Ogłoszenie


#1 2013-01-30 02:14:20

Sarumo

Moderator

4806825
Skąd: warmińsko-mazurskie
Zarejestrowany: 2011-09-14
Posty: 2104
Punktów :   36 
WWW

Popielate kwiaty jabłoni

Zmęczeni i pogruchotani  opuścili nieszczęsne miasto Tretogor  i ruszyli dalej w nieznane. Drużyna wyrzutków podzielona osobistymi urazami, pychą i przesadzoną dumą wciąż parła przed siebie, wciąż razem. Wędrowali na ślepo po kontynencie, pchani przez okrutne zimno na południe. Aż wczesną wiosną powitali Temerię. Pirat Dearien obrał na cel farmę jednego ze swych wielu przyjaciół i tam prowadził drużynę, obiecując wygodne prycze i posiłek jakiego od dawna nie mieli. W drodze wyczerpali zapasy prowiantu i żywili się tym, co udawało im się zdobyć podczas wędrówek. Niewiele wiosek spotykali na drodze, więc głównie była to zwierzyna, którą udało im się upolować.  Wspólne polowania zbliżyły Dralann i Amrasa. Pod koniec kwietnia, gdy zieleń była intensywna jak nigdy zawędrowali do małej wioski, niedalekiej od lasu Brokilon. Widok latających dookoła kwok podziałał pobudzająco na wygłodzonego Sigiona, który pospieszył konia.
Dearien poprowadził ich do całkiem obszernej chaty, tuż pod brzozowym zagajnikiem. Powitało ich szczekanie psów. Dralann zatrzymała się, gdyż wydawało jej się, że czarny wilczur to jej stary Fermion. Biedny Fermion. Wiedziała, gdzie jest teraz. W dobie najgorszego głodu odwiedzała starego ślepego ascetę, który miał spiżarnię pełną darów od zatroskanych kobiet. Zawsze był zainteresowany Fermionem, wydawał mu się pomocny. Biedny Fermion.
Przywitani przez gospodarza, który okazał się sympatycznym otyłym gościem, weszli do izby, pachnącej świeżym chlebem.  Jak się okazało był wujem pirata, co potwierdzała ruda broda. Początkowo  był nieco przerażony ilością gości, ale z uwagi na ich wyposażenie bojowe nie śmiał okazać sprzeciwu, by ucztowali wraz z nim, a przy trzeciej butelce rumu nawet ich polubił.
-Wierzycie, tu driady pełzają w ostatnich miesiącach. Jak długo tu gniazduje, nie było żeby dziwożony z lasu wylazły! Kurwa, a jak przylezą to tylko z pretensją i tylko ubić to to, to tamto . Żem myślał ten pieprzony albinos, co tam na dole pochlipuje to taka driadyjka niedorobiona, a to ta kurwa, która tyle czasu świecidełka miejscowym wykradała. Bies chędożył.
-Trzymacie pan dziewice w piwnicy?- Zainteresował się Sigion
-Dziewice! Ha!- Pijaczy śmiech rozległ się po izbie- Ha, lubię cię, ty śmierdzący wielkoludzie. Ale tak, siedzi u mnie na dole. Wieszamy ją pojutrze. Głowa pewnego szanownego rodu rzeźników ma wtedy swoje święto i zażyczył sobie widowiska, jako prezentu od ludzi z wioski. Zdaje się ukradła mu jakąś bardzo ważną rodzinną ozdóbkę. Ja tu ją trzymam , bo jam ją złapał, jak się do mnie zakradała. Psy to się przydają jednak…
-Ja to bym na nią rzucił okiem- powiedział Sigion, a Yevereth spojrzała się nań nieprzychylnie.
-Nie ma na co rzucać okiem, synu. Brzydkie to takie, kościste. Komu dolać?


Kolejnego wieczoru na skraju brzozowego zagajnika elf zobaczył kilka dziewczęcych twarzy przyglądających się z dala wiosce.
-Driady- mruknął
-Hę?- zainteresowała się Dralann, którą czarodziejka uczyła właśnie gry w kości.
-Driady- powtórzył głośniej
-Dziwne, wydawało mi się, że nie opuszczają Brokilonu- powiedziała Yevereth.
-Bo nie opuszczają- znikąd pojawił się rudy gospodarz- te tu dziwożony są jakieś inne. Jakby czegoś chciały…
-Czego driady mogą chcieć od ludzi?
Gospodarz wzruszył ramionami.
-Dziwnie u nas w wiosce ostatnio. Licho nie śpi, przywiało nam tu tę perfidną białogłowę, ale to nie wszystko. Nie zauważyliście, jaki barwę mają kwiaty na drzewach? Zupełnie szare! A zasiane zboże, choć kiełkuje wydziela dziwny odór. Krówka pana Helbersa urodziła jakieś potwory, kompletnie pozbawione poczciwego wołowego  pyska. Ubili te cielaki, czy cokolwiek to było, ale mięso okazało się niejadalne. Młody Helbers tak się struł, że mało nie zszedł.
Amras patrzył na leśne istoty, jak zwykle pełen powagi i w milczeniu.
-Może powinienem z nimi porozmawiać?
-Bo one będą chciały z tobą rozmawiać- prychnęła Dralann
-Możliwe-wtrąciła się Yevereth- Driady są bardziej pobłażliwe w stosunku do elfów. Ale… spłoszą się.
- Ależ droga Yevereth- Amras odwrócił się, a jego białe kły błysnęły- jestem elfem*
Amras otworzył okno i wyskoczył przez nie. Było widać jak twarze driad gwałtownie chowają się w zaroślach. Wtem elf zakrzyknął coś w swoim języku. Zakrzyknął po raz drugi i trzeci.
Twarze driad powoli pojawiały się wśród świeżej roślinności.
Z okna Dralann i Yevereth przyglądały się elfowi, po chwili widząc ich zainteresowanie przyłączyła się do nich reszta, przepychając się w oknie i mamrocząc.
Wyglądało na to, że elfowi udało się nawiązać kontakt z driadami, gdyż stał patrząc na nie, a one najprawdopodobniej coś do niego mówiły, jednak nikt z drużyny nie był wstanie usłyszeć stąd delikatnego głosu leśnej istotki.
-Co ty robisz?- warknął czarodziej Garvey do Dralann, która trzymała  napięty łuk w pogotowiu.
-Zabezpieczam go.
-Znowu chcesz go w dupę postrzelić?
-Zawrzyj pysk.
-Cisza- burknął Sigion.
Po pewnym czasie driady zniknęły, a w drzwiach pojawił się elf z ponurą twarzą.
-Wygląda na to, że chcą pomocy. Mówią o jakiejś pladze, który niszczy Brokilon, która czerpie moc z miejsca, do którego nie mogą dotrzeć…
-Dlatego ostrzeliwały nam wioskę?- wzburzył się gospodarz.
-Na to wygląda, ale to już nie nasza sprawa, my tu jesteśmy przelotnie.
-Amrasie… - zawahała się Yevereth, ale widząc jego zmęczony wzrok zrezygnowała- idę spać.
-A więc ja też!- odpowiedział dziarsko Sigion i udali się z Yevereth na górę do sypialni, a zaraz za nimi reszta.
Tej nocy elf Amras nie spał wiele. Wpierw przeprowadził wyczerpującą rozmowę z wujem pirata, później udał się na ganek, by spojrzeć w niebo, które, jak nigdy dotąd ciągnęło go do siebie. Ale nie spotkał ani gwiazd, ani księżyca. Niebo było smoliście czarne.


Rankiem dnia następnego obudził ich wrzask, mające swoje źródło gdzieś w piwnicy. Dwóch wieśniaków wyciągało stamtąd jakieś skotłowane rozwrzeszczane stworzenie, które wnioskując po wyrazie twarzy wiedziało co je czeka.
-Będą wieszać, będą wieszać!- ucieszyła się Dralann- jak ja uwielbiam jak wiesza się takie ohydne kurwy!
-Nie jest taka ohydna- zauważył Sigion.
-Trzeba ruchać, póki ciepła- wtrącił głupkowato Helyas.
-Idę się wysrać-dodał Dearien.
-Chwileczkę- powiedział Amras, gdy wieśniacy razem z rozczochraną złodziejką wyszli z izby- dokąd ruszamy?
-A gdzie mamy ruszać?- zdziwił się pirat, zamierzający właśnie udać się na stronę- tu jest wygodnie, jest co żreć, gdzie się wysrać… wujcio za bardzo się boi, by nas wykurzyć.
-Nie podoba mi się to- rzekł Amras, patrząc gniewnie na Deariena.
-Uuu, znów urażona duma wyniosłego elfa się odezwała? Jeżeli sądzisz, że zrezygnuję z trzech posiłków dziennie dla twojego kaprysu, to jesteś w błędzie, mój ty nieomylny przyjacielu.
-Nie mów tak. Nie możemy siedzieć tu wiecznie. Driady pozwolą nam jechać przez Brokilon jeżeli pomożemy pozbyć im się czegoś, co możliwie jest tylko ich urojeniem. W Brokilonie roi się od zwierzyny i jest bezpiecznie, nie licząc driad, które teraz nie będą stanowić zagrożenia. Weźmiemy prowiant i przejdziemy aż do Verden.
-A tam powitają nas z otwartymi ramionami!
-Ale elf ma racje, nie możemy tu osiąść, jesteśmy tu przelotnie, jeśli chcesz to zostań tu, piracie- powiedział Garvey- ja osobiście mam dosyć bycia nieproszonym gościem.
-Chcę zobaczyć Brokilon- szepnęła Dralann, jakby wstydząc się, że jest coś, co ma dla niej znaczenie.
-A ja driady- powiedział Sigion- i ubić coś przy okazji.
Amras spojrzał się na pirata z wygraną w oczach.
-Czego dokładnie chcą dziwożony?- zapytał zrezygnowany pirat.
-Niczego wielkiego, zaufaj mi.


Widowisko jakim miało być powieszenie złodziejki opóźniło się nieco ze względu na niesprawność rzadko używanej szubienicy. Skazana w tym czasie przywiązana do płotu (wieś nie posiadała nawet jakże przydatnego i szlachetnego wynalazku, jakim był kołek w ziemi, zwany pręgierzem) nadal podejmowała desperackie próby wydostania się.
Dralann widząc to zachichotała.
-Szkoda mi jej- odezwała się nagle Yevereth.
-Złodziejki?
-Tak. Kto by nie kradł, gdyby umiał w tych czasach?
-Wiemy jak korzystasz ze swoich zdolności w różnego typu grach, moja droga, ale to nie znaczy, że każdy musi się zniżać do czegoś takiego- odpowiedział Garvey.
Czarodziejka tylko cicho westchnęła. Słońce było dziś wyjątkowo silne, a był to przecież dopiero początek maja. Siedzieli tak i wyglądali dziwnie. Siedmioro młodych wojowników, doświadczonych przez los skupionych w obok siebie, patrzących w jednym kierunku.
-Hej!- rozległ się nagle nieprzyjemny kobiecy świergot-Ej, w tam- zakrzyknęła złodziejka.
-Tak?- odkrzyknął Dearien.
-Moglibyście tu na chwile podejść?
-Hm… nie!
Ale Yevereth wstała i podeszła do jasnowłosej złodziejki. Za nią wstał Helyas, za nim Sigion, a za nim reszta. Tylko Amras niewzruszony na obrót spraw pozostał w jednej pozycji mrużąc oczy w żarze majowego słońca.
Złodziejka najwyraźniej przestraszona ilością zebranych wokół niej ludzi spuściła głowę i wymamrotała cicho, coś co brzmiało jak ‘’nie chcę umierać’’.
-Nikt z nas nie chce, moje dziecko- zabłysnął Garvey**
-Mów za siebie-burknęła Dralann- powieszą ją w końcu, czy się będą z tymi deskami cały dzień pierdolić?
-Ale.. ale- zaczęła złodziejka, lecz dostała od Dralann mocnego kopniaka w twarz.
-Nie wykorzystuj tak podle swojej pozycji-moralizował Garvey- sama w takiej niedługo się znajdziesz.
-Eh, zawrzyj ryj, pedale.***
Ogromna niechęć pojawiła się na twarzy czarodzieja, ale zaraz skierował on swój wzrok na siedzącą pod płotem dziewczynę.
-I co, uważasz, że moglibyśmy ci pomóc?- zapytał kpiąco.
Złodziejka pokiwała twierdząco głową.
-Dlaczego?




*Ah, ten Amras!
**- buduję Ci świetną postać, nie spierdol tego : p
***- musiałam!


W pozostałej części proszę naszą koleżanke manifest, żeby uzasadniła, czemu powinniśmy wziąć ja ze sobą, a nie zostawić na pastwę barabrzyńskich wieśniaków

Ostatnio edytowany przez Sarumojad (2013-01-30 14:45:19)


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


There is a pleasure in the pathless woods,
There is a rapture on the lonely shore,
There is society where none intrudes,
By the deep Sea, and music in its roar:
I love not Man the less, but Nature more

Offline

 

#2 2013-01-30 17:04:37

manifest

Użytkownik

7534214
Skąd: underwater
Zarejestrowany: 2011-12-19
Posty: 257
.: på slutten av verden

Re: Popielate kwiaty jabłoni

Ariel spojrzała z urazą na Dralann, lecz po chwili przeniosła wzrok na czarodzieja i przemówiła cicho:
- Nie wiem co zamierzacie i nie wiem gdzie idziecie ale...mogę wam się przydać. Władam prawie każdym
rodzajem broni. Pomogę wam, spełnię wasze prośby tylko mi pomóżcie. Nie mogę teraz umrzeć.
   Jeden z wieśniaków przypatrywał się zbiegowisku podejrzliwie. Złodziejka spuściła głowę i kontynuowała:
- Mam mało czasu. Dziwna z was drużyna, mości czarodzieju. Widziałam was już wcześniej w Tregotorze-odkaszlnęła- Nie
żebym was śledziła ale co nieco się o was dowiedziałam... Porozmawiajmy gdzie indziej, na przykład daleko stąd gdzie nie chcą mnie powiesić
Strasznie mnie te więzy piją. To co? Zostało mi trochę świecidełek.
Na pewno starczy na kufel porządnego trunku!
Ariel uśmiechnęła się do kompani wyczekując odpowiedzi.

Ostatnio edytowany przez manifest (2013-01-30 17:34:01)

Offline

 

#3 2013-01-30 20:07:56

 Szifer

Użytkownik

9810473
Zarejestrowany: 2011-02-06
Posty: 5022
Punktów :   -5 

Re: Popielate kwiaty jabłoni

- Kurwa. - myślał twórczo Sigion patrząc na złodziejkę. - Nasza drużyna to i tak zbiórka dziwolągów, zasrani czarodzieje, chędożony elf, wielce doświadczony pirat, nie dość, że śmierdzi rybą, to jeszcze rudy, dziewka z lasu, z mordą niedźwiedzia na głowie i ja. Pieprzony najemnik, który zaczyna ich lubić...
- Nie wiem jak wy... Ale ja leję na to. Nawet mógłbym być za tym, żeby do nas dołączyła. Ale wymyślcie szybko jakiś plan... Po ostatniej ucieczce z miasta mało mi się chce walczyć z tym pieprzonym tłumem... Choć z drugiej strony nie ma to jak mgiełka ciepłej krwi o poranku, a my ostatnio leniuchowaliśmy... - Sigion uśmiechnął się pokazując kły - Ale my tu gadamy o poranku, a dochodzi południe, a oni dalej srają się z tą szubienicą. - przyłożył ręce do ust tak, aby głośniej go było słychać i krzyknął w stronę pracujących chłopów. - Pośpieszcie się kurwa! Pierdolicie się z tym, jak nieśmiały z dziewicą! Na deszcz się zanosi, a to wcale nie buduje atmosfery! Wiecie co to w ogóle atmosfera chamy?! - Sigion zabrał ręce i pokręcił głową. - Jeśli coś chcecie zrobić, to śpieszcie się, bo jak im się znudzi to pieprzenie, to poderżną jej gardło sierpem...


https://scontent-arn2-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/12366224_963531483722707_6375285450185723831_n.jpg?oh=cc08e9a6a1a9d6bb7f613cf50b9847d7&oe=571886AD

Offline

 

#4 2013-01-31 15:10:31

 Amras Helyänwe

Administrator

7892318
Skąd: Stamtąd
Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 3484
Punktów :   -7 
.: Tu eşti dragostea vieţii mele.

Re: Popielate kwiaty jabłoni

Amras, widząc jak jego towarzysze żywo dyskutują nad złodziejką, postanowił do nich dołączyć. Tak na wszelki wypadek - nie wiadomo, co ci postrzeleńcy mogą wydumać. Lepiej jest ich pilnować.
Po chwili już zorientował się czego dotyczy dyskusja i postanowił wtrącić swoje przysłowiowe trzy oreny z pozycji nieformalnego przywódcy hanzy (Amras nie wyzbył się tego poczucia i niewiele wskazuje na to, by miało się to zmienić. Przecież, psia mać, chodzi po tym świecie najdłużej! ).
- Nie mamy prawa by sądzić kto jest winny, a kto nie. Skoro kradłaś - a wiedziałaś, czym to ci groziło - powinno cię dotknąć ramię Karagonisa. - Zawiesił dramatycznie głos. Wiedział że i tak pewnie ją uratują, ale miło było patrzeć, jak przerażenie odmalowuje swój obraz na twarzy kobiety. No a poza tym, aby spełnić prośbę driad przyda się każda para sprawnych rąk. - Nie, nie nam decydować, czy... - chciał kontynuować elf, gdy wtem wydarzyła się rzecz nieprzewidziana. Stojący dotąd nieco z boku Garvey charknął raz i drugi, wypuścił z rąk swój kostur i zwalił ciężko na ziemię. Zaczęły targać nim konwulsje, czarodziej przyciskał pięści do mostka.
Atak skończył się równie szybko, co zaczął. Nikt nie zdążył nawet zareagować. Najbliżej stojąca Yevereth szybko sprawdziła puls i oddech.
- Nie żyje - bardziej ze zdziwieniem niż przerażeniem orzekła.
Przerażenie jednak pojawiło się u Ariel, która chyba mocno zwątpiła, czy aby na pewno chce się przyłączyć do tej drużyny.
- Kurwa, zawał! - Wrzasnął Dearien. - Zawał, zawał! A przecież mówił, że ile ma lat? O rok tylko starszy ode mnie był! - Darł się dalej pirat, ale Amras zastanawiał się ile w tym aktorskiego kunsztu. Ten korsarz jakoś nigdy nie wyglądał na takiego, co to się swoim żywotem przejmuje i go ceni.
- Caelm!* - syknął Amras - bo posądzą ją nie tylko za kradziejstwo, ale i za uprawianie czarów bez przyzwolenia. A wtedy zostanie obdarta nie tylko z szat, ale i ze skóry! Ale bez paniki. Yev, blath**, popiszesz się po raz kolejny swoimi iluzjonistycznymi umiejętnościami? Spraw, by choć przez pół godziny Garvey zamienił się ciałami z tą dziewczyną - wskazał na Ariel. - Dasz radę?
Yevereth patrzyła to na elfa, to na czarodzieja, to na złodziejkę.
- Dziesięć minut - rzekła - no chyba że chcecie, bym skończyła jak Garvey.
Wstała z klęczek i odetchnęła głęboko. Zaczęła szeptać magiczne formuły i wykonywać skomplikowane gesty. Amrasa ścisnęło coś w żołądku. Zawsze tak działał na niego nadmiar magii, źle to znosił. Postanowił więc zostawić drużynę samą sobie, ufając, że tragedii nie będzie. Sam zaś odsunął się znacznie, pilnując, by nikt z wieśniaków mocujących się z szafotem nie zorientował się w ich poczynaniach.
Po kilku minutach został zawołany przez Sigiona. Najemnik podtrzymywał bladą i dyszącą czarodziejkę. Sam jednak się uśmiechał.
- Spisała się - rzekł, szczerząc zęby. - Patrz, już ich podmieniliśmy.
Na potwierdzenie tych słów Garvey - jak żyw - uniósł kciuk ku górze.
- Tylko głosy im się nie zmieniły.
- Całe szczęście, że Strażnicy Sprawiedliwości, kurwa ich mać, już tu idą. Ta iluzja niedługo już wytrzyma - powiedziałą odzyskująca kolory Yevereth.
- Coście jej zrobili?! - Krzyknął idący na czele wieśniak ze słomianym kapeluszem na czerepie.
- Nic.
- Absolutnie nic.
- Nic
- Nic.
- Nie, nic
- My?
Zdezorientowany człowiek podrapał się.
- No, wiesz pan, może nie przy kobietach - mruknął z dezaprobatą Dearien. - A to biedne dziewczę zwyczajnie omdlało. Ty byś nie zemdlał, jakby cię wieszać miano, a jeszcze byś nawet nie zamoczył? - Pirat idealnie sprawdzał się w roli psychologa. - Nawiasem mówiąc, ja bym jej poderżnął gardło. Tłum będzie smutny, że wieszacie nieprzytomną, a tak to się wyłgacie, że... Że to sęp, czy coś. No, ale nas już pora, żegnajcie!
Drużyna pospiesznie opuściła to miejsce, wracając do domu wuja Deariena.
__________________________________________

* Spokój!
** Kwiatuszku


-----------------------------------------------------------------------------------------------



http://oi62.tinypic.com/lzmtx.jpg

___

A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka!
We mnie..."
___

Offline

 

#5 2013-01-31 21:52:57

 Dearien

http://fotoo.pl//out.php/i126697_za-yadminh.jpg

22692500
Skąd: Ziemie Pomorskie
Zarejestrowany: 2010-07-25
Posty: 812
Punktów :   -39 

Re: Popielate kwiaty jabłoni

Pirat odetchnął głęboko, rozluźnił kołnierz i dyskretnie spojrzał przez ramię. Sierżant samozwańczej służby bezpieczeństwa wlókł za sobą Garveya w niewieścim ciele, pomagając mu poradzić sobie z nowo nabytymi atutami. Przez rudą głowę przemknęła mu wizja strażnika zabawiającego się z driadą w momencie przerwania działania zaklęcia. Parsknął śmiechem z mocą zdolną rozerwać usta osoby do parskania śmiechem nieprzyzwyczajonej. "Dobrze, że poszedłem wcześniej w te krzaki" - pomyślał. Wiedział, że uśmiech nie zejdzie mu z twarzy do końca dnia.

- Yev, ile jeszcze? - zapytał Amras, pocierając uniesiony wysoko podbródek.
- Przy dobrych wiatrach, dwie minuty. - Odsapnęła czrodziejka wspierająca się na barku najemnika.
Drużyna zachaczyła o swoją stancję, zabrała najoptrzebniejsze rzeczy i skierowała się za wielką stodołę, skrajny punkt wsi po jej południowej stronie.
- Kurwa. Tyle wam powiem, że schrzaniliście. - mruczała nadąsana Dralann. - Mogliśmy zobaczyć jak zadynda ta suka. Powiedzmy, że nie wyszło. Ale mogliśmy zobaczyć chociaż jak zadynda ten Magik!
- Nie jesteś bogiem, uświadom to sobie. - odpowiedział jej melodyjnie Helyas.*
- Kości zostały rzucone. - przerwał sprzeczkę elf. - A stąd już tylko kawałek pola na tereny, gdzie widywano driady. - spojrzał jednoznacznie po zgromadzonych.
Dearien splótł ręce na piersi i milcząc, powiódł wzrokiem po członkach drużyny, zatrzymując się w końcu na driadzie, wciąż w ciele czrodzieja.
- Gdyby nie ludzie nam  podobni - zaczął pirat - moje kości od lat bieliłyby się w jakimś lochu, czy na przyrożnym sznurze, temu wiem, że słusznie ci pomogliśmy. Ale wystarczająco już dla ciebie zrobiliśmy, ty... driado. Poza tym, czego się spodziewasz po naszej kompanii? Że ruszymy za tobą w syf i nieznane, aby ocalić twoje siostry? - Dearien oparł ręce na biodrach i wychylił się lekko wprzód. - Dość mam, po ostatnich wydarzeniach, pomagania wymierającym gatunkom. - podrapał się po udzie, odwrócił na pięcie i splótł dłonie na karku. By nie patrzeć na elfa. -Ech, róbcie, co chcecie. Jak nie będzie mi kolidowało z cowieczornym gwałtem na osieroconej pastereczce, pójdę z wmi. - dumny z zabawnej ironii, uśmiechnął się. Wciąż stał jednak tyłem do zgromadzonych. 

* AAA! Musiałem, musiałem!


http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRxqPgBW4QmpI3ZFVP7mbg9rDykFP8FmXlmOK2apVAdGOA1TqAf

Offline

 

#6 2013-01-31 22:08:56

 Radosny Rabarbar

http://oi60.tinypic.com/2zp2j5c.jpg

13204951
Skąd: Tam,gdzie diabeł mówi dobranoc
Zarejestrowany: 2011-04-12
Posty: 2502
Punktów :   -17 
WWW

Re: Popielate kwiaty jabłoni

- Nie możemy tu zostać - stwierdziła oczywistą rzecz Yevereth. - A właściwie ona nie może tu zostać - wskazała na złodziejkę. - A ja się najzwyczajniej w świecie tu nudzę. I podejrzewam, że nie tylko ja jedna.
Drużyna wraz z ocaloną kończyła posiłek w domu wuja Deariena. Pirat, usłyszawszy jej słowa spojrzał nań nieprzychylnie i burknął coś o porzucaniu wygodnego życia dla ganiania bez celu po świecie, lecz wyraz twarzy części towarzyszy utwierdził ją w jej przekonaniu.
Czarodziejka wstała i chwiejnie podeszła do okna. Jej ciało nie było przyzwyczajone do używania tak wielkiej ilości magii w ciągu tak krótkiego czasu. Iluzja sporo ją kosztowała, no i wcześniejszy niekontrolowany impuls, który doprowadził do uwolnienia złodziejki...
Zdawała sobie sprawę, że los Garveya nie był wyłącznie jej winą, lecz nie mogła się pozbyć myśli, że się do niego przyczyniła. Nie przepadała za nim. No i mógł się przecież bronić, w sztuce magii był zdecydowanie lepszy od niej, a wyładowanie nie miało trafić konkretnie w niego.
- Amrasie, czego chciały od nas driady? - usłyszała pytanie. Odwróciła się z zaciekawieniem w stronę stołu czekając na odpowiedź elfa.

Offline

 

#7 2013-01-31 23:09:05

Sarumo

Moderator

4806825
Skąd: warmińsko-mazurskie
Zarejestrowany: 2011-09-14
Posty: 2104
Punktów :   36 
WWW

Re: Popielate kwiaty jabłoni

-Driady są skryte. Jak zawsze. Ale sądzę, że trapi je coś, czego nie pozwala im rozwiązać ich duma i miłość do lasu. Ponoć jakieś okrucieństwo dotknęło je wszystkie, ale swoje źródło ma ono poza granicami Brokilonu, które tak trudno im przekroczyć. Oferta nie do odrzucenia, bo nigdzie na szlaku nie spotkamy takiego dostatku zwierzyny i ryzyko bycia obrabowanym w granicach Brokilonu kurczy się do zera. Myślę, że to uczciwa oferta.
-Skoro tak sądzisz...-westchnęła Yevereth- Kiedy ruszamy?
- I z kim ruszamy? - żachnęła się Dralann, patrząc wymownie na złodziejkę- Jaką mamy pewność, że nie poderżnie nam nocą gardeł i nie opierdoli kieszeni? Na twarzy ma wymalowany taki zamiar.
- Zaknebluję ją i posadzę na swoim koniu, spać będzie związana- odparł Amras poważnie- klacz czarodzieja będzie nieść zapasy.
Dralann kiwnęła głową na znak, że się zgadza.
Helyas zadumany wyjrzał przez okno.
-Pora mi ruszać- powiedział i wstał, patrząc na drużynę.
-Dokąd to?- zapytała Yevereth
-Zbliżają się zbiory, obiecałem pomóc mamie...*- zawahał się- Może jeszcze was znajdę...
-W Brokilonie?- prychnął Dearien
-Boisz się!- Krzyknęła Dralann- Jedź, graj za gorsze swoje tanie ballady.
-Więc jadę, bywajcie!
-Bywaj, bardzie Helyasie!

Gospodarz, który wcześniej świętował w malusieńkiej, jak sama wieś karczmie, przybył późnym wieczorem. Jakoż, że mogłaby go rankiem niepokoić obecność w jego domu niedawno zmarłej złodziejki,zdecydowali się przenocować ją w stajni.**

Rankiem, gdy skończyli pałaszować śniadanie pirat wstał i zaczął pustoszyć z jedzenia spiżarnie swego wuja. Gdy elf spojrzał się na niego znacząco, ten tylko uśmiechnął się
-Brokilon?- rzekł.
Elf odwzajemnił uśmiech

Około południa widzieli już skraj majestatycznego ciemnego lasu. Nie wszyscy byli tak tym rozpogodzeni jak Dralann, która wiedziała, że oznacza niekończące się polowania i coś jakby powrót do domu. Cała w skowronkach wraz z resztą kompanów przedarła się przez krzewy rosnące na skraju i bez zastanowienia parła przed siebie. Drzewa były ogromne, ale nie rozsiane tak gęsto, jak w większości lasów, które znała. Zapachem też różnił się od lasu na skraju Redanii, który tak długo był jej domem i od tych, które poznawała na szlaku. Był starszy, przesycony jakąś dziwną mocą. Było w nim coś złowróżbnego, pewna niewypowiedziana groza. Już po pierwszym kilometrze stępu wśród olbrzymich drzew ogarnęło ich zmęczenie, a konie robiły się niespokojne. Las milczał. Była to cisza ciężka i nienaturalna, oddziaływająca na wszystkie zmysły. Nie słyszeli wesołego śpiewu ptaków, takiego jak na przydrożnych lasach, a spośród koron na próżno było dopatrywać się słońca, choć gdy weszli, zdawało się ono opromieniać cały świat.Przy drugim kilometrze zarządzili postój i zziajani, jakby właśnie całą trasę z wioski do lasu przebiegli, a nie przejechali konno opadli na suchą ściółkę.
-Nie podoba mi się tu- wymruczał pirat, po zaczerpnięciu potężnego łyka wody.
-To gorąc. W lesie czuć go mocniej- odparł Sigion i spojrzał na patrzącą się na nich spod byka złodziejkę- Kim ty właściwie jesteś?

*A Ty? pomogłeś już swojej mamie przy zbiorach?
**gdzie jej miejsce




Amras
Sigion
Dearien
Yevereth
ArielK

Dralann


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


There is a pleasure in the pathless woods,
There is a rapture on the lonely shore,
There is society where none intrudes,
By the deep Sea, and music in its roar:
I love not Man the less, but Nature more

Offline

 

#8 2013-02-01 16:55:19

 Amras Helyänwe

Administrator

7892318
Skąd: Stamtąd
Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 3484
Punktów :   -7 
.: Tu eşti dragostea vieţii mele.

Re: Popielate kwiaty jabłoni

To nie była pierwsza wizyta Amrasa w Brokilonie, jednak każdej takiej towarzyszyły ogromne emocje i podniecenie. To był maj, ale las nie był taki, jakim go Amras pamiętał: gęstwina milczała złowieszczym, ciężkim milczeniem. Jak każdy elf, w brokilońskim lesie czuł się doskonale, jak ryba w wodzie. Zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie zawsze tu groziło i z tego, że jako jedyny ma doświadczenie w podróżowaniu przez te tereny, poczuł się odpowiedzialny za pouczenie drużyny.
- Pamiętajcie, że nie możecie tu czuć się jak u siebie. To Brokilon, tu każdy jest intruzem - zaczął poważnie przemowę. - Słuchajcie uważnie tego, co będę mówił, bo powtarzać się nie planuję. A jeśli przez któreś z was zyskamy wrogość driad, nie będę interweniował. Ba, sam poczęstuję strzałą.
- Po pierwsze i najważniejsze, zapomnijcie o jakimkolwiek ogniu. Driady do oświetlania sobie mroku używają mieszanki próchna i mchu które w odpowiednim połączeniu świecą zielonym światłem. Nie znam na to recepty, więc podróżowanie nocą odpada. Po drugie pamiętajcie, że nieprzerwanie nas dziwożony obserwują. Jeśli zrobicie coś niewłaściwego, ostrzegą strzałą, może dwoma. Ale potem nie będą się pierdolić, a wierzajcie mi, że strzelają celniej niźli ja. Dlatego gdy przed waszymi pyskami w pień wbije się strzała - przestańcie robić to, co do teraz robiliście, unieście ręce ku górze i powoli się wycofujcie. Jak stwierdzicie że zawiniliście za bardzo, nawet nie próbujcie uciekać. Umrzecie tylko zmęczeni.
- Ale nie tylko driady są tu zagrożeniem. Bandytów tu nie uświadczycie, ale bez strachu - rzekł z uśmiechem, spoglądając na Sigiona - nie trzeba wiele, by zbudzić się bez ręki czy nogi... Uważajcie zwłaszcza na leszych. One mogą zabić ot tak, dla zabawy czy z nudy. Co tu jeszcze żyje? Leprekauny, skolopendromorfy... Wije - powiedział, widząc pytające spojrzenie Dralann. - Wilkołaki, może jakiś oszluzg się trafi. Lista jest naprawdę długa. Jak będziemy mieli szczęście... To natrafimy też na rusałki - słowa te skierował szczególnie do Deariena i do Sigiona, szczerząc zęby.
- Baczcie też, co bierzecie do pyska. Wiele roślin wygląda smacznie, ale mogą być jadowite bardziej niż ogon mantikory. Wystrzegajcie się zwłaszcza purpurowego żywokostu. On rośnie tylko tu, w Brokilonie, i miejmy nadzieję, że nie natrafimy na niego.
Amras przekazał wszystko co najważniejsze i chciał zająć się sobą, lecz wstrzymała go Dralann, prosząc, by opowiedział jej więcej o tym miejscu. Niemal cały postój przegadali, a elf nauczył dziewczynę nawet odnajdywać niektóre jadalne rośliny. Po tym zaś przystąpił do swojego wierzchowca, poszukując liny, którą miałby związać złodziejkę.
-Nie podoba mi się tu- wymruczał w pewnym momencie pirat, po zaczerpnięciu potężnego łyka wody.
-To gorąc. W lesie czuć go mocniej- odparł Sigion i spojrzał na patrzącą się na nich spod byka złodziejkę- Kim ty właściwie jesteś?

Amras
Dralann

Sigion
Dearien
Yevereth
Ariel


-----------------------------------------------------------------------------------------------



http://oi62.tinypic.com/lzmtx.jpg

___

A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka!
We mnie..."
___

Offline

 

#9 2013-02-01 20:47:37

manifest

Użytkownik

7534214
Skąd: underwater
Zarejestrowany: 2011-12-19
Posty: 257
.: på slutten av verden

Re: Popielate kwiaty jabłoni

Ariel nie wiedziała co odpowiedzieć. Bo i kim dla nich była? Poznali się w dość niesprzyjających okolicznościach i przyległo do niej miano złodziejki. O co kurwa chodzi? Jakiej złodziejki?  Nie zabrała przecież siłą mieszkańcom wioski nic cennego. Wzięła tylko te świecące kryształy, co z nich planowała broń zrobić. Może nawet na groty do strzał by poszły. Myślała, że kobietom to niepotrzebne, leżało zapomniane w szkatułkach, w jakiś zakurzonych kątach w domostwie. 
   Nigdy nie lubiłam przebywać z ludźmi. Bez przerwy niepotrzebnie coś świergotają od rzeczy i zagłuszają naprawdę piękne odgłosy morza, lasu i ptactwa. Po co opuszczałam dom?- zatęskniła to wygodnej drewnianej chatki.
- Złodziejko, czekamy- przypomniał Sigion.
- Nie jestem złodziejką. Nazywam się Ariel i pochodzę z Cidaris.  Wyruszyłam z kraju, ponieważ szukam przyjaciela. Zatrzymałam się we wsi, gdzie się …ekhem…poznaliśmy. No tak, zapomniałam Wam podziękować za ratunek. Zwłaszcza szanownej czarodziejce- tu ukłoniła się w stronę Yevereth.
- Nie mam zgoła określonego celu, dlatego chciałam przyłączyć się do was. Swoim wybawcom nie zrobię przecież nic złego-Ariel pokazała w uśmiechu ostre, białe zęby- więc nie trzeba mnie wiązać.
   Spojrzała na elfa, który znudzony nadal poszukiwał liny. Dralann prychnęła ze złością, a Ariel przestąpiła z nogi na nogę i poprawiła mieczyk, który miała przyczepiony do pasa.  Wyciągnęła ostrze z pochwy i wysypała złotą biżuterię i klejnoty na poszycie lasu. Zalśniły kolorowo wśród mchu.
- Eh, skoro wieśniactwo chciało mnie powiesić za wzięcie tego gówna to pewnie coś dla nich znaczyło. 
Popatrzyła na nie z pogardą i usiadła na pobliskim głazie. Uśmiechając się do dziwnej kompani zapytała:
- Jaki jest cel waszej podróży, jeśli możecie mi to wyjawić?

Ostatnio edytowany przez manifest (2013-02-01 20:49:35)

Offline

 

#10 2013-02-01 23:26:47

 Szifer

Użytkownik

9810473
Zarejestrowany: 2011-02-06
Posty: 5022
Punktów :   -5 

Re: Popielate kwiaty jabłoni

Sigion, jak każdy najemnik patrzył przez chwilę na biżuterię, którą wyrzuciła złodziejka. Nadal myślał o niej jak o złodziejce. Ba! W końcu nią była! Jednak zainteresował się nią też z innego powodu. Dla niej, jak widać ta biżuteria nie miała takiej wartości, jak dla "normalnych" ludzi. Przyjrzał się jej uważniej. Była niewiele niższa od niego, jednak znacznie szczuplejsza... Taak... Najemnik po ostatnich przygodach przybrał trochę ciała, czy to przez ciągłą walkę i dodatkowy ciężar broni, które zawsze ze sobą nosił, czy też przez ostatni czas, leniwie opychając się zapasami wuja pirata. W zasadzie Sigionowi było to obojętne. Cieszył się z tego, że jest silniejszy i mimo przeciętnego wzrostu coraz więcej osób przyglądało mu się z podziwem. On jednak teraz nie zwracał na to uwagi. Oceniał nową towarzyszkę. Przynajmniej na jakiś czas, nie wiadomo jak potoczą się ich losy. Oceniał zagrożenie, jakie mogła stanowić, ale też podziwiał jej jasne, prawie białe włosy... Po chwili zamrugał i zapytał.
- W takim razie po co zabierałaś to... "gówno"? Jeśli nie ma dla Ciebie wartości, to się nim zajmę... - spojrzał wymownie na elfa - Nie chcemy urazić driad zaśmiecając tym "gównem" Brokilonu...


https://scontent-arn2-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/12366224_963531483722707_6375285450185723831_n.jpg?oh=cc08e9a6a1a9d6bb7f613cf50b9847d7&oe=571886AD

Offline

 

#11 2013-02-02 23:09:15

 Dearien

http://fotoo.pl//out.php/i126697_za-yadminh.jpg

22692500
Skąd: Ziemie Pomorskie
Zarejestrowany: 2010-07-25
Posty: 812
Punktów :   -39 

Re: Popielate kwiaty jabłoni

Stojący na uboczy z bukłakiem Dearien spojrzał łapczywie na skrzące się pośród ściółki klejnoty. Starym zwyczajem przeliczył ich równowartość na nowe żagle, dziwki i rum. W tej właśnie kolejności. Podchwyciwszy jego spojrzenie, Dralann wyszczerzyła zęby w niemiłym uśmiechu. Pirat zakorkokował skórzany worek i wsunął go do juków na koniu Garveya. Nie przypuszczał, że tak szybko trafi się łup, jednak entuzjazm ochłodziła mu myśl, że zapewne nie on jeden chciałby schować garść kamyków do sakiewki. Powolnym, rzekłby ktoś - niedbałym krokiem podszedł do miejsca akcji.
- Gówno dobrze będzie trzymać daleko od nas, bo śmierdzi. Klejnoty trafią do szczelnej sakwy razem z resztą wspólnego bagażu. - powiedział pirat równie obojętnie i niedbale. - Co się tyczy celu wyprawy, - rzekł głośniej i z większym naciskiem - nie ukrywam, że sam byłbym rad go poznać.
Yevereth przeniosł spojrzenie z pirata na elfa i z gracją przestapiła z nogi na nogę.
- Amrasie, - zagaił Sigion - czego chcą dziwożony?

Amras
Dralann
Sigion
Dearien

Yevereth
Ariel


http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRxqPgBW4QmpI3ZFVP7mbg9rDykFP8FmXlmOK2apVAdGOA1TqAf

Offline

 

#12 2013-02-03 18:35:35

 c4wjajach

Użytkownik

48946049
Skąd: Za daleko...
Zarejestrowany: 2011-05-28
Posty: 2546
Punktów :   -1 
.: spam-master

Re: Popielate kwiaty jabłoni

Helyas jadąc na swoim wierzchowcu był pogrążony w myślach. Mógł inaczej odłączyć się od grupy ale co tam. To tylko na jakiś czas... póki nie znał dokładniej rozmowy Amrasa z driadami, uważał, że jego sposób na dostanie się do Brokilonu będzie bezpieczniejszy. Strasznie łatwowierna ta drużyna... albo po prostu zbyt nisko go cenią.
Po paru chwilach dotarł do bardzo charakterystycznego drzewa kawałek od ścieżki do lasu. Odwrócił się od niego plecami, twarzą w stronę lasu.
Jakieś pięćset kroków...- pomyślał po czym znów zwrócił się w stronę drzewa i zaczął oglądać pień. Po chwili oględzin zaczął skrobać ostrożnie nożem jedno miejsce... wreszcie kawałek kory odpadł ukazując za sobą specjalnie umieszczony tam dawno temu niewielki skrawek bogato zdobionego gobelinu. Takich rzeczy lepiej nie mieć przy sobie. Nigdy nie wiadomo co porabia jego pierwotny właściciel.
Usiadł pod drzewem, wziął lutnię i zaczął czytać dziwne słowa zapisane na materiale. W języku driad.
- Za cholerę nie da się tego spamiętać na dłuższy czas.- powiedział sam do siebie i zaczął grać dziwną, spokojną melodię, szeptem dopasowując słowa z gobelinu... a właściwie jego części.
Minęły co najmniej dwie godziny kiedy wreszcie schował materiał w dziwnej skrytce mocując na niej tą samą korę za pomocą lepkiej żywicy. Zawiesił lutnię na plecy, dosiadł konia... i ruszył do lasu. Kiedy znalazł się w środku, zdjął lutnię i nie zatrzymując konia zaczął na niej grać przypomnianą po latach melodię. Potem dołączył śpiew. Mało rozumiał co śpiewał, ale ostatnim razem podziałał dobrze na mieszkanki lasu. Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie przygody, która mało nie pozbawiła go życia, ale dała mu piękną lutnię... którą rok później ukradli zbójcy, ale co tam.
Niewiele czasu upłynęło kiedy usłyszał obok siebie cichy szelest. Potem następny. I kilka na raz. W końcu zatrzymał konia, jednak nie przestał śpiewać. Gdy dookoła niego zgromadziło się ponad tuzin driad z łukami w dłoniach, dreszcz przeszedł mu po plecach. Jednak nie strzelały. Usiadły wokół i słuchały. Najbardziej wymagająca publika- pomyślał z nutą czarnego humoru- jednej się nie spodoba i strzała między oczy. Jednak nie było takiej dookoła. Z upływem czasu było ich jednak coraz więcej. Całe szczęście piosenka była długa i najwyraźniej miała uspokajający wpływ na otaczające go właśnie trzy tuziny driad. Wreszcie ku jego uldze z niskiego tłumu wyszła jedna nie trzymająca łuku.
- Helyas- odezwała się w ich języku.
Bard znał ją. Długo jednak szukał w myślach odpowiednich słów. Znał ich mowę ale niezbyt dobrze.
- To ja,- odparł- pamiętasz?
Tamta przytaknęła głową i uśmiechnęła się.
- Co cię tu sprowadza?- zapytała już w mowie wspólnej. I dobrze wiedział, że umiała ale lepiej nie popędzać uzbrojonej dziwożony.
- Pamiętasz, jak kiedyś oddałem ci pewną przysługę?
- Owszem. Rozumiem, że twoje przybycie ma z nią coś wspólnego
- Tak. Jednak nie wiem czy jestem tu mile widziany.
Driada rozejrzała się wokół zastanawiając się nad czymś. Po chwili krzyknęła do towarzyszek kilka zdań, których nie rozumiał, jednak nie dosłyszał w nich komend do ataku.
- Teraz tak.- powiedziała, a większość driad rozumiejąc, że z dalszego słuchania nici, opuściły swe miejsca. - Jak mogę ci się odwdzięczyć, bo rozumiem że po to przyjechałeś.
- Nie cieszysz się z mojego widoku?
Na te słowa zaśmiała się i odparła- Skąd ta myśl... zależy po co przybyłeś.
- Możliwe, że przyda mi się twoja pomoc.
- Rozumiem, że tym co wjechali od strony wioski też? Czy może to przez nich potrzebujesz pomocy?
- Mam nadzieję, że nic im nie jest?- powiedział słysząc wzmiankę o swoich towarzyszach.
- Nic. Jeden z nich rozmawiał z nami. Jednak są pod obserwacją. Ale powiedz dokładniej... czego ode mnie oczekujesz?
- Potrzebna mi pomoc kogoś, kto dobrze zna Brokilon. Byłbym zobowiązany, gdybyś przez najbliższy czas została moim przewodnikiem po lesie... i być może ich.
- To ja byłam zobowiązana ci dawno temu.- rzekła po chwili namysłu- Czas się odpłacić.


*Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz Sarumo

Offline

 

#13 2013-02-03 19:12:08

 Radosny Rabarbar

http://oi60.tinypic.com/2zp2j5c.jpg

13204951
Skąd: Tam,gdzie diabeł mówi dobranoc
Zarejestrowany: 2011-04-12
Posty: 2502
Punktów :   -17 
WWW

Re: Popielate kwiaty jabłoni

- Dearien ma racje, lepiej schowaj te gówna z powrotem - powiedziała czarodziejka, spoglądając obojętnie na wyrzucone przez towarzyszkę świecidełka. - Najlepiej będzie przy najbliższej okazji je spieniężyć, ale teraz mamy inne sprawy na głowie.
- No i oczywiście dołączam się do pytania. Jak na razie, Amrasie, wprowadzasz nas do Brokilonu w niewiadomej sprawie. Może dla ciebie las jest przyjazny. Ja na przykład na obecną chwilę czuję się tu jak intruz.

Offline

 

#14 2013-02-04 20:43:06

manifest

Użytkownik

7534214
Skąd: underwater
Zarejestrowany: 2011-12-19
Posty: 257
.: på slutten av verden

Re: Popielate kwiaty jabłoni

- Wszystko wyjaśnię Wam jutro. Zapada zmrok. Nie możemy rozpalić ognia, który odstraszałby zwierzynę zatem musimy poszukać dobrego miejsca na nocleg- pouczył drużynę Amras i zaczął się rozglądać. Tymczasem w  Brokilonie robiło się coraz ciemniej i mroczniej, a drzewa w różnych odcieniach zieleni za dnia powoli  zmieniały swój kolor na fiolety.  Las powoli ożywał, jakby budził się ze snu. Słychać było coraz więcej oznak obecności wszelakich dzikich stworzeń, czasami wręcz niepokojących. W samą porę znaleźli malutką polankę otoczoną dziwnym rodzajem kwitnących na niebiesko ostrokrzewów. Pośrodku rosło średniej wielkości drzewo, do którego Amras postanowił przywiązać Ariel.  Pierwszą wartę miał  pełnić Dearien.

Była już późna noc i dziewczyna nie mogła zasnąć. Lina strasznie ją uwierała, poza tym czuła obecność jakiejś niepożądanej osoby*. Gdy Dearien oddalił się nieco, szepnęła:
- Kici kici, Sigion! Obudź się… SIGION!
- Hęęęę…? –odmruknął zaspany.
- Sikać mi się chce. Mógłbyś mnie rozwiązać?
Sigion, wrażliwy na niewieście potrzeby podszedł chwiejnie do drzewa i ziewając mocował się z supłem.  Gdy skończył, dzikuska szybko wstała i przewaliła najemnika na futra. Półprzytomny Sigion patrzył tylko zdziwiony na dziewczynę, gdy ta brutalnie zdzierała z niego koszulę. Przez chwilę podziwiała jego umięśniony tors porównując go do swojego niepozornego ciała.  Następnie przywarła ustami do ciepłych warg mężczyzny. Wyostrzyły jej się wszystkie zmysły. Czuła miękkość mchu, szorstką skórę najemnika,  pachnący wilgocią las…

Skończyło się równie szybko, co  zaczęło. Gdy wzięła to czego chciała, odtrąciła go na bok i wróciła zadowolona pod drzewo.  Sigion chciał się poruszyć lecz jego ruchy coś krępowało. Usłyszał dziewczęcy chichot i zaklął cicho.



Primo- Wyżyj się jakoś po ludzku, a nie na biednym najemniku
Secundo- Sigion ma już swoją czarodziejkę
Tertio- Rób mniej błędów
Quatro- Nie myśl, że nikt nie zauważył
Quinto- Nie lubie Cie










                                                                                                  *Helyasie przybywaj!

Ostatnio edytowany przez manifest (2013-02-04 20:58:32)

Offline

 

#15 2013-02-05 13:24:10

 c4wjajach

Użytkownik

48946049
Skąd: Za daleko...
Zarejestrowany: 2011-05-28
Posty: 2546
Punktów :   -1 
.: spam-master

Re: Popielate kwiaty jabłoni

Bard, który akurat zdążył zetknąć się z grupą razem ze znajomą z dawnych lat, przyglądał się temu zajściu powoli przygotowując kuszę do strzału. Morenn już dawno miała nałożoną strzałę na cięciwie prostego, aczkolwiek wykonanego z wielką dokładnością łuku refleksyjnego. Jak przystało na dżentelmena, odczekał aż złodziejka wyłoni się zza krzaków.
- Coś jest z tym...- szepnęła do niego driada wskazując dyskretnie na Sigiona- Nie wygląda jakby spał.
- Chyba, że go zamurowało, albo zasłabł.- odparł Helyas, jednak i on i ona wiedzieli, że coś się z nim dzieje.
- No, wykaż się.- uśmiechnęła się do niego, kiedy dziewczyna, która miała być stracona, wyłoniła się z zarośli.
Bard wstał z wycelowaną w nią kuszą.
- Stój!- powiedział głośno. Sigion drgnął, Amras od razu zerwał się na kolana podnosząc broń z ziemi. Ariel chciała odskoczyć na bok, aby nie groziła jej kusza, lecz tuż obok niej przeleciała strzała Morenn. Niesamowite- pomyślał.- tak blisko... a już nałożyła kolejną strzałę.
Ariel stała patrząc z pod byka na groty wycelowane prosto w nią. W końcu podniosła ręce w górę. Strzał driady był tylko ostrzegawczy. Bard szczerze wątpił, żeby chciała ujrzeć kolejny.
- Amrasie- zwrócił się do elfa oceniającego sytuację.- Coś chyba jest Sigionowi.
Większość wojowników zdążyła się już pobudzić.
- Wybaczcie, że musiałem was chwilowo opuścić. To jest Morenn.- towarzyszka Helyasa kiwnęła głową na znak powitania nie spuszczając jednak oczu (ani strzały) z Ariel.- Pomoże nam obeznać się w terenie.


Helyas
Yevereth
Ariel
Amras
Sigion
Dralann
Dearien

Offline

 
Ikony

Nowe posty

Brak nowych postów
Tematy przyklejone
Tematy zamknięte

Rangi
Administratorzy
Moderatorzy
Zasłużeni
Użytkownicy

______________________________________________________________________________________________ ______________________________________________________________________________________________ ______________________________________________________________________________________________


______________________________________________________________________________________________ ______________________________________________________________________________________________ ______________________________________________________________________________________________ _______________________________________ ========================================================================

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi