tak zajęta kikimorą dołączyła się doń. Wiedziała, że pomimo dystansu jakim pirat darzył elfa i odwrotnie, obaj najchętniej padli by sobie w ramiona **.  A przynajmniej pirat by padł. Tymczasem Amras i jego kompanii, którzy nie byli tak kompanami Deariena, jak kompanami Amrasa zajęli się stworem i za nic mieli błagalne piracie spojrzenia. A krew przez niedźwiedzią skórę ciekła obwicie***.

*xD
** xDxD
***xDxDxD



Wara. Tak to jest jak się pisz zy rana. Jesteście nieżyczliwi i  robicie mi wielką przykrość

Ostatnio edytowany przez Sarumojad (2012-02-09 15:25:50)


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


There is a pleasure in the pathless woods,
There is a rapture on the lonely shore,
There is society where none intrudes,
By the deep Sea, and music in its roar:
I love not Man the less, but Nature more

Offline

 

#10 2012-02-09 21:03:40

 Szifer

Użytkownik

9810473
Zarejestrowany: 2011-02-06
Posty: 5022
Punktów :   -5 

Re: I - Prolog (2)

Sigion chciał ruszyć na potwora, jednak miał problem. Wiedział, że człowieka może atakować najwięcej trzech ludzi na raz. Z kikimora było o tyle łatwiej, że szybko odrzucała swoich przeciwników i była trochę większa, co dawało szansę na atak góra pięciorga. Wiedział, że przeszkadzałby tylko, więc czekał na dobry moment. Chwycił mocno swój topór. Wiedział, że bestia jest wrażliwa na żelazo. W Mahakamie mieli czasami problemy z kikimorami, poza tym widział ile sobie robi z ciosów jego towarzyszy. Tak, mógł ich uznać za towarzyszy. Sieć Garveya zniknęła.
- Odsunąć się, wszyscy! - drużyna trochę zdezorientowana odskoczyła od bestii. Ta, równie zdezorientowana rozejrzała się po całej drużynie. Sigion nie czekał. Rzucił ciężkim toporem. Wiedział, że pewnie nie trafi. Celował w odnóża i, o dziwo, trafił! ( 19 - 2 ). Bestia odwróciła się w jego stronę, ale ten był już przy niej z Vanessą w ręku. Kiedy przekrzywiła głowę ciął na odlew rozcinając jej pierś ( 17 - 13 ). Bestia odskoczyła z głośnym wizgiem, a Sgion doskoczył do niej i wbił w nią ostrze. Kiedy przeszło przez jej pancerz przekręcił je ( 4 - 4 ). Bestia zrobiła kilka kroków do tyłu zsuwając się z klingi, wydała straszny krzyk i padła martwa na ziemię.
- Mam nadzieję, że to nie było wezwanie o pomoc. - odwrócił się w stronę Yevereth - Nie dziękuj. Odwzajemniłem się za tamto w dworku. - Pirat gdzieś odszedł. Najemnikowi było wszystko jedno. Zastanawiał się co mógł zrobić, żeby drużyna mniej ucierpiała i jak następnym razem nie dać się zaskoczyć. Wyjął z kieszeni szmatkę i przetarł Vanessę, po czym wsunął ją do pochwy przy pasie. Podniósł topór i wsunął go za pas. Analizował walkę. W pewnej chwili zastanowił się jak musi wyglądać. Do pasa przytroczone dwa miecze, Vanessa i ten, który należał o Roegnara. Na plecach krótki miecz, który miał zmienić n jaiś lepszy, jednak po ostatniej podróży chciał zregenerować siły i postarać się nauczyć czegoś przydatnego. Za pasem olbrzymi topór. W cholewie kord. Może nareszcie dostanie jakieś nowe zlecenia... Wrócił do myśli o walce. Postanowił się więcej nie odzywać, tylko iść za resztą...



Dearien x
Amras
Heian
Helyas
Dralann x
Garvey
Sigion x
Yevereth x


https://scontent-arn2-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/12366224_963531483722707_6375285450185723831_n.jpg?oh=cc08e9a6a1a9d6bb7f613cf50b9847d7&oe=571886AD

Offline

 

#11 2012-02-11 15:16:42

 Amras Helyänwe

Administrator

7892318
Skąd: Stamtąd
Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 3484
Punktów :   -7 
.: Tu eşti dragostea vieţii mele.

Re: I - Prolog (2)

Amras podszedł do martwej bestji i wyszarpnął z jej cielska swój sztylet. Wycierając go z gęstej krwi kikimory, spojrzał na Sigiona. Najemnik dobrze się sprawił, i elf po raz kolejny uśmiechnął się w duchu, widząc, jakie szczęścia ma -mają- że podróżują wspólnie.
Widząc, że Dearien wraz ze swoją drużyną oddalają się, sam również ruszył, jednak w przeciwnym kierunku. Zwiedzał duże miasto Tretogor, swoim towarzyszom mówiąc, że spotkają się dopiero wieczorem w karczmie. Amras wciąż czuł na sobie piekące spojrzenia jego mieszkańców, w oczach przechodniów widział pogardę. Nie rozumiał tego, nigdy wcześniej nie spotkał się z taką nienawiścią. Czy długość uszu rzeczywiście robiła taką różnicę?
Wstąpił do sklepiku, w celu uzupełnienia kołczanu strzałami. Gdy przestąpił próg, sprzedawca urwał rozmowę z jakąś starszą damą. Zmierzył elfa od stóp do głowy, po czym spojrzał na siedzącego na pieńku wielkiego mężczyznę.
- Bernardzie? - rzekł.
Olbrzym dźwignął się z siedzenia i ciężko postąpił w stronę Amrasa.
- Zamknięte - wychrypiał, po czym popchnął lekko bohatera w stronę drzwi.
- Hm? Przecież wisi tabliczka...
- Dla nieludzi zamknięte - nie ustępował. Elf wzruszył tylko ramionami i wyszedł, uśmiechając się pod nosem. Powoli zaczynał już rozumieć. Nie wszystko, naturalnie, ale klocki zaczęły składać się w całość.
Niedługo przed zmierzchem Amras znał pewne fakty. Dzięki swym elfim zmysłom wiele usłyszał i dojrzał, a ludzie chętnie plotkowali.
W Tretogorze narastała niechęć do przedstawicieli innych ras. I chociaż sprawa kluczowa - co jest tego przyczyną - Amrasowi umknęło, to jednak nie wydawało się to być na tyle ważne, by zaprzątać sobie tym głowę. O wiele gorszą sprawę stanowił fakt, że mieszkańcy są podburzeni, a także straż miejska. To nie może skończyć się dobrze, myślał. Dojdzie do rozlewu krwi, był tego pewien.
Czarę goryczy przelało pobicie krasnoluda w jednej z bocznych uliczek, przez grupkę smarkaczy. Amras z wielkim zdumieniem patrzył na ludzi, którzy udają, że niczego nie widzą. Chciał już ruszyć w ich kierunku i pomóc długobrodemu, gdy nagle jakby znikąd drogę zastąpił mu strażnik miejski.
- Stój - wycharczał. Jego oddech mocno znaczył się zapachem alkoholu. - Stój, albo będziesz następny.
Amras wolał nie ryzykować. Miast tego przyspieszył kroku i udał się do karczmy.
Niedługo potem doszedł do oberży. Zauważył swoich towarzyszy siedzących przy jednym ze stolików w kącie. Ruszył w tamtym kierunku i przysiadł się. W skrócie przedstawił im sytuację panującą w mieście, nie pomijając niczego, łącznie z pobiciem.
- Ten krasnolud został zmasakrowany i okradziony. Wątpię, by udało mu się przeżyć do jutra, zbyt wielkich obrażeń doznał, a nie sądzę, by ktoś mu ruszył z medyczną pomocą - spoglądał raz na Yevereth, raz na Sigiona, raz na Garveya. Widział, jak najemnika wzburzyła opowieść o krasnoludzie, sam wychowywał się wśród nich, czuł się w jakimś stopniu  nim.
- Udowodniliście już swoją odwagę i zaufanie do mnie. Chcę zgłosić się do Scoia'tael, by pomóc nieludziom. Jesteście ze mną?
Pytanie zawisło w powietrzu.


Dearien x
Amras x
Heian
Helyas
Dralann x
Garvey
Sigion x
Yevereth x


-----------------------------------------------------------------------------------------------



http://oi62.tinypic.com/lzmtx.jpg

___

A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka!
We mnie..."
___

Offline

 

#12 2012-02-11 21:54:11

 Szifer

Użytkownik

9810473
Zarejestrowany: 2011-02-06
Posty: 5022
Punktów :   -5 

Re: I - Prolog (2)

Sigion początkowo chciał iść za elfem, ale pomyślał, że elf poradzi sobie bez niego. W końcu nikt z nic nei chciał wpakować się w kłopoty. Postanowił, że może zmieni trochę ekwipunek, co miał zamiar zrobić już wcześniej. Poszedł do karczmy, gdzie zostawił swoje juki. Zerknął do jednej z nich. A jednak ten prosty czar zadziałał! Dzięki małej sztuczce Yevereth głowa ghula była w takim samym stanie jak wtedy, kiedy go zabili. Miał jeszcze 5 mieczy. Najpierw postanowił spieniężyć głowę ghula. Wrobił burmistrza miasta, że znalazł go niedaleko miejskiego cmentarza, jak pałaszował jakiegoś nieszczęśnika. Z 350 denarów które chciał za jego głowę dostał 270, choć początkowo miał nie dostać nic. Później spieniężył miecze. To było trudniejsze, bo sprzedawca znał się na fachu, a i najemnik nie miał zdolności do oszukiwania w takich sprawach. Zarobił 150 denarów. Dobre i to. Miał razem 860 denarów. Nie chciał za bardzo zmieniać ubioru. Wiedział, że to co nosi nie jest jakiejś mizernej jakości, a z czasem będzie warte jeszcze więcej. Płaszcz przykryty kurzem wieloletnich podróży, tłuszczem z wielu potraw i potem noszącego był prawie odporny na deszcz. Sigionowi najbardziej chodziło o broń. Cieszył się, że jego topór nie uległ zniszczeniu po tym rzucie. Jego miecz był dobrej jakości, a jeśli chodzi o Vanessę, to jej wykonanie też nie pozostawiało nic do życzenia. Jednak krótki miecz, który miał na plecach. Był całkiem dobrze wyważony, ale jego jakość była okropnie słaba. Nie chciał go sprzedawać, ale i nie chciał się z nim pokazywać. Hańbą było dla najemnika jego klasy, mimo, że nieznanego, nosić broń, którą walczą zwykli rozbójnicy. Postanowił zrobić broń na zamówienie. Wiedział, że jego drużyna może domagać się pieniędzy za głowe ghula, ale kiedyś im to zwróci. Bardziej będą się cieszyć, kiedy ocali im życie. Poszedł do kowala. Jednak szybko zmienił zdanie. Poszedł do dzielnicy nieludzi. Elfy patrzyły na niego z trwogą i szybko się odsuwały. Widział grupkę młodych elfów z założonymi ramionami. Patrzyli na niego wrogo, z pogardą. Szybko ocenił jakie miałby z nimi szanse, skrzywienie zawodowe, i zignorował ich. Krasnoludy był inne. Niektórzy patrzyli na niego jak wryci, jakby go pamiętali, inni nie zwracali na niego uwagi. Wszedł do kuźni.
- Zamknięte! - basowy głos niósł się z pracowni. Nie było słychać kucia żelaza, jednak w powietrzu było czuć żar. Piece był rozpalone. I dobrze. Kiedy Sigion wszedł zobaczył niskiego przysadzistego krasnoluda z brązową brodą zaplecioną w warkocz. - Głuchy jesteś?! Zamknięte! Wynoś mi się stąd, bo przekopię Ci rzyć! Jazda, ruchy człowieku! Myślisz, że jesteś lepszy?! Nie, nie obsługuję ludzi, tak jak wy nie chcecie obsługiwać nas! Zawołasz straże?! To pokażę tym pijanym dupkom dlaczego nie chciałem Cię obsłużyć. - krasnolud podniósł leżący na kowadle młot - To co? Załatwimy to teraz? Myślisz, że dasz radę?? Kim to w ogóle jesteś???
- Sigion... Sigion z Mahakamu. - Krasnolud upuścił młot. Jego źrenice się rozszerzyły.
- Zamknij drzwi Sigionie, Siadaj, zaraz porozmawiamy. - Krasnolud wyszedł na chwilę na zaplecze, a najemnik zrobił to o co go poprosił. Ten szybko wrócił i sprawdził, czy okiennice są szczelnie zamknięte. - Przepraszam Cię za tą całą szopkę, ale puszczają mi już nerwy... Te skurwiele, ludzie... Przepraszam... Rozkradli mi całą kuźnię. Widzisz? Nie ma tu prawie nic. Nie ma nawet moich pomocników... Przed chwilą dostałem wiadomość, że jeden z nich został pobity na śmierć. W jakimś zaułku w "ludzkiej" części miasta... Mam jeszcze jednego pomocnika, ale mieszka w pobliżu tamtego miejsca i boi się wychodzić z domu. I nie dziwię mu się. Jest jeszcze młody... Ale mniejsza o moje problemy. Nawet się nie przedstawiłem. Jestem Gomrid. - uścisnął dłoń Sigionowi. Uścisk miał krzepki jak na krasnoluda i kowala przystało - W czym mogę Ci pomóc?
- Wiesz jaki mam fach... Potrzebuję broni. A wiem kto tworzy najlepszą broń. W końcu wychowałem się razem  wami i traktuję Cię jak brata...
- Krasnoludy nie zapominają. Wie o Tobie prawdopodobnie każdy, jednak nie każdy wie jak wyglądasz... Tak jak ja. Jeszcze raz przepr...
- Nie obwiniam Cię. Jeśli chodzi o krasnoludy... Na ulicy część z was mnie rozpoznała.
- Mówiłem. Jakiej broni potrzebujesz? Niestety nie jestem w stanie Ci wiele zaoferować, ale mam jeszcze coś na składzie...
- Chciałem zamówić broń. Potrzebuję czegoś specjalnego. Krótki jednoręczny miecz, jakaś lepsza stal. Mam pieniądze...
- Chętnie bym to zrobił, nawet za darmo, ale bez mojego pomocnika nic nie zdziałam.
- Przyprowadzę go. Najlepiej będzie, jeśli się do Ciebie przeprowadzi Nie masz nic przeciwko?
- Nie! Wręcz przeciwnie, też o tym myślałem! Jednak jest zbyt niebezpiecznie.. Rozumiesz.
- Tak. A jeśli chodzi o cenę... Zapłacę. Też musisz z czegoś żyć. Poza tym niedługo nie będziesz mieszkał sam...
- Złoto nie człowiek. Zabieram się do roboty. Tylko... Mógłbyś mi wpłacić zaliczkę... - Sigion rzucił sakwę pełną piniędzy.
- Masz tu 400 denarów. Trochę zorientowałem się w cenach, wystarczy na wszystko czego potrzebujesz. Potem dopłacę jeszcze 400...
- Dla Ciebie, 300.
- Dam 350. Nie będę Cię okradał, bo wiem, że teraz to i tak będzie mało. Wrócę niedługo, powiedz tylko gdzie mieszka...
Sigion po odprowadzeniu wspólnika do kowala, o dziwo bez większych przeszkód, mimo, że nieśli jego niewielki dobytek, pozostał w kuźni. Przypominało mu się dzieciństwo. Lubił patrzeć jak rzemieślnik nadaje kształt swojemu dziełu.
- Jakie imię chcesz mu nadać? - Krasnolud wyrwał Sigiona z zadumy.
- Nie myślałem o tym... Niech nie ma imienia. Jednak mógłbyś na niej wykuć kilka run?? Chodzi mi o runę siły, szybkości i... i braterstwa. - kowal spojrzał na niego ze łzami w oczach.
- Jest już późno. Przyjdź z rana. Wszystko będzie gotowe.
Sigion spotkał się w karczmie z elfem i resztą drużyny. W opisanym krasnoludzie poznał wspólnika kowala...



Sigion x
Dearien
Amras
Helyas
Dralann
Garvey
Yevereth
(Heian)


https://scontent-arn2-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/12366224_963531483722707_6375285450185723831_n.jpg?oh=cc08e9a6a1a9d6bb7f613cf50b9847d7&oe=571886AD

Offline

 

#13 2012-02-13 22:08:07

 Radosny Rabarbar

http://oi60.tinypic.com/2zp2j5c.jpg

13204951
Skąd: Tam,gdzie diabeł mówi dobranoc
Zarejestrowany: 2011-04-12
Posty: 2502
Punktów :   -17 
WWW

Re: I - Prolog (2)

Ja sobie jeszcze pozwolę dodać tu coś od siebie, bo chciałam napisać, ale nie mogłam z powodu braku sprzętu

- Ciebie chyba pojebało - wycharczała krztusząc się piwem. W duchu dziękowała komuś, kto z całej siły rąbnął ją w plecy. - Ja do Scoia'tael? CZŁOWIEK? Nie no, jasne, będę ci pomagać, nie ma sprawy. Ludzie to skurwysyny i należy im się, żeby wreszcie ktoś im przetrzepał skórę. To, że jest ich więcej, wcale nie oznacza, że mogą sobie krzywdzić innych bezprawnie. Ale z tym, żeby mnie i jego - wskazała na Garveya - przyjęli do Wiewiórek, możesz mieć niemało problemów. Mimo że ja w trzech czwartych jestem człowiekiem tylko* - nie widać, nie? - to wychowałam się wśród ludzi i przyjęłam ich wzorce zachowań i stałam się skurwielem jak oni. Pójdę z tobą. Ale oni pewnie mnie nie przyjmą. Albo zabiją - wzruszyła ramionami. - A teraz wybaczcie, idę zarabiać - rzuciła, wskazując w kierunku trzech mężczyzn grających w karty.
Z niemałą pomocą magicznych zdolności i kantowania, powiększyła swoje fundusze o jakieś 73 denary.

*tak, pamiętam co było mówione o pół-elfach, ćwierć-elfach, jedna-ósma-elfach itd. Ale i tak nie mam żadnych bonusów z tym związanych

Offline

 
Ikony

Nowe posty

Brak nowych postów
Tematy przyklejone
Tematy zamknięte

Rangi
Administratorzy
Moderatorzy
Zasłużeni
Użytkownicy

______________________________________________________________________________________________ ______________________________________________________________________________________________ ______________________________________________________________________________________________


______________________________________________________________________________________________ ______________________________________________________________________________________________ ______________________________________________________________________________________________ _______________________________________ ========================================================================

Stopka forum