Ogłoszenie


#1 2011-12-01 17:39:54

 Amras Helyänwe

Administrator

7892318
Skąd: Stamtąd
Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 3484
Punktów :   -7 
.: Tu eşti dragostea vieţii mele.

V - Xortdani

Pogoda była nietypowa, jak na tę porę roku. Pozostawało mniej niż miesiąc do Midinvaerne - przesilenia zimowego - a mimo to, miast śniegu, od kilku dni sążniście padał deszcz.
Taka też pogoda zastała bohaterów, jakby opłakująca wraz z nimi tragedię w Kensington. Bohaterzy byli na trakcie od dwóch dni. Podróżowali w ciszy, każdy starający się poradzić sobie ze świadomością, przyczyną śmierci - tak często przecież bezsensownej i niepotrzebnej - ilu ludzi byli w przeciągu ledwie jednego dnia. Teraz był już późny wieczór, i pojawiały się myśli o tym, gdzie by przenocować w tę niesprzyjającą noc.
- Rozglądajcie się czujnie za jakimś domostwem - rzekł Amras, odwracając się do swoich towarzyszy i strzepując deszcz ze swego kaptura.
Po kilkudziesięciu minutach bystre elfie oczy wypatrzyły nikłe ogniki. Poinformował o tym resztę drużyny, po czym ruszyli we wskazany kierunku.
Kwadrans minął, gdy wreszcie dostrzegli zarys dworku. Był to nieco opuszczony budynek, ponuro górujący nad koronami drzew. Na pierwszy rzut oka widać było, że lata świetności ma już dawno za sobą...
http://gfx.lumisfera.pl/media/photos/11138/823654.5.jpg

Amras musiał przyznać, że dworzyszcze robiło duże, posępne wrażenie. Samotny dreszcz przebiegł mu po plecach. Otuchy dodawała jednak świadomość, że jest tutaj z piątką ludzi.
Siwek elfa niespokojnie parsknął, co jeździec uznał za zły znak. Mimo to jednak, nie było szans przenocować w lepszych warunkach - a światło tlące się za okiennicami dawało nadzieję, że znajdą tu schronienie.
Pociągnął za lejce i poprowadził przestraszonego ogiera do wejściowych drzwi. Zeskakując z konia, dał znak towarzyszom, by wraz z nim podeszli do zdobionych wrót. Odetchnął głęboko, po czym zastukał kołatką w kształcie gargulca. Odsunął się na bezpieczną odległość, i położył rękę na rękojeść miecza. Chłód metalu zawsze dodawała otuchy.
Po dłuższej chwili drzwi otworzyła im piękna kobieta. *Była raczej niska, blada jak marmur – od posągu odróżniały ją tylko delikatne rumieńce na policzkach. Pierwszym szczegółem, na który zwrócili uwagę było jej ubranie. Miała na sobie długą suknię złożoną z gorsetu, który wspaniale podkreślał wąską kibić i duże jędrne piersi, uszytego z czerwonej satyny z naszytą po bokach czarną koronką, usztywnianego fiszbinami po długości, z przodu wiązanego szeroką wstążką, a z tyłu ściąganego ciemnym sznurkiem, oraz z prostego czarnego dołu uszytego z kilku aksamitnych warstw, z których wierzchnia była w kilku miejscach podpięta do góry. Na smukłej szyi zauważyli sporą zawieszkę w kształcie miecza zwróconego w dół, zawieszoną na grubym łańcuszku.
Gdy podeszli bliżej, ich oczom ukazała się twarz jakby nieziemskiej istoty. Najbardziej wyróżniały się pełne czerwone usta układające się w zmysłowy uśmiech; ukazywały one niewielkie perliste zęby. Nos jej był mały, lekko zadarty. W dużych, migdałowych, ciemnobrązowych oczach delikatnie odbijało się światło księżyca w pełni. Powieki miała umalowane ciemnym cieniem, podkreślone czarną kreską przy grubych, długich rzęsach, którymi często kokieteryjnie mrugała. Owalną twarz okalały gęste brązowe loki sięgające za łopatki. Od czasu do czasu odgarniała kosmyki, wtedy grupie rzucały się w oczy krwistoczerwone paznokcie. *
- Witajcie... - rzekła zachrypniętym, głębokim głosem.
- Witaj, pani. Przepraszamy, że zakłócamy spokój nocy, lecz... Ta niesprzyjająca pogoda i noc zastały nas na trakcie. Nasze konie są spragnione, a i my od dwóch nieprzerwanych dni jesteśmy w siodle. W związku z tym, chciałbym prosić uniżenie w imieniu całej mojej drużyny o kąt na przenocowanie i świeżą wodę dla koni... - Amrasowi drżał głos. Postać kobiety zrobiła na nim ogromne wrażenie.
Kobieta zaś przeniosła przenikliwy wzrok z elfa na resztę drużyny. Przyglądała się dokładnie każdemu nieodgadnionym wzrokiem. Wreszcie też skinęła głową, i zaprosiła ich do środka.

                                                                                 ***

Drużyna siedziała przy stole w dużej sali. Gospodyni zajmowała zaszczytne miejsce u szczytu stołu. Jednocześnie dość twardo dała do zrozumienia, że życzy sobie, by po jej prawicy spoczął Sigion. Elf, rad z takiego obrotu sprawy, usadowił się w bezpiecznej odległości. Po lewej stronie kobiety dość beztrosko usiadł bard Helyas, licząc, że uda mu się zabawić ich zbawicielkę opowieściami i muzyką. Dralann, podobnie do Amrasa, również usiadła z brzegu, na przeciwko elfa, jakby chcąc go mieć na oku. Yevereth siedziała zaś pomiędzy Helyasem, a nim.
Mówili o bieżących sprawach, a kobieta, która przedstawiła im się jako Marcelle, słuchała uważnie. Była, jak się okazało, szlachcianką. Ugościła ich iście po królewsku, za co cała drużyna była bezbrzeżnie jej wdzięczna. 
Gdy zapadła dłuższa chwila, poprosiła, by Sigion opowiedział jej o aktualnej sytuacji na świecie, gdyż od wielu lat nie opuszczała daleko swego domostwa, i straciła kontakt z politycznym życiem. Najemnik opowiadał jej. Yevereth od czasu do czasu dorzucała jakieś informacje od siebie. Opowieść Sigion skończył zaś napiętą sytuacją z Nilfgaardem - machając lekceważąco ręką. Amras też wątpił, by rzekome wieści o planowanym ataku na kraje Północy były prawdziwe.


(teraz możecie opisać jak się wasze postaci czują, jakie wrażenie i emocje towarzyszyły im przy poznawaniu domu, i o rozmowach z Mracelle. Helyas może np. zagrać jakąś pieśń, Dearien wypalić jakimś żartem, Dralann...no...ta niech lepiej się nie odzywa xD A Szifer przybliżyć rozmowę z kobietą o szczegóły )




Opis Marcelle jest autorstwa mojej świetnej znajomej, Alicji, za co jej też zresztą chciałbym z całego serca z tego miejsca podziękować


Amras x
Sigion
Dralann
Yevereth
Dearien
Helyas


-----------------------------------------------------------------------------------------------



http://oi62.tinypic.com/lzmtx.jpg

___

A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka!
We mnie..."
___

Offline

 

#2 2011-12-01 19:34:59

 Dearien

http://fotoo.pl//out.php/i126697_za-yadminh.jpg

22692500
Skąd: Ziemie Pomorskie
Zarejestrowany: 2010-07-25
Posty: 812
Punktów :   -39 

Re: V - Xortdani

Stawiając kroki na parkiecie posępnego dworku, Dearien coraz bardziej ulegał jego urokowi. O ile podczas swojej tułaczki nasłuchał się niemało o wszelakiej magii i czarodziejskich stworzeniach, nijak nie wiedział jak zachować się w obliczu pani cudownie pięknej, a zimnej zarazem, niby upadły anioł. Postanowił tedy, że da się ponieść chwili - "będzie jadł, co mu podadzą, pił, co naleją i chędożył, co chętne i piękne", jak to zwykli mawiać jego podobni jemu przyjaciele. Taka filozofia wielu z nich zabiła, ale każdy ginął z promienną twarzą. Gdy doszli do królewsko zastawionego stołu, przytknął lewą dłoń do czoła i wyszeptał krótką formułkę dziękczynną do Monocearosta i zajął miejsce po lewej stronie stołu niedaleko elfa i czarodziejki. Zauważył, że trunek w jego pucharze stale zmienia smak i konsystencję. Skupił się przez chwilę, myśląc o jęczmiennej Whisky, a wnet naczynie po brzegi spłynęło brunatno złotym, klarownym napojem. Bawił się tym przez chwilę, pijąc na zmianę rum, kawę, wodę mineralną, piwo i sok z czereśni. Uważnie spoglądając na panią domu, przysłuchiwał się jednym uchem jej rozmowie z Sigionem. Złapał się na tym, że ukłuła go lekka zazdrość o jego wysokiego, przystojnego towarzysza . Zanim zdołał się ustatkować, postanowił podjąć dyskusję. Kiedy najemnik opowiadał o domniemanej wojnie z Nilfgardem, poruszył sprawę uczestnictwa Skellige:
- (...) a najemnicy w ich służbie cieszą się ponoć sporą swobodą. Korsarze pomogą którejś ze stron, jestem pewien.
Słysząc to, Dearien dość poważnie spojrzał na Sigiona, a odezwał się do niego w te słowa:
- Oj, przyjacielu. Masz wadliwych informatorów. Choćby na tronie Kontynentu zasiadły zerrikańskie Tse-Tse, oligarchia z wysp nie ruszy swojego zaprawionego w bojach tyłka. Nie po tym, co przyniosły w tamte strony ostatnie dwie burzliwe dekady. - Pociągnął łyczek ze zdobionego pucharu, po czym skonkludował - coś o tym wiem. Wyłapawszy nieodgadnione spojrzenie pani domu, skłonił się lekko, a następnie odezwał się zmieniając temat:
- Bardzośmy wdzięczni za ten posiłek, toteż może nasz towarzysz Helyas - wskazał otwarta dłonią barda - pomoże nam odprężyć się przy muzyce?


http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRxqPgBW4QmpI3ZFVP7mbg9rDykFP8FmXlmOK2apVAdGOA1TqAf

Offline

 

#3 2011-12-01 21:51:26

 c4wjajach

Użytkownik

48946049
Skąd: Za daleko...
Zarejestrowany: 2011-05-28
Posty: 2546
Punktów :   -1 
.: spam-master

Re: V - Xortdani

Posiadłość zrobiła na bardzie duże wrażenie, ale to dziwne uczucie zniknęło gdy tylko zobaczył nietypową choć piękną kobietę. Kiedy Amras przywitał się, bard podszedł i skłaniając się pocałował ją w dłoń, jak przystało na gościa pani tak wielkiego dworu. Wnętrze było niesamowite. Helyas usiadł przy stole i zauważając co robi żeglarz, zaczął cieszyć się także swoim kielichem. Co chwilę zmieniał trunek i w końcu przy dwudziestym odstawił naczynie. Mało kiedy mógł popić dobre, drogie alkohole więc wybierał tylko te, na które go nie stać. Na bogów!- pomyślał- Jeżeli nie wyjdę stąd z tym kielichem, to nie wiem co zrobię! Poza tym nie robił zbyt wiele. Zagrał jeden kawałek na lutni, pił, zerkał na kobietę, pił i zerkał na kobietę . Nagle jego rozmyślania nad cudownym naczyniem przerwał głos pirata.
- Bardzośmy wdzięczni za ten posiłek, toteż może nasz towarzysz Helyas - wskazał otwarta dłonią barda - pomoże nam odprężyć się przy muzyce?
Helyas nie miał ochoty na grę, ale widząc, że sporo oczu zwróciło się już na niego, zdjął lutnię z pleców, wyjął kostkę z kieszeni i zagrał ładną, dość długą balladę pod tytułem "Okruch Lodu", opowiadającą o pewnej znanej elfickiej legendzie. Kiedy skończył postanowił włączyć się w rozmowę.
- Niezwykła okolica.- zwrócił się do kobiety- Choć bardzo pusta.
- Cenię sobie prywatność.- odparła tamta.
- Widać. Choć muszę przyznać, że gdybym mieszkał w takim pałacu, to sam nigdzie bym się nie ruszał. Można spytać, cóż to za wspaniałe naczynia?
Odpowiedziała mu, ze są z bardzo daleka, a następnie uraczyła wszystkich opowieścią o tym, skąd pochodzą.
Ciekawe czy poza domem też działają- pomyślał bard. Coś go niepokoiło w tym dworze. Nie był zwyczajny na pewno, ale kto wie, możliwe, że ta kobieta może nawet nie być kobietą. Wiele się nasłuchał opowiadań o wszelkich bruxach zmieniających postać, alghulach nawiedzających opuszczone dwory itp. Lepiej mieć ją na oku... a to nic niemiłego. Ciekawiło go tylko jaki nocleg ona im zagwarantuje. Póki co zapowiada się na ładny luksus.

Offline

 

#4 2011-12-01 22:12:36

 Szifer

Użytkownik

9810473
Zarejestrowany: 2011-02-06
Posty: 5022
Punktów :   -5 

Re: V - Xortdani

Sigion nie bał się domu. W Mahakamie nauczyli go powstrzymywać swój strach. Zdarzało się, że i niektórzy krasnoludowie zazdrościli mu odwagi. Jednak nie przewidział tego, że panią domu będzie tak cudowna kobieta! Zawsze miał słabość do kobiet... Nie, nie bał się ich. Łaknął ich towarzystwa. Łaknął go, od... od kiedy wyszedł z Mahakamu. Cenił krasnoludzkie kobiety, nawet potrafił dojrzeć w ich urodzi to, co widzieli i krasnoludowie, jednak nigdy nie spotkał istoty piękniejszej niż kobieta. A ta kobieta była chyba najpiękniejsza, jaką w życiu widział. Widywał już piękne elfki, jednak żadna z nich nie zrobiła na nim aż tak piorunującego wrażenia. Wypowiedziała swoje imię, Marcelle. Sigion powtarzał je cały czas w myślach. Był zadowolony, że ta niemal boska istota nalegała, aby siedział przy niej. Zrobił to z przyjemnością. Przez chwilę pomyślał, że coś tu nie pasuje, jednak te myśli szybko przeminęły, a w ich miejsce pojawiła się Marcelle. "Przecież nie wszystko na tym świecie musi być złe... A już na pewno nie ona." Poprosiła, aby zrelacjonował jej sytuację, jaka panuje na kontynencie. Opowiedział jej wszystko co wiedział, razem se swoimi domysłami. Kiedy kończył przerwał mu Dearien. Spojrzał na niego złowrogo, jednak szybko się opanował. Dopiero sobie przypomniał, że jest tu razem z drużyną. Zaraz potem Helyas zagrał długą balladę. Sigion nie miał nastroju bawić się kielichami, które same się napełniały. To była wytrawna kolacja, a on pił wytrawne Yst Yst. No i patrzył jej w oczy, a jego serce biło mocniej, kiedy ona odwzajemniała to spojrzenie...



Amras x
Sigion x
Dralann
Yevereth
Dearien x
Helyas x


https://scontent-arn2-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/12366224_963531483722707_6375285450185723831_n.jpg?oh=cc08e9a6a1a9d6bb7f613cf50b9847d7&oe=571886AD

Offline

 

#5 2011-12-02 14:59:20

 Radosny Rabarbar

http://oi60.tinypic.com/2zp2j5c.jpg

13204951
Skąd: Tam,gdzie diabeł mówi dobranoc
Zarejestrowany: 2011-04-12
Posty: 2502
Punktów :   -17 
WWW

Re: V - Xortdani

Coś byłonie tak...
Uszy jej konia przylagały płasko do czaszki. Zwierze stąpało sztywno i niechętnie, rozglądając się bacznie wokół.
Coś było nie tak.
Zsiadła z konia, poklepała po szyi, nucąc spokojna melodię. Nie podobało jej się to miejsceKiedy Amras zapukał do drzwi, była przygotowana na wszytko.
Lecz nie na to, co zapbaczyła.
Drzwi otwarła im pięknakobieta, wystrojona tak, jakby spodziewała się przybycia gości. Czarodziejka, owszem, potrafiła robić użytek ze swojego wyglądu i płci, kiedy wymagała tego sytuacja, ale niewątpliwie miała przed sobą mistrzynię w tym fachu. W jednej chwili poczuła się nikim, spoglądając na jej lśniące włosy, wymalowaną twarz, nieskazitelny, kosztowny ubiór, mimowolnie porównując za sobą - ze swoimi pozlepianymi w strąki, mokrymi od eszczu, matowymi lokami, brudna, poraniona, stojąca przed panią domu w przemoczonym, tanim okryciu, z którego nie chciały zejść plamy krwi ofiar.
Wysłuchawszy przemowy elfa, pani domu wpuściła ich do środka. Yevereth przekroczyła próg domu z mieszanymi uczuciami.
Choć dom nie wyglądał zachęcająco z zewnątrz, wnętrze aż uderzało klasą i przepychem. Zaęli miejsca przy suto zastawionym stole. Usiadła międzyu Helyasem, a Amrasem - jej zdaniem i tak znacznie za blisko kobiety.
Patrzyła z pobłażaniem na barda i pirata,bawiących się swoimi kielichami, oraz na całą męską część drużyny, na której Marcelle wywarła pozytywne wrażenie. Wszystko wyglądało pięknie, wrcz idealnie...
"A kiedy cokolwiek wygląda idealnie, to na pewno takie nie jest."
Kolejny raz musiała okazać wdzięczność ojcu, który podczas jej pierwszych lat dzieciństwa, nim została posłana do Aretuzy, nauczył ją bardzo wiele przydatnych rzeczy.
Nieufnie patrzyła na swój kielich. Postanowiła wstrzymać się z pochłanianiem dużej ilośći oferowanych tu trunków i pożywienia. Nie ufała tej kobiecie. Zaczęła się zastaniawiać kim, lub czym ona jest. Nie, nie traktowała jej jako jakąkolwiek potencjalą konkurencję. Ceniła sobie niezależność.
Marcelle poprosiła Sigiona o zrelacjonowanie obecnej sytuacji na Kontynencie. Yevereth dorzucała co jakiś czas nic nie znaczące uwagi, by częściowo sprawiać wrażenie, że jest tak samo zauroczona miejscem jak reszta.
- (...) a najemnicy w ich służbie cieszą się ponoć sporą swobodą. Korsarze pomogą którejś ze stron, jestem pewien.
Słysząc to, Dearien dość poważnie spojrzał na Sigiona, a odezwał się do niego w te słowa:
- Oj, przyjacielu. Masz wadliwych informatorów. Choćby na tronie Kontynentu zasiadły zerrikańskie Tse-Tse, oligarchia z wysp nie ruszy swojego zaprawionego w bojach tyłka. Nie po tym, co przyniosły w tamte strony ostatnie dwie burzliwe dekady.
Mordercze spojrzenie Sigiona najpewniej wypaliło by dziurę w Dearienie, kiedy ten podważył jego słowa. Najemnik na szcząścei w porę się opamiętał, zauważając, że nie jest sam.
Czarodziejka miała zamiar jak najszybciej uciec z tego przepełnionego dziwną, potężną magią domu. Miała nadzieję, że nie tylko ona jedna...


Amras x
Sigion x
Dralann
Yevereth x
Dearien x
Helyas x

Offline

 

#6 2011-12-02 16:21:37

Sarumo

Moderator

4806825
Skąd: warmińsko-mazurskie
Zarejestrowany: 2011-09-14
Posty: 2104
Punktów :   36 
WWW

Re: V - Xortdani

Jakoż, że nie wiele miała okazji, na spędzanie tylu godzin w siodle, Dralann była cholernie znużona. Ten jeden raz powinna pogratulować elfowi za załatwienie miejsca spoczynku. Weszła do tego pięknego i ponurego dworku zmęczona i bez lęku, a równie piękna właścicielka wydała jej się bardzo uprzejma. Podejrzanie uprzejma. Nie zajmowała się już tym jednak, gdy zobaczyła bajecznie zastawiony stół.
Jej drużyna zajęła się opowiadaniem historyjek ze świata przeuroczej gospodyni. Przyznała się, że opychając się pieczenią sama podsłuchuje i to ze sporą ciekawością tych opowieści. O większości nie miała kompletnego pojęcia. Dama, która ceniła sobie prywatność z miłym uśmiechem wysłuchiwała wszystkich uprzejmie.
Może ją trochę zniesmaczyła, gdy Dralann po popitce głośno beknęła, ale nie dała po sobie tego poznać.
Uśmiechnęła się więc i kołysała do melodii wygrywanej przez barda.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


There is a pleasure in the pathless woods,
There is a rapture on the lonely shore,
There is society where none intrudes,
By the deep Sea, and music in its roar:
I love not Man the less, but Nature more

Offline

 

#7 2011-12-02 19:24:51

 c4wjajach

Użytkownik

48946049
Skąd: Za daleko...
Zarejestrowany: 2011-05-28
Posty: 2546
Punktów :   -1 
.: spam-master

Re: V - Xortdani

Helyas siedział patrząc na kielich... kielich... kielich... Dopiero po chwili przypomniało mu się, że jest tam gdzie jest. Nawet jeślion nie zadziała to na pewno będzie o tym ballada. Spojrzał jeszcze raz po kolei na każdego. Amras wyglądał jakby się nawalił albo coś bo cały czas nie odzywał się ani nic tylko jadł i pił. Dralann była całkowicie spokojna jakby była w domu. Sigion... był nieobecny. A ona... wyglądała dziwnie. Kiedy na niego patrzyła czuł się nieswojo. Zdecydowanie wolał kiedy to on patrzył na nią. Kiedy wreszcie pokaże im pokoje? Musi przejrzeć ekwipunek, wcześniej nie miał czasu. W końcu pomyślał, że dla zabicia czasu coś zagra. Zaczął grać swoją balladę pod tytułem "Łza dla cieniów minionych".

Wiem, wiem. Kat. Wybaczcie.

Offline

 

#8 2011-12-03 20:10:49

 Dearien

http://fotoo.pl//out.php/i126697_za-yadminh.jpg

22692500
Skąd: Ziemie Pomorskie
Zarejestrowany: 2010-07-25
Posty: 812
Punktów :   -39 

Re: V - Xortdani

Słuchając ballady Helyasa, pirat tęsknie spojrzał gdzieś w nieokreślony punkt na ścianie. Błądził wzrokiem wśród starych obrazów, lamp i trofeów. Jego uwagę przykuła deska nosząca na sobie ozdobny napis: Elle Vanire. Zagapił się na nią nieco dłużej. Jakieś mętne wspomnienie zamajaczyło mu gdzieś na dalekim krańcu świadomości. Elle Vanire. I stara deska. Morskiemu podróżnikowi od razu skojarzyło się to z okrętem. Ale nie pamiętał, bo po wodach kontynentu pływała jakaś Elle Vanire w przeciągu ostatnich 20 lat. A ta kobieta (Marcelle) nie mogła być starsza niż 30... Jak grom uderzyła w niego genialna myśl. Wszystko zaczęło się logicznie układać. Wśród ludzi jego rodzinnej wsi krążył docinek: "Ty to masz szczęście jak dzieci z Verssusa". Podczas jednej z pomniejszych wojen na Skellige, aby uchronić niewinnych od rzezi, pewna kobieta zabrała wiele dzieci na pokład karaweli Verssuss, aby je wywieźć. Wszystko szło genialnie. Statek wydostał się cało wielu morskich potyczek, aż jakiś czas potem zaginął tajemniczo. Na rafie znaleziono jedynie jego szczątki oraz obgryzione przez ryby szkielety malutkich dzieci... Ta opowieść zawsze sprawiała, że w oku Deariena kręciła się łezka. A teraz przypomniał sobie, jak nazywała się kobieta - kapitan statku. To była Elle Venire. Nie potrzebował więcej dowodów. Mimo czaru, jaki rzuciła na niego niezwykła uroda tej całej Marcelle, podjął decyzję. Wstał, ukłonił się, po czym rzekł:
- Pani, pozwolisz, że wyjdę aby się obmyć po skończonym posiłku.
Nie czekając na odpowiedź, wyszedł, zamykając delikatnie drzwi. Nie minęło kilka minut, a potężny huk rozwarł wrota, które chwilę temu tak elegancko zamknął pirat. Stojący w nich korsarz dzierżył w dłoniach kilka sztuk oręża.
- Dziecko lasu! To chyba Twoje. - rzekł, rzucając Dralann jej łuk.
- Amras, pokaż mi w końcu jak sobie radzisz z mieczem, bo jak na razie to tylko szyłeś z dystansu. - elf złapał zręcznie swój miecz.
Czarodziejka sobie poradzi, ale zostali jeszcze Ci dwaj... Nie wiedział, czy może zaufać bardowi i najemnikowi. Byli porządnie zadurzeni w tej... kobiecie. Postanowił, że sztylet i topór zostaną w drzwiach. Sam pochwycił srebrny miecz, którym finezyjnie stłukł porcelanową wazę.
- Ty... brutalna dziwko bez honoru! Smakowały niemowlaki ze Skellige?! Zaraz wyjmę ich szczątki prosto z... - tu przerwał, bo stało się coś nieoczekiwanego. Z małych drzwiczek za krzesłem Marcelle wyszła drobniutka dziewczynka w brązowych lokach. Jej rumiane policzki wyglądały uroczo w świetle lamp naftowych. Miała na sobie nocną koszulę, a w dłoni trzymała szmaciana lalkę.
- Mamusiu, co to za hałas? - gdy odezwała się w te słowa, Deariena zamurowało...


http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRxqPgBW4QmpI3ZFVP7mbg9rDykFP8FmXlmOK2apVAdGOA1TqAf

Offline

 

#9 2011-12-04 13:14:39

 Amras Helyänwe

Administrator

7892318
Skąd: Stamtąd
Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 3484
Punktów :   -7 
.: Tu eşti dragostea vieţii mele.

Re: V - Xortdani

Amras złapał zręcznie rękojmę swego miecza. Wykonał efektowny obrót i łupnął, może nieco za mocno, pirata w potylicę. Ten, kompletnie zaskoczony takim obrotem sprawy, padł na podłogę, przykładając dłonie do czaszki.
- Pani wybaczy - zwrócił się do Marcelle, salutując mieczem. Ta, przerażona zdarzeniami, zasłoniła sobą małą dziewczynkę. - Mój kompan cierpi na rzadką chorobę, przytrafiającą się ludziom z Archipelagu Skelliege. Konkretniej, zaszkodziły mu morskie opowieści i długotrwały brak kobiet... Przez co czasami zachowuje się dość niestandardowo. Ma jednak wiele innych zalet. - Schował swój miecz do pochwy, po czym kontynuował. - Jeszcze raz, błagam o wybaczenie. Niefortunnie się stało, że przytrafiło się to akurat teraz, pani uroda jednak widocznie działa na nas wszystkich tutaj - rzekł z przepraszającym uśmiechem. Podał rękę piratowi, i pomógł mu wstać. Dość stanowczo poprowadził go na powrót do swego miejsca przy stole, samemu również siadając na swoim miejscu.
- Cóż... Rzeczywiście, źle się wszystko potoczyło. Jednak... - na twarzy Marcelle zagościł wyraz niezdecydowania., jakby walczyła sama ze sobą wewnętrznie. - Cóż, ten dom stanowi zagadkę także i dla mnie. Z wielkim zaciekawieniem wysłucham tej opowieści - zajęła na powrót swoje miejsce, biorąc swą córkę na kolana - może ona rzuci choć cień zrozumienia.
Po czym Dearien, drżącym głosem, opowiedział o nieszczęsnej historii. Nienawiść na jego twarzy zelżała tylko w niewielkim stopniu. Gdy skończył, zapadła długa cisza.
- Nie mieszkam w tym domu od dawna, jednak na skutek pewnych niesprzyjających okoliczności, zostałam zmuszona tutaj bytować. Nie miałam pojęcia, że ten kawałek drewna ma jakiekolwiek znaczenie. Muriel - kobieta pochyliła się, całując dziewczynką w czoło - nie jest moją prawdziwą córką. Przygarnęłam ją kiedyś, na trakcie. A teraz... Cóż, czas chyba udać się na spoczynek. Znajdziecie przygotowane sypialnie na piętrze - rzekła, po czym sama wyszła z pomieszczenia. Bohaterowie spojrzeli po sobie niepewnie.


Amras x
Helyas x
Dearien x
Sigion
Yevereth
Dralann


-----------------------------------------------------------------------------------------------



http://oi62.tinypic.com/lzmtx.jpg

___

A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka!
We mnie..."
___

Offline

 

#10 2011-12-04 13:57:27

 c4wjajach

Użytkownik

48946049
Skąd: Za daleko...
Zarejestrowany: 2011-05-28
Posty: 2546
Punktów :   -1 
.: spam-master

Re: V - Xortdani

Helyas wykorzystał moment i kiedy tylko Dearien wpadł w szał, schował kielich w półotwartym plecaku. Nie zdjął wcześniej nic z siebie, nawet buzdygan sterczał za jego pasem a kusza wystawała z plecaka. Nikt go nie zauważył. Uśmiechnął się do siebie. Nie zwlekając wstał i rzekł:
- Co tak siedzicie? Macie zamiar tu nocować?
Po tych słowach ruszył na piętro... jednak w myślach był zaniepokojony. Dearien mógł mieć rację. A kobieta nie wyglądała normalnie... córka też. Wchodząc instynktownie musnął palcami rękojeść miecza...
Nie ufał jej już tak. Wiedział, że coś się wydarzy... Tylko co?

Offline

 

#11 2011-12-04 14:13:41

 Radosny Rabarbar

http://oi60.tinypic.com/2zp2j5c.jpg

13204951
Skąd: Tam,gdzie diabeł mówi dobranoc
Zarejestrowany: 2011-04-12
Posty: 2502
Punktów :   -17 
WWW

Re: V - Xortdani

Czarodziejka wstała, widząc wbiegającego pirata z mieczem w dłoni. Nie przyłączyła się do żadnej ze stron - mogła się mylić co do Marcelle. Poza tym atakowanie kogoś, kto ich ugościł w jego własnym domu nie jest zbyt kulturalne.
Zamurowało ją na widok małej dziewczynki wychodzącej z drzwi zza krzesłem Marcelle. Skoro kobieta miała córkę...
- Muriel - kobieta pochyliła się, całując dziewczynkę w czoło - nie jest moją prawdziwą córką. Przygarnęłam ją kiedyś, na trakcie. - powiedziała Marcelle.
Ah tak, czyli to nie jest jej biologiczna córka. Cóż, czyli wracamy do punktu wyjścia.
- Dziękuję za ugoszczenie i jednocześnie przepraszamza zachowanie kompanów - Yevereth skłoniła się lekko przed panią domu i odeszła w kierunku schodów wiodących na piętro.
Nie tylko ona wiedziała, że nie wszystko jest w porządku.

Amras x
Helyas x
Dearien x
Sigion
Yevereth x
Dralann

Offline

 

#12 2011-12-04 19:57:20

Sarumo

Moderator

4806825
Skąd: warmińsko-mazurskie
Zarejestrowany: 2011-09-14
Posty: 2104
Punktów :   36 
WWW

Re: V - Xortdani

Dralann opuściła łuk. Mimo to wciąż podejrzliwie. Przy wejściu do domu była spokojna, ale słowa żeglarza wzbudziły w niej podejrzliwość i nieufność. Nie rozumiała dlaczego, to, że dzieciożerca ma córkę zwalnia ją z miana dzieciożercy. Spojrzała na ich elfa i Sigiona, jak na opętanych. Po tym wszystkim wcale nie miała ochoty spać w tym domu, udała się jednak na piętro.






(robie wolne miejsce )


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


There is a pleasure in the pathless woods,
There is a rapture on the lonely shore,
There is society where none intrudes,
By the deep Sea, and music in its roar:
I love not Man the less, but Nature more

Offline

 

#13 2011-12-04 21:52:37

 Szifer

Użytkownik

9810473
Zarejestrowany: 2011-02-06
Posty: 5022
Punktów :   -5 

Re: V - Xortdani

Sigion był zszokowany zachowaniem Deariena. Gdyby nie Amras, najemnik sam by mu przyłożył. Strasznie wstydził się za pirata. co prawda na razie, był mu najbliższym z kompanów, dlatego miał wątpliwości po czyjej stronie stanąć. Ot co. Miał wątpliwości. Najemnik. "To nie na moje nerwy".
- Pani, pozwól, że odprowadzę cię, do twoich pokoi, w ramach przeprosin. - spojrzał na malutką dziewczynkę. Nie wiedzieć czemu sprawiła mu ulgę myśl, że nie jest jej biologiczną córką. - Ciebie i Twoją córeczkę.
- Dziękuję, Sigionie, jednak powinieneś udać się d swoich pokoi. Bardzo to miłe z Twojej strony, jednak nie czuję urazy. Wszyscy jesteście zmęczeni i poddenerwowani, mimo, że tego nie pokazujecie. Powinieneś odpocząć. Z waszych opowieści wynika, że czeka was jeszcze długa droga...
- Zrobię, jak powiedziałaś, pani. - Sigion ucałował jej dłoń i ruszył w kierunku schodów zasmucony, iż nie może przebywać dłużej w towarzystwie pięknej Marcelle...


https://scontent-arn2-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xaf1/v/t1.0-9/12366224_963531483722707_6375285450185723831_n.jpg?oh=cc08e9a6a1a9d6bb7f613cf50b9847d7&oe=571886AD

Offline

 

#14 2011-12-05 16:51:04

 Dearien

http://fotoo.pl//out.php/i126697_za-yadminh.jpg

22692500
Skąd: Ziemie Pomorskie
Zarejestrowany: 2010-07-25
Posty: 812
Punktów :   -39 

Re: V - Xortdani

Z chustką wypchaną stołowymi nożami, które zabrał z kredensu w swoim pokoju, Dearien wyszedł na korytarz. Stary zegar z kurantem wybijał trzecią w nocy. Do pokoju elfa było niedaleko.

Gdy stanął przed drzwiami elfiej izby i wyciągnął rękę by dotknąć klamki, coś chwyciło go za ramię.
- Czekaj. - szepnął niewieści głos zza jego pleców. Pirat rozpoznał w nim jego towarzyszkę, Dralann. Obrócił się i uważnie obejrzał dziewczynę. Cieszył się, że w tę upiorną i cichą noc nie musi oglądać jej w tej niedźwiedziej masce. Ponad to, wcześniej zażyła kąpieli, jak zresztą wszyscy w drużynie. Zdziwiło go jednak, co ona może tutaj robić.
- Hę? - odparł półszeptem.
- Musimy, eee... - Dralann nieco łamał się język - trzymać się razem. Nie mam zamiaru zaufać tej potworzycy, a jeśli reszta drużyny będzie ją chronić...
Mimo, że nie przepadał za tą nadpobudliwą panną, Dearien uśmiechnął się na wieść, że ktoś go popiera.
- Masz rację. To monstrum trzeba zniszczyć. Nie mniej jednak ciekawi mnie, co robisz przed drzwiami Amrasa o trzeciej w nocy. Zdradzisz mi ten sekret?
- Chciałam mu przywalić w nos. - powiedziała z typową dla siebie beznamiętnością.
- Tego nie zrobisz. Nie tej nocy. Dzisiaj nic mu się nie stanie. Ale możesz mi pomóc go... zabezpieczyć.
- "Zabezpieczyć"?
- No wiesz, tak, żeby nic mu się nie stało, aż ktoś nie zdejmie "zabezpieczeń". - Pirat uśmiechnął się nieśmiało.
- Dobra. Cosik tam możemy razem sklecić. Niejeden raz "zabezpieczałam" ludzi.
Uśmiechając się nieco szerzej, korsarz bezszelestnie otworzył drzwi wpuszczając dziewczynę przodem. Elf leżał na łóżku w pozycji wskazującej na to, że padł z wyczerpania. Widać było jednak, że ma sen niezwykle czujny. "To będzie dopiero trudna zabawa" - pomyślał spoglądając na chustkę i tuzin noży, które leżały teraz na podłodze.
- Wiesz, ... - Dearien nie miał pojęcia jak mówić na towarzyszkę.
- Dralann - odparła ta, wzdychając.
- Wiesz, Dralann, jeśli nie odpowiada Ci nastrój w kompanii, to... to zostaniesz z tym sama. Bo ja odchodzę. Tej nocy. Jak po kąpieli minąłem na korytarzy Sigiona, to myślałem, że mnie przewierci wzrokiem... Ale mniejsza o to. Chcesz ze mną uciec?
- Ano, uciec to ja mogę zawsze. A co mi jeno przyjdzie z twojego towarzystwa?
Dearien chrząknął cichutko. Nie wiedział co odpowiedzieć, a w gruncie rzeczy chciałby podróżować z  tą dziewczyną.
- Eee... możemy, nie wiem... Na przykład... - w tym momencie Amras zasapał przez sen. Zabrali się do pracy.

Kilka chwil potem elf obudził się w pozycji co najmniej niewygodnej. Leżał na wznak na drewnianej podłodze, a jego kostki, szyja i przeguby były przyszpilone do ziemi wbitymi w deski na krzyż nożami. Usta zakneblowano mu grubą chustką. Kiedy otworzył oczy, zapłonęła w nich nienawiść. Został ewidentnie upokorzony. Przez ludzi.
- Witaj. - rzekł spokojnie Dearien. - Nie ruszaj się, bo się potniesz, a wtedy wykrwawisz i umrzesz. Tego byś nie chciał, prawda? Mój kompanie... pamiętasz jak wstępowałem do drużyny? Tak niedawno. Ledwie kilka dni temu. Mówiłem wtedy, ze przyłącze się aby obserwować barda. Teraz dokonałem zemsty, a właściwie dokonał tego Helyas. Ciredan nie żyje. Nie jesteście mi już potrzebni, a ja nie jestem potrzebny wam. Wiesz, zrobiłeś ze mnie śmiecia. Wzgardziłeś ostatkiem przejawu wrażliwości w... Criesanglerze. Ostatecznie jednak jestem zadowolony z tak spędzonych kilku ostatnich dni. Bywaj, druhu Amrasie. I przekaż Sigionowi, żeby robił mniejsze węzły i skręcał linę przy końcu przed zadaniem ciosu. To ja lecę.
Pirat wstał, strzepnął kurz z kolan i spojrzał na Drlann, której Amras zobaczyć nie mógł, gdyż stała ona za jego głową.
- Teraz wybór należy do ciebie. Ja ruszam za kilka minut. Koń już gotowy.  - na pożegnanie uniósł dłoń a następnie opuścił pomieszczenie nie zamykając drzwi. Przed dworkiem czekał jego wierzchowiec. Napojony i nieco wypoczęty, był gotowy do nowej wędrówki. W jukach znajdowały się suche ubrania, które zabrał z   komody w swoim pokoju, żywność na kilka dni, bukłaki z wodą, jedna butelka przedniego rumu, jego część zrabowanych pieniędzy oraz miecz i łuk pirata. Po raz ostatni spojrzał na drzwi dworku czekając na Dralann...



Dearien x
Amras
Sigion
Yevereth
Dralann
Helyas


http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRxqPgBW4QmpI3ZFVP7mbg9rDykFP8FmXlmOK2apVAdGOA1TqAf

Offline

 

#15 2011-12-05 18:20:48

Sarumo

Moderator

4806825
Skąd: warmińsko-mazurskie
Zarejestrowany: 2011-09-14
Posty: 2104
Punktów :   36 
WWW

Re: V - Xortdani

Gdy, Dearien opuścił pokój nie czekając nawet na nią, Dralann już wiedziała, że Amras zdążył się zorientować o jej obecności.  Kucnęła z lekka i skrzywiła się.
- Wiesz, co panie elfie, strasznie bym chciała ci w tego, zarozumiałego nochala wykrzywić, ale jak teraz tak tu leżysz zaspany, to aż serca ni mam. Nuż widać, że w tobie elfiego ducha nie wiele, aż za dobra jestem, wiem. Cóż, tyleśmy się widzieli, bywaj!
Natychmiast wybiegła z pokoju, poszła po swój łuk i pobiegła po schodach, które cholernie skrzypiały. Ulżyło jej strasznie, gdy znalazła się na chłodnym nocnym podwórzu. Teraz była już pewna, że dom był nawiedzony. Dearien stał przy koniach. Podeszła do niego i odnalazła swoją klacz. Miała przy niej swoje rzeczy i futro, którym szczelnie się opatuliła. Noc była zimna.
Wskoczyła prędko na swojego konia i wyjeżdżając już z dworku zwróciła się ku piratowi:
- Wiesz, dokąd chcesz jechać?
'Jesienno-mroźne noce ciche są i księżycowe' zanuciła pod nosem zasłyszaną w pewnej wiosce piosenkę. Napisał ją poeta, który przyjechał z dalekich wielkich miast, bo jak mówił chciał odpocząć. Tydzień po tym, jak go spotkała zamordowała go wioskowa złota młodzież, bo zobaczyła u niego na dłoni dwa połyskujące pierścienie.
-To jak, panie piracie?


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


There is a pleasure in the pathless woods,
There is a rapture on the lonely shore,
There is society where none intrudes,
By the deep Sea, and music in its roar:
I love not Man the less, but Nature more

Offline