Ogłoszenie


#1 2014-02-04 19:27:46

 Amras Helyänwe

Administrator

7892318
Skąd: Stamtąd
Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 3484
Punktów :   -7 
.: Tu eşti dragostea vieţii mele.

I - Krwawy poranek w Cidaris

http://static1.wikia.nocookie.net/__cb20060629122954/wiedzmin/images/thumb/0/08/Mapa_cidaris.JPG/185px-Mapa_cidaris.JPG


Cidaris - niewielkie miasto portowe zbudowane na elfich fundamentach. Miasto jest według niektórych osób niezwykle piękne, z urokliwymi uliczkami i misternymi krużgankami na białych domach. Słynie z morskiego bazaru-targowiska, na którym można kupić najbardziej niezwykłe towary, przywiezione przez marynarzy, ze wszystkich stron świata. W mieście rezyduje też jedynowładca kraju, król Ethain, wielki znawca i koneser sztuki oraz poezji.
<<MAŁA WENECJA>>


Poranek był rześki, przyjemnie chłodny. Niewiele czasu pozostawało do wschodu słońca.
Podróżowali w ciszy. Nie mieli o czym zresztą rozmawiać - wydawać by się mogło, że drużyna złożona jest z samych silnych osobowości bez skrupułów i sumienia, jednak w obliczu tragikomicznej śmierci jednego z nich okazało się, że były to tylko pozory. Najbardziej przeżywał to sprawca zamieszania, skrzętnie jednak ukrywał swoje emocje. Ostatecznie, był to tylko przypadek...
Przypadek?
Yevereth wspomniała wypowiedź Sigiona. "Chciałem mu wpierdolić już dawno, ale skoro to sen, to pomyślałem, że raz sprawię sobię tę przyjemność". Wytężyła pamięć, jednak nie potrafiła sobie przypomnieć, by w podobnym tonie kiedykolwiek odnosił się do niej. Przeszedł ją dreszcz - może najemnik ma podzieloną osobowość? Słyszała kiedyś o tym w Aretuzie. Fachowo nazywali to rozdwojeniem jaźni.
- Słyszycie? - odezwał się pirat. - Najpiękniejsza muzyka, jaką można sobie wymarzyć. Szum morza!
Rzeczywiście, gdy wyszli z gęstej ściany brokilońskiego lasu i stanęli na szczycie wzniesienia, dobiegł ich szum fal, krzyk mew i nieprzyjemny zapach ryb.
- Cidaris - mruknął Amras, patrząc posępnym wzrokiem na portowe miasteczko. - Wspaniałe miasto...
"...wspaniałe miasto, wzniesione przez mój lud i podstępnie, bestialsko zagrabione przez ludzi. Piękne, marmurowe ulice obecnie spływają ekskrementami, a woń róż zastąpił smród ryb i gówna", pomyślał Dearien, zabawiając się w jasnowidza. Jak się okazało, odgadł idealnie wypowiedź elfa.
- Nawet słońce już tu nie wschodzi ładnie - zakończył wesołym akcentem swój wywód Amras. Na myśli miał, jak się okazało, szkarłatne niebo, barwą przypominającą krew.
Gdy dotarli już do Cidaris, swe kroki od razu skierowali w stronę karczmy. Okazało się również, że biadolenie długouchego było nieco bezpodstawne. Wcale nie śmierdziało tak bardzo.
Karczma usytuowana była tuż przy porcie, tak, że z okrągłych okien - na myśl przywodzących okna okrętu - widać było statki wpływające i wypływające z miasta. Z zewnątrz nie różniła się niczym od podobnych jej przybytków. Jak się później okazało, tawerna "Zimowy Sztorm" była sercem miasta i jego chlubą. Nad dębowymi drzwiami na łańcuchach wisiał kraśny szyld, słychać już było słowa jednej z wielu żeglarskich pieśni. Po wejściu bohaterów uderzył intensywnie cudowny zapach morskiej bryzy przemieszanej z aromatem przedniego rumu. Wystrój lokalu wycisnąłby łzy z niejednego wilka morskiego, a już na pewno przywołałby setki jego wspomnień. Ściany bowiem pokryte były malowidłami przedstawiającymi morskie życie, w kilku miejscach wisiały harpuny i trójzęby, a pod sufitem rozwieszono ogromną sieć rybacką.
Panował tam półmrok, rozświetlany nikłym blaskiem świec ustawionych w dużych muszlach.
Nawet Dearien, obyty z morzem i podobnymi miejscami, musiał przyznać, że karczma wywarła na nim ogromny podziw. Szybko zlustrował wzrokiem "załogę". Byli tam, jak odgadł, poważni kapitanowie statków, żołnierze piechoty morskiej, kupcy - zarówno miejscowi jak i egzotyczni, podróżnicy. Dałby sobie rękę uciąć, że stolik przy okrągłym okienku zajmuje nawet dwoje szlachciców. Ze zdziwieniem odkrył absolutny brak pijaków, dziwek i łotrów. To nieco go zaniepokoiło. Obawiał się, że zostaną wyproszeni.
Sigion już chciał ruszyć do szynkwasu, gdy został potrącony przez jakiegoś oberwańca.
- Znowu! - krzyknął. - Znowu! Kolejna rzeź, tym razem u Buytena!
W tawernie zapanowała cisza. Potem ciche szmery rozmów, aż wreszcie pojawiła się kolejna, nieśmiała pieśń, lecz szybko ucichła.
- O co tu chodzi? - głowiła się Yevereth. - Co się znowu stało, i czemu ich to nie poruszyło?
Amras spojrzał na Sigiona. Ten ponownie ruszył w stronę szynkwasu.

// rozmowa Kapitana z Sigionem na PW


Amras X
Dearien
Sigion
Yevereth
Lubek
Sarumo (?)


-----------------------------------------------------------------------------------------------



http://oi62.tinypic.com/lzmtx.jpg

___

A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka!
We mnie..."
___

Offline

 

#2 2014-02-05 22:06:57

 Szifer

Użytkownik

9810473
Zarejestrowany: 2011-02-06
Posty: 5022
Punktów :   -5 

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

- Ahoj, kapitanie! - zagaił przyjaźnie najemnik, licząc, że z zaplecza wyjdzie ktoś, kto go obsłuży. Po chwili pożałował jednak swojego humoru.
Z zaplecza bowiem wyłonił się prawdziwy olbrzym. Na oko miał pięćdziesiąt lat, dwa metry wzrostu i ponad sto kilo żywej wagi. Gęsta brodą, z której wyłaniała się fajka, ogromne muskuły - oczywiście opatrzone tatuażami. Tak wyglądał oberżysta. Na szczęście oczy miał ciepłe, choć bystre.
- Czym mogę służyć?
- Chciałbym się dowiedzieć, co się właśnie stało? Mam na myśli tego gońca.
- Och. Widzisz, przybyszu, nie lubimy dzielić się problemami z przyjezdnymi. Wyglądasz jednak - zmierzył Sigiona wzrokiem - na sprytnego, silnego i lojalnego. Nie lubimy się dzielić z naszymi problemami... Jednak sami sobie nie poradzimy. Każdy to rozumie, prócz króla Ethaina.
Karczmarz rozejrzał się i pochylił.
- Widzisz, jakiś czas temu zaczęły się u nas ataki. Na początku nic wielkiego - kilka zarżniętych kur, prosiaków. Rzekłbyś, wygłodniałe driady z Brokilonu przerzuciły się na mięso, lub jakiś wilk. Z czasem jednak ścierw było więcej i więcej. I był zarzynane regularnie...
Urwał, gdy zorientował się, że jeden z szlachciców stoi przy ladzie i czeka, by zapłacić za posiłek. Gdy należność została uregulowana, Kapitan pochylił się jeszcze i szepnął:
- Nie możemy tu o tym rozmawiać. Przyjdź o północy do latarni morskiej, tej starej. Tej elfiej jeszcze.
Po czym wrócił na zaplecze, zostawiając Sigiona z gonitwą myśli.

Siedząc przy wspólnym stole najemnik opowiedział mniej więcej o wymianie dań z karczmarzem i jego propozycji.
Drużyna wynajęła pokoje w owej oberży. Sigion doszedł do wniosku, że pójdzie na spotkanie, w końcu to mogła być okazja do zarobku, ale nie sam. Razem z nim miał iść Dearien, jako wilk morski, żeby nie wzmagać podejrzeń i wzbudzić jakieś zaufanie. Asekurować ich mieli Amras i Dralann, jako sprawni łucznicy. Yevereth miała natomiast pilnować ich dobytku w oberży. Kradzież dobytku mogła być częścią pułapki, a czarodziejka sama poradziłaby sobie z napastnikami. Przynajmniej taką miał nadzieję. Nie rozpakowywali się w razie, gdyby musieli pośpiesznie opuścić port w Cidaris.
O północy, razem z Dearienem czekali przy latarni morskiej. Pirat nie był szczególnie chętny do przebywania w towarzystwie Sigiona po ostatnich wydarzeniach, ale teraz nie dawał tego po sobie poznać. Najemnik sprawdził, czy krasnoludzki miecz luźno siedzi w pochwie. Wyjątkowo przewiesił pendent przez ramię tak, aby ten wisiał u pasa, a nie na plecach.  Do tego przy pasie miał kord, a przez ramię przewiesił pas z czterema nożami do rzucania, które dostał w Brokilonie. Zrezygnował z przywiązywania jednego z noży do ramienia, natomiast pozostawił ten przy łydce. W zasadzie był gotowy na wszystko.
Niedaleko latarni był punkt, w którym stały drewniane skrzynie. Widocznie wyładowywano tam towary. Między dwoma pojawił się nagle cień wielkiego zgarbionego człowieka, jakby się skradał, aby nikt go nie zobaczył. Sigion postanowił być ostrożny. Cicho powiedział do zbliżającego się cienia.
- Wyjdź w blask księżyca i ukaż swoją twarz człowieku. I nie podchodź za blisko, bo źle to się może dla Ciebie skończyć...


https://scontent-arn2-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/12366224_963531483722707_6375285450185723831_n.jpg?oh=cc08e9a6a1a9d6bb7f613cf50b9847d7&oe=571886AD

Offline

 

#3 2014-02-06 19:34:40

 Amras Helyänwe

Administrator

7892318
Skąd: Stamtąd
Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 3484
Punktów :   -7 
.: Tu eşti dragostea vieţii mele.

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

- Wyjdź w blask księżyca i ukaż swoją twarz człowieku. I nie podchodź za blisko, bo źle to się może dla Ciebie skończyć...
Z mroku wyłoniła się niedźwiedzia postać Kapitana. Zlustrował drużynę krytycznym wzrokiem, po czym rzekł z lekką przyganą w głosie:
- Widzę, żeś waleczny. Zdaje się jednak, że umawiałem się tylko z tobą, a tyś mi tu przywiódł całą drużynę... Może to i lepiej jednak. Szybciej się z tą zarazą uporacie... - splunął na ziemię. - Chodźcie za mną. Najlepiej przekonać się na własne oczy.
Powiódł ich krętą, brukowaną uliczką. Szli długo, aż na podgrodzie. Kapitan doprowadził ich do drewnianego gospodarstwa. Stał tam już jeden człowiek, z widłami w dłoni i szlafmycą na głowie.
- Buyten? To ja! Przyprowadziłem tych chojraków, co to chcieli zbadać sprawę.
- Chodźcie zatem do stajni! - krzyknął ten zwany Buytenem.
Po wejściu, uderzył ich gryzący odór krowich odchodów. A także wnętrzności.
Na środku bowiem, w równym rządku, leżały dwie kobyły. Miały czyste i równe rany, które rozdarły im skórę na brzuchu.
- Wyście je, gospodarzu, tak równo ułożyli?
- Tak. Łatwiej będzie je rano wynieść i spalić.
- Szkoda... Ułożenie ich ścierw mogłoby wiele nam powiedzieć - kontynuował pirat. - To jedyne...ofiary?
- Nie, panie złoty! Zniknęły mi jeszcze prosiaki i kozy. Jednak nie znalazłem ich zezwłoków. Wygląda na to, że to coś mi trzodę zwyczajnie podpierdoliło!
- Zaraz... - dołączył się Amras. - Powiedziałeś, że krowy spalicie. Nie żal ci tego mięsa?
Gospodarz wyraźnie się zmieszał.
- Widziecie, panie elfie... Bo to jest tak. Ja zabobonny człowiek nie jestem. W bogów powątpiewam, aczkolwiek ofiary regularnie składam. To wszystko jednak wcale nie wygląda na jakiegoś zwierza. Dla mnie to jest sprawka jakiejś magii.
- Niech to licho - Kapitan znowu splunął. - Tylko czarowników nam tu brakuje, albo innego cudactwa. A taka to spokojna okolica była...
- Ślady prowadzą w las - zauważył bystro Sigion. - Idziemy?
Pirat podrapał się po brodzie.
- Nie. To rzeczywiście może być coś grubszego niż niedźwiedź. Nie ma co ryzykować po nocy, zwłaszcza, że mamy środek nocy. Spróbujemy jutro, na chwilę przed zmierzchem. W każdym razie - tu zwrócił się bezpośrednio do Kapitana - zajmiemy się tą sprawą, o to możecie być pewni.
Pożegnali się, po czym ruszyli do karczmy.
Puste odgłosy stóp na bruku przerwał Sigion.
- Nie wiem, zauważyliście to samo co ja...Te ślady wyglądały albo na ostre szpony...
- Albo na dobrą stal. Tak, też to dostrzegłem. Do tego porwana trzoda... Dlatego zaproponowałem wybrać się tam jutro, razem z Yevereth. Licho wie, co w tym lesie jest. Lepiej mieć w razie czego wsparcie magiczne.


________________________
Do wieczora możecie zarabiać na kościach, pieczeniu chleba czy coś xD A jak nie, to lecimy dalej :>
Proszę tylko żeby nie podejmować samodzielnie decyzji o ruszenie w las. Generalnie pobyć jeszcze trochę za dnia w mieście, bo tutaj musi się coś jeszcze zadziać przed zmrokiem
A osobę bezpośrednio po mnie kontynuującą proszę, by w swoim poście zawarła informację, że nad ranem znaleziono 4 ciała. Gdzie i w jaki sposób dokonano mordu, zostawiam w gestii piszącego


-----------------------------------------------------------------------------------------------



http://oi62.tinypic.com/lzmtx.jpg

___

A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka!
We mnie..."
___

Offline

 

#4 2014-02-07 01:38:50

 Radosny Rabarbar

http://oi60.tinypic.com/2zp2j5c.jpg

13204951
Skąd: Tam,gdzie diabeł mówi dobranoc
Zarejestrowany: 2011-04-12
Posty: 2502
Punktów :   -17 
WWW

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

- Och, no proszę, czyli jednak mogłam się do czegoś przydać – stwierdziła oschle Yevereth po wysłuchaniu opowieści drużyny. Nie siliła się nawet na maskowanie wściekłości w oczach i jadu w swoim głosie. – Wiecie, że teraz to wszystko jest bez sensu? Jakbyście wzięli mnie ze sobą, zamiast zlecając tak bardzo wymagające zadanie pilnowania bagaży, wiedzielibyśmy przynajmniej, czy została użyta do tego magia. To, że swojej mocy nie używam, nie znaczy, że jej nie posiadam. A teraz? Teraz to gospodarz pewnie truchła zakopuje, a my gówno wiemy o tym, co siedzi w tym cholernym lesie. A nawet jeśli te truchła nadal tam leżą, zidentyfikowanie rodzaju użytej magii byłoby o wiele bardziej niedokładne. O identyfikacji czarodzieja już nawet nie wspomnę.  Być może jest to magia. – Czarodziejka powiodła wzrokiem po członkach kompanii, zatrzymując go na parę sekund na twarzy każdego z nich. – Być może. Lub ostra stal. Leśne drapieżniki nie zabijają bez powodu, zamiast całych rozpłatanych koni przy odrobinie szczęścia znaleźlibyście jedynie parę kości, może kawał skóry. – A z resztą – wzruszyła ramionami i usiadła na łóżku – Jutro zobaczymy, co to za licho tam siedzi.

Pomimo pewnego rodzaju zadowolenia, że nie musi siedzieć w tym pokoju sama, mając za towarzystwo jedynie swoje własne, pokręcone myśli, czarodziejka nie miała ochoty rozmawiać z resztą drużyny. Zamiast tego rozpoczęła znów podrzucać swój srebrny, krasnoludzki sztylet tak, by w powietrzu wykonał pełen obrót i wrócił rękojeścią do jej dłoni, rozmyślając jednocześnie nad dziwną wizją, która nawiedziła ją we śnie. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie ostatnie wydarzenia oraz to, że Yevereth nie pamiętała, kiedy ostatnio cokolwiek jej się śniło.
Wizja była chaotyczna i niezbyt wyraźna, więc czarodziejka nie była pewna, co właściwie widziała, ponieważ kiedy wizja zaczynała się stawać wyraźniejsza, z transu brutalnie wyrwał ją głośny krzyk chędożonej w jednym z pokojów dziewki karczemnej. Widziała ogromny kamień, jakby ołtarz, opływający ciemną, gęstą cieczą…krew? Jedynym wyróżniającym się elementem, co do którego nie miała wątpliwości, był czysty dźwięk akordów granych na lutni układających się w smutną melodię.
Ofiara? Helyas? Nie, to nie miało sensu. Chociaż zdarzenie pod Brokilonem też nie miało sensu.
W ostateczności,  przecież to tylko senne widzenie*.

***
Ciepły, słoneczny i przyjemny poranek mógł stać się jeszcze przyjemniejszy przy kuflu piwa, dobrym posiłku i grze w kości. Czarodziejka postanowiła nie marnować cennego czasu, który mogła poświęcić na pomnażanie zawartości swoich sakiewek. Poszła więc do karczmy, zdziwiona faktem, że z własnej woli obudziła się o świcie, a nie wraz z biciem południowego dzwonu. Niezależnie od tego, jak wyglądały oberże, zawsze łatwo można było spotkać ludzi chętnych do gry w kości**, a ta, w której drużyna spędzała noc, wcale nie różniła się pod tym względem od innych. Kości jednak szybko okazały się nudne, tym samym czarodziejka zyskała sposobność, by nauczyć się kolejnej gry, tym razem karcianej.
Dzień zapowiadał się spokojnie i prawdopodobnie zostałby taki aż do końca, gdyby nie pewna wieść, przyniesiona do karczmy przez mieszczanina.
- Ludzie, piekarza zabili***! Całą rodzinę! I żonę jego, i dzieci!...


*idea Amrasa, mnie nie pytajcie o co chodzi, bo nie mam pojęcia :>
**jak mam sobie policzyć ile wygrałam/przegrałam?
***sorki, nie będzie pieczenia chleba :c

Offline

 

#5 2014-02-07 11:38:34

 Szifer

Użytkownik

9810473
Zarejestrowany: 2011-02-06
Posty: 5022
Punktów :   -5 

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

Najemnik wstał późnym rankiem. Postanowił załatwić kilka interesów. Chciał trochę poprawić ekwipunek. Ubrał się, spojrzał na przeszywanicę. Wziął ja w tobołek, gdyż zaczynała go denerwować. Kamienie szlachetne... Na razie nie chciał ich sprzedawać, w tak małym miasteczku nie dostałby dużej ceny. Medaliony chciał zostawić Yevereth, coby je sprawdziła magicznie, ale nie zastał jej w pokoju. Trudno. Pierścieni nie upłynniał na razie z tego samego powodu co kamieni szlachetnych. Wyjątkowo postanowił trochę porozciągać się z rana. Zauważył, że ostatnio stał się dużo silniejszy od stałego machania bronią, jednak brakuje mu trochę ruchów. Jednak w Mahakamie nie potrzebował ruchów, stojąc przy kowadle. Nie wiedzieć czemu coś mu mówiło, żeby wziął ze sobą topór. "Intuicja jest dla kobiet", pomyślał, po czym przypasał topór. Zszedł do na dół, gdzie zjadł śniadanie (-5 denarów). Nie było specjalnie dobre, ale w miarę pożywne. Wyszedł z oberży Liczył, że zostało mu jakieś 342 denary. Spora sumka, jednak za mała na coś konkretnego. Najpierw postanowił pozbyć się przeszywanicy. W tym celu poszedł do płatnerza. Miał on cały budynek, w którym była całkiem sporych rozmiarów kuźnia, jak na miasteczko portowe. Widocznie handel sprzyjał. Aby dostać się do pomieszczenia kuźni, najpierw przechodziło się przez sklep, gdzie sprzedawane były wytwory. Od sprzętów rolniczych po najróżniejsze bronie. Niby nic specjalnego, a jednak.
- W czym mogę pomóc? - starszy jegomość w zgniłozielonej, lnianej koszuli stał za ladą. włosy miał ścięte przy same skórze, i zapuszczoną średniej długości brodę.
- Zerknij na to i powiedz ile możesz za nią dać. - Sigion wyciągnął z tobołka przeszywanicę. Z rana starał się ją doprowadzić do jak najlepszego stanu. sprzedawca spojrzał na nia krytycznie.
- 15 denarów. - Sigion był oburzony.
- Co?! Nowe kosztują sto! Ta jest w dobry stanie. Do tego jest rozchodzona! Wiesz na pewno jak ciężko jest rozchodzić nową przeszywanicę, co jest raczej męczące, jeśli wybierasz się w podróż! A ta jest dosyć cienka, więc nie tyle może być dobra na wierzch, ile można ją ubrać jako wytłumienie do kolczugi. - sprzedawca spojrzał jeszcze raz.
- Masz gadane chłopcze... niech będzie 25 denarów. - Sigion nie chciał ustąpić.
- 50. Naprawdę świetnie mi służyła.
- 30, bo nie opowie o Twoich wspomnieniach nowemu właścicielowi. - sprzedawca się uśmiechnął. Najemnik zauważył, że nie robił tego złośliwie, po prostu lubił się handlować i był... miły, a nawet żartobliwy.
- 40. Jak kupca znajdziesz jeszcze dziś, to ja mu opowiem o moich przygodach! - sprzedawca zaśmiał się.
- Haha, uparty jesteś! Niech będzie 40. - chłopak dał mu przeszywanicę, a denary schował do mieszka. - Miłego dnia! - Sigion spojrzał w głąb sklepu, próbując dojrzeć kuźnię.
- Nie potrzebujesz może pomocy w kuźni, na jedno południe. - sprzedawca obejrzał go od dołu do góry.
- Wyglądasz na silnego, ale nie przyjmuję pracowników z ulicy. Masz w ogóle jakieś obycie z młotem i kowadłem? - Sigion potwierdził.
- Wychowałem się w Mahakamie. T=Krasnoludy przyuczały mnie do kowalstwa. Do nich wiele mi brakuje, ale umiem kształtować metal. - sprzedawca zaśmiał się.
- Hahha, koniec żartów. Człowiek wychowany w Mahakamie?? Dobra, z tym przesadziłeś, ale przyznam Ci, rozbawiłeś mnie. - sprzedawca już się tylko uśmiechał - Zapewne nie masz nic, co sam wykułeś? - Sigion się uśmiechnął. A jednak intuicja. Odpiął od pasa swój topór.
- To jest moje dzieło, wykonane jeszcze w Mahakamie. - podał go sprzedawcy. Ten obejrzał go uważnie, zważył w dłoniach. Przejechał kciukiem po ostrzu. Obejrzał wzmocniony metalem trzonek.
- Jeśli to naprawdę Twoje dzieło, to masz tu pracę. Z resztą, jeśli się nie spiszesz, wywalę Cię na zbity pysk. Akurat dziś jeden z moich kowali wziął wolne. Podobno coś zaszlachtowało mu zwierzęta i trochę boi się o rodzinę. - Sigion przypomniał sobie obie krowy.
- Taa, coś obiło mi się o uszy. - Sprzedawca spojrzał na niego.
- Dam Ci 3/4 wynagrodzenia, jeśli jesteś tak dobry jak mówisz, dostaniesz normalne. - Sigion przytaknął, wziął swój topór i poszedł za sprzedawcą do kuźni. Było tu całkiem ciemno, światło wpadało jedynie przez oszklone otwory pod sufitem. Niewiele, ale na tyle dużo, żeby dało się widzieć co gdzie jest. Tyle światła nie przeszkadzało ocenić stopnia rozrzażenia metalu. Sprzedawca przyprowadził najmenika do jednego z kowadeł, tuż przy rozpalonym piecu. - Dziś mam sporo zamówień, głównie na podkowy. Pokaż co potrafisz. - podał chłopakowi podłużny kawałek metalu i sznurek, na którym supełkami były zaznaczone rozmiary kopyt. Sigion włożył kwałek metalu do paleniska i kilka razy pociągnął za sznur połączony z miechem. Kleszczami wyjął metal z paleniska i szybko go rozklepał, aby nie stracił zbyt wiele ciepła, po czym ponownie wsadził go do paleniska. Po rozklepaniu nadał mu odpowiedni kształt, drucianą szczotką przecierał go po każdym kuciu, aby pozbyć się tlenków. Po nadaniu odpowiedniego kształtu wprowadził drobne poprawki, sprawdził rozmiar i zahartował w beczułce wody. Sprzedawca wyglądał na zadowolonego. - Może zostaniesz tu kilka dni? Albo nawet na stałe. U mnie będziesz miał zawsze miejsce. - Sigion wziął nowy kawałek metalu.
- Nie dam rady. To nie ode mnie zależy. Ale dziękuję za słowa. - mężczyzna podał mu rękę.
- Jestem Borgh. Skoro nie mogę Ci się tak odwdzięczyć za tę jakość, to chociaż szepnę słówko moim znajomym kowalom. To miasto portowe, czasami wymieniamy się towarami. Jak będziesz szukał kiedyś pracy, powołaj się na Borgha z Cidaris. - najemnik uśmiechnął się.
- Sigion z Mahakamu. Dzięki Borgh. - mężczyzna wrócił do sklepu, a Sigion zajął się pracą. Musiał naprawić kilka narzędzi, wykuć dużo podków, nic poważniejszego. Pod wieczór skończył pracę.
- Świetna robota. Dawno nie udało mi się wyrobić normy. Widziałeś jak pracuje reszta - widział. Nie dziwił się, że chciał go na stałe - Tylko spuścić ich z oka, to pociągają bimber z bukłaków. Dlatego często chodzę do kuźni... Oto Twoja wypłata, 150 denarów. I masz jeszcze to - Podał Sigionowi zawiniątko. Ten rozwinął je i zobaczył sygnet. Był odlany z metalu do kucia, więc nie miał wielkiej wartości. Na sygnecie był wyryty znaczek, taki jak na szyldzie sklepu, młot, na którym widnieje pięść. - Tym powteirdzisz, że u mnie pracowałeś. To mała mieścinka, ale mam spore znajomości. - Najemnik podziękował mu skinieniem. W ostatniej chwili coś przyciągnęło jego uwagę.
- Ile to kosztuje? - pokazał palcem na ćwiekowaną skórzaną kamizelkę, która teraz wisiała obok jego przeszywanicy (http://gfx.gexe.pl/articles/witcher/armours/zbroja2.png).
- 320 denarów. Podoba Ci się? - Sigion pokazał w uśmiechu zęby.
- Biorę ją. - Zaczął wysypywać denary z sakwy, przy trzystu Borgh podniósł rekę. Pomogłeś mi dzisiaj. 300 dla Ciebie. - uśmiechnął się. Podali sobie ręcę. Kiedy najemnik wyszedł ze sklepu zaczynało się ściemniać. Poszedł w stronę oberży. Pachniał dymem i był w sadzy. Chciał to z siebie zmyć, zanim założy nową kamizelkę...


https://scontent-arn2-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/12366224_963531483722707_6375285450185723831_n.jpg?oh=cc08e9a6a1a9d6bb7f613cf50b9847d7&oe=571886AD

Offline

 

#6 2014-02-10 20:04:50

 Amras Helyänwe

Administrator

7892318
Skąd: Stamtąd
Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 3484
Punktów :   -7 
.: Tu eşti dragostea vieţii mele.

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

Amras zerwał się, słysząc krzyk mieszczanina, obwieszający krwawy mord.
- Prowadź tam! - rozkazał zdyszanemu mężczyźnie. Ten tylko spojrzał na elfa, nie pytał o nic. Dał znak dłonią, by podążał za nim i wybiegł z karczmy.
Amras ruszył bez zastanowienia. Kątem oka dostrzegł pytające spojrzenie Yevereth. Chciał gestem dłoni nakazać jej pozostanie na miejscu, jednak pomny jej wcześniejszych słów, pomyślał, że rzeczywiście lepiej wziąć ją ze sobą. W końcu, niby czemu mieli ją izolować od niebezpieczeństwa? Pokazała że i tak jest z nich wszystkich najrozsądniejsza.
- A reszta? - zapytała czarodziejka.
- Dearien i Sigion śpią pewnie, nie ma sensu ich budzić. Chodźmy.
Po niedługim marszu dotarli wreszcie do piekarni. Był to dosyć duży, piętrowy budynek. Na dole mieściła się prawidłowa piekarnia, piętro zaś zajmował piekarz z rodziną i pomocnikami. I od razu było widać, że zadziały się tu straszne rzeczy.
Drzwi były wyważone, zniszczone na drzazgi. Na progu lśniła kałuża czerwonej krwi. Yevereth ostrożnie przekroczyła wejście. I z trudem powstrzymała odruch wymiotny.
Ciała leżały w różnych, wymyślnych pozycjach, jednak miały wspólne cechy - wszystkie cztery miały poderżnięte gardła od ucha do ucha, jakby w potępieńczym uśmiechu. Cała czwórka też miała pocięte ciała, i to głęboko, do kości. Było widać ślady walki.
- Czuć tu magię?
Yevereth zawahała się. Było czuć, ale niewiele, jedynie echo prawdziwej magii. Tak, jak w całym miasteczku.
- Nic szczególnego. Magia albo zdążyła się ulotnić, albo nie została użyta.
Amras podszedł bliżej. Przyjrzał się młodej córce piekarza.
- Spójrz na nią - rzekł. - Widzisz, co ma w dłoni?
Yevereth popatrzyła. Dziewczyna ściskała w zimnej już dłoni srebrny medalik.
- Cała czwórka nosiła jakieś ozdoby na szyi...- zaczął wolno Amras. - Z drewna, stali... Srebrny medalik miała jednak tylko ona. Srebrny - zaznaczył. - Nie wiem, ale mi to wygląda na...
Yevereth nie dowiedziała się jednak, na co to wygląda elfowi. Ich rozmowę przerwał bowiem wysoki jegomość, odziany na czarno. W dłoni dzierżył kostur.
- Pozwolicie, że zajmie się tą sprawą ktoś kompetentny? - rzekł wrogo w kierunku bohaterów. Miał silnie obcy akcent.
Yevereth nastroszyła się. Nie cierpiała, gdy ktoś traktował ją z wyższością. Zwłaszcza inny mag.
- Nie, kurwa, nie pozwolimy. Bo kompetentniejszych od nas w tym pomieszczeniu nie ma.
Czarodziejowi błysnęły iskierki w oczach, obnażył kły w drapieżnym uśmiechu.
- Och, a więc koleżanka po fachu... Wybacz, że się nie przedstawiłem. Althenor Altharis aps Calthaniel, z Nilfgaardu. Zajmuję się tą sprawą od początku, jednak mord na ludziach zdarzył się pierwszy raz.
- I jak efekty badań?
- Cóż, wszystko to wygląda bardzo pokrętnie... Na początku znikało bydło i trzoda. Nic wielkiego, jednak kradzieże i rzezie zdarzały się regularnie. Uwagę przykuwał stan zwłok zwierząt - taki sam jak tych tutaj ludzi. Gardła poderżnięte, całe ciała pocięte. Brak ran szarpanych. Albo bardzo ostre szpony, albo dobra stal... A do tego ta legenda.
Amras wytężył słuch.
- Jaka legenda?
Althenor Altharis aps Calthaniel popatrzył na elfa z zaciekawieniem.
- Och, nie jest wam znana najsłynniejsza legenda Cidaris? - czarodziej rozsiadł się na krześle, trącając nim przypadkowo ciało syna piekarza. - A więc posłuchajcie...
- Wieków kilka temu, w Cidaris żył ponoć utalentowany, chociaż biedny jak mysz cerkiewna bard. Był on ponoć wielki jak dąb, chociaż dłonie miał smukłe i delikatne. Nikt nie grał na lutni tak, jak on! Ponoć przy jego muzyce zapomnieć można było o każdej z trosk.
Mimo swojego zubożenia, wiódł szczęśliwe życie. Miał wspaniałą żonę a swoją muzyką uprzyjemniał szare życie ludziom w wiosce rybackiej, którą wtedy jeszcze było Cidaris. Do czasu...
Kiedyś do Cidaris zawitał stary czarodziej. Nie był on dobrym człowiekiem. Nie zaznał w życiu miłości. Zazdrościł bardzo bardowi jego talentu i kobiety. Postanowił więc odebrać mu i jedno, i drugie. Barda zabił, bardzo okaleczając jego ciało. Odrąbał mu bowiem ramię i głowę. Na sam koniec palce - jako symbol jego talentu. Dziewczyna zdążyła jednak zbiec, ostrzeżona proroczym snem.
Zbiegła czym prędzej do osady w górach. Tam powiła dziecię, które dała w opiece klasztornikom. I umarła.
Nim to jednak nadeszło, nałożyła na dziecko jednocześnie błogosławieństwo, jak i klątwę. Dziecko bowiem, i każdy jego potomek, miał posiadać dar do gry na lutni nie mniejszy niż jego ojciec. Ostatni z linii jednak miał zginąć w taki sam sposób, jak osławiony bard. I gdy miało to nastąpić, całe Cidaris pochłonąć miała śmierć, ogień i zaraza.
Zrobił efektowną pauzę.
- Nikt by tego nie brał oczywiście pod uwagę. Wszak to tylko legenda, jakich wiele na tym świecie. Jednak ostatniej nocy wszyscy władający magią, znajdujący się w Cidarsi, doznali takiej samej wizji, w której...
- ...widzieli skrwawiony ołtarz w lesie i słyszeli dźwięki lutni? Też to widziałam.
Zapadła cisza.
- Wszystko to komplikuje jeszcze postać pewnego czarodzieja, mieszkającego w wieży na wzgórzu, tam, za portem. W mieście mówi się, że jest to nekromanta...Wszystko to dziwnie pasuje do siebie, prawda? - zawiesił w powietrzu Nilfgaardczyk. - Ale przecież to tylko legenda - zaśmiał się sztucznie. - Wszystkie ślady wskazują na wilkołaka, prawda, panie elfie? Srebrny medalik, idealnie cięte rany... Gdy to się stało - wskazał dłonią zwłoki rodziny - była pełnia. Gdybyście mieli jakieś pytania, zatrzymałem się u króla Ethaina.
Po czym wyszedł z piekarni. Stukot obcasów jego butów jeszcze długo pobrzmiewał w głowie Amrasa.
Po powrocie do karczmy, opisali dokładnie wszystko reszcie drużyny.
- Co robimy?


-----------------------------------------------------------------------------------------------



http://oi62.tinypic.com/lzmtx.jpg

___

A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka!
We mnie..."
___

Offline

 

#7 2014-02-11 12:31:59

 Radosny Rabarbar

http://oi60.tinypic.com/2zp2j5c.jpg

13204951
Skąd: Tam,gdzie diabeł mówi dobranoc
Zarejestrowany: 2011-04-12
Posty: 2502
Punktów :   -17 
WWW

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

- Idziemy do tego nekromanty. Jeżeli już ciąży nad nami konieczność rozmawiania z magami, to niech to będzie ktokolwiek, byle nie ten dupek z dziwnym i długim imieniem - powiedziała czarodziejka, dopijając wino (-5 denarów). - Czy wy też myślicie, że ten bard z legendy...że to mógł być Helyas? Och, przestań już - warknęła widząc spojrzenie Sigiona. - Jeśli o Garveyu też mówiła jakaś legenda, prawdopodobnie również jestem w podobnie nieciekawej sytuacji.

Krótkie, ale wystarczające. Chyba że mam napisać tolkienowski opis karczmy :>

Ostatnio edytowany przez Arvaamaton (2014-02-11 12:37:23)

Offline

 

#8 2014-02-11 17:04:43

 Dearien

http://fotoo.pl//out.php/i126697_za-yadminh.jpg

22692500
Skąd: Ziemie Pomorskie
Zarejestrowany: 2010-07-25
Posty: 812
Punktów :   -39 

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

- Kiedy rum zaszumi w głowie, cały świat nabiera treści... - Dearien stukał palcami o blat stołu i cicho podśpiewywał.
- To legenda, bujda. A na dodatek wybitnie niedokładna. - Amras wpatrywał się w splecione przed sobą ręce. - Wiemy coś o innych rzekomych potomkach tego barda? Jeśli sprawą zajął się czarodziej i powiedział nam tylko tyle, to znaczy, że tylko tyle było do powiedzenia.
- Mógł nam celowo nie powiedzieć wszystkiego. - Yevereth upiła kolejny łyk.
- Mógł nam celowo powiedzieć pierwszą bajeczkę, jaka przyszła do siwej głowy. - Amras parsknął. - Bard olbrzym i mściwy erotoman. Pierdolenie.
- Pływał raz marynarz który chuja miał jak trzy armaty... - Dearien podrapał się za uchem.
- Ale wizja nie mogła być pierwsza, jaka przyszła do głowy. - zauważyła Yevereth, tym razem nie popijając. Spojrzała elfowi w oczy.
- A wystrzałem z tej giwery zatapiał fregaty...
Amras groźnie pokazałby piratowi kły, gdyby je miał. Ale nie miał. Ograniczył się więc do wzroku tak przepełnionego pogardą, jak wóz ludzkich panoszków jadący przez elfie getto. Rudy odczytał sygnał i skończył przyśpiewkę. Przejął jednak od razu inicjatywę:
- O Eldanie i Cymoril wiadomo tylko tyle, że byli piękni i posuwali się wśród drzew, na wszystkich mchach od Jarugi aż po Buinę. A mimo to dałbyś sobie uciąć dwa palce w obronie sacrum tej legendy. Ludzkie opowieści miałyby mieć mniejszą wartość? Buta, elfie. Buta was gubi.
- Za tę gubiącą butę nie dalej jak dwa tygodnie temu byłeś gotów nadstawiać rzyć, człowieku. Za tę butę i złoty dukat prałeś swoich jak leciało.
- Bo to były skurwysyny. - Pirat wzruszył ramionami. - Ale następnym razem poszukam posady w brygadzie pogromowej.
- Mordy. - warknął Sigion, zmęczony rozgrzebywanym przez tę dwójkę tematem. Rozgrzebywanym regularnie, za każdym razem tak samo od nowa. - Mamy zabójcę do zabicia. Sprawa równie kusząca zarówno dla naprawiaczy świata, jak i dla zawodowców szukających dukata, alem zrymował, hehe.
- Tak... - Yevereth odkaszlnęła. - Jak mówiłam, mamy do czynienia z magią. Magią, znaczy, mordercą nie jest pijany pasterz bynajmniej.
- Kilka tropów wiedzie ku sprawce wilkołaka. - powiadomił po raz wtóry Amras.
- Ale srebro nie odpędziło potwora. Dziewczynka jest równie martwa jak reszta, może nawet bardziej. To musiało być coś innego, od lykantropa silniejszego. - włączył się pirat.
- Taka srebrna ozdóbka nawet złego skrzata nie odpędzi. - powiedziała z nutką współczucia czarodziejka. - Ale ciekawe jest to, że dziewczynka próbowała się bronić przy pomocy amuletu. Rozpoznała magicznego napastnika. Odpada więc większość antropomorfów, nie licząc tych o wybitnie magicznej aparycji, jak wilkołaki, czy wampiry. Ale wiemy, że żaden człowiek, elf, krasnolud, gnom, doppler...
- Wiedźmina nam trza. - przerwał Sigion. - Ten by fachowym okiem ocenił ślady. Fachowszym niż wy, czarodzieje.
- Oho, - Dearien przytknął otwartą dłoń do ucha. - Nie słyszę szyderstw i płaczu dzieci. Znaczy, wiedźmina w mieście nie ma.
Zapadło milczenie. Przerwał je ponownie pirat.
- A demon? Miasto pełne jest różnych osobistości, to i goety mogłoby nie zabraknąć. Magia, pasuje. Okaleczone ciała, pasują. Można magicznie zdiagnozować obecność demona?
- Można. - Yevereth przygryzła wargę. - Ale primo, nie potrafię. Secundo, nie znam nikogo, kto potrafi. Nie licząc nekromantów, do kontaktów z którymi przyznawać się nie mogę i nie przyznaję.
Zapadło milczenie, którego długo nikt nie przerwał.


http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRxqPgBW4QmpI3ZFVP7mbg9rDykFP8FmXlmOK2apVAdGOA1TqAf

Offline

 

#9 2014-02-11 23:45:52

 Szifer

Użytkownik

9810473
Zarejestrowany: 2011-02-06
Posty: 5022
Punktów :   -5 

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

- No dobraaa... - najemnik przeciągnął wyraz. Łokcie miał oparte na drewnianym blacie, opierał podbródek o splecione dłonie. - Podobno gdzieś w okolicy jest jakiś nekromanta. Dowiedzmy się dokładniej, lub poszukajmy i złóżmy wizytę temu trupojebowi. - Wszyscy spojrzeli na niego krytycznie. - No co? Mamy coś innego do roboty? - zaczął wydłubywać paznokciem drzazgę ze stołu. Kiedy już mu się to udało, a wyszła całkiem długa, zaczął nią dłubać w zębie.
- Kurwa, mógłbyś tego przy mnie nie robić! - Sigion spojrzał na nią, po czym rzucił drzazgę za siebie. - Nie chodzi o to, czy mamy co robić. Jeśli mamy walczyć z demonami, są nikłe szanse, na dostanie się do nekromanty. Co dopiero mówić, jeśli to on je przywołuje. Nie możemy wykluczyć tej możliwości. Zauważyliście, że cokolwiek to jest, nie boi się srebra. - spojrzała po zebranych - Vanessą, ani nożykami nic temu czemuś nie zrobimy. - Sigion oparł się na krześle.
- Więc zostaje żelazo, a tego mamy dużo. Z demonem jeszcze nie walczyłem... - pirat uderzył pięścią w stół.
- Pojebało Cię do reszty Sigionie?! Chcesz zginąć? - twarz miał równie czerwoną jak włosy. - Sigion odchylił głowę w tył za oparcie. Potem delikatnie przechylił do przodu, na tyle tylko, żeby móc spojrzeć na pirata.
- Jestem zabó... najemnikiem. - elf wychwycił zająknięcie. zwrócił wzrok na Sigiona - To będzie nowe wyzwanie. Wiesz jaką sławę przyniesie nam zabicie demona?! O kurwa, złoto nam będą sypać na wejściu każdego miasta! - powiedział to z udawanym entuzjazmem. Wtrącił się elf.
- Więc chodzi Ci o tę legendę, hm? - Sigion, bujający się akurat na tylnych nogach krzesła mało nie upadł, elf złapał go za przód kamizelki i przyciągnął do stołu.
- Co? Jakiej...? Co ty...
- Nie pierdol Sigion! Zabiłeś Helyasa, a jego śmierć dla Ciebie wygląda identycznie jak owego legendarnego pedała z lutnią. Tym razem nie chodzi Ci tylko o pieniądze... Tym bardziej, że na razie nikt ich nam nie obiecał. - Sigion spojrzał na niego, ale nic nie powiedział.
- Zadawanie się z nekromantami nie przyniesie nam dobrej reputacji... Chyba, że przyniesiemy tu jego głowę. - Yevereth, och jak zawsze przezorna. I zawsze dążąca do sedna. Elf spojrzał na nią.
- Możliwe. I możliwe tez, że jego głowę przyprowadzimy razem z ciałem. Wątpię, żeby prawdą było to co mówią o nekromantach, że ich ciała gniją razem z ich pokrętnymi umysłami. - przez twarz czarodziejki przeszedł lekki grymas wstrętu.
- Są różni nekromanci. Pamiętaj, że w każdej legendzie jest odrobina prawdy... - odezwała się Yev.
- Ktoś kiedyś walczył z demonem? Lepsza by była lżejsza, czy cięższa broń, hm? Trupy chyba łatwiej skruszyć toporem...
- Jeszcze nic nie ustaliliśmy... najemniku. - widocznie zauważył, że ostre zwroty nie robią wrażenia na Sigionie, więc przestał zwracać się doń po imieniu. Jednak, czy ktoś o tak niskiej ogładzie jak Sigion przejmuje się czymkolwiek?


https://scontent-arn2-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/12366224_963531483722707_6375285450185723831_n.jpg?oh=cc08e9a6a1a9d6bb7f613cf50b9847d7&oe=571886AD

Offline

 

#10 2014-02-12 23:58:17

 c4wjajach

Użytkownik

48946049
Skąd: Za daleko...
Zarejestrowany: 2011-05-28
Posty: 2546
Punktów :   -1 
.: spam-master

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

Mag mieszkający w wieży za nieopodal miasta Cidaris zaklął głośno. Skrzynia, której używał jako krzesło pękła zrzucając nekromantę na podłogę. Podniósł się, otrzepał z kurzu i ruszył schodami w dół do magazynu, skąd brał większość takich prowizorycznych mebli.
Nic dziwnego, że pękła- pomyślał- niemal wszystko tu jest spróchniałe, lub zjedzone przez szczury lub inne paskudztwo.
Odkąd zamieszkał w starej wartowni (coś koło trzech miesięcy) szkodniki przestały się pojawiać tak często, najwyżej na dolnych poziomach, jednak zaopatrzenie nie było w dobrym stanie. W końcu przybytek był opuszczony. Wszystko co przydatne zostało zabrane lub zrabowane.
Wieża składała się z parteru i trzech poziomów. Na samym dole nie było niemal niczego. Głównie stara podłoga obrośnięta chwastami i trawą i schody na wyższy poziom. Parter jednak był zaopatrzony w porządne, wielkie, drewniane wrota i dobrze spełniał rolę stajni dla konia. Bydle było wredne jak cholera, jednak był to porządny, kasztanowy wierzchowiec, który jeszcze mu nie uciekł ani go nie nienawidził z całego serca więc nie miał co marudzić. Nigdy nie miał szczęścia do zwierząt. Nie żeby ich nie lubił, jednak one jakoś za nim nie przepadały. Pierwszy poziom był oddzielony od parteru masywną, o dziwo wciąż całą klapą. Znajdowały się w nim stare kawałki skorodowanego metalu (zapewne niegdyś zbroje i miecze), oraz kilka drewnianych skrzyń różnych rozmiarów. Te z kompostem (w który zmieniła się stara żywność) wyrzucił z wieży, natomiast w pozostałych znalazł sporo skór nadających się m.in. na prowizoryczne posłanie. Same skrzynie wykorzystywał jako meble. Niektóre nawet się do tego nadawały...
Drugi poziom nie był już oddzielony klapą. Był pusty, a połowa podłoga była tak zniszczona, że nawet nie starał się go urządzić. Aby przejść przez ten poziom, trzeba znać rozmieszczenie niezniszczonych belek, lub być naprawdę ostrożnym. Gdyby nie był ostrożny przy pierwszym zwiedzaniu wieży, zapewne skończyłby jako kaleka na dolnym poziomie, przygwożdżony spróchniałym drewnem.  Trzeci poziom, tak jak pierwszy, był oddzielony identyczną klapą. Było to piętro, o które nekromanta dbał najbardziej. Podłoga była tam najmniej zniszczona, a dwa okna stanowiły świetne źródło oświetlenia w dzień. Na noc aby ocieplić wnętrze, zasłaniał je skórami ze skrzyń. Piętro to mieściło w sobie dużą skrzynię stanowiącą stół, kilka mniejszych, spełniających funkcje krzeseł i posłanie ułożone z ocalałych skór i wiadro wody, którą czerpał z pobliskiego potoku, na wypadek gdyby jakaś świeca z których często korzystał wieczorem, podpaliła stare i suche drewno. Wszelkie graty maga znajdowały się na podłodze pod ścianą. Ogólnie wieża była dość bezpiecznym miejscem. Wszystkie klapy były zamykane na zasuwę od wewnątrz. Wprawdzie były one dawno zardzewiałe i łatwe do staranowania, jednak takie działanie spowodowałoby hałas, który od razu zaalarmowałby mieszkańca budowli... o agresywnym koniu nie wspominając.
Cimeries doniósł nową skrzynię, a starą bezceremonialnie wyrzucił przez okno. Roztrzaskała się na ziemi na jeszcze mniejsze kawałki. Ostatnio miał dziwny sen... nawiązywał do legendy tego miasta. Potem zaczęły się dziwne mordy. Od tamtego czasu zaczął bliżej przyglądać się tej sprawie. Nie widział ciał, jednak z relacji miejscowych wynika, że mógł to być, wilkołak, człowiek lub demon. W dodatku cała sprawa zniechęciła do niego mieszkańców miasta. Oczywiście większość wiedziała, że jest nekromantą. Spora część z plotek, jednak bywali u niego tacy, którzy płacili mu, aby na chwilę ożywiał niedawno zmarłych bliskich w celu ostatniego pożegnania. Dlatego tu został tyle czasu. Pierwszy raz jego profesja pozwalała mu zarobić na życie a nawet na drobne przyjemności. Nieczęsto np. mógł się raczyć winem w innych miejscach, a uwielbiał to. Nie był alkoholikiem, nie upijał się często, jednak cenił sobie bogaty smak tego trunku. A tymczasem jego skrzynię/stół zdobiła niemal pełna jeszcze butelka różowego wina z Mettiny.
Niestety coraz mniej ludzi przychodziło do niego ze swoimi problemami od kiedy legenda dała o sobie znać. Nekromanta westchnął do swoich myśli i podszedł do okna. Miasto wyglądało spokojnie, a jednak coś wisiało w powietrzu... Jeżeli to nie minie- kontynuował rozmyślania- trzeba się będzie stąd wynieść. A nie wszędzie mag jego pokroju może sobie żyć w takim spokoju. Ludzie potrzebują go, korzystają z pomocy "złego maga", płacą mu za okazanie dobrego serca, a gdy znajdą się poza jego wzrokiem szczają ze strachu lub spluwają z pogardą. Pod tym względem ta profesja przypomina nieco wiedźminów. Tyle że zamiast zabierać dzieci, ludzie mówią, że je zjada. Zaśmiał się z własnych rozważań. A wszystko przez ludzi słabych umysłów, którzy biorą się za zakazane sztuki magii i popadają w obłęd... tak, to zdecydowanie nie jest dla każdego...

Offline

 

#11 2014-02-15 22:38:14

 Amras Helyänwe

Administrator

7892318
Skąd: Stamtąd
Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 3484
Punktów :   -7 
.: Tu eşti dragostea vieţii mele.

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

Jak powiedzieli, tak uczynili.
Nim słońce na dobre zagościło się na nieboskłonie, byli już pod wieżą tutejszego maga. Budowla nie wyglądała zachęcająco. Bruk omszał, drewno spróchniało. Wieża była jednak wysoka.
- Pukamy?
Amras przyjrzał się krytycznie wrotom. Za nimi usłyszał rżenie. Gdyby było po zmroku, pewnie przestraszyłby się, że czai się tam jakiś potwór. Za dnia jednak strach miał mniejsze oczy.
- Nie, lepiej zawołać... Kurwa, nawet nie wiemy jak on ma na imię - elf uderzył dłonią w czoło. - Zawsze za wszystko się tak zabieramy, od rzyci strony...
Jego przemyślenia przerwało jednak ciche szczęknięcie i drzwi otworzyły się. Za nimi stanął rezydent.
Amras zmrużył oczy. Spodziewał się starego, sparchaciałego starca z czyrakami w każdym wolnym od kurzajek miejscu, tymczasem przed nim stał przystojny, wysoki młodzieniec. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że Wiedzący zawsze manipulują swoim wyglądem, doskonałym przykładem była Yevereth, jednak czarodziej a nekromanta to jest różnica. Nekromanta, w jego przekonaniu, o wygląd dbałby najmniej. Widocznie mają tu do czynienia z wielką osobliwością. Albo z fałszywym nekromantą.
- Czego tu szukacie? - Jego głos trudny był do zidentyfikowania. Ni przyjazny, ni agresywny. Bezbarwny. Taki, jakby ich oczekiwał.
Amras postanowił przemawiać w imieniu drużyny (Ogłada na 3 rulezz). Nie umknęło mu, że nie zaprosił ich do wnętrza wieży:
- Ciebie, magiku. Doskonale znasz zapewne sytuację w Cidaris, żal język strzępić, by po raz kolejny mówić o tym samym. Słuchaj zatem. Od ludzi z miasta doszły nas wieści, cóż, co najmniej niepokojące. Mówi się, że tu zmarłych na nowo do życia powołujesz. Za grube dukaty. Nic nam do tego, oczywiście, choć gdyby się tylko Kapituła dowiedziała... - uśmiechnął się drapieżnie. - Nic nam do tego - powtórzył. - Sami święci nie jesteśmy. Nie da się być takim na tym świecie...
- Elfie, nie pierdol - ponaglił Dearien. Amras posłał mordercze spojrzenie.
- Chcemy wiedzieć po prostu, jak ty widzisz tą sprawę. Czy masz z nią jakieś powiązania? Wzięliśmy na siebie bowiem jarzmo rozwiązania tej zagadki, i mamy szczery zamiar wywiązać się z obietnicy.
Cimeries powiódł wzrokiem po każdym, dłużej zawieszając wzrok na Yevereth. Posłał jej uśmiech.
- Posłuchajcie zatem co mam wam do powiedzenie. A powiem szczerze i wszystko co wiem, bo i tak w żaden sposób mi zaszkodzić nie możecie. Co więcej - potarł dłonie - czuję, że niebawem i tak wszyscy wyciągnięcie przysłowiowe kopyta. A pan elf to już w szczególności. I nie odbierzcie tego jako groźbę, po prostu niejedną taką odważną grupę widziałem, która mieszała się w sprawy, których rozmiarów nie byli sobie w stanie nawet wyobrazić. Ale - jak to rzekł rudy pan - bez pierdolenia. Najsampierw uraczę was legendą.
Sigion prychnął, jednak nekromanta udał, że tego nie dosłyszał. Wręcz przeciwnie zachowała się Yevereth i Dearien, którzy wytężyli słuch.
- Bez niecierpliwienia się, panie najemniku. Pominę to, co już wiecie. Uzupełnię jedynie opowieść. Opowieść o biednym bardzie i nieszczęśliwym magiku.
Prawdą jest wersja, którą zapewne uraczono was w porcie. Jednak jedynie w połowie prawdą. Legenda milczy bowiem o powodach, dla których czarodziej ten był nieszczęśliwy. Ja jednak dociekłem tego, co chciano przemilczeć.
Legenda bowiem tylko w połowie jest legendą. Prawdziwą historię oprawiono w piękne słowa i zmieniono role bohaterów. W rzeczywistości bowiem bard był czarnym charakterem. Ściągnął z premedytacją na tegoż czarodzieja straszliwą klątwę, dziś znaną nam jako likantropia. Następnie zbiegł tutaj, do Cidaris, pojął jedną  kobietę za żonę i żył w nadziei, że kara go nie dosięgnie.
Czarodziej jednak był zawziętym człowiekiem. Tropił barda tak długo, aż odkrył jego kryjówkę. Nadszedł czas zemsty, rozczłonkował jego ciało. Jednak to była tylko zemsta. By ściągnąć z siebie klątwę wilkołactwa, musiał jeszcze zabić jego żonę i wykąpać się w jej krwi. Ta jednak zbiegła i powiła dziecko. Warto zaznaczyć, że nie znała ona historii swojego męża. Jej błogosławieństwo dla syna jest prawdą. I zdaje się, że rzeczywiście potomek barda został zgładzony, patrząc, co tu się dzieje...
Nekromanta zawiesił głos.
- Wszystko to jest takie pokręcone. Według legendy, stoimy już na krawędzi. Lada dzień Cidaris winno spłynąć krwią i utonąć w morzu ognia. Z drugiej strony, ślady wskazują na wilkołaka. Pojawiał się on w legendzie... Ale nie powinien odgrywać w niej żadnej roli!

Amras
Sigion
Yevereth
Dearien
Cimeries


-----------------------------------------------------------------------------------------------



http://oi62.tinypic.com/lzmtx.jpg

___

A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka!
We mnie..."
___

Offline

 

#12 2014-02-15 23:47:53

 Szifer

Użytkownik

9810473
Zarejestrowany: 2011-02-06
Posty: 5022
Punktów :   -5 

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

- To nie może być wilkołak, chyba, że jakaś jego mutacja. - nekromanta spojrzał pogardliwie na najemnika.
- Doprawdy? Twa wiedza, zdaje się przewyższać moją w tym względzie... - drwił dalej.
- Spierdalaj. - nekromancie nie schodził drwiący uśmiech z twarzy - Dziewczyna miała w ręku coś srebrnego, medalik, czy inne gówno. Z drugiej strony, czy klątwy nie są odporne na działanie srebra? - czarodziejka wydała się zaskoczona wiedzą najemnika.
- To chyba prawda, ale jedyne żywe stworzenia, które mogą to potwierdzić to wiedźmini, lub sami przeklęci. Skąd to wiesz? - Sigion spojrzał w jej stronę.
- Czytałem trochę ksiąg o potworach, jak byłem mały. Ojczym je uwielbiał, a były tam różne ciekawostki. Podobno jedynym większym zbiorem wiedzy o potworach jest ten z Kaer Morhen... - tu wtrącił się elf.
- ...lub wiedza długo żyjących i obserwujących bestie elfów... - tym razem przerwała czarodziejka.
- ...lub księgi z zapisków badań czarodziejów...
- Sranie w banie. - pirat nie wytrzymał przechwałek, którym nie mógł dorównać. - Rudy Joe* ukatrupiły to kutasem, pijany w trzy dupy. - nekromanta spojrzał na niego i zaśmiał się.
- Doprawdy? - najemnik wtrącił się ponownie.
- Jebać kto wie więcej. A ty skończ, już te swoje "doprawdy", bo wkurwiasz w drzwiach. Cokolwiek to było, nie bało się srebra. I dlatego własnie tu przyszliśmy...


https://scontent-arn2-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/12366224_963531483722707_6375285450185723831_n.jpg?oh=cc08e9a6a1a9d6bb7f613cf50b9847d7&oe=571886AD

Offline

 

#13 2014-02-16 17:52:11

 Dearien

http://fotoo.pl//out.php/i126697_za-yadminh.jpg

22692500
Skąd: Ziemie Pomorskie
Zarejestrowany: 2010-07-25
Posty: 812
Punktów :   -39 

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

Po uwadze najemnika Cimeris wpuścił drużynę do środka. Stali po kostki w sianie i łajnie, wsłuchani w chrapanie i rżenie konia, nie mniej zaintrygowanego sprawą niż oni sami.
- Macie ten medalik ze sobą?
- Nie mamy. - uprzedziła wszystkich Yev. - Mówiłam już, że taka błyskotka nie przyprawiłaby wilkołaka o katar. Wiedźminowi z argentum gladio niełatwo lykantropa zabić, a my mówimy o dziewczynce ze sreberkiem na szyi. - przewróciła oczami w typowy dla czarodziejek, a znienawidzony przez czarodziei sposób.
- Czytałem o bestiach i wiem co nieco. Gram czystego srebra gromadzi energię rów...
- Taaak. - przeciągnął samogłoskę nekromanta. - Nie masz czasem jakiegoś miecza do naostrzenia, czy coś? - Przygryzł wargę i wziął się pod boki. - Powiem wam, mili moi, że sprawa morderstw w mieście, klechdy i bajki o bardzie i magu, tak samo jak rzekoma nadchodząca zemsta skrzywdzonego, obchodzą mnie tyle co, nie mniej nie więcej, gówno mojego kasztanka. O, to, w które właśnie wdepnąłeś, panie uczony wojowniku.
- Ciężko zliczyć wszystkie klątwy, jakie rzuciłem, czy zdjąłem - kontynuował. - Jeszcze więcej przyzwałem duchów, nie mówiąc już o tworzeniu ożywieńców. Co wioska, to inna anomalia, inne straszydło, inna przepowiednia przekazywana ustami umierającej babuszki. W Brzynce, dajmy na to, co noc na grobie leśniczego pojawiały się gnijące, trudne do zidentyfikowania szczątki, znikające wraz ze wschodem słońca. Okazało się, że to pamiątka po jego zgwałconej i poćwiartowanej przez ojczulka córeczce. Kapituła badała zjawisko. Krótko, bo po trzech dniach nalepiono na mogiłę łatkę "anomalia pokoniunkcyjna" i dano sobie z tym spokój. Pokój numer trzy w zajeździe pod Strachowym Źródłem każdej pełni wypełniał się krwią i jękami torturowanego tam podczas wojny Wiewióra. To akurat żadna anomalia, zwykła klątwa miejsca. W podwyzimskim Chorodlu woda ze studni zaczęła wywoływać u mężczyzn bolesną erekcję i straszne gazy, po tym jak siostra rozbiła siostrze głowę o cembrowinę. Taka jest, psia jej mać, natura magii i magicznych stworzeń. Trochę pobuszuje, pozabija, aż w końcu do miasta zawita wiedźmin i sprawę rozwiąże, albo rozłoży ręce, zmuszając tym samym króla Ethaina do wystawienia po zmroku zbrojnej straży w każdym zakątku miasta. Prędzej, czy później, ale wszystko wróci ostatecznie na stare tory. A jeśli nawet wkroczycie i uda się wam cudem jakimś problem zlikwidować, to rajcy miejscy zrobią ludziom taką sieczkę z mózgu, że was wrobią w te wszystkie zbrodnie. Zamiast złotego dukata będzie sztych pod żebra, żeby tylko nie dopuścić do narodzin ludowych bohaterów.
- Miejscowi wiedzą, czym się trudnisz? - Zapytał, niby od niechcenia, elf.
- Korzystają z usług nawet. To żadna tajemnica.
- Obstawiajmy więc, jak długo zajmie im skojarzenie niedawnego przybycia Twojej osoby do miasta z falą niewyjaśnionych i ohydnych morderstw?
- Do czego zmierzasz?
- Dobrze wiesz, do czego zmierzam. - Elf pożałował, że nie ma kłów do pokazania. - Jeśli piekarza i jego rodziny nikt nie lubił, masz jeszcze czas. Ale jak zginie uśmiechnięty handlarzyk guzików, pracownicy stoczni, właściciel manufaktury ciżem czy pracownice luksusowego, portowego burdelu, motłoch sam wymierzy sprawiedliwość. W sprawiedliwość najpierw wymierza się tym, którzy nie są w stanie walczyć o własną. Bo, na przykład, zajmują się wyklętą przez pospólstwo profesją. Na pierwszy ogień pójdzie kapłanka aborcjonistka. Potem nekromanta.
Cimeris chrząknął. Pociągnął nosem.
- Wiecie o sprawie coś więcej ponad to, co już mówiliście?


http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRxqPgBW4QmpI3ZFVP7mbg9rDykFP8FmXlmOK2apVAdGOA1TqAf

Offline

 

#14 2014-02-17 18:34:06

 Radosny Rabarbar

http://oi60.tinypic.com/2zp2j5c.jpg

13204951
Skąd: Tam,gdzie diabeł mówi dobranoc
Zarejestrowany: 2011-04-12
Posty: 2502
Punktów :   -17 
WWW

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

- A co tu więcej opowiadać? Zarżnięci ludzie, zarżnięte zwierzaki, srebrna ozdóbka, którą przy ogromie szczęścia i niebywałej celności nawet zęba by wilkołakowi nie wybiła.Tam magii szczególnie czuć nie było, gdzie ludzi rozćwiartowano, a przy zwierzętach nie wiem - rzuciła mordercze spojrzenie drużynie - bo mnie tam nie było.
- Las tam niedaleko jest - zaczął najemnik - i ślady w jego stronę, niedźwiedzia jakby...
- Albo wilka jakiego... - wtrącił pirat.
- I nilfgaardzki czarownik - przerwała im Yevereth - w chacie piekarza...jak mu było? Althenos? Altherus?
- Althenor Altheris aps Calthaniel? - podpowiedział nekromanta.
- Może - czarodziejka machnęła ręką. - Wszystkie nilfgaardzkie nazwiska brzmią tak samo. W każdym razie, panie nekromanto, może jakiś dziwny sen ostatnio pana spotkał? Ołtarz, krew i lutnia lub coś podobnego? Oczywiście, że tak - stwierdziła widząc jego wzrok. - No więc wszyscy ponoć od magii mieli taką. Ja może gówno wiem i gówno w życiu widziałam, ale ta sprawa...niesympatycznie wygląda dla nas wszystkich.
Czarodziejka podeszła do kasztanka i zaczęła karmić go suchym chlebem wyjętym z kieszeni. Koń przyjaźnie zastrzygł uszami.
- A własnie, w kwestii gówna. Może jakby kto kopytnemu od czasu do czasu posprzątał i stajennym z miasta zapłacił, co by zwierzaka na łąki z innymi końmi puścili, to może i mniej by się na właściciela boczył? - rzuciła z rozbrajającym uśmiechem.
Nekromanta prychnął.
- Więc? - zapytał elf.

Offline

 

#15 2014-02-17 20:00:27

 c4wjajach

Użytkownik

48946049
Skąd: Za daleko...
Zarejestrowany: 2011-05-28
Posty: 2546
Punktów :   -1 
.: spam-master

Re: I - Krwawy poranek w Cidaris

- Wstrzymajmy się jeszcze chwilę panie elfie. Co nagle to po diable.- odparł Cimeries. - A jeżeli chodzi o konia, to wezmę to pod uwagę- uśmiechnął się do czarodziejki.- Tymczasem zapraszam do czystszej części wieży.
Nekromanta poprowadził grupę po schodach w górę. Przeszli poziom służący za magazyn, potem weszli po kolejnych schodach...
- Tu lepiej iść gęsiego, po tej belce... za inne nie ręczę, podłoga trochę już się postarzała, może runąć i nas wszystkich zabić.- powiedział z takim wyrazem twarzy jakby opowiadał jakąś miłą historyjkę. Widząc, że nieznajomi przyjęli to do wiadomości, poprowadził ich dalej na trzecie piętro. Tam było dużo czyściej. Nawet było na czym usiąść (stare skrzynie).
- Byłbym zapomniał- rzekł gdy już wszyscy weszli- jestem Cimeries. Swoją drogą, szkoda, że nie zarżnęliście tego Althenora... trochę robił afer o żywe trupy ale go pogoniły.- zaśmiał się- Ale do rzeczy. Wyglądacie na doświadczonych w boju, macie czarodziejkę w grupie, więc macie jako takie szanse przeżyć. Po pierwsze: Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o wierzeniach ludności Cidaris lub o tej legendzie, radzę odwiedzić miejscową bibliotekę... choć pewnie już to zrobiliście biorąc pod uwagę, że jest z wami ktoś uczony...- spojrzał na lekko zmieszaną Yevereth- Nie? A więc polecam zacząć od tego... Po drugie:- kontynuował- jak słusznie zauważył wcześniej pan elf, istnieje możliwość, że moją wieżę odwiedzą w końcu chłopi z pochodniami i widłami. Rozważałem nawet opuszczenie tego miejsca. Mógłbym wam pomóc do czasu znalezienia nowego lokum. Mało się znamy ale moje umiejętności mogą być niezbędne w poprowadzeniu śledztwa w sposób najbardziej skuteczny- przesłuchanie ofiar. Jeżeli są w dobrym stanie, mógłbym przywrócić je na pewien czas do życia, tak żeby były w stanie rozmawiać... a nawet jeśli nie, są przecież inne sposoby, jak na przykład sąda umysłu. Oby tylko nie byli pochowani... wtedy konieczna byłaby swego rodzaju profanacja... Natomiast ja miałbym możliwość podróży w grupie, a tak zawsze raźniej i mniej osób się wpieprza po drodze. Korzyści więc odniosłyby obie strony, chyba że wierzycie w mity, że jestem dzieckiem szatana i pożeram ludzi- zażartował.- A tymczasem mogę was ugościć. Zawsze taniej niż w karczmie, aczkolwiek dalej od jadła i alkoholi, a więc jak kto woli. Ukraść i tak nie macie czego.- zaśmiał się. Zbyt często miał do czynienia z trupami, żeby ten temat wprawiał go w posępny nastrój, jak niektórych.
- A więc?

Offline

 
Ikony

Nowe posty

Brak nowych postów
Tematy przyklejone
Tematy zamknięte

Rangi
Administratorzy
Moderatorzy
Zasłużeni
Użytkownicy

______________________________________________________________________________________________ ______________________________________________________________________________________________ ______________________________________________________________________________________________


______________________________________________________________________________________________ ______________________________________________________________________________________________ ______________________________________________________________________________________________ _______________________________________ ========================================================================

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi